Pod nami mieszka para. Młoda, 25-26 lat na sztukę. Co najmniej trzy razy w tygodniu mam ochotę wziąć patelnię, zejść piętro niżej i obojgu solidnie jebnąć w czerep. Oczywiście tego nie robię, nie uznaję przemocy, poza tym szkoda patelni, ale moc negatywnych uczuć, jakie budzą się we mnie za każdym razem, kiedy ich słyszę, bywa przytłaczająca.
I nie chodzi tu o wątpliwej jakości muzykę, jaką młodej parze zdarza się zapodać w piątek wieczorem.
Nie chodzi też o trzeszczenie łóżka przeplatane lakonicznym komunikatem o treści „dochodzę!”.
Nie chodzi nawet o imprezy, w trakcie których rozbrzmiewają legijne przyśpiewki z dużą liczbą niecenzuralnych słów.
Bynajmniej.
To, co w tych młodych ludziach mierzi mnie najbardziej to fakt, że siebie nawzajem nie szanują. Skąd to wiem? Bo mamy w bloku cienkie ściany, a ich salon mieści się dokładnie pod naszą sypialnią. Czy tego chcę, czy nie (a uwierzcie, że nie chcę) słyszę, jak na siebie krzyczą. W jaki sposób się do siebie zwracają. Po jakie epitety zdarza im się sięgnąć, żeby drugą osobę obrazić albo zranić. Słyszę trzaskanie drzwiami, wrzask przechodzący w rozpaczliwy pisk, zarzuty, wyzwiska oraz polecenie „-dalaj” w różnych konfiguracjach. Spierdalaj, wypierdalaj, się nie dopierdalaj… i tak dalej.
ĆPUNY
Słyszę ich, a oczami wyobraźni widzę swoje związki sprzed kilku lat. Toksyczne, rozwrzeszczane, pełne spektakularnych uniesień i jeszcze bardziej widowiskowych upadków. Związki, gdzie miłość zawsze szła w parze z nienawiścią, a przejście od stanu euforii do totalnej rozsypki zajmowało niekiedy kilka sekund.
Mówcie sobie co chcecie, ale to nie są normalne relacje. A przede wszystkim, to nie są relacje dojrzałe. Bo w dojrzałym związku, jest miejsce na ogień, namiętność i miłość, ale nie ma miejsca na krzyki, awantury i niewybredne epitety. Konfliktów nie rozwiązuje się za pomocą emocjonalnego szantażu, gróźb i „chodzenia na układy”. Robi się to, rozmawiając, komunikując swoje potrzeby i oczekiwania, słuchając partnera i próbując na spokojnie, wspólnymi siłami znaleźć rozwiązanie. Niby to wiemy, prawda? A jak często o tym zapominamy?
Musiałam rozpieprzyć w drobny mak dwie wieloletnie relacje, następnie zostać sama na jakiś czas, a na końcu poznać M., żeby w końcu dotarło, o co chodzi w byciu z drugim człowiekiem. Nie wyzywamy się, nie krzyczymy, nie obrażamy. Rozmawiamy, dajemy sobie czas na przemyślenie spraw, przytulamy się. Jest spokojnie. Jest normalnie. Oczywiście, na początku brakowało mi rzucania talerzami, trzaskania drzwiami i wszystkich tych rozpaczliwych scen pełnych napięcia i dramaturgii. Bo do tego przywykłam, bo w takim domu się wychowałam, bo taki wzorzec wyniosłam i do 30 roku życia sama wchodziłam właśnie w takie związki. Związki, które się ćpa, od których nie da się uwolnić i które niszczą. Całe szczęście w porę dotarło, że to strasznie pojebane jest. I że coś z tym jednak trzeba zrobić.
GŁOWA
Nawet, jeśli młodzi spod dziesiątki zakończą swoje tango, i tak wpakują się w kolejną toksynę, bo po prostu mają do tego predyspozycje. Dopóki nie będą chcieli zmienić czegoś w sobie samych, dopóty będą wchodzić w relacje, które ciągną na dno. Tak działa mechanizm uzależnienia. A od toksycznych związków można uzależnić się równie mocno, co od ćpania. I tak, jak w przypadku ćpania, zmiana musi zadziać się w głowie nałogowca. To on musi mieć dość, musi być zmęczony swoim dotychczasowym życiem, musi chcieć coś zmienić z pełną świadomością, że ta zmiana powinna zacząć się od niego samego.
Ciężki to proces, uwierzcie mi. Często wymaga konsultacji, kilku(dziesięciu) wizyt u psychologa, ogromnej determinacji i wysiłku, bo niełatwo jest wyzbyć się schematów pielęgnowanych latami. Ale warto. Dla samej świadomości, że pracujesz na jakość swojego życia, na to, żeby z drugim człowiekiem stworzyć szczęśliwy, solidny związek. Taki, który nie rozpieprzy się na pierwszym zakręcie.
ŚCIANA
Ostatnio na facebooku ktoś ze znajomych udostępnił zdjęcie ściany. A na tej ścianie był napis.
W tym domu jesteśmy szczerzy. Mówimy przepraszam. Popełniamy błędy. Wybaczamy. Dajemy drugą szansę. Jesteśmy cierpliwi. Lubimy się bawić. Tworzymy wspomnienia. Kochamy.
Przeczytałam to i pomyślałam, że właściciele ściany muszą być bardzo szczęśliwymi ludźmi. I że jeśli kiedyś założę rodzinę, to chciałabym stworzyć taki właśnie dom. Ciepły, otwarty, pełen miłości, radości, empatii i zrozumienia dla drugiego człowieka. Bo w końcu jesteśmy ludźmi.
Tak więc szanujmy się.