Ból dupy Pana Dominika

Wczoraj trafiłam na tekst, który najpierw podniósł mi ciśnienie i cisnął na usta parę soczystych kurwmaciów, a potem kazał się zastanowić nad granicą ludzkiej medialnej tępoty, ignorancji i nieodpowiedzialności w ferowaniu wyroków. Sporo mamy w tym kraju domorosłych specjalistów wypowiadających się na tematy, o których nie mają pojęcia. Jeszcze więcej jest jadu wynikającego z klasycznego bólu dupy, zawiści albo maskowanego poczucia niższości. Nie wiem, na które z powyższych cierpi Dominik Zdort, ale z pewnością stylistyka jego wypowiedzi nie przystaje felietoniście jednego z wiodących (Rzepa) dzienników w Polsce. Przystaje natomiast blogerowi, który z natury powinien być subiektywny. Dlatego dziś, moi mili, dziś będę subiektywną suką.

 

W wielkim skrócie: dziennikarz, choć sam nie biega, postanowił upuścić trochę jadu na biegaczy. Powody? Po pierwsze, przeszkadzają mu utrudnienia w ruchu ulicznym podczas biegów masowych. Po drugie, bieganie w pojęciu pana Zdorta to sport dla półmózgów – nie to, co rower, na którym sam jeździ. Po trzecie, dziennikarz – zdeklarowany katolik, bieganie porównuje do swego rodzaju pogańskiego kultu czy też religii niższej kategorii. Pozwólcie, że zacytuję.

 

Nie znam się, to się wypowiem


Nie biegam. Nigdy tego nie lubiłem i nie zdołał mnie namówić nawet mój młodszy brat, który jest wielkim fanem tego sportu (…).

Nie wiem, jakie studia kończył pan Dominik i gdzie zdobywał doświadczenie dziennikarskie. Mnie uczyli, że jeśli piszę na temat, o którym nie mam bladego pojęcia, powinnam: a. zrobić porządny research, b. zdobyć informacje z wiarygodnych źródeł, by mieć podstawowe rozeznanie w temacie c. skonsultować się ze specjalistami, co pozwoli mi zweryfikować poglądy i powołać się na ekspercką wiedzę.

Widzę, że Pan Dominik nie odrobił lekcji.

Już sama nazwa „półmaraton” wywołuje mój protest. Trasa maratonu to 42 kilometry, i jeśli ktoś biegnie 21 kilometrów, to biegnie właśnie tyle – i z maratonem to nie ma nic wspólnego. Na tej zasadzie można mówić o biegu na nieco ponad 10 kilometrów jako o ćwierćmaratonie, a o biegu na 4200 metrów, że to decymaraton (albo jakoś tak). Jak rozumiem, nazwę „półmaraton” wymyślono w czasach politycznej poprawności po to, żeby nie urazić tych uczestników biegu, którzy na przebiegnięcie całej trasy nie mają siły.

Tak, panie Dominiku, to spiseg. Założę się, że maczał w tym palce ten lewak, Michnik, do spółki z Jaruzelskim. I TVN-em. I Tomaszem Lisem. Tak, na bank Lis ma z tym coś wspólnego, w końcu sam biega półmaratony.  

A poważnie: nie śmiałabym szydzić ze sportu, którego nie uprawiam. Może gdyby pan Zdort miał w sobie na tyle pokory (i jaj), żeby zacisnąć zęby i na własnej skórze sprawdzić, jak to jest przebiec 21 kilometrów w dobrym czasie, to teraz nie dywagowałby o zasadności ogólnie przyjętego nazewnictwa dyscyplin sportowych i biegów ulicznych. Jednak biorąc pod uwagę aparycję pana redaktora wnioskuję, że jedyne doświadczenia biegowe, jakie w życiu miał, wiązały się z truchtem do spożywczego: po smalec, chleb i kiełbasę.

 

Siła subtelnej umysłowości


Nie chciałbym tu nikogo urazić, ale bieganie zawsze uważałem za rozrywkę dla ludzi (wybacz, Pawle, jestem pewien, że Ciebie to nie dotyczy) o, powiedzmy, niezbyt subtelnej umysłowości.

Subtelna umysłowość pana redaktora onieśmiela, podobnie jak jego rozszalałe IQ, którym biczuje mój mały biegowy rozumek.

Proszę mnie nie pytać, na czym polega różnica, ale wolę rower – każdego wieczoru bez problemu pedałuję po kilkadziesiąt kilometrów, a już 5 minut biegu powoduje u mnie poczucie nudy i kompletnego odmóżdżenia.

Fakt. Za każdym razem, kiedy wracam z biegania, ślina cieknie mi po brodzie, a mocz spływa po kolanach. Jak tak dalej pójdzie, za miesiąc wyląduję z powrotem w macicy mojej matki.

 

Pogańskie pomioty i ich święte Najki


Mam jednak znacznie lepszy i bardziej racjonalny powód, żeby nie lubić biegania – drażni mnie to, że w ostatnich latach zostało ono wyniesione do poziomu religii. To już nie bieganie, to raczej „biegactwo”, którego uprawianie nie jest sportem, ale wyznaniem wiary. Znam niezmiernie zapracowanych ludzi, którzy nie mają czasu, aby raz w tygodniu spędzić w kościele trzy kwadranse, za to wstają codziennie przed świtem, aby pobiegać sobie przez dwie godziny.

Czy dziennikarz ma prawo krytykować jakąkolwiek grupę społeczną za odmienne poglądy? Równie dobrze mogłabym besztać tych, którzy wolą przez godzinę się modlić niż poświęcić czas na trening, bo w mojej hierarchii wartości sport stoi dosyć wysoko, w przeciwieństwie do Boga, którego nie ma tam wcale.

Jak każdy kult, ma „biegactwo” swoje święte przedmioty, których używa się przy sprawowaniu obrzędów. Ogromnie śmieszą mnie rozmowy biegaczy, na których trafiam czasem tu i ówdzie. Prowadzone w poważnym tonie długie dyskusje o najwyższej klasy gadżetach mierzących czas, puls i trasę za pomocą GPS, zakupionych w specjalistycznych sklepach za grube dziesiątki tysięcy złotych, o koszulkach i dresach z kosmicznych materiałów oddychających w tę i z powrotem, o kosztujących kilkaset dolarów superbutach ze skomplikowanymi systemami amortyzacji. I pomyśleć, że jeszcze podczas olimpiady w Rzymie w 1960 roku etiopski maratończyk Abebe Bikila zdobył złoty medal, przebiegając cały dystans bez butów. 

Tutaj Zdort ma trochę racji. Ludzie, którzy wykupują połowę sklepu biegowego, zanim w ogóle zaczną biegać, niestety istnieją, ale jest to jakiś marny procent biegowej społeczności. Większość biegaczy, jeśli już kupuje specjalistyczną odzież czy profesjonalny sprzęt, robi to z realnej potrzeby. Ciężko przebiec maraton bez dobrych butów, termoaktywnej koszulki i pulsometru. A wracając jeszcze do kwestii wygrywania zawodów na bosaka. Radzę panu Z. poczytać trochę o Etiopczykach, Kenijczykach i bieganiu naturalnym. Są ludzie stworzeni do biegania boso. Są i tacy, którzy bez odpowiedniej amortyzacji kończą z przetrąconymi kulasami. I tu wracamy do punktu wyjścia – zanim ogłosisz się ekspertem w danej dziedzinie, zgłęb ją, leszczu.

Kościoły i silne ruchy religijne zawsze budowały gmachy swoich świątyń na wzgórzu w centrum miasta. Pewnie więc i wyznawcy „biegactwa” chcą nam pokazać, że ich bóg jest najważniejszy.

Być może. Ale ich – w przeciwieństwie do pana – bóg nie opuścił. 

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • Lubię Cię wkurwioną.
    Zmiotlas pana Dominika :)

  • Anita Ograbek

    Czytając cytaty myślałam sobie momentami „nie, to niemożliwe”. Ale ludzie lubią się czepiać innych, szczególnie tych, którym nie potrafią dorównać. Chyba głównie o to w tym chodzi. Najpierw nagonka na rowerzystów, bo Masy Krytyczne blokują miasta. To jeszcze rozumiem, bo zamykanie ulic co miesiąc może być uciążliwe (chociaż i do tego można się przyzwyczaić i przemęczyć się 15 minut dłużej w drodze do domu). Ale biegacze? Co to komu przeszkadza? W Łodzi maraton jest raz w roku, w niedzielę, a i tak zawsze ktoś narzeka. Najzabawniejsze jest to, że najczęściej narzekają ludzie, którzy zwyczajnie są zbyt leniwi, by samemu się ruszyć (O proszę! Wystarczy wygooglać pana DZ i zobaczyć, jak bardzo potrafi zadbać o siebie!)

  • Mi bardziej przeszkadzają procesje na Boże Ciało. Nie dość, że blokują, to jeszcze są głośno!

    A co do Twojej polemiki, to się przyczepie. Zdaje się, że Pan Dominik felieton popełnił, a felieton jakoż i blog wyrażaniu opinii służy, trzech lat researchu nie wymaga :-)

    • Niby nie wymaga. Ale ja nawet, jak pisałam felieton, robiłam podstawowy research. Żeby nie wyjść na idiotkę. Widzę, że nie każdy ma taką potrzebę. A potem pierdoli, za przeproszeniem, farmazony. Bo inaczej nie da się nazwać tego, co popełnił Zdort.

      • Dokładnie. Nieraz miałam ochotę zaciążyć, aby móc się wypowiedzieć, ale dopóki nie jestem, nie daj borze, to nie wypowiem się. Bo nieraz w życiu się okazuje, że możemy być mocno przekonani o racji i nagle racja pryska.

  • Zawsze bardzo ceniłam czytanie wypocin ludzi którzy wiedzą lepiej o wszystkich, łącznie z zainteresowanymi z czym wiąże się ich aktywność.
    Ja ćwiczę poledance. Wiesz jakie rzeczy na swój temat i mojego „sportu” czytam i słysze?

    • Domyślam się. Pole dance fajna sprawa. Sama z chęcią zacznę, jak już nauczę się zarządzać swoim czasem pracy w 100% ;)

      • Polecam :)
        Moje zarządzanie leży ale na treningi (jesli nie mam skreconej kostki, migreny, pracy praz trzęsienia ziemi) znajduję czas zawsze. Bo to uzależnia :)

  • Co za młot… myślę, że obraziłem to narzędzie, ale jest na tyle delikatne, że mnie nikt nie zlinczuje

    • Konrad Boden

      I tu jest problem, bo Ty nie polemizujesz z tekstem, tylko obrażasz jego autora.

      Widzisz tę subtelną różnicę?

      • Tu nie ma z czym polemizować? Jak chodzenie do kościoła można porównywać do biegania? Jak ktoś może narzucać rację swojej drogi życiowej?

        • Konrad Boden

          Nie chodzi o to, że trzeba polemizować.
          Chodzi o to, że skomentowałeś
          wypowiedź Zdorta w sposób prymitywny, zrównujący Cię z nim. Sztuką jest
          polemizować, NIE OBRAŻAJĄC rózmówcy, nawet wirtualnego.

          Tobie się to nie udało.

          • Oddałem tylko stan umysłu. Sęk w tym, że najbardziej mnie denerwuje, że gość, który woli spędzić 45 minut w niedziele w kościele drwi z tych, którzy nie mają takiej potrzeby, a mają potrzebę biegania. Można nie lubić biegać rozumiem człowieka. Ja nie lubię chodzić do kościoła i mogę nie lubić, prawda?

  • Oliwka

    Puenta wybitna :] Uśmiałam się czytając tekst. Wielki szacunek, pani Pająk, za wytykanie błędów z humorem i klasą.

  • Ola

    Jako osoba, która trochę biegała, ba.. nawet się mocno zapaliła do biegania – niestety zdrowie i ortopeda nie pozwolili na spalenie całkowite, mogę się chyba wypowiedzieć ;-) Ze wszystkim co piszesz zgadzam się. Uważam że pan dziennikarz z tym nastawieniem mógłby napisać dobry artykuł nie obrażając biegaczy. Jeżeli chodzi o gadżety przydatne biegaczom, to powiedziałabym że to nawet lepiej że taka „branża” się wyodrębniła. Nie tylko przy bieganiu potrzebne są dobre buty i oddychające ciuchy. Dzięki modzie jest olbrzymia konkurencja a przez to każdy może znaleźć coś dla siebie w odpowiedniej cenie. Natomiast jest jedna kwestia, której nie pociągnęłaś i która mnie zawsze zastanawia. Mam wielu znajomych biegaczy. Tych od dziesiątek, półmaratonów i całych. Jak z nimi rozmawiam, większość twierdzi że woli biegać po „miękkim” czyli lasy, łąki, pola itp. To dlaczego te imprezy są organizowane w miastach? Bieganie po ulicach? Poważnie się pytam, bez czepialstwa. Ale potrafię zrozumieć osoby z dużych miast a zwłaszcza Warszawy, że chciały by mieć chociaż weekendy pozbawione korków. A przecież mamy takie piękne tereny zielone, imprezy biegowe mogłyby się przeciągać do wieczora, można zrobić pikniki, rodziny z dziećmi na łonie przyrody itp. itd.

    • Ciężko się ścigać na leśnej wąskiej ścieżce. Jest ryzyko spotkania 3 stopnia z drzewem ;)

      • Ola

        No, to do mnie przemawia;-) Jeszcze sobie pomyślałam że ciężej organizacyjnie byłoby to ogarnąć no i karetka w razie czego miała by trudny dojazd

    • mist

      Olu imprezy są w dużych miastach, by je promować i przyciągać ludzi. To się sprawdza, o czym doskonale wiedza organizatorzy – wystarczy spojrzeć na frekwencję we wspomnianym półmaratonie i ilość krajów z których zjeżdżają się biegacze. Nie trzeba zresztą do tego magicznej kuli, przykłady z całego świata pokazują, że tak to właśnie działa.
      Druga sprawa – miasta nie są dla samochodów, koniec i kropka. Cywilizowany świat już dawno to zrozumiał, ale nie oszukujmy się, pod pozorami cywilizacji u nas jest wciąż mentalna dzicz gdzie człowiek w samochodzie czuje się tak bardzo lepszy i domaga się więcej praw dla siebie. Tego to ja akurat nie rozumiem, no ale co handlowiec może wiedzieć o jeżdżeniu samochodem :>
      PS. Ja też bardziej lubię biegać w terenie, ale są to najczęściej małe biegi, z małym limitem uczestników i na drugim końcu świata, co sprawia, że łatwiej pojechać do dużego miasta, które jest 2 razy bliżej.

      • Anja Angelina

        Przy zamkniętych (kompletnie wyłączonych) ulicach nie ma znaczenia czy przemieszczasz się autem, autobusem, tramwajem..
        A tak z ciekawości.. Jako handlowiec czym się poruszasz po mieście? Skoro miasta nie są dla samochodów? Koniec i kropka?

      • Ola

        Zgadzam się, cywilizowane miasta czyli takie które maja świetnie zorganizowaną komunikację – nie są dla samochodów. Ale nie Warszawa. Po Londynie, Nowym Jorku, Paryżu, Madrycie, Budapeszcie itp. itd. podróżowanie komunikacją jest rewelacyjne. Po Warszawie absolutnie nie. I nie można też tak zero jedynkowo oceniać, ze miasta nie są dla samochodów. Jakby nie były to by je zamknięto. Trzeba myśleć o jednych i o drugich.

        • Adryjan

          Owszem mają świetną komunikację miejską ALE jak tylko wejdziesz tam do samochodu to postoisz w korkach po horyzont…..
          A prywatny samochód jest i będzie najbardziej popularnym środkiem transportu.

        • mist

          Olu jakoś do tej cywilizacji trzeba dążyć. I nie narzekaj na komunikację w Warszawie, bo w Polsce to mimo wszystko jedna z lepszych :P
          Aha – miasto nie było całe zamknięte (w końcu sam przyjechałem do Warszawy i dostałem się samochodem na sugerowane przez organizatora parkingi), a informacja o trasie, godzinach zamknięcia i otwarcia poszczególnych ulic była dostępna długo przed biegiem, zaś Ci co nie umieli szukać mogli dostrzec wiszące na trasie 1-2 tygodnie przed biegiem tablice z taką informacją. Sama chyba jednak wiesz jaka dzicz i agresja króluje za kierownicą.

      • Adryjan

        To w takim razie po co są samochody? I jakie konkretne miasta rozumiesz poprzez Cywilizowany świat?

        • mist

          Ola poniżej świetnie odpowiedziała jakie miasta. A Twoje pytanie a propos samochodów chyba nie odnosi się do mojej wypowiedzi bo ja nigdzie nie kwestionuję sensu ich istnienia.

  • Gochu

    Malwinko, nie denerwuj się tak. Pan z katolickiej rodziny to najwyraźniej nikt nie chciał ujawnić jego chorób umysłowych, żeby nie było, że go diabeł opętał. Spójrzmy na to wszystko ze zrozumieniem i dobrocią serca. Pan Dominik nie biega, bo go boli zakończenie pleców. Zrozummy, że są też osoby cierpiące na chroniczne bóle dupy i czepialstwo, zanik mózgu oraz na tzw. Zgredowatość starczą. I te osoby też trzeba uszanować. Oczywiście zamknąwszy je najpierw w klatce. Pod napięciem.
    Serio? Niektórym ludziom rozwój umysłowy zatrzymał się na poziomie skamieliny. Zabić to mało. Do mojego charakteru i postawy życiowej reakcja na takie pierdoły powinna polegać na olaniu sikiem prostym tej paplaniny, bo ludzie są głupi. Niemniej zawsze jak czytam takie coś, to wszystko się we mnie gotuje i mam ochotę roztrzaskać komuś głowę. Nic mnie tak nie denerwuje jak beznadziejne argumenty do beznadziejnej tezy. Zwłaszcza skierowane przeciwko zupełnie niewinnym ludziom.

    Pozdrawiam

  • Kasia Gdańsk

    brak mi słów po przeczytaniu tego co ten Pan napisał…..

  • Anja Angelina

    Malv..
    Biegam.. Tak delikatnie. Nieprofesjonalnie. Przez Ciebie :) Pamiętasz? Kręgosłup wysiadł rok temu, ale znowu próbuję. Dokładnie biegam od Twojego tekstu o tym bieganiu we wtorki, czwartki i w niedziele.. Mam nadzieję, że kręgosłup się nie zbuntuje.. Biegam dla siebie. Do innych biegaczy nic nie mam… Jednak wkurw maksymalny osiągam gdy pół Warszawy jest zamknięte z okazji.. maratonu, maratonu warszawskiego, biegnij warszawo… i chuj wie czego.. Ja wiem, że to imprezy weekendowe.. Ale tak się nieszczęśliwie złożyło, że w trakcie 90% tych imprez ja MUSZĘ mieć możliwość PRZEMIESZCZANIA SIĘ. Nie, to nie kaprys. To konieczność.

  • agnieszka

    oż ku.wa, tak absurdalne wypowiedzi wskazują, że Pan DZ jest ćwierćinteligentem. właściwie nie ma o czym/kim dyskutować. człowiek przerażająco niskich lotów…

  • przeczytałam artykuł. przeczytałam Twoją polemikę z tymże. no i w sumie rację masz, ale Zdort w końcówce swojego wywodu również (o reklamowaniu, o zarabianiu na tym niezłej kasy itp – ale na czym się teraz nie zarabia? na rowerach też zarabiają, a tego nie skrytykuje!).
    Mi trochę ten artykuł przeszedł koło tyłka, bzdury plecie w większości, ale jakoś mnie szczególnie nie rusza to. tzn. nie wzbudza we mnie aż takich emocji, żeby kurwiać itp. Ot, po prostu, jakiś ktoś mało lotny, napisał sobie artykuł, a że racji nie ma – wiele takich ludzi jest i wiele takich „artykułów” – trzeba z dystansem do tego podejść, bo inaczej życia nam nie starczy na to, żeby wszystkim się przejąć i powkurwiać. A gdzie czas na szczęście? lepiej się tym zająć, a idiotów olać ;)

  • Amen ;)

  • Serio, najgorsi są ludzie, którzy nawet nie spróbowali. Płytcy i bezmózgowi. Niech spróbuje, a później pisze. Może mu się nie spodobać, ale będzie wiedział, o czym mowa. Jak można ocenić jazdę samochodu nie wsiadając? Albo ciążę nie będąc w niej? Albo mówić, że mój sport jest lepszy?
    Za to ja nie lubię roweru od kiedy mam auto, bo uważam, że to bezmózgie pedałować gdzieś na pół gwizdka i lepiej się wybiegać, jeśli już wyjść z domu. No, bo pedałowanie nie ma sensu, wiedząc, że autem dawno bym była. Satysfakcja biegania jest większa. Dla mnie.

  • Kenijczycy nawet po górach chodzą na boso. Nosząc przy tym dziecko w chuście. I 10 litrowy dzban na głowie. Oni są nie do zajechania.

    PS. Świetnie Ci wychodzi bycie suką. Przy smalcu, chlebie i kiełbasie, oplułem monitor.

  • „Nie wiem, na które z powyższych cierpi Dominik Zdort, ale z pewnością stylistyka jego wypowiedzi nie przystaje felietoniście jednego z wiodących (Rzepa) dzienników w Polsce. Przystaje natomiast blogerowi, który z natury powinien być subiektywny.”

    Z moich obserwacji wynika, że obecnie dużo bardziej obiektywni są blogerzy niż „felietoniści”.

  • Porównywanie biegania do (jedynej i właściwej) religii – co za żenada. Boję się pomyśleć co by napisał pan Dominik po maratonie filadelfijskim, gdyby o 7.00 rano obudził go głośny doping kibiców za oknem. Że zamiast w kościele na mszy siedzieć to bezbożnikom w najkach salutują?

  • Felieton Zdorta jest tak zły, że aż musiałam sprawdzić kiedy został dodany – nie, to nie prima aprilis. Nieźle!
    W następnym odcinku: taternicy, alpiniści i inni ludzie chodzący po górach. Kiedyś to ludzie góry zdobywali w futrach z fok, a nie w jakiś fiu-bździu termoduperdopalaczowych kurtkach i gatkach.

  • Dominika

    Tepic krytykanctwo! Kiedy we mnie zbiera sie od czasu do czasu spora ilosc frustracji to zakladam najki i wybieguje caly jad, panu Dominikowi tez to polecam. Chyba ze dupa za duza. To nie.

  • Hirek

    Bardzo ciekawy tekst. Dziękuję za głos rozsądku. DO zobaczenia na trasie :)

  • Jorg

    Lofciam to. Choć może trochę za mało jeżdżenia po przygłupie. Chętnie przeczytałbym wersję bardziej hardkorową.

  • Jackhandleman

    Powiem tak: felieton ma prawo być subiektywny acz faktycznie stylistyka nie przystoi ogólnopolskiemu, opiniotwórczemu formatowi.

    Po części podzielam opinię D.Z. (co nie znaczy, że odmawiam biegaczom racji bytu!): w moim, subiektywnym odczuciu bieganie jest nudne. Jeśli komuś pasuje – proszę bardzo – każda postać aktywności fizycznej jest pozytywna. Osobiście wolę rower, który – jeśli jest górski a posiada się przy tym przynajmniej jako-taką tężyznę – ma praktycznie nieograniczony zasięg i „naturalne środowisko”: zdarzało się, że wyjeżdżałem ot, tak sobie, ciut do lasu a „zawoził” mnie kilkadziesiąt kilometrów dalej, nad jezioro, kusząc psychikę chochlikowatymi podpowiedziami „no, jeszcze ciut dalej! I jeszcze tylko kawałeczek!”. Taka rowerowa przygoda, trochę „hobbicia”, bo „nigdy nie wiesz, dokąd pedałowanie cię zaprowadzi”, parafrazując ciut. Biegania zaś – żeby bezpośrednio się odnieść – nie mogę sobie wyobrazić w warunkach leśnych, terenowych, po starych żwirowniach, korzeniach, rozbitych, leśnych duktach. Taki wykluczenie fascynującego otoczenia z powodów stricte technicznych mnie boli, więc wybieram dwa kółka.

    Czego faktycznie nie rozumiem, to sport-techowego gadżeciarstwa. No ale tu chyba w ogóle wyjątkowo – jak na mężczyznę mojego pokolenia – posiadam jakiś immunitet, elektroniczne zabawki nie kręcą mnie wcale: ani smart-TV ani smart-phone ani nawet stupid-PC. Elektronika musi mieć pewne parametry aby spełniać moje potrzeby ale nie rajcuję się „mocniejszym sprzętem” a na pewno nie kupuję dla głupiej zachcianki „chcieć-mieć”.

    • adam piotr korzeniowski

      Panie Jacku, z tym techno gadżeciarstwem to jest tak jak z rowerami, można kupić dobry rower za 1000 – 1500 złotych do jeżdżenia po lesie, ale już ktoś kto wyczynowo uprawia kolarstwo górskie na rower wydaje 10000 – 15000 tyś. Tak przy bieganiu można kupić buty z Lidla za 79 złotych, albo wysoko specjalistyczne obuwie do biegania, przeznaczone na różne warunki pogodowe, na różną nawierzchnię za kilka set złotych. A zegarki, pulsometry i GPSy pomagają w planowaniu treningów i kontroli nad organizmem.

  • olga

    ale przecież to nie jego pierwszy raz.

    http://www.rp.pl/artykul/1031208.html

    • Ręce, cycki, mózg. Wszystko mi opadło.

  • jan

    spiseg

  • Zbigniew Mamla

    „Proszę mnie nie pytać, na czym polega różnica, ale wolę rower – każdego wieczoru bez problemu pedałuję po kilkadziesiąt kilometrów, a już 5 minut biegu powoduje u mnie poczucie nudy i kompletnego odmóżdżenia” – widocznie jaki mózg takie odmóżdzenie…

  • jan

    Hej, skomentowałaś część „religijną”, pomijając całą resztę. A skupiając się na jedynej Twojej bolączce, umknęło Ci sedno wypowiedzi. Czyż nie uczyli Cię w szkole, że bieganie po betonie ma wpływ mocno niekorzystny na ścięgna i stawy? Lecz jak dupa boli, to dajmy upust jadowi, niech piszą: wow, jesteś super, niesamowite.

    • „Pomijając całą resztę”? Chyba ktoś tu ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem.

  • Piotrzkrakowa

    „Proszę mnie nie pytać, na czym polega różnica, ale wolę rower – każdego wieczoru bez problemu pedałuję po kilkadziesiąt kilometrów”

    Gdyby się jeździło co wieczór kilkadziesiąt kilometrów rowerem to by się wyglądało na BMI 20 a nie 40. A uczucie odmóżdżenia to z powodu braku tlenu.

  • sport w wielkim mieście

    podpisuję się pod tym. klaudia.

  • Boruta

    Bieganie boso to raczej nie kwestia urodzenia, ale techniki. Trochę więcej: http://forum.fight-club.pl/topics21/artykul-o-bieganiu-boso-vt4040.htm

  • Jakub Szpari

    No, no ciekawe nie powiem :) Cięta riposta – u mnie pełen szacun. Nie będę pisał górnolotnie bo nie na tym rzecz polega.
    Sam jestem katolikiem i nie mam problemów iść na 3 kwadranse do kościoła a potem 3 godziny biegać. Biegać po to, żeby się odmóżdżyć, rozładować czasami nawet wykrzyczeć.
    Bieganie jest dla mnie jakaś religią. Chrześcijanin kiedy chce być zbawiony musi kilka rzeczy robić. Biegacz aby biegać szybciej musi potrenować. Jakie to oczywiste.
    Zgadzam się również z tym, że wielu biegaczy najpierw idzie do sklepu w myśl zasady zastaw się a postaw się aby wyglądać cool. O to chodzi w bieganiu? Nie. No chyba, że chcesz być lepsza/lepszy od znajomych.
    Chociaż w kościele nie lepiej pod tym względem. Akurat jestem na etapie załatwiania pogrzebu dziadka. Wchodzisz do kościoła i słyszysz 250zł na opłaty dla organisty dla tego dla tametego plus 300-500zł dla mnie…
    Zastaw się i pochowaj mnie.
    I w takim przypadku, żeby za bardzo się nie wkurwiać co robię? Idę biegać! Panie Dominiku przepraszam ale w najbliższą niedzielę znowu będę Pana wkurwiał biegnać ulicami Warszawy w maratonie.
    Nie ważne ile, w jakim czasie. Ważne, że ruszasz dupe po to, żeby za jakiś czas nie szukać z pincetą czegoś co kiedyś było pod Twoim brzuchem. Wybierasz rower dla mnie nie ma problemu. Więc Ty nie miej problemu kiedy my biegamy.

  • Joanna Si.

    Odmóżdżenie po 5 minutach i nuda………więc Biedny Dominik nigdy nie zaznał uczucia Endorfin nic tylko współczuć……brawo Malwina ;)

  • Biegacz

    Trzeba ostrzec jaśnie wielmoznego pana redaktora że 13.04 startuje Orlen Warsow Maraton i znou szanowna „dupa” pana redaktora utknie w korkach :)

  • Wszystko byłoby na poziomie, bo wszak krytykowac konstruktywnie zawsze można ale w takim razie po co wycieczki ad personam? znam osobiście osoby, które wyglądają grubo, a nie wcinają smalcu z kiełbasą a do tego całkiem nieźle sobie w sporcie radzą. No ale faktycznie miało być w tonie subiektywnej suki.
    ;)

  • Oj popłynął gość… Ale jak sam zauważyła w pierwszym zdaniu, tak naprawdę najbardziej lubi wozić dupę autem i bolało go, że nie mógł spędzić niedzieli w aucie, bo ktoś śmiał zorganizować półmaraton.
    Faktem jest, że coraz więcej osób biega. Według mnie wynika to z faktu, że żeby zacząć biegać wystarczy tylko kupić buty, niekoniecznie muszą być najdroższe w całym sklepie, wskoczyć w spodenki i koszulkę (nikt nie umrze, jak nie będzie biegał na początku w odzieży termicznej) i wyjść z domu. Sport tani, a przyjemny – pozwala zachować formę, schudnąć i dobrze się bawić.
    Mnie bardziej drażnią pielgrzymki wędrujące ulicami miast i śpiewające, a raczej zawodzące i wstrzymujące ruch uliczny. Mimo, że jestem osobą wierzącą często mam ochotę otworzyć okno i wykrzyczeć im żeby zamknęli w końcu mordę albo otworzyć okno, gdy jadę autem i powiedzieć żeby spierdalali na chodnik.

  • Kamil Rybiński
  • Jestem pod wrażeniem. Przyrównać bieganie do pogańskiego obrządku to prawdziwy wyczyn. Trzeba jednak mieć mocne IQ, żeby wymyślić coś takiego, oficjalnie pan Dominik wygrywa internety.
    PS. Płakałam ze śmiechu przy tym tekście :D

  • Tomasz

    Cieszę się, że udało mi się wkur…wić Pana Dominika Zdorta. Lata biegania nie poszły na marne;)

    Zdort
    Zdort

  • Malvina, kocham Cię za ten tekst i lecę Ci flaszkę!

  • Konrad Boden

    Tak. Ma prawo się nie znać, ma prawo nie robić rozeznania przed pisaniem, ma prawo krytykować kogo chce i za co chce.
    To są wszystkie prawa, które od dłuższego czasu blogerzy niosą na swoich sztandarach.

    Pan Zdort bywa felietonistą, i w takich właśnie momentach ma dokładnie te same prawa co blogerzy, którzy swoją niewiedzę, ignorancję, indolencję, lenistwo, tłumaczą tym, że nie muszą.
    On też nie musi i zamiast wiedzieć co pisze, może pisać co wie,

    Jak blogerzy, zdecydowana większość z nich.

    PS
    Ma rację, Nazwa półmaraton ma nobilitować tych, którzy są za krótcy na maraton.

  • Paweł Domański

    Coooll, idę pobiegać. Facet nie miał się na czym (kim) wyżyć to pojechał po biegaczach. Mogę się tylko zgodzić z jednym że bieganie w centrum Warszawy (ale i innego dużego miasta) nie jest miła i zdrowa, a ostatnio widziałem jak w godzinach szczytu koleś biegł przy trasie siekierkowskiej.

  • Paweł Daniel Kęcerski

    Malvino, czego oczekiwałaś od człowieka, który bodajże w zeszłym roku pochwalił się dogłębnym researchem z którego wynikała, że średnia temperatura we Francji w miesiące letnie 18xx roku wynosiła 0 stopni. Celsjusza. I on śmie mnie obrażać za uprawianie sportu. Miękka pała z niego.

  • Żaneta

    Najlepiej: być leniwym grubasem i tylko krytykować zapał innych. Tragedia.
    Też od biegania wolę np. rolki, ale w życiu by mi nie przyszło do głowy nazywanie biegaczy półmózgami itd. Takie miano to mogą mieć właśnie takie schaby, co tylko siedzą przed kompem czy tv i obrastają w tłuszcz. Po zobaczeniu zdjęcia gościa i przeczytaniu tych wypocin w 100% zgadzam się z Twoim wpisem.

  • Zdort’a płyta z niego.

    Jak nie (g)Burmistrz Guział to Zdort. Żywe dowody, że nieszczęścia piszą parami ;)

  • zgadzam się w tym tekście (pana Dominika) tylko z tym, że smutne jest nieco to, że ludzie znajdują czas na codziennie bieganie, a nie mogą ogarnąć chwili dla drugiego człowieka czy kościoła. reszta do mnie kompletnie nie przemawia. i naprawdę nie rozumiem, co jest odmóżdżającego w bieganiu i jaką wyższość ma nad nim rower. naprawdę nie czaję. ale może po prostu mnie odmóżdżyło. bo dzisiaj biegałam…

  • A ja się nie zdenerwowałam, kiedy przeczytałam felieton pana Zdorta. Byłam za to bardzo zdziwiona, że ktoś temu człowiekowi płaci, ale prawdopodobnie nie znam obyczajów panujących w redakcji. Coś czuję, że nikt z nim nie chce chodzić na piwko po pracy.

  • Polecam podesłać Twój tekst, jako uświadamiający, temu „cud-redaktorowi”. Normalnie witki mi opadły. Nikto go przecież do biegania nie zmusza. Ehhh, są ludzie i ludziska. Nie rozumiem takich ludzi, nie rozumiem, ale może to przez to, że mi się mózgowie wczorajszym truchtem zlasowało.

  • Jacek Łysakowski

    Zachowam się jak typowy męski szowinista ! Uwielbiam Pani artykuły ale czemu jest Pani taka sexi ? I w urodzie i języku tekstowym.Uwielbiam :)