Tatuaże w naszym smutnym-jak-wiadomo-co kraju bardzo długo utożsamiane były z więziennymi dziarami robionymi „kolką”. Kropki przy oczach, gołe panienki, kotwice na przedramionach – znacie te klimaty. Całe szczęście przez ostatnie 13 lat, a więc od czasu, kiedy zrobiłam swoją pierwszą dziarę (tak, dziarę właśnie – zaraz wyjaśnię, o co chodzi), sporo się zmieniło. Tatuowanie coraz częściej postrzegane jest jako sztuka, sposób upiększania ciała, a przynajmniej wyrażania siebie – swoich wartości, przekonań, fascynacji, pasji… Dziś już nawet w niektórych korpo można odsłonić wydziabaną rękę i nikt nie robi z tego wielkiego halo. No, prawie nikt.
Wciąż zdarzają się ludzie, którzy do tatuowania podchodzą na zasadzie: „Nie znam się, to się wypowiem”, ewentualnie „Nie podoba mi się, to powiem, że chujowe”. Wygrywa komentarz
No i po co ci ten tatuaż?
Równie dobrze mogłabym zapytać: „Ale po co ci to dziecko? Niekorzystnie z nim wyglądasz – pogrubia cię”. Albo: „Po co ci te wąsy, Janusz?”. Dopóki nie startujesz w Eurowizji i nie wyskakujesz zza krzaka w przydużym płaszczu, żeby pokazać mi swojego dyndającego przyjaciela, noś sobie co chcesz, rób co chcesz i żyj jak chcesz.
Poważni ludzie nie robią tatuaży
Po pierwsze, zdefiniuj „poważny człowiek”. Po drugie, zdefiniuj „poważny człowiek”. Wciąż nic? No właśnie. Go home, Janusz, you’re drunk.
Można od tego dostać HIV albo SYF
Podobnie jak od transplantacji krwi albo seksu bez prezerwatywy. Owszem, jeśli idziesz do podejrzanego typa, który dziabie Cię za 40 złotych, pali przy tym grubego lolka, a w przerwach wciąga fetę prosto z deski klozetowej, ryzyko jest większe. Ale my nie o takich tatuażach i nie o takich tatuażystach dzisiaj rozmawiamy.
A to nie boli?
Oczywiście, że wbijanie igły w skórę właściwą pełną receptorów nerwowych nie boli. Zwłaszcza, jeśli ta skóra pokrywa nasz kręgosłup, żebra albo kostkę u nogi. Zero bólu. Zupełnie, jak za pierwszym razem.
A nie wolałeś innego wzoru?
Właśnie po to kładziemy się w salonach tatuażu na kilkugodzinne sesje, żeby po wszystkim stwierdzić, że to jednak nie to. Tacy z nas masochiści!
Ja rozumiem, że nie każdy musi być fanem tatuowania ciała. Rozumiem też doskonale, że może się to ludziom zwyczajnie nie podobać. Zanim jednak durnie skrytykujesz czyjś tatuaż, zastanów się trzy razy. Spróbuj zrozumieć, że dla niektórych tatuaże są po prostu integralną częścią ich osobowości. Więc jeśli dziary działają Ci na nerwy, poszukaj znajomych, gdzieś, gdzie tatuaże nie są grane. Po prostu.
P.S. Moja dziara
No dobra, to teraz trochę prywaty dla tych, których tatuowanie interesuje. Swój pierwszy tatuaż w życiu zrobiłam w wieku 16 lat. Sama, własnoręcznie. Przy pomocy wyparzonej igły i atramentu. Tak, byłam zbuntowaną nastolatką. Nie, nie myślałam racjonalnie. Tym sposobem pewnego pięknego wieczoru, kiedy rodzice wyszli, a ja siedziałam sama, słuchając MTV i nudząc się trochę, z tych nudów i ze wzruszenia, bo właśnie puścili Nirvanę, a ja Nirvanę kochałam, wydziabałam sobie na kostce napis „Kurt”. Tak było.
Bujałam się z Kurtem przez jakieś dwa tygodnie, aż w końcu pokryłam go słońcem zerżniętym z okładki jakiejś podrzędnej, punkowej płyty. U kolesia z lolkiem i kreską fety, za 40 złotych. Jak widzicie żyję i mam się dobrze. Bez HIVA, SYFA i żółtaczki typu B.
Dziś, po prawie 15 latach, dojrzałam do tego, żeby w końcu zrobić drugi (trzeci?) tatuaż. Tym razem mądrze. Rozsądnie. Nie dlatego, że to „takie fajne”, ale dlatego, że to takie piękne. Swój wzór przemyślałam bardzo dokładnie – chcę, żeby oddawał to, kim jestem i jakie mam podejście do życia. Ma być taką przypominajką, mówiącą mi, że jakkolwiek źle by nie było, zawsze trzeba iść do przodu. Nie, nie będą to nuty na pięciolinii, jak mogliście wnioskować po jednym z ostatnich postów na Facebooku.
Kiedy już znajdę odpowiedniego tatuażystę (sugestie mile widziane – szukam kogoś o delikatnej kresce, bardziej realistycznej niż komiksowej, zdecydowanie nie geometrycznej) i doczekam się terminu dziabania, obiecuję wrzucić parę fotek z efektem końcowym. A niech mnie wtedy ktoś zapyta „No i na co ci ten tatuaż?” – przysięgam, zabiję.
With love,
Pająk