Czy można żyć bez seksu?

Jest 23:31, niedziela. Miałam, jak co tydzień, najpóźniej o 17 usiąść do laptopa, żeby napisać niedzielny tekst. Najlepiej z kategorii damsko-męskie, bo wiem, że te wpisy interesują Was najbardziej. Wciąż nie rozumiem, dlaczego, bo – umówmy się – zwykle stwierdzam w nich, że niebo jest niebieskie, trawa zielona, a penis prosty, choć zdarzają się też skrzywione. No, ale nie tym razem. Tym razem wróciłam do domu o 21 i padłam twarzą w poduszkę, brudna od piachu, pijana od piwa, głucha od muzyki i szczęśliwa, bo w Warszawie wydarzyło się coś na miarę największych europejskich stolic. Coś, na co czekałam od lat.

Powiadam Wam – mózg rozjebany.

 

Był 2010 rok. Mieszkałam wtedy we Wrocławiu i właśnie pogłębiałam swój romans z muzyką elektroniczną, wychodząc poza hipsterskie klimaty typu Frou Frou czy Crystal Castles i otwierając się na szalejące wówczas dubstepy i dramendbejsy, tylko trochę zahaczając o house.

Kuba podszedł do mnie na imprezie w nieistniejącym już klubie „Ośrodek” przy Teatrze Capitol. Miał dwa metry wzrostu, rękaw na prawej ręce, nosił full cap i studiował na Wyższej Szkole Blanta i Kreski, if you know what I mean. Nachylił się nade mną, zapytał, czy mam ogień. Tak się zaczęło.

 

In the nightime

 

Historia z Kubą była krótka, acz intensywna, i choć nie łączyło nas nic więcej niż łóżko, imprezy i rozmowy na dachu o wschodach słońca, to zawsze będę go wspominać z sentymentem, bo Kuba był pierwszym człowiekiem, który otworzył mi oczy na niemiecką scenę techno.

To był wieczór, oglądaliśmy „Berlin Calling”, kultowy film, do którego wracałam później wielokrotnie. Anyway, jest tam taka scena, w której grany przez Paula Kalkbrennera Ickarus idzie do klubu nad rzeką. Żar leje się z nieba, jest plus minus południe, w klubie gra DJ, a ludzie tańczą boso w pełnym słońcu z papierosami w dłoniach.

Pomyślałam sobie wtedy, że zanim umrę, chcę coś takiego przeżyć. W środku dnia, w środku miasta, w pełnym słońcu, tańczyć do dobrego techno.

 

In the daytime

 

Wiedziałam, że to, czego szukam, dostałabym w Berlinie czy w Amsterdamie, ba, zalążek marzenia spełniłam w 2013 roku na Audioriver, kiedy w środku dnia tańczyłam z tłumem ludzi na ulicy do muzyki granej w Audiobarze. Ale to wciąż nie było to, bo Audioriver to w końcu festiwal, który rządzi się swoimi prawami, a nie chodziło też o to, żeby musieć specjalnie wyjeżdżać za granicę dla wrażeń à la „Berlin Calling”. Chodziło o ideę, o otwarcie się na mieszkańców miasta, o stworzenie mikro alternatywnej sceny, która przyciągać będzie ludzi kochających muzykę elektroniczną.

Kiedy więc dwa lata temu nad Wisłą otworzyli Temat Rzeka, reklamując klub jako pierwszy w Polsce, który realizować będzie imprezy trwające od rana do nocy, prowadzone przez najlepszych polskich didżejów, możecie wyobrazić sobie, jak wielki był poziom podjarania wśród miejscowych bywalców klubów.

Pomysł spalił na panewce, a Temat Rzeka stał się kolejną nadwiślańską knajpą, w której wieczorami kręci się impreza, a w dzień mozna wypić browarek, opalając się na leżaczku. Tyle, że nie tak miało być.

 

Warsaw Calling

 

To, czego przez dwa lata nie udało się zrealizować w Temacie Rzeka, wczoraj zrobiła Plażowa – nomen omen klub znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie Tematu…

Wystarczyło postawić scenę, zaprosić kilku DJ-ów, załatwić dobre nagłośnienie i zacząć grać o 12:00 w południe. Ludzi pod sceną było jak mrówków, klimat – bezcenny, a poziom endorfin – na granicy haju i śmierci klinicznej.

I nie, to nie jest diss na Temat Rzeka, nie jest to też post sponsorowany współpracą z Plażową. Po prostu, ta ostatnia mile mnie zaskoczyła, pozwoliła mi zrealiować jedno z moich małych marzeń i sprawiła, że na nowo dostrzegłam potencjał stolicy.

Jeśli ciekawi Was, jak było, zapraszam na Insta. A jeśli chcecie poznać odpowiedź na pytanie zawarte w tytule tekstu, to brzmi ona… UWAGA…

….

….

Werble

….

….

Jesteście gotowi?

….

….

Tumtururumtumtum

….

….

….

Ale na pewno? To może być szok.

….

….

….

….

NIE.

Dlatego już niebawem wpis z kategorii damsko-męskie. Stay tuned jako i ja jestem.

 

Fot. Giulia Bertelli, Unsplash.com

0 Like

Share This Story

Style