Nie, nie chodzi o zmarszczki, cellulit ani obwisłe cycki. Aż tak źle nie jest. Zauważyłam natomiast u siebie i moich przyjaciół równolatków pewne symptomy świadczące o tym, że czasy szaleńczych libacji, seksu grupowego i spania na Dworcu Centralnym minęły bezpowrotnie.
1. Imprezy
Kiedyś na frazę „impreza” pozycjonowałam się na samej górze towarzyskiej wyszukiwarki. Wychodziłam z domu w piątek, wracałam w niedzielę. Mogłam pić całą noc, nie jeść dwa dni, tańczyć do upadłego i śpiewać „Bielyje rozy” o 4 nad ranem. Kto młodemu zabroni? Dziś na słowo „impreza” ożywiam się średnio raz na 2 miesiące. W pozostałych przypadkach wolę się wyspać, poczytać, wyjść na siłownię albo do kina, ewentualnie zająć tym, czym każda kobieta od czasu do czasu zająć się powinna.
2. Sen
Pamiętam, jak siedem lat temu pojechałam do UK klepać hajs. Pracowałam w biurze, klubie i w restauracji. Sypiałam po 3 godziny na dobę. Do domu wracałam na piechotę, godzinę, przez las. Również w nocy. Nie umarłam na zawał, nie nabawiłam się anemii, nie wypijałam 20 kaw dziennie. Nie wiem, jak ja to robiłam. Dziś bym nie mogła. Nie bez narkotników.
3. Wygoda i luksus
Kiedyś wakacje pod namiotem, 25-godzinna podróż autokarem do Włoch, czy spanie u kumpla na karimacie było fajną zabawą. Dziś wolę dopłacić za komfort i święty spokój. Bo jak siedzę w jednej pozycji dłużej niż 2 godziny, to mnie w krzyżu łupie.
4. Stabilizacja
Ostatnio zadzwoniłam do znajomych z pytaniem, czy nie mieliby ochoty na wieczorne wyjście. Odpowiedzieli, że zainwestowali ostatnio sporo kasy w mieszkanie i nie mogą sobie teraz pozwolić na takie przyjemności. Zrozumiałam, że skończyły się czasy, kiedy ostatnie pieniądze wydawało się na alkohol. Dziś częściej niż piwo w monopolowym kupujemy meble w „Ikei”.
5. Zdrowe życie, zdrowe żarcie
Wiecie, że na I, II roku studiów na obiad jadałam paczkę ciastek, ewentualnie ryż z jogurtem albo makaron z parówką? Nie chodziło nawet o kasę, po prostu nie chciało mi się zrobić nic więcej niż nastawić wodę na ryż w garnku. Nie biegałam, siłownię miałam w głębokim poważaniu, a sport traktowałam jak dopust boży. Robiłam nic, a dupcia i tak była jędrna i zgrabna. Dziś zbilansowana dieta i sport to podstawa. Nie tylko dlatego, że tak jest zdrowiej i przyjemniej. Przede wszystkim z wiekiem od ciastek dupa rośnie, a ja mam swoją zamiar utrzymać wysoko w górze, nie po bokach.
6. Plan działania
Kiedyś wszystko robiło się na spontanie: zaliczało egzaminy z metodologii, trafiało na imprezę sylwestrową w gabinecie ginekologicznym, wskakiwało do morza na golasa w środku nocy i piło wino marki „Wino”, tylko dlatego, że nazywało się „Wino”. Dziś wszystko jest mocno skalkulowane, przemyślane i bardziej, hmmm, odpowiedzialne. Nie, żebym nie potrafiła zaszaleć. Czasami w Tesco kupuję litrowe lody.
7. Randki
Spotkania, z których nie wynika nic poza jednorazowym seksem zaczynają nudzić kobiety między 26. a 30. rokiem życia. Jeszcze zanim poznałam T., złapałam się na tym, że z góry skreślam facetów, którzy nie dadzą mi tego, czego oczekuję od mężczyzny w związku. 20-latka umawia się na randki dla zabawy. Nowoczesna kobieta przed trzydziestką robi to, żeby znaleźć idealnego kandydata na konkubenta.
8. Dzieci
Już nie uciekam na ich widok. Czasami nawet się do któregoś uśmiechnę. Zaczynam się zastanawiać, czy by za kilka lat sobie jednego nie urodzić. No ale dziecko to nie buty. Do sklepu nie zwrócisz, jak się rozmyślisz. Dlatego wciąż czekam, aż będą na nie wydawać paragon.
9. Seksapil
Seksapil to nie tylko szpilki i wywalone cyce. Seksapil to stan umysłu. Musiałam się zestarzeć, żeby to zrozumieć.
10. Szpilki i cycki
Dojrzała kobieta potrafi nosić szpilki i cycki z godnością. Oto jestem!