Mężczyźni nie boją się silnych kobiet. Rozmowa z Volantem

Malvina: Jesteś jednym z najbardziej pożądanych przez płeć piękną blogerów w Polsce. Rozumiesz kobiety, to rzadkość w męskim świecie.

Volant: Szczerze? Z całym szacunkiem dla wszystkich moich czytelniczek, ale mają niepełny obraz mojej osoby stworzony w oparciu o to, co przeczytają na blogu. Oczywiście, ciężko im się dziwić – informacje, jakie tam znajdują, są prawdziwe, ale wciąż to tylko fragmenty tego, jaki jestem i co myślę. Nie powinny więc tworzyć sobie wyidealizowanego obrazu mnie. Przesadne zachwyty Volantem są niewskazane (śmiech).

Nie dość, że przystojny i inteligentny, to jeszcze skromny. Ale dobra, dosyć żartów. Załóżmy, że pisze do Ciebie czytelniczka, która doskonale Cię rozumie, nadaje na tych samych falach, a maile od niej przyprawiają Cię o palpitację serca. Nie dałbyś jej szansy?

Nawet, gdybym dał, raczej nic by z tego nie wyszło. Nie jestem zwolennikiem randkowania online. Szukanie związku albo seksu w sieci to nie moje klimaty.

Chcesz powiedzieć, że nigdy nie miałeś konta na Tinderze?

Nie.

Na Sympatii?

Pudło.

Dlaczego?

Poznawanie się przez internet jest łatwiejsze, bo obniża poziom stresu. Łatwiej jest powiedzieć komplement osobie na portalu randkowym niż zrobić to twarzą w twarz. W sieci w ciągu pięciu minut możesz wysłać taką samą wiadomość dwudziestu różnym osobom. W realnym świecie to niemożliwe, relacje mają większą wartość. Online wiele nie ryzykujesz – łatwe wejście, łatwe wyjście. A ja nie lubię takich łatwych i chwilowych rozwiązań.

Przypadkowego seksu też nigdy nie miałeś?

Zdefiniuj przypadkowy seks.

No taki, że poznajesz dziewczynę, rozmawiasz z nią albo i nie, a chwilę później lądujecie w łóżku.

Tak, zdarzało się. Dla młodego faceta to dobra okazja, żeby założyć sobie koronę na głowę.

Mhm. Podbudowanie ego.

Trofeum. Później faceci dorastają, bo seks staje się czymś naturalnym, nie jest już jak wybuch wulkanu… W życiu zaczynają się liczyć inne rzeczy.

A Ty kiedy dorosłeś?

Niedawno. Jakieś trzy lata temu.

Coś szczególnego musiało się wydarzyć?

Złożyło się na to kilka rzeczy – dużo większa odpowiedzialność życiowa i związek, przez który musiałem sobie sporo rzeczy poukładać w głowie. Ciężko nagle przestawić się z bycia niebieskim ptakiem na gościa wchodzącego w długoterminową relację. Zawsze gdzieś tam jest pewien lęk… Mężczyźni generalnie boją się związków.

Ale czego Wy się chłopcy boicie?

Lubimy związki, ale nie lubimy ograniczeń. A kobiety są mistrzyniami w ograniczaniu mężczyzn. Osobiście uważam, że każdy facet, który mówi, że nie chce być w związku, bo to zamach na jego wolność, ma tak naprawdę na koncie relację, w której nie mógł się realizować. Taką, w której był stale kontrolowany, musiał stale zapewniać drugą osobę o swoich uczuciach, a niewiele dostawał w zamian. W pierwszych związkach to często się zdarza. Do tego kobiety bardzo szybko angażują się w relację. Są na nią wręcz nastawione, bo od dziecka słyszą „musisz znaleźć kawalera, jak nie znajdziesz, to znaczy, że coś z tobą jest nie w porządku”. To dosyć przytłaczające, bo zanim dowiedzą się, czego w ogóle chcą, już czują presję, żeby być z kimkolwiek. No i jest jeszcze jedna ważna kwestia – mężczyźni w związkach często się zaniedbują i to nie jest do końca ich wina.

To nie ich wina, że wyglądają, jakby byli w szóstym miesiącu ciąży?

Tutaj akurat nie o takie zaniedbanie mi chodzi. Faceci w związkach zatracają umiejętności interpersonalne. Powszechnie przyjęło się, że to mężczyzna jest stroną aktywną – robi pierwszy krok, pochodzi do kobiety i zagaduje. A facet, który ma partnerkę i stara się być w stosunku do niej ok, nie będzie przecież podchodził do obcych bab i im stawiał drinków, prawda? Kobieta pozostająca w związku nie ma takich ograniczeń – wciąż może sobie niezobowiązująco poflirtować, kiedy ktoś ją zaczepi. Facet nie ma takiej możliwości – skoro sam zagadał, to znaczy, że „szukał okazji”. Większość mężczyzn wybiera bycie ok, więc po rozstaniu muszą przechodzić mozolną drogę odnajdywania się w relacjach od nowa. Dlatego właśnie mężczyznom jest trudniej po rozstaniu wrócić do formy. Rozumiesz?

Tak, rozumiem. Związek jest dla was dobry pod warunkiem, że się nie kończy. Wtedy zostajecie kompletnie sami, zagubieni, kiwając się w przód i w tył, a ślina cieknie wam po brodzie…

No wiesz! (śmiech).

Zastanawia mnie to, co powiedziałeś wcześniej: kobiety czują presję, żeby być w związku. Skąd taki wniosek?

Z tysięcy wiadomości, które dostaję od czytelniczek. Bardzo często nawet jak tkwią w fatalnym związku, obawiają się z niego wyjść.

Z jednej strony panuje pogląd, że współczesne kobiety mają wygórowane, wręcz nierealne oczekiwania wobec mężczyzn. Z drugiej zderzamy się z opinią, że kobiety często wybierają poniżej swoich oczekiwań tylko po to, żeby kogoś mieć. Jak to w końcu jest?

Trudno generalizować, bo tutaj chyba wszystko rozbija się o poczucie własnej wartości. Są kobiety przekonane o swojej wyjątkowości i one faktycznie mierzą wysoko. Ale jest też cała masa dziewczyn, które czują się źle ze sobą, nie lubią swojego życia, mają kompleksy i zwykle to właśnie one tkwią w nieszczęśliwych związkach, bo nie wierzą, że zasługują na coś lepszego.

Znam mnóstwo kobiet, które nie mają problemów z poczuciem własnej wartości, są ładne, inteligentne, wysportowane, zadbane i… same, choć nie mają wybitnie wygórowanych oczekiwań. Powinny być w szczęśliwych związkach. Co z nimi?

Mam wrażenie, że takie kobiety powinny się bardziej nastawić na poznawanie nowych ludzi i zabawę, a nie na związek. Kobiety za szybko skreślają facetów, bo każdego z nich od razu oceniają w kategorii potencjalnego partnera. Tymczasem większość mężczyzn, myślę że spokojnie 95 procent, gdy poznaje kobietę, najpierw myśli o seksie. Jak już sobie o tym seksie pomyślą, zaczynają zauważać, że na przykład lubią spędzać czas z daną dziewczyną, łapią się na myśleniu o niej, niekoniecznie o jej tyłku czy cyckach. Facet potrzebuje czasu, żeby dojść do takich wniosków, a jak ma to zrobić, kiedy dziewczyna go na dzień dobry skreśla? Druga rzecz, którą bym doradził samotnym kobietom, to polubić swoje życie.

To znaczy?

Znam dużo singielek, które z jednej strony twierdzą, że jest im dobrze, a z drugiej mówiąc to, próbują czarować rzeczywistość, bo jednak nie do końca im pasuje to całe singlowanie. Warto polubić swoje życie trochę bardziej, zanim zacznie się z kimś być. W przeciwnym razie postrzegasz tę drugą osobę jako rycerza na białym koniu, który wybawi cię z opresji… A to tak nie działa. Ludzie wiążąc się ze sobą, nastawiają się na pewne korzyści. To nie jest wyrachowanie, bardziej kwestia podświadomości. Ty przychodzisz z kubkiem kawy, ja przychodzę z dzbanuszkiem mleka, uzupełniamy się. A jak człowiek nie lubi swojego życia, to tam w tym kubeczku nic nie ma – niewiele będzie w stanie od siebie dać drugiej osobie i tym samym niewiele wniesie do relacji.

Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach, kiedy do związków podchodzi się jak do zakupów – konsumpcyjnie, ludzie chcą bardzo dużo z relacji wyciągnąć, ale niewiele przy tym dają od siebie.

Fakt, spłycamy relacje, to jest skutek postępującej informatyzacji. Paradoksalnie media społecznościowe nie uczą nas, jak prawidłowo funkcjonować w społeczeństwie – częściej przydają się do tego, żeby społeczeństwa unikać.

I stąd „kryzys męskości” i „kryzys kobiecości”?

Nie ma czegoś takiego jak kryzys męskości i kobiecości. Jest kryzys relacji międzyludzkich. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety pełnią inne role, w których obie płci muszą się odnaleźć. Mówiąc o kryzysie męskości często się narzeka na to, że mężczyźni kiedyś byli bardziej zaradni, bo – na przykład – umieli naprawić samochód czy wymienić uszczelkę. Tylko, że wtedy musieli to umieć. Dziś jadą do mechanika albo dzwonią po hydraulika, który to za nich zrobi. Tak samo jest z poznawaniem kobiet w realu. Po co silić się na wyszukaną gadkę, skoro można znaleźć laskę na szybki seks w 30 sekund przez Tindera? To nie dotyczy wyłącznie mężczyzn – przecież kobiety też dziś nie funkcjonują jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Osiągacie więcej, macie inne ambicje i pomysły na życie, więc zmieniły się też wasze oczekiwania.

Fakt, kobiety wyszły spoza swoich stereotypowo określonych ról…

I bardzo dobrze. Ja się cieszę.

Ja też. Ale wciąż żyjemy w patriarchalnym świecie. Wciąż to mężczyźni: politycy i księża, decydują za nas w kwestiach aborcji, pigułek dzień po… Większość facetów w wieku mojego ojca twierdzi, że miejsce kobiety jest przy garach – nawet, jeśli boją się tego powiedzieć na głos. Całe szczęście młodsze pokolenie ma już trochę inne spojrzenie na tę kwestię.

Wszyscy jesteśmy w nowych rolach społecznych – tak kobiety, jak i mężczyźni. A jednak bardzo często oczekujemy od partnerów, że będą wykazywać cechy charakterystyczne dla tak zwanego starego modelu. Ustępstwa są potrzebne z obu stron. Choć nie ukrywam, że kobiety mają teraz dużo ciężej, jeśli chodzi o relacje.

Dlaczego?

Bo mężczyzn, którzy spełniają ich oczekiwania, jest mniej niż kiedyś. Łatwiej spotkać kobietę, która mimo pracy zawodowej będzie dobrą żoną czy matką niż ogarniętego faceta.

Mężczyźni stwierdzili, że jak kobieta ogarnia, to oni już nie muszą?

Nie, to nie tak. Kiedyś na cztery stanowiska kierownicze wszystkie cztery obejmowali mężczyźni. Dziś na czterech kierowników masz dwie kobiety i dwóch mężczyzn.

No i co z tego? Teraz wchodzisz w sferę zawodową.

Niekoniecznie. Spójrzmy na ludzi jak na gatunek, który ma dwa cele: przetrwanie i reprodukcję. Przetrwanie w obecnym świecie bezpośrednio wiąże się z pieniędzmi, z zarabianiem. Od faceta oczekuje się, żeby potrafił zadbać o tę sferę życia i miał odpowiedni status społeczny. Dawniej mężczyźni rywalizowali na płaszczyźnie zawodowej tylko z innymi mężczyznami. Teraz w tej sferze są również kobiety, co z jednej strony jest super, ale rodzi problemy, bo mężczyźni źle się czują, jeśli zarabiają mniej niż ich partnerka.

No dobrze. Kobiety oczekują od mężczyzn ogarnięcia życiowego – tu się zgadzam, to jest ewolucyjne. Ale ta zaradność nie musi się przekładać bezpośrednio na zarobki. Chodzi raczej o to, żeby facet nie był takim życiowym ciapkiem, umiał się odnaleźć tu i teraz. Chodzi o męską decyzyjność, działanie, sprawczość. Myślę że tego dziś brakuje kobietom w mężczyznach. Drażni nas nieodpowiedzialność, nieumiejętność podejmowania decyzji i jakieś takie rozmemłanie życiowe. Facet nie musi zarabiać kroci, żeby pokazać, że ma jaja.

Jest w tym trochę racji, że odkąd kobiety założyły spodnie, mężczyźni nieco chętniej je zdejmują… Z drugiej strony obecnie angażują się w inne obszary związku. Zwróć uwagę na to, jak 20-30 lat temu ojcowie podchodzili do wychowania dzieci. Ich rola sprowadzała się do zarabiania pieniędzy i karcenia, a od codziennego „ogarniania” była kobieta… Dziś to się na szczęście zmienia, coraz więcej młodych ojców chce uczestniczyć w wychowaniu dzieci. Być może obecne pięciolatki za kilkadziesiąt lat będą potrafiły wymienić tę uszczelkę… I nie będą to tylko dziewczynki (śmiech).

Wiemy już, za czym tęsknią kobiety. A wy? Za czym tęsknicie? Czego brakuje wam we współczesnych kobietach?

Kobiecości. 

Mocne słowa.

Większość z nas naprawdę docenia to, że inwestujecie w swoją edukację, rozwój i karierę. Serio. To wy tłumaczycie sobie, że mężczyźni boją się silnych i niezależnych kobiet. Tak jakbyście cały czas musiały udowadniać innym, że potraficie. Może czas już przestać walczyć z całym światem?

Saramonowicz powiedział kiedyś w wywiadzie dla Wyborczej, że wojna płci toczy się wyłącznie w głowach kobiet…

Bo tak jest. Mężczyźni chcą po prostu spędzać z wami miło czas. Zjeść dobrą kolację, napić się wina, porozmawiać, pójść do łóżka… My nie chcemy wam nic udowadniać i nie oczekujemy udowadniania czegokolwiek od was. Myślę, że brakuje nam też trochę… bycia docenionym. Kiedy intensywnie randkowałem, zawsze starałem się być dżentelmenem. Jak wsiadaliśmy do taksówki, chciałem otworzyć kobiecie drzwi, obejść samochód i wsiąść z drugiej strony. Wiesz ile razy któraś z moich partnerek mi na to pozwoliła? Raz. Zawsze wcześniej wsiadały same albo przesuwały się w środku, żeby zrobić mi miejsce. Mężczyźni chcą przede wszystkim czuć się potrzebni i to nie znaczy, że oni nie wierzą w to, że nie poradzicie sobie same. Pozwólcie nam od czasu do czasu wykazać się zamiast mówić „ja to zrobię lepiej”. Bo kobieta zrobi tak raz, rugi, trzeci, a potem się dziwi, że facet siedzi na kanapie i nie rusza tyłka. A po co on ma ten tyłek ruszać, skoro wie, że i tak usłyszy, że zrobił to czy tamto źle? To tak samo jak z delegowaniem zadań w firmie – albo pozwolisz podwładnym popełnić kilka błędów, zanim nauczą się działać jak profesjonaliści, albo do końca życia zapierdalasz, bo odbębniasz za nich całą pracę. Popatrz, jak to dzisiaj działa: kobiety wnoszą do związku swoją zaradność i mężczyźni robią dokładnie to samo. Więc tak naprawdę do czego siebie potrzebują?

Brakuje kompatybilności? Każdy sobie?

Dokładnie. Wracamy do metafory kubeczków z kawą i z mlekiem.

To co obie strony powinny robić, żeby związek był wyjątkowy i żeby nie pozwolić mu zdechnąć śmiercią naturalną? No bo przecież jakoś ludzie to robią, że potrafią być ze sobą po kilkadziesiąt lat?

Wydaje mi się, że trzeba wnosić do relacji dużo dobrych, pozytywnych emocji. Na początku związku robi się to naturalnie, ale kiedy każdy już czuje się komfortowo, to zaczyna zarzucać drugą osobę swoimi problemami. A to nie tak powinno działać. Owszem, wzajemne wsparcie to podstawa w związku, ale nie można liczyć na nieustanne prowadzenie za rączkę. Trzeba przede wszystkim potrafić zadbać o siebie samego, bo bycie z kimś z tego nie zwalnia – to raz. Dwa – nie zapominać o tym, że związki jednak powinny być przyjemne. Ludzie odbierają proste emocje – jak powtarzasz komuś cały czas, że jest ciężko, źle, chujowo, to ten człowiek zaczyna tracić ochotę do życia, do pracy, do relacji, bo po co to wszystko skoro jest źle? Może lepiej byłoby związać się z kimś innym?

Czyli nie ciągnąć siebie wzajemnie w dół, a do góry.

To podstawa. Plus docenianie siebie nawzajem i wyznaczenie granic, których nie powinno się przekraczać. Dobrze mieć świadomość, że żaden związek nie jest „na zawsze”, ale że zawsze można go koncertowo spierdolić.

Amen.

Amen.

0 Like

Share This Story

Relacje
  • monia

    kolejny świetny wywiad :) bardzo przyjemnie czyta się Twój cały blog :) pozdrawiam ;)

  • Jesteście dwójką najchętniej czytanych przeze mnie blogerów.
    Jeszcze zanim byłam w obecnym związku, który razem traktujemy jako długoterminowy, zaczytywałam się w waszych tekstach chłonąc to, co piszecie i przetrawiając przez własne doświadczenia. Zaczęłam dostrzegać, co było nie tak w poprzednich relacjach, chociaż wydawało się to takie oczywiste. Tak banalne, a jednak pomijane przez każdą że stron.

  • Maleńka

    Świetny wywiad, doskonale przeprowadzony. Nie wspominając o tym, że Wasze blogi są jedynymi, które czytam :) Keep on walkin’ girl!

  • Malvina, Volant – spróbujcie przestać pisać, a znajdę Was i osobiście oskarżę o zbrodnie przeciw ludzkości poprzez zaniżanie poziomu internetów! Albo gorzej, nie postawię Wam piwa przy najbliższej okazji ;) Także biegajcie, piszcie książki, dojeżdżajcie z Lublina do Łodzi czy co tam tylko lubicie!

  • Zajebiście przeczytać Was obydwoje razem – uwielbiam kawę z mlekiem i wyszła Wam obłędna. :)
    Będziecie jakoś częściej tworzyć coś wspólnie?

    • Dzięki, Jacku! :)

      Czy będziemy coś razem tworzyć? Nie mówię „nie”… ;)

      • Oj nie mów, bo nadzieja umiera ostatnia ;))

  • Marta

    Rewelacyjny wywiad! Idealne połączenie dwóch silnych charakterów :)
    Miło się czytało tym bardziej że czytam Wasze blogi regularnie.

  • Ciezko się w tym wszystkim odnaleźć… z jednej strony jesteśmy traktowani na równi od małego, bawimy się z chłopczykami, mamy te same zabawki, te same zawody sprawnościowe, od małego jesteśmy uczone rywalizacji z płcią przeciwną i nie raz chcemy zdobyć ich względy pokazując im że też umiemy coś zrobić. Nie myślałam nigdy o tym jak w tym wszystkim odnajduje się mężczyzna aż trafiłam na Volanta.. No i tak , zdałam sobie sprawę że właśnie tą wyniesioną za dzieciaka chęcią imponowania przygniotłam komuś jajca. I nawet nie wiecie drodzy panowie jak trudno jest na siłę zapomnieć przy was o tym że się umie coś zrobić a zamiast tego zatrzepotać rzęsami i zrobić uroczą minę. Mnie to przychodzi z ogromnym trudem zwłaszcza że też walczę o przetrwanie. Dziwne to nasze teraźniejsze społeczeństwo…

  • Nie ma czegoś takiego jak kryzys męskości i kobiecości. Jest kryzys relacji międzyludzkich. –> so true!!

  • Marta Wacowska

    Silne kobiety po prostu nie chcą „ratować” facetów z pustym kubeczkiem kawy (ani faceci nie chcą ratować kobiet, które czekają na dzbanuszek mleka z pustym kubkiem), dlatego wolą być same – choć nie chcą. Ja osobiście mam dość takich facetów!! Ale mam nadzieję że gdzieś jest ktoś kto będzie chciał ze mną być bo będzie chciał, a nie potrzebował po to żebym go dowartościowała, wyciągnęła z jego problemów, za które sam nie potrafi wziąć odpowiedzialności… Najpierw trzeba się samemu ogarnąć :) (żeby nie było- ja też musiałam). Takich ogarniętych facetów uwielbiamy i chcemy! Malv & Volant, dzięki za wasze ogarnięte teksty;)

  • Volant! <3

  • „Na początku związku robi się to naturalnie, ale kiedy każdy już czuje
    się komfortowo, to zaczyna zarzucać drugą osobę swoimi problemami. A to
    nie tak powinno działać. Owszem, wzajemne wsparcie to podstawa
    w związku, ale nie można liczyć na nieustanne prowadzenie za rączkę.
    Trzeba przede wszystkim potrafić zadbać o siebie samego, bo bycie z kimś
    z tego nie zwalnia.”

    Perełka, którą również zauważam.

    Nie wiem, dlaczego tak się dzieję, ale (i mówię tutaj tylko o mężczyznach, bo tych obserwowałem, nie wiem jak z kobietami), w późniejszych fazach związku oddajemy w pewnym sensie władze nad swoim samopoczuciem kobiecie. Uciekamy do niej z każdym problemem i wręcz nakazujemy, by poprawiła nam humor. Jak dziecko, które płaczę w ramionach matki.

    Ale to nie jest twoja matka, tylko kobieta, do cholery.

    I dlatego, jeśli mówimy o problemach w związku, mam tylko jedną, uniwersalną rade. Nie płaczmy w koszulkę, pokazując że nie umiemy sobie z tym poradzić.

    Zamiast ‚Nie wiem co z tym zrobić!’ mówionym codziennie swojej kobiecie, powiedzmy „Kochanie, źle dzieję się w mojej firmie, ale wiem, że na pewno sobie z tym poradzę”. W pierwszym wypadku zostaniemy pogłaskani po główce, ale jednak coś się nie będzie zgadzać… A w drugim?

    W drugim wypadku kobieta jest po prostu dumna. Podziwia i chce wspierać. Nie dlatego, że mężczyzna tego potrzebuje, ale dlatego, bo tego pragnie.

  • Maćku

    Mało! :D Dobre, ale mało.

  • Mateusz Brol

    nikt tak pięknie nie mówił o mężczyźnie :3

  • Karol Janson

    Cud miód i orzeszki, palce lizać wywiad.
    Wasze dzieci to by świat zawojowały ;)

  • Pomijając ciekawą, rzetelną treść, to jest bardzo dobry wywiad dziennikarski. Elegancka forma, dobre wyważenie tonu. Profesjonalnie.

    • Dzięki Michał. Mam ponad 10-letnie doświadczenie dziennikarskie, to może dlatego ;) Ściskam!

      • I bardzo dobrze Malvina. Dziennikarze jako pewien gatunek cierpia na swoistą formę przerostu ego. W przypadku blogerów często bywa jeszcze gorzej, bo na drodze do samozadowolenia nie stoi koretka, naczelny i 5 innych osób ;)
        Generalnie powyższe prowadzi do tego, że wielu prowadzących wywiady zapomina, że ten wywiad prowadzą z kimś ;)

        • Po coś się w końcu tych ludzi zaprasza do rozmowy, prawda? ;) Rolą prowadzącego wywiad jest sprawić, by rozmówca otworzył się, poczuł komfortowo i… popłynął. A następnie zredagować jego wypowiedzi tak, żeby osoba udzielająca wywiadu była szczęśliwa, że tak dużo i w tak fajny sposób opowiedziała o sobie czy też o poruszanym zagadnieniu ;) Nie jest łatwo zrobić dobry wywiad, wbrew temu, co sądzi wielu ludzi.

  • Świetny tekst! Najważniejsze to mknąc razem ku górze, bez ograniczania. Często właśnie kobiety wszystkiego zabronią, karzą robić to co powiedzą, a same się dobrze bawią, a potem pytanie „dlaczego mnie zdradziłeś?” – oczywiście faceci robią często pewnie tak samo, ale z nimi nigdy nie żyłem :) Piszcie razem felietony! :D

  • Contempt

    Brakowało mi wywiadów na Twoim blogu – świetnie je prowadzisz i prowadzisz je z ciekawymi osobami o różnych historiach. Rób je częściej, jeżeli masz możliwość, bo dobrze przeprowadzony wywiad daje bardziej do myślenia niż kilka rozdziałów książki „o życiu”.
    Nie przestawaj :)

    • Dzięki! Pomyślę nad powrotem do tej formy :)
      P.S. Fajnie, że zostawiacie takie budujące komentarze. To dodaje skrzydeł!

  • Margo

    Moja szefowa (i przyjaciółka) weszła dziś do biura i mówi

    – Oszukali mnie!! – odwróciliśmy się z zainteresowaniem, bo na codzień to nie jest drama queen. Szefowa dalej

    – Mój brat właśnie wrócił z mega kontraktu, poszedł do sklepu po serek, puścił totka i wygrał 5-kę. To miała być moja 5-tka!

    No właśnie. Cholera. Czemu mój los nie wygrał?

    No jak to czemu? W totku do 5 tki, losujesz prawidłowo tylko 5 liczb z 49. A w związku, dwoje ludzi ma być ze sobą w pełnym szczęściu przez 50 lat i umrzeć w tej samej chwili. Ile milionów czynników trzeba wylosować z ilu miliardów możliwości. To cud, że zdarza się to częściej niż by chciała statystyka i rachunek prawdopodobieństwa.

    I nie ma kryzysu związków, kryzysu męskości, kryzysu kobiecości.

    Zawsze były gówniane związki, gówniane małżeństwa, faceci ciamajdy i faceci macho, kobiety kury i kobiety cesarzowe. Zawsze były nierealne oczekiwania, zawiedzione nadzieje, złamane serca itd. Zawsze byli kochankowie na boku, żeby tego szczęścia dla siebie trochę wyszarpać – i dzięki złamanym sercom, nieudanym małżeństwom, cudownym, fascynującym kochankom powstawały dzieła sztuki, wybitna literatura, pewnie z kilka wynalazków i przynajmniej jedna wojna (Helena itd.)

    PS. Dla mnie otwarcie drzwi od taksówki jest pustym gestem. Gestem pełnym znaczenia jest „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”.

    • be happy

      Wszystko to w sednie, trafnie i ok. Przebija się jednak obraz konserwatysty.
      Ewolucja- ona dokonuje się wszędzie, w męskości, kobiecości też i w relacjach.
      Nowe spojrzenie az się prosi. Zresztą jak Malvina często podkreśla: proste i zarazem kur.wsko trudne.
      Jednak z bloga Malviny, z komentarzy umieszczonych niejako czynię obserwatorium życia. To jest super, jest super.

      • Margo

        Konserwatysty? o nikt mnie tak jeszcze nie obraził! Żartuję. (o moim konserwatyzmie czy absolutnym braku powyższego, chętnie, serio, pogadam poza blogiem Malviny – jak? łatwo znaleźć).
        Ale ogólnie – własnie ewolucja męskości czy kobiecości się nie dokonała! Nie mamy innych mózgów. Jesteśmy wyżsi niż 200 lat temu, żyjemy dłużej, latamy na księżyc, mamy nowe opcje, więcej narzędzi, dzięki nauce pozbywamy się uprzedzeń, przesądów, dzięki łatwiejszej komunikacji nie jesteśmy ograniczeni w zdobywaniu doświadczeń do swojej wioski.
        Ale nasze mózgi się nie zmieniły. Tylko radzą sobie z innymi problemami.
        Czym innym było być z jednym mężczyzną do końca życia, gdy jak dożyło się do 40 lat to było się najstarszą kobietą w okolicy. I w drugą stronę.

  • Słodzicie Ciociu Sago ;)

  • Daniel Chrzciciel

    Jak ja nie ogarniam kobiet… Jak dobrze, że nie muszę. Jak dobrze, że mój związek da się streścić do leżenia razem na kanapie, oglądania Star Wars, picia piwa, jeżdżenia na wrotkach, kilkugodzinnych rozmów o wszystkim, uprawiania seksu i wspierania siebie nawzajem. Z jakiegoś powodu wszystkie moje znajome, a mam ich dużo nieustannie przychodzą do mnie po porady i oczekują, że zrozumiem co im chodzi po głowie. A ja za cholerę nie wiem! :( I nie wiem czy faktycznie jesteście takie skomplikowane, czy ja po prostu nażarłem się tych tekstów o tym jaka to kobieta jest zagmatwana i podchodzę do tego jak do przejścia w klapkach po oceanie.
    Ciekawy wywiad, nawet jeśli większość zagadnień mnie przerasta. Ale powiedzmy, że mój poziom ogarnięcia w pewnym stopniu się podniósł. I będę miał co podsyłać koleżankom, które wysyłają mi wiadomości o treści „ej, chciałam przykręcić sobie półkę nad łóżkiem, a on że sam się tym zajmie. Czy on uważa mnie za ofiarę czy będzie próbował namówić mnie na bdsm?”. Zajrzę na tego bloga, może w czymś jeszcze mnie oświeci :).
    Pozdrawiam! :)

  • KaZet

    Czy ja wiem czy tak malo facetow rozumie kobiety, czasem one same siebie nie rozumieja;) Fajny wywiad, choc sporo z odpowiedzi padlo juz na Volantowym blogu.

  • Małgorzata Król

    Czytam pierwszą Waszą rozmowę, proza dotykająca poezji.

  • Subiektywny

    Pochylę się nad dwoma ważnymi kwestiami poruszonymi przez Volanta, swoją drogą bardzo delikatnie i taktownie – bo w swoich książkach pisze o tym bardziej dosadnie i bezpośrednio.

    „Lubimy związki, ale nie lubimy ograniczeń. A kobiety są mistrzyniami w ograniczaniu mężczyzn”

    „Powszechnie przyjęło się, że to mężczyzna jest stroną aktywną – robi
    pierwszy krok, pochodzi do kobiety i zagaduje. A facet, który ma
    partnerkę i stara się być w stosunku do niej ok, nie będzie przecież
    podchodził do obcych bab i im stawiał drinków, prawda? Kobieta
    pozostająca w związku nie ma takich ograniczeń – wciąż może sobie
    niezobowiązująco poflirtować, kiedy ktoś ją zaczepi. Facet nie ma takiej
    możliwości – skoro sam zagadał, to znaczy, że szukał okazji.”

    Rzeczą, która mocno zniechęca mężczyzn do poważnych związków z kobietą jest występująca generalnie u kobiet chęć ograniczenia mężczyzny do ‚pracy zawodowej i mnie – kobiety’. Wszystko, co na początku było w mężczyźnie fascynujące (np jego oryginalne zajęcia, zainteresowania) po rozpoczęciu związku zostają zredukowane do minimum – bo od teraz nr 1 ma być kobieta oraz kwestie okołozwiązkowe. Ten kij ma dwa końce – bo z jednej strony mężczyzna ograniczany do takiego zakresu ‚praca i partnerka w związku’ zaczyna czuć się wciskany w za szczupłe ubranie – a dwa, bo traci paradoksalnie w oczach partnerki – bo zaczyna być nudny, pada sakramentalne ‚zmieniłeś się, już nie jesteś taki jak kiedyś’. Owszem – nie jest, bo poddał się ograniczeniom…
    Drugą rzeczą jest kwestia ‚otwartej furtki’ którą podświadomie rezerwuje sobie część kobiet w związkach. Mężczyzna ma być skupiony wyłącznie na swojej partnerce w związku, jakiekolwiek przejawy interakcji z inną kobietą – to prawie zdrada! U kobiet natomiast to pojęcie jest rozmyte – kolega zaprosił ją tylko na kawę (to tylko kawa!), na spacer (to tylko rozmowa o jego problemach!) itp. Będąc w związku pozwalają sobie na podtrzymywanie ‚awaryjnych’ znajomości z innymi mężczyznami, które są ‚tylko kawą czy tylko spacerem’ ale w każdej chwili, w sprzyjających okolicznościach, mogą przerodzić się w coś więcej. Fachowo mówi się na to ‚utrzymywanie stadka orbiterów’ – ni to kolega, ni przyjaciel. Miły i sympatyczny – więc trzymany pod ręką w pogotowiu ‚na wszelki wypadek’. Mężczyzna tak robić nie może, bo przejawiając inicjatywę – działa aktywnie więc jest napiętnowany w związku. Kobieta jedynie ‚wyraża zgodę’ na owo zaproszenie obcego mężczyzny – więc nie można jej zarzucić, że działa czynnie, ergo – jest ‚niewinna’.
    Dzięki Volant, że przemyciłeś te dwie wypowiedzi w wywiadzie – świadomy mężczyzna doskonale wie, co chciałeś w ten sposób delikatnie podkreślić :) A Wy Drogie Panie, pochylcie się nad nimi – możecie wierzyć mi na słowo, że warto.

    • I pozwolę sobie jeszcze dopisać, że jest to nic innego jak stosowania podwójnych standardów.

      „mi wolno (bo się usprawiedliwiam pod byle powodem) – drugiej stronie tego samego nie wolno (bo zakładam z góry jej złe intencje)”.
      Klasyka

      • Margo

        Ja sobie pozwolę dopisać, że w drugą stronę też tak bywa.
        Nie ubieraj się tak, po co zakładasz pończochy do pracy, nie lubię chodzić do teatru, nie lubię chodzić do Twoich znajomych, przyjeżdżanie, sprawdzanie, czemu chcesz wyjść, czy jak jesteśmy razem i patrzysz mi w oczy to nie jest najwspanialej? Czy Ty nie rozumiesz, że jak się uśmiechasz do pana w banku to on chce się z Tobą przespać?
        Nie rozumiem, jak możesz nie być zazdrosna – przecież jak się kogoś kocha to się jest zazdrosnym!!

        • Margo,
          Tu akurat poruszona przez Ciebie kwestia zazdrości jest prawdopodobnie jednostkowa – dotyczy konkretnego mężczyzny z którym masz/miałaś styczność. Natomiast gdy ‚nie lubi Twoich znajomych, nie lubi teatru itd’ świadczy tylko o tym, że rozmijacie się w pewnych kwestiach i z tej mąki, w dłuższym okresie, ciasta nie będzie.
          Ja z takiej relacji wycofałbym się po dżentelmeńsku bo inwestowanie swojego czasu (a przypominam że to zasób nieodnawialny a już szczególnie cenny u kobiety) w podobny układ przypomina inwestycje w śmieciowe obligacje na GPW, zysk niepewny a stuprocentowa strata wysoce prawdopodobna.
          Więc niby można, ale po co ?
          Pozdrawiam, S.

          • Margo

            Dziękuję za odpowiedź Panie S. Ale te rady może przydadzą się komuś innemu.
            Ogólnie. To pozbierane przykłady, nie tylko moje i niekoniecznie aktualne. Jeszcze bardziej ogólnie. W związku są dwie strony. I ta która ma mniejsze poczucie własnej wartości często zaczyna stosować takie, czy inne metody ochrony swojej „zdobyczy”. Głównie przez zakazy dla drugiej strony, a bardzo rzadko przez pracę nad sobą. A czy to XX czy XY jest słabszym ogniwem.. bywa i tak i tak.

          • A patrz, myślałem że piszesz z własnego doświadczenia :) I zdecydowanie zgadzam się, że im niższe poczucie własnej wartości tym mocniej eksponowana chorobliwa wersja zazdrości – tu trafiłaś w 10.
            A praca nad sobą to podstawa, wręcz fundamentalna.

    • Giermek

      Zgadzam się z Tobą w 100 %. Idealnie to opisałeś . Wiem co mówię bo sam byłem takim jak to określiłeś ‚orbiterem’. Strasznie jestem zły na siebie że pozwoliłem na to żeby mnie traktować jako taką wersję awaryjną… No tylko niestety jak się człowiek zakocha to nie myśli do końca trzeźwo. A One bardzo często pozwalają na to żeby się w Nich zakochać , zbliżyć się , otworzyć mimo tego że są w związku … Tak jakby czerpały z tego satysfakcję … A jak taki ‚orbiter’ po jakimś czasie nie wytrzyma i pójdzie na całość i wyjawi jej że czuje do niej coś więcej , zazwyczaj dostaje obuchem w łeb … Ja tak dostałem i dowiedziałem się że jestem nieszczery , sam nie wiem czego chcę i jestem hipokrytą bo jak dawała mi znaki to ich nie wykorzystałem i nie powiedziałem nic …

      PS. To trochę takie moje żale ale chciałem to napisać więc napisałem . Na szczęście chyba zaczynam już o tym zapominać i powoli jestem w stanie wyobrazić sobie nowy związek z inną .

  • Późne rokokoko

    „Faceci w związkach zatracają umiejętności interpersonalne. Powszechnie
    przyjęło się, że to mężczyzna jest stroną aktywną – robi pierwszy krok,
    pochodzi do kobiety i zagaduje. A facet, który ma partnerkę i stara się
    być w stosunku do niej ok, nie będzie przecież podchodził do obcych bab
    i im stawiał drinków, prawda? Kobieta pozostająca w związku nie ma
    takich ograniczeń – wciąż może sobie niezobowiązująco poflirtować, kiedy
    ktoś ją zaczepi. Facet nie ma takiej możliwości – skoro sam zagadał,
    to znaczy, że „szukał okazji”. Większość mężczyzn wybiera bycie ok, więc
    po rozstaniu muszą przechodzić mozolną drogę odnajdywania się
    w relacjach od nowa. Dlatego właśnie mężczyznom jest trudniej
    po rozstaniu wrócić do formy.”

    Po raz pierwszy czytam tak rzeczowe ujęcie tej sytuacji. Nareszcie rozumiem z czego wynika, że po latach związków czuję się totalnie nieprzystosowany do znalezienia nowych :) Szczególnie, że moje zdolności interpersonalne zawsze były słabe :D :D :D Ale pracuję nad tym choć ciężko uczyć starego psa nowych sztuczek :D

    • Margo

      Bullshit guys. Wystarczy, że kobieta się ładnie uśmiechnie drugi raz (pierwszy mógł być przez pomyłkę) i trzeci (dla tych co lubią sprawdzać po dwa razy), i w związku czy nie, zamieniacie się w tego wygadanego M&M’sa ;) Flirtujecie jak cholera – jeśli tylko poczujecie cień szansy. Niektórzy stoją na ziemi i wiedzą, jak się tym bawić – taki flirt można podtrzymywać latami czy zamienić w przyjaźń, a niektórzy żyją w sferze fantazji i wtedy wchodzą w tę osławioną rolę „orbitera”.
      I wtedy Janek ignoruje swoją Kasię i potomków marząc o Zuzi, biegnie do niej po pracy, bo kran jej cieknie, naprawia jej kran, zamiast dupy, dostaje dobre słowo i kopniaka za drzwi, bo za 20 min przychodzi Waldek, dla którego Zuzia jest tylko kolejną dziurą, ale ona jest w nim zakochana, bo raz zaniósł jej laptopa do samochodu i raz powiedział, że ma ładne włosy patrząc tak specjalnie… Waldek jest lokalnym seksoholikiem i skrywanym sekretem Kasi, która raz na dwa tygodnie skacze po nim w hoteliku koło działki rodziców (bo Jankowi dla niej już dawno nie staje). Yada yada ;)

  • MeS

    Bardzo dobry tekst!! Kawa z mlekiem doskonale Wam wyszła :). Brakuje kobiecości. Niestety. Mówię to jako kobieta-obserwatorka ;). Z czego to wynika trudno powiedzieć, ale wydaje mi się, że kobieta wchodząc w męski świat dostosowuje się do niego zamiast dostosować go do siebie. Zatraca się. Później ciężko wrócić na kobiecą stronę mocy :).

  • Volant każe się nie idealizować a po przeczytaniu jego słów jak zwykle siedzi mi w głowie „oby więcej takich facetów!”.