Nic nie musisz

Tak się jakoś w tym naszym konserwowym społeczeństwie utarło, że dorosły człowiek powinien mieć stałą pracę, stałego partnera życiowego (zwanego zwykle mężem albo żoną), jakieś dziecko (a najlepiej dwoje), własny dom albo mieszkanie, ubezpieczenie na życie, ubezpieczenie zdrowotne, samochód i jeszcze trochę oszczędności. Nie wiem, jak Was, ale mnie tak właśnie w młodości zaprogramowano – gdy dorośniesz, zrobisz A, B i C, bo tak postępują dorośli ludzie. 

Bardzo długo żyłam w przeświadczeniu, że dojrzałość to odhaczanie kolejnych podpunktów z listy „to do” PRAWDZIWEGO, DOROSŁEGO CZŁOWIEKA. I czułam się źle i nie w porządku, kiedy na jakimś etapie życia nie wykreślałam z listy kolejnej misji typu „zaręczyny” albo „kredyt na mieszkanie”. Z jednej strony było mi chyba trochę głupio przed innymi – rodziną pytającą jak tam moje życie uczuciowe, przyjaciółmi, którzy zdążyli już pobudować domy i spłodzić potomka, znajomymi zagadującymi o zdolność kredytową… Nie czułam się źle z tym, jak żyję, ale bardzo często miałam wrażenie, że jednak coś robię nie tak, skoro muszę się z własnych wyborów tłumaczyć innym.

Aż któregoś dnia stanęłam przed lustrem, popatrzyłam na siebie i zapytałam: czego Ty, Pajonku, w ogóle w życiu chcesz?

 

DOROSŁOŚĆ

 

Pogadałam sobie ze sobą szczerze i mniej więcej wtedy zaczęło docierać do mnie, że dorosłość to nie domek z czerwonym płotkiem i obrączka na palcu. Dorosłość to stanięcie twarzą w twarz z własnymi pragnieniami, oczekiwaniami i obawami oraz podjęcie decyzji, by żyć w zgodzie z tym, co masz w środku, a nie według scenariusza, który opracowali dla Ciebie (i za Ciebie) inni.

To wbrew pozorom wcale nie jest proste, bo żeby żyć w ten sposób, trzeba być cały czas na łączach z własnymi emocjami, uczuciami, myślami… No ze sobą generalnie. Nie możesz uciec, wyprzeć, zaprzeczyć albo powiedzieć, że bóg tak chciał. Możesz jedynie przyznać: „Ja tego chciałem, ja tak zadecydowałem, ja tak zrobiłem i to ja poniosłem takie a nie inne konsekwencje własnych wyborów”.

I nieważne, czy podejmujesz decyzję o tym, żeby zostać ojcem czy żeby przepłynąć kajakiem Ocean Spokojny w 182 dni – jesteś dojrzałym człowiekiem wyłącznie wtedy, kiedy to Ty podejmujesz decyzję i bierzesz za nią odpowiedzialność. Nie, kiedy robią to za Ciebie Twoi rodzice, znajomi, ojciec Rydzyk albo szablon, który kiedyś pozwoliłeś na siebie założyć i w którym do dziś tkwisz jak sardynka w puszce. Dojrzały człowiek działa w zgodzie ze sobą, w głębokiej dupie mając to, co na jego temat sądzi reszta społeczeństwa.

To jest, powiem Wam, kurewsko trudne.

 

KALKA

 

Raz, że non-stop jesteśmy ostrzeliwani wymaganiami innych co do naszej osoby. Dwa, że sami siebie takimi wymaganiami ostrzeliwujemy. To jest wojna. Wieczna walka pomiędzy chcieć a móc, z której wychodzisz cało dopiero w momencie, kiedy uświadamiasz sobie, że tak naprawdę nic nie musisz. I że w zasadzie lubisz siebie, cokolwiek by się nie działo. Bez poczucia winy. Bez stresu. Bez samobiczowania. I przede wszystkim bez dawania sobie wmówić, co jest dla Ciebie dobre.

Przykład?

M., koleżanka ze studiów. Przez długi czas pracowała w zakładzie karnym jako psycholog. Na początku czuła misję, potrzebę pomagania, żądzę wiedzy i podjęcia wyzwania. Po kilku miesiącach już wiedziała, że to nie dla niej, ale jeździła do roboty, bo pieniądze były dobre, umowa o pracę bezterminowa, no i zawód prestiżowy. Po roku zaczęła się budzić o trzeciej, czwartej nad ranem zlana potem. A po dwóch narzygała więźniowi na buta. Z nerwów. Dopiero wtedy powiedziała „dość”. Z dnia na dzień została bezrobotna. Żyła tak przez rok, utrzymując się z oszczędności, a później z zasiłku i drobnych fuch typu sprzątanie, dopóki nie wymyśliła, co chce robić w życiu. Nie ugięła się, mimo że matka suszyła jej głowę, a ojciec groził, że ją wydziedziczy. Dziś M. ma dwie prace na pół etatu. W jednej trzepie hajs za nic nie robienie, w drugiej realizuje się zawodowo. Razem ze swoim narzeczonym pracują nad otwarciem własnego biznesu. Na spokojnie. Powoli. Bez spiny.

Magda i Krzysiek Dołęgowscy. W swojej książce „Szczęśliwi biegają ultra” otwarcie przyznają, że nie w głowie im kredyty, remonty i praca na etat. Ostatni raz mieszkanie malowali dziesięć lat temu i choć przydałoby się chlapnąć farbą tu i tam, oni wolą wrzucić te kilkadziesiąt złotych do skarbonki, żeby mieć kasę na kolejną wyprawę, kolejny wyścig, kolejny zastrzyk adrenaliny. Wybrali „być” zamiast „mieć”, dlatego nie mają wypasionego samochodu, super mieszkania ani… dzieci. Bo ich biegowa pasja i styl życia uniemożliwiają funkcjonowanie na określonym poziomie. Wiedzą, że dla większości rodziny są jak duże dzieci, które nie spełniają pewnych oczekiwań i standardów. Ale robią swoje, bo takie życie wybrali i w takiej scenerii czują się szczęśliwi.

Proste?

Cholernie trudne.

 

CODZIENNOŚĆ

 

Powyżej podałam przykłady ludzi, którzy podjęli ważne, dojrzałe decyzje rzutujące na niemal całe ich życie. Ale tak naprawdę to poszukiwanie siebie i bycie tu i teraz zaczyna się… tu i teraz.

Na przykład w momencie, kiedy uświadomisz sobie, że możesz zerwać kontakt z ciotka Zośką z jednego prostego powodu – bo jest toksyczna i Cię wkurwia. I nawet, jeśli Twojej mamie będzie przykro, że nie chcesz mieć z ciotką Zośką nic wspólnego, a Twoja rodzina okaże totalny brak zrozumienia, Ty odczujesz niesamowitą ulgę – w końcu nie musisz użerać się z człowiekiem, który ciągnął Cię w dół. Ba! Nie czujesz z tego powodu poczucia winy, bo wiesz, że robisz to dla swojego zrowia i komfortu psychicznego. Ciotka Zośka nie potrzebuje Ciebie, żeby żyć i funkcjonować, a Ty wcale nie musisz podtrzymywać z nią kontaktu, żeby zadowolić resztę swojej rodziny. Będą mieć do Ciebie pretensje? Trudno. Niech mają. Nie zrozumieją Cię? Nie zawsze muszą. Będą żądali wyjaśnień? Wiedz, że nie musisz się tłumaczyć.

Masz wielki bebzol i źle się z tym czujesz? Możesz iść do dietetyka i zacząć wprowadzać zmiany w swoich nawykach żywieniowych. Możesz zacząć ćwiczyć i śledzić zmiany wagi, obwodów i widoku w lustrze. Możesz, ale nie musisz. Jeśli co rano wstajesz przed pracą na trening, ale kurwujesz przy tym, wyżywasz się na dzieciach, masz ochotę zabić trenera 10-kilogramową sztangietką i generalnie najchętniej opierdoliłbyś golonkę, to po co się męczyć? Bądź sobie gruby i szczęśliwy. Po prostu.

*

 

Bo to wszystko jest wbrew pozorom bardzo proste. Choć kurewsko trudne.
Bo chcieć to móc. Nie „musieć”.

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • julka

    to jest to czego szukałam… prosta jednocześnie trudna odpowiedz :)

  • m0gart

    Wstrzeliłaś się w temat, bo akurat o tym niedawno rozmyślałem przy okazji Nowego Roku. Społeczeństwo narzuca nam wiele wymagań, a gdy ich nie spełniamy, to zaczyna się zdziwienie, a potem lekki ostracyzm. „No bo jak to, wolisz robić *** zamiast ***?” i tym podobne. Lecz jeśli człowiek ma mocną podbudowę, to da sobie z tym radę.

    Wszystko fajnie, gdy niezaliczanie kolejnych życiowych checkpointów jest naszą niezależną i odpowiedzialną decyzją, którą umiemy uzasadnić – zwłaszcza przed samym sobą. Problem zaczyna się natomiast, gdy chcemy czegoś, dążymy i próbujemy, ale ciągle coś idzie nie tak, wysiłek nie przynosi spodziewanego efektu. Wtedy zaczyna się robić nerwowo, bo społeczeństwo naciska, a my byśmy nawet chcieli, lecz nie dajemy rady, bo ciągle trafiamy na przeszkody, a każde przypomnienie o tym z zewnątrz tylko nakręca negatywnie i podcina skrzydła, zamiast motywować.

    Sometimes life’s a bitch.

    • S.

      My ludzie lubimy oceniać innych przez swój punkt widzenia. Co dla nas wydaje się słuszne dla innych może być nieistotne.

      Czasami jak nam faktycznie mimo wysiłków nie idzie to może też znaczyć, że obraliśmy zły kierunek. Czasami ciężko nam przed samym sobą przyznać, że faktycznie nie mamy do czegoś zdolności i wypadałoby się zająć w życiu czymś innym. Sam to na sobie przerabiałem.

      A do tych co podcinają skrzydła jest bardzo fajne słowo „spie*dalaj”. Zawsze działa.

  • _andrzej

    Dziekuję. W momencie w którym, szukałam kolejnych studiow, co by zadowolic rodzicow, wstawilas ten tekst. A ja wierzę w znaki, moze to glupie i infantylne, ale naprawdę w nie wierze. I dziękuję. Tak po prostu.

  • Najbardziej w tym „muszę” wkurza mnie nie nacisk społeczny nie na spłodzenie potomka, czy realizację siebie, ale na to „muszę”. Modne jest bycie zajętym. Muszę to zrobić, muszę tamto.

    Każdy wybiera to co dla niego najważniejsze. A najważniejsze żeby organizować swoim czasem tak, by go nie tracić. Na ciotki Tośki, na nadgodziny w pracy, której się nie lubi, na zajęcia, które nie przybliżają do celu.

    Nic nie muszę. Gdy mam wolne, mogę leżeć i czytać książkę cały dzień, jeśli mam taki kaprys. Bo stać mnie na luksusowe spędzanie czasu.

    Te wszystkie rzeczy, które ktoś ode mnie oczekuje. Wszystkie rzeczy, które mogę wykreślić z listy „muszę zrobić” dają tylko pozorną satysfakcję. Najważniejsze jest czego sama chcę.

    Te wszystkie rzeczy, które chce zrobić.

  • Kamil

    Nie ma czegoś takiego, jak jedzenie śmieciowego żarcia i bycie szczęśliwym jest to brak szacunku dla swojego ciała, które powinno żyć w harmonii z „duszą”. Z resztą się zgadzam jesteśmy programowani nie zawsze tak jak tego byśmy oczekiwali i na pewno nie jest to zgodne z naszą naturą i pradawnymi prehistorycznymi instynktami.

    • Olga Bochen

      a jeśli czyjaś dusza uwielbia golonki popijane piwem? ;)

    • S.

      „brak szacunku dla swojego ciała, które powinno żyć w harmonii z „duszą””
      To Twoje zdanie. Jak ktoś zje kebaba pizze zaleje to colą i jest z tego powodu szczęśliwy to będziesz wmawiać mu, że nie jest?

      Prehistoryczne instynkty…
      Człowiek już nie biega z maczugą po lesie. Trochę się pozmieniało. Nikt nie będzie wpieprzał codziennie kilogramów surowego mięsa bo nie ma takiego żołądka jak człowiek pierwotny, który miał żołądek jak niedźwiedź tj mógł jeść wszystko. A jakby nie patrzeć to człowiek ma dwoje oczu z przodu nie po bokach więc bliżej mu do drapieżnika niż weganina.

      • Jurek

        Ahaaaaa a np. Panda Wielka też jest drapieżnikiem
        a Kameleon od dziś wegetarianin
        Żołądki pełne mięsa, z tym że nasi przodkowie głównie zbieractwem się karmili, mięso było raz na czas. Człowiek jest wszystkożerny.
        Co Ty ludzi w błąd wprowadzasz?

        • S.

          Nie napisałem przecież, że wszystkie zwierzęta mające oczy z przodu to drapieżniki. Sam to sobie dopowiedziałeś.

          Współczesny człowiek nie jest wszystkożerny. Człowiek prehistoryczny „jaskiniowiec” mógł zjeść rzeczy, po których współczesny mieszczuch dostałby skrętu kiszek. To chciałem przekazać. Ten fragment odnosił się do „prehistorycznych instynktów” o których wspomniał Kamil.

          PS. Zbieractwem powiadasz? Czyli co dzikie jeżyny i jagody im wystarczyły aby zaspokoić głód? ;-))

    • Strasznie podburzający do niezgodzenia się komentarz. :D
      Dbam o zdrową dietę na co dzień, dużo ćwiczę i wcinam nierzadko z grilla u taty lub w KFC w weekend. Przy tym wszystkim czuję się zgodny ze sobą i nie żałuję. :D

  • Klaudia

    Jak zawsze w punkt, moja droga! Nawet nie wiesz, jakim terrorem były dla mnie Święta w towarzystwie wszystkich cioteczek..Żarliwa dyskusja przy stole zaczęła się od prawa jazdy. Jak mogę dopiero teraz je robić, skoro powinnam je mieć (jak większość NORMALNYCH ludzi) od razu po maturze, a nie kilka lat po niej? I standardowo: dlaczego nie mam chłopaka? własnego mieszkania? nie studiuję na „normalnych” kierunkach? po co mi tatuaże? po co wydaję pieniądze na lekcje baletu, skoro są drogie i nigdy nie będę „prawdziwą” tancerką? Cioteczki nie dawały za wygraną, więc po posiłku po prostu wstałam i wyszłam na bardzo długi spacer z psem. Dołączyła do mnie moja kuzynka, która zmagała się z pytaniami pt. „kiedy ślub i dzieci?”. W mojej sytuacji widzę, że musiałabym urwać kontakt z większą częścią rodziny i pozostać w kontakcie z może 6 osobami :)

  • Sorenta

    Rzadko piszę komentarze. Ten tekst jest z rodziny „No Ameryki to ona nie odkryła, ale jak tak się nad tym zastanowię…” Jestem w głupim wieku. Za stara, żeby rajcowały mnie związki na facebooku, chłopaki z mózgiem wielkości orzecha i 50 twarzy Greya. Za młoda, żeby wiedzieć co chcę robić i w jaki sposób. Powoli uczę się egoizmu. Nie takiego „mam w dupie przyjaciół”, tylko takiego ” Moje potrzeby są nie mniej ważne jak wasze”. Do etapu, że są najważniejsze, powoli dochodzę. :) Teksty takie jak ten robią dobrze na moje małe ziarenko egoizmu. Chyba nawet go podlałaś. Dzięki za to! :)

    • Bo ja generalnie piszę teksty z gatunku „Ameryki to ona nie odkryła, ale…” ;)

      • Sorenta

        Bo z reguły wszyscy znają całą psychologię związków i życia. Przecież czytają Coelha i cytują „te myśli”. ;-) Ale dopiero jak ktoś rozłoży to na czynniki pierwsze, okrasi soczystą kurwą i opieprzy Cię za to w jakiej dupie umysłowej tkwiłaś, dopiero wtedy dociera. Jesteś takim dosadnym podsumowaniem i dzięki temu, pewnie wpadnę tu jeszcze. ;)

  • Volusya

    Hehehehe ja już wypierniczyłam system w kosmos… Rodzinny… Odchodząc od toksycznego męża (sama wychowuję ośmioletnią księżniczkę) … Zmieniłam pracę a za różnicę w wynagrodzeniu nie wpakowałem się w kredyt… Tylko spełniłam marzenie kupując Harleya :-) życie jest piękne :-) oczywiście słyszę pytania co z własnym M… Wtedy kończę temat że to za następną premię… A że język mam ostry to polemiki nikt nie próbuje :-) rodzinę swoją lubię, więc jest git :-) polecam :-) robię to co lubię jak chcę i kiedy chcę… Obowiązki są ale do ogarnięcia i ten spokój… Bezcenny…

  • sandra

    ,,Musze to ja się wysrać,zjeść i umrzec, resztę to ja ewentualnie mogę,,
    :)

  • Paweł Górka

    to ja chyba jestem jakiś dziwny i poniekąd mam farta bo dla mnie życie po swojemu i totalna wyjebka na opinie rodziny/znajomych to stan absolutnie normalny i wcale nie uważam, że to trudne. Ale może dlatego nikt mnie nie lubi w rodzinie :F

  • emka

    Dzięki za tekst… jak piszą przedmówcy – Ameryki nie odkryłaś, ale unaoczniłaś coś, co przeoczyłam… jestem na tzw. życiowym zakręcie i właśnie potrzebuję zdecydować co dalej… myślę, że dobrze będzie pomyśleć o sobie, o tym, czego ja chcę, a nie o tym, czego oczekują ode mnie inni. Ściskam

  • Człowiek, który przeklina co piąte słowo, często mówi o wiele mądrzej niż człowiek, który nie przeklina wcale. Z tego, co się orientuję, IQ nie koreluje bezpośrednio z liczbą rzucanych „kurew”.

    A jeśli masz ochotę przeczytać jakiś mój tekst bez wulgaryzmów, zachęcam do sięgnięcia po najnowszy felieton w „Logo”. Klnę tam tylko raz, pisząc…

    „pieprzyć to”.

    • Nie chciałam w żaden sposób Cb urazić! Dzięki,że odpisałaś. Miałam po prostu kiedyś rozkminę, czy da się i w jaki sposób zastąpić wulgaryzmy słowami ‚kulturalnymi’ tak, aby wyrazić złość czy inne silne emocje ;)
      No i też tutaj taki stereotyp trochę wychodzi z mojego myślenia, że jeśli ktoś przeklina to jest chamem i prostakiem. Bo z reguły tak jest, nie uważasz?
      Pozdrooo! :D

      • Jedno, co wiem, to że reguły świetnie sprawdzają się w matematyce i w excelu, niekoniecznie w życiu ;)

        Pozdro!

  • Contempt

    Ludzie lubią pisać Ci scenariusze z dwóch powodów: albo nie mają swojego życia/inny sposób na życie jest po za ich granicą i zaliczyli wszystkie punkty z „to do list”, więc mianują się Twoimi mentorami, albo sami są w ten sposób szczęśliwi i chcą, żebyś Ty była szczęśliwa. Może wsłuchali się w siebie i taki szablon im pasuje, a że prawie wszyscy tak robią, to widocznie to jedyny słuszny szablon.
    To, że im się wydaje tak, to gówno prawda, wszyscy o tym wiedzą.
    Zanim zaczniemy rzucać w nich swoimi „nie chcę” i „nie muszę”, spytajmy, czy są szczęśliwi i wytłumaczmy, dlaczego nie chcemy tego scenariusza, który na napisali.

    Mądry człowiek zrozumie i przyjmie to na klatę.
    Głupi powie „jeszcze dorośniesz/jeszcze Ci się zmieni/mówiłam tak samo w Twoim wieku”.

    Wtedy można z czystym sumieniem odsiać ziarno od plew.

    • Zuzanna Marcinkowska

      Pytając, czy są szczęśliwi i tłumacząc, sami stawiamy się w pozycji mentora. A tu chodzi o to, żeby oduczyć się potrzeby oceniania i bycia ocenianym przez innych. I zacząć się przeglądać w lustrze, a nie w cudzych oczach ;)
      Jasne, że nie żyjemy na pustyni i będziemy wchodzić w interakcje z innymi ludźmi, ale biorąc udział w powszechnym festiwalu oceniania (nawet zadawanie pytań, jest ocenianiem ;) ), odbieramy sobie możliwość decydowania o własnym życiu.
      Gdzieś przeczytałam (czy aby nie tutaj?): „Twoje życie, to pieprzona tyrania. Ale to Ty jesteś tym tyranem” ;)
      Pewnie, że to jest trudniejsze – nie ma na kogo zwalić winy. Ale też jest łatwiejsze, bo daje „powera”. I kto mi teraz zapewni bezpieczeństwo? Zaraz, przecież to ja sobie zapewniam bezpieczeństwo, buahahahahaha (powiało grozą). A ja na szczęście nigdzie sobie nie pójdę, będę ze sobą do końca życia ;)

  • Dobrze gada, polać jej! Ale wyobraźmy sobie, jeszcze niedawno życie człowieka poza społeczeństwem nie było możliwe, nie przetrwałby. Dlatego robił to, co społeczeństwo od niego oczekuje, aby nie być wykluczonym. Tak na przykład oglądałam sobie Tristana i Izoldę i myślałam, boże, nie mogą się spakować i pojechać do innego miasta, znaleźć sobie pracę, zacząć życie, być razem? Ano, nie mogli. Kiedyś nie było też pomocy socjalnej i wszyscy musieli znosić wkurwiające ciotki Zośki, bo tylko rodzina mogła pomóc w potrzebie.

    Kiedyś też zrobiłam taki skok w bok, że rodzice długo nie mogli mi wybaczyć. Przez pół roku sprzątałam hotele, żeby potem przez pół roku podróżować po Brazylii. Dziś mam pracę w korporacji, ale w wieku 27 lat jestem tylko asystentką. Przez prace dorywcze i podróże, wypadłam na chwilę z taśmy. Ale i tak jest fajnie.

  • Mała Mu

    No i AMEN!
    Kiedyś myślałam że jestem INNA, bo cały czas te punkty „to do” popychałam przed sobą – … a może za 2 lata , … a może za 5 lat. i nie raz słyszałam od ojca teksty typu: „i co gówniarę strugasz, już czas na poważne życia!” – Mam 35 lat – 0 dzieci, 0 małżeństw i rozwodów, 0 kredytów i pożyczek, za to 6 tatuaży, 2 psy i chopa z wyglądem zbója, którego widziałam 2 pijanego w przeciągu 17 lat. prace mam która lubię ale kokosów nie zarabiam. – przywykłam do tego że jestem czarną owcą w rodzinie i dobrze mi z tym!

  • Żadna decyzja nie jest dobra, jeśli jest podejmowana pod presją innych ludzi lub „dla nich”. I nieważne, czy to decyzja wyjścia za mąż za chłopaka z liceum w wieku 23 lat, czy rzucenia pracy w korpo i założenia własnej hipsterskiej knajpy.O tym jest ten tekst. Nie wartościujmy, proszę.

    • Pionierka

      Ja wiem, że Ty nie wartościujesz. Po prostu z moich doświadczeń wynika, że ci ludzie którzy tak bardzo narzekają na brak akceptacji dla ich wyborów życiowych sami nie akceptują wyborów innych ludzi. Po prostu są dwie listy „to do”. W świecie cioci Halinki: szkoła, dobre studia, etat, samochód, mąż, kredyt na mieszkanie, dwoje dzieci, sukienka za kolanko już po trzydziestce, a wakacje raz w roku w ciepłym kraju z katalogu first minute. W świecie „warszawki”: oryginalne studia, gap year, zero etatu, albo freelance albo start up, odpowiedni rower, żadnego ślubu, dzieci najwcześniej po 30., bo wcześniej to ma tylko patologia, zero kredytu, co najmniej jeden tatuaż i fryzura od odpowiedniego fryzjera, a w wakacje trekking po miejscach, których znajomi nie znają”. Obserwuję to i bawi mnie napinka, z jaką ludzie realizują ten wzorzec przekonani, że mają jakże oryginalny pomysł na życie. Wierzę, że niektórzy robią to szczerze i tego potrzebują. Tak jak ktoś może szczerze chcieć kredytu, etatu, małżeństwa i dzieci. Ale cała masa realizuje i jeden i drugi wzorzec tylko dlatego, że łatwiej im wziąć takiego gotowca niż skonfrontować się z własnymi potrzebami. A gratis dostają pogłaskanie po głowie i akceptację danego środowiska.

      • m0gart

        Pionierka – oczywiście, że łatwiej wziąć gotowca. Lepiej iść przetartą ścieżką, niż wycinać własną drogę w obcym lesie. Ale przecież każdy taki gotowy wzór na życie dopasowuje do siebie, bo chyba nikt go nie stosuje w wersji „czystej”. A czy wtedy to jeszcze jest gotowiec, czy już własna metoda?
        Też czasami trudno mi zrozumieć, jak ktoś może chcieć czegoś zupełnie odmiennego niż ja. Jak może nie szukać samorozwoju, nie odkrywać siebie, interesować się tylko codziennymi sprawami. Ale wbrew pozorom – może, a jego życie wcale nie jest z tego powodu gorsze, lecz co najwyżej inne. Na tym polega różnorodność ludzi. Truizm? Jak najbardziej. Ale czasami całkowicie o tym zapominamy.

      • niku

        Każdy sam musi wybrać co jest dla niego lepsze trekking w nieznanym miejscu , czy all inclusive i mąż. Najważniejsze ,że robisz to dla siebie. Dużo osób faktycznie robi rzeczy zeby inne osoby sie nimi zachwycały. Sama tak kiedy robiłam zwłaszcza na facebooku. Jak pomyślę ze 4 lata temu sprawdzałam kto polubił moje zdjęcia to aż mi śmiać się chce. Jeśli to jest to o czym marzysz to super nie potrzebujesz akceptacji innych ani ich aprobaty bo co cie obchodzi ich zdanie.:)

  • Anja Orzechowska

    Inspirujące lecz faktycznie trudne… mi chyba jeszcze długo będzie głupio przed bliskimi w związku z nie odhaczaniem listy, lecz dziękuję za motywację :)

  • babcia

    Te trzeszczące ciotki … a może po prostu zazdroszczą, nie rozumiejąc że kiedyś dokonały „jedynego słusznego” wyboru ale ich punkt widzenia ma się nijak do obecnego realu? Mam troje dorosłych dzieci :-) i jedno co łączy ich wybory – to to że jak tylko mogli to sp…i z rodzinnego domu. Bo są normalni i dorośli. Wolą wynajmować i być na swoim. Generalnie. Ale… jeśli wracają i oczekują wiktu i opierunku a choćby tylko dachu nad głową (nawet tylko na jakiś czas) – to ja oczekuję, że dostosują się do moich podstawowych standardów. Sorry – taki lajf- kto funduje ten wymaga… Mówię o sprawach podstawowych – sprzątaj po sobie, dołóż się do garnka i nie katuj wszystkich swoją muzyką… Jedna córka jest w stałym związku od 6 lat, druga fruwa po świecie. Jedna trzepie kasę , druga biedę. Syn został ojcem jako 22 latek ( ma to po mnie :-)) I musiał zostawić wymarzone studia, żeby rodzinę utrzymać. Ale robi teraz coś innego, w czym się też spełnia – a ma świetną żonę i dwójkę cudnych maluszków. Dorosłość i wolność mają tak różnorodne oblicza. A na koniec chciałabym poprosić uprzejmie – o wyrozumiałość dla starych ciotek. Dzisiaj usłyszałam „…ty to masz obowiazki rodzicielskie, małzeńskie (…), ty to lepiej przemysl, wolność nie oznacza że wszystko warto robić” itd. A o co chodziło ? o nietypowy wyjazd :-) bo w tym wieku – to wypada wnuki bawić i kasą młodych wspomagać a nie o głupotach mysleć :-) A najzabawniejsze, że takie sądy dalsza rodzinka i obcy ludzie wypowiadają – bo własna dziatwa normalna jest. Niektórzy ludzie tak z natury mają. I z wiekiem im nie przechodzi. Niestety.

  • Max

    I w tym momencie 90% czytelników pomyślało… pi….ole, nie robię :)

  • Ja bym ten tytuł zmodyfikowała z „Nic nie musisz” na „wszystko możesz” :)
    Ale w sumie zgadzam się z postem. Zbyt jesteśmy niewolnikami oczekiwań innych, od dziecka. Ucz się dobrze, nie wagaruj, bądź prawnikiem (no ewentualnie nauczycielem), i zobacz inni w Twoim wieku mają już dawno męża i dwoje dzieci, a po co Ci nauka węgierskiego i dlaczego jedziesz trzy razy do roku na taką drogą wycieczkę, lepiej odkładać pieniądze, a na wczasy pojechać do Jastarni jak co roku….
    Szczęśliwcy w pewnym czasie obudzą się z letargu i zobaczą, ze można inaczej…

  • Amen!

  • Krzysztof Ellwart

    Na poziomie jednostkowym masz rację. Ale gdyby tak pomyśleć globalnie?

    Można sobie erudycyjnie dojść do wniosku, że najważniejsza jest samorealizacja, ale żyjemy tylko dlatego, że pańszczyźniani chłopi mnożyli się na potęgę i patrzyli na świat tylko zza końskiego zadu.

    Po co rozwój, samodoskonalenie jeśli nie ma komu tego przekazać? „Spuścizna jest ich jedynym dzieckiem”.

  • m0gart

    Tekst niczym z Palahniuka ;-)

  • lena

    Jestem właśnie2 tydzien po rzuceniu pracy w korporacji. Praktycznie 8 lat pracy , niby można sobie zapewnić dość fajny poziom życia. Ale ciągły brak czegoś w życiu, pustka zabijały mnie każdego dnia. Wstałam po to tylko ,żeby iść do pracy odbębnić co mam do zrobienia ,a później na fitness. Każdy dzień podobny do poprzedniego.Jakby ktos mnie wsadzil do jakiegos schematu a ja sie dostosowałam. Zycie na pół gwizdka ,w prestizowej firmie z wakacjami co roku , z karta benefit , pięknym ciałem, dietą Ewy Chodakowskiej i naleśnikami z mąki kasztanowej smażonymi na oleju kokosowym. Większość moich znajomych którzy na wszytsko narzekaja jest przerazona. Matka i babcia z reszta tez. Na słowa : -„Nie , nie mam nowej. Jade do pracy za granica i nie wiem co tam będę robić”- płacz i przerażenie. Tylko tata mnie popiera on jeden widziął ,że już mialam dosc i tylko mala cienka niewidzialna nitka trzyma mnie przy zyciu. Zainspirowałam sie swoja koleżanką która rzuciła wszystko i podrózuje z jedna walizka napisała ” dzikość serca silniejsza niż schematy awansu społecznego”. Twój artykuł tylko dodał mi otuchy.
    Pozdrawiam

  • nalewacz

    „Dojrzały człowiek działa w zgodzie ze sobą, w głębokiej dupie mając to, co na jego temat sądzi reszta społeczeństwa.”

    To nie jest definicja dorosłości. W mocnym przypadku to definicja narcyzmu i egoizmu.

    „Ja tego chciałem, ja tak zadecydowałem, ja tak zrobiłem i to ja poniosłem takie a nie inne konsekwencje własnych wyborów”.

    Pod tym sie podpisuje. Dorosłość to umiejetnosc podejmowania samodzielnych decyzji i przede wszystkim – gotowosc na ponoszenie odpowiedzialnosci i konsekwencji za te decyzje.

    „Będą mieć do Ciebie pretensje? Trudno. Niech mają. Nie zrozumieją Cię? Nie zawsze muszą. Będą żądali wyjaśnień? Wiedz, że nie musisz się tłumaczyć.”

    Ale nie mozesz ich za to winić. Ty podjales/podjelas decyzje zeby zerwac kontakt wiec tez musisz poniesc tego konsekwencje.

  • Czili

    Pająąąk, chociaż bardzo cenię Twoje posty z kategorii damsko-męskie, bo są idealnie ironiczne i po prostu zawsze trafiają w sedno, to TEN post przewygrał internety. dzięki!

  • vanderszpak

    Cześć! Właśnie wczoraj skończyłem czytać wszystkie Twoje teksty od początku. Jeśli dobrze liczę to około czterystu. W końcu będę na bieżąco, co za ulga :D

  • kk

    gratuluje wytrwałości. tylko tej wierzby szkoda…. :(

  • Malgorzata Sychta

    Trudne, masz rację. Ale konieczne, żeby nie zwariować.
    W moim wieku (czyli po trzydziestce) to już zdecydowanie powinnam mieć męża, 1.2 dziecka i domek z ogródkiem. Tymczasem zamiast tego jaram się jak dziecko, bo sezon festiwalowy już blisko, a mało co daje mi taką frajdę, jak słuchanie muzyki na żywo. A zamiast remontu kuchni będzie w tym roku wyprawa na Syberię. Kuchnia poczeka, życie jest tu i teraz :)

  • kejcioszek

    Jak dobrze, że trafiłam na Twojego bloga …