Jest 29 grudnia roku pańskiego 2015, a ja siedzę w swoim podkoszulku z Półmaratonu Słowaka 2013, piję zieloną herbatę, słucham „Ile dałbym by zapomnieć cię…” Jeden Osiem L i zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd.
Ale po kolei…
Majówka 2005
Jest maj 2005, dokładnie dziesięć lat temu. Mam kilka dni wolnego, więc przyjeżdżam do rodzinnych Kielc. Nie wiem jeszcze, co będę robić, wiem tylko, że mam dość Lublina, do którego trafiłam na studia i że muszę się choć na chwilę wyrwać z tego miasta. Jestem pełna nadziei, bo właśnie odpaliłam przenoszenie papierów na Uniwersytet Wrocławski. We wrześniu dowiem się, że zostałam przyjęta. Tę zmianę uniwersytetu (i miasta) do tej pory uważam za jedną z najlepszych decyzji w moim życiu. Ale ja nie o tym.
No więc jadę do Kielc i jeszcze z busa wysyłam smsy do moich „kieleckich znajomych””: Hej, właśnie jadę do CK. Jakieś plany na majówkę? Jestem wolna i otwarta na propozycje :D albo coś w ten deseń. Tak, ciężko w to uwierzyć, ale w tamtych czasach jeszcze nie było w Polsce Facebooka. A nawet jeśli był, nikt o nim nie słyszał. No chyba, że Yuri Drabent :P Ludzie komunikowali się, pisząc do siebie smsy. Dziwne, nie?
Po pięciu minutach odpisuje kumpel, Y: Jutro K., A. i ja jedziemy na majówkę. Mamy nalewki i browary, A. sobie kupił nową lustrzankę, więc będzie cykał foty, może pokopiemy w piłę. Are u in?
Z Y mam relację specyficzną. Jest ex chłopakiem mojej ex przyjaciółki, która wyleciała za szeroką wodę i zerwała kontakt z większością znajomych, w tym ze mną i – jak nietrudno się domyślić – z Y. Nie to, żebym miała z nim jakiś szczególny kontakt. Mówimy sobie „cześć” na szkolnym korytarzu, czasem trafiamy na wspólne imprezy, potem on wyjeżdża na studia, ja robię to samo dwa lata po nim. Aż któregoś razu wpadamy na siebie w Krakowie, w którym Y studiuje, a ja jestem akurat na jakiejś studenckiej konferencji. Idziemy na piwo i obiecujemy zdzwonić się, jak będziemy w Kielcach na święta. Ja o tym kompletnie zapominam, ale Y dzwoni i wyciąga mnie do knajpy. Na drugi dzień – na spacer. Na trzeci – do kina. Czuję, że coś się kroi, ale świetnie się bawię, więc rżnę głupa. Kiedy Y próbuje mnie pocałować, mówię, że to skomplikowane i uciekam do domu. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby być z eks chłopakiem mojej eks przyjaciółki. Za duże kombo. Tak czy siak, utrzymujemy z Y kontakt. On chyba wciąż liczy na coś więcej, ja zakładam, że mu przeszło. Młoda jeszcze jestem i głupia. Cóż.
Kiedy więc Y zaprasza mnie na majówkę, odpisuję „jadę z Wami” i na drugi dzień trafiam na najpiękniejszą polanę, jaką widziałam w życiu. Bez oszałamia zapachem, drzewa szumią monotonnie, chmury pełzają leniwie nad naszymi głowami. Leżymy na kocu, mrówki włażą nam we włosy, pijemy nalewki, jemy kanapki, ganiamy się między drzewami, a ja i K. szukamy najgęstszych krzaków, żeby schować się na siku. Nikt nic od nikogo nie chce, nikt niczego nie oczekuje, jesteśmy jeszcze tacy młodzi, wiemy, że prawdziwa przygoda jest wciąż przed nami. To się chyba nazywa beztroska.
To był jeden z tych dni, które zapadają w pamięć na zawsze. I zawsze, kiedy go wspominam, słyszę w głowie kawałek „Lady” Modjo.
Listopad 2015
Leżę w łóżku z laptopem na kolanach. Padam na twarz, ale chcę odpisać jeszcze na wiadomości, które dostałam na facebookowym fanpejdżu. Już mam zamykać kompa, kiedy w prawym górnym rogu wyskakuje mi powiadomienie: „Malvina Pe. received 1 new message”.
Klnę pod nosem, ale sprawdzam skrzynkę.
Dobry wieczór! Nie będę zagłębiał się w zbyteczne opowiadanie o zbiegu okoliczności, który zaprowadził mnie na twojego bloga i jednocześnie uświadomił mi, że się znamy. No dobrze, zbyt wiele powiedziane, poznaliśmy się. Dawno. W maju 2005 na Dalni w Kielcach :D Porządkując zdjęcia (już cyfrowe;) trafiłem na fotki z tejże eskapady. Pomyślałem, że może będziesz miała ochotę popatrzeć na te cuda.
Adrian
Grudzień 2015
Jest 29 grudnia roku pańskiego 2015, a ja siedzę w swoim podkoszulku z Półmaratonu Słowaka 2013, piję zieloną herbatę, słucham „Ile dałbym by zapomnieć cię…” Jeden Osiem L i piszę z A. na Facebooku. Wspominamy stare czasy, starych znajomych, stare imprezy… A ja jakoś tak zawsze, jak myślę o moim liceum, mam w uszach stare, obciachowe kawałki. „Jak zapomnieć…”, „Aniele” Meza, „Moją panienkę” Lerka albo „Dla mnie masz stajla” Trzeciego Wymiaru.
No więc słucham obciachowej muzyki, gadam z Adrianem, oglądam nasze stare zdjęcia, które mi podsyła, śmieję się jak wariatka do laptopa i wiem, że ta chwila utkwi mi w pamięci na kolejne lata, zupełnie jak majówka 2005. Bo w życiu nie ma przypadków. Są tylko wyjątkowe zbiegi okoliczności ;)
Szczęśliwego Nowego Roku.