Agata siedzi przy stole i grzebie. A to widelcem w kapuście, a to nożem w śledziu. Grzebanie jest świetnym zajęciem w momencie, kiedy nie chcesz spojrzeć bliskim w oczy, a raczej – kiedy nie chcesz dać się złapać wzrokiem. Na przykład własnemu ojcu. Ojciec zawsze miał wobec Agaty wysokie wymagania. Wobec siebie już trochę mniejsze…
…w końcu dał jej życie, to powinno wystarczyć, to od boga dar, należy go właściwie wykorzystać. Na przykład stomatologiem zostać. Albo prawnikiem. Zdobyć praktykę, założyć własny gabinet i zarabiać tyle, żeby w razie czego zapewnić rodzicom bezpieczną starość. Gdzieś w międzyczasie chłopaka poznać, zakochać się, ale bez głupot, powiedzieć „tak”, wziąć ślub, a następnie urodzić dziecko. A najlepiej dwoje. Pasje? A na co to komu?! Niech się lepiej gotować nauczy. Bo jak baba z garami i ze ścierą ma nie po drodze, to i przez łóżko chłopa nie udobrucha. Może nawet wyglądać i pieprzyć się jak ta, no… Monika Beluczi. Ojciec wie, że Monika się umie pieprzyć, bo kiedyś obejrzał z nią taki jeden film. No, ale wracając… Pasje niekoniecznie. Dobra kuchnia, czyste mieszkanie i szparka w gotowości – oto, jak mądra kobita buduje udany związek. Tymczasem Agata się w starą pannę bawi. A czas leci, trzydziestka na karku. Niby był tam jakiś Zbyszek ze dwa lata temu, ale go ojciec ani razu na oczy nie widział. A podobno mieszkali razem. A jak razem mieszkali, to i razem żyli, on wie, on głupi nie jest. A przed Zbyszkiem był Tomek. Z tym też mieszkała, to i też się pewnie gzili po kątach. A kto to widział, żeby dziewczyna takie rzeczy wyprawiała? Zamiast się prowadzić grzecznie, znaleźć sobie kawalera, zaręczyć się, ślub wziąć… To nie, ta przebierać będzie, dobre sobie! Jakby co najmniej Miss Ameryki była. Brzydka może i nie jest, w końcu jego geny ma, ale chuda! Ani nie ma na czym usiąść ani czym oddychać. A baba to powinna mieć i kawał cyca i kawał dupy, żeby było za co złapać. A tu siedzi przed nim takie chuchro, grzebie w talerzu i wygląda jak siedem nieszczęść. No normalnie krew człowieka zalewa.
– Co tak grzebiesz? Jedz tego śledzia! Chuda jesteś jak szczapa, jak ty wyglądasz?!
Agata martwieje. Przecież nic nie zrobiła, nie dała mu pretekstu, żeby się odezwał. Je, może wolno, ale je. Śledź jest ohydny, matka w tym roku spektakularnie spierdoliła potrawy wigilijne, co w zasadzie Agatę dziwi, bo zawsze gotowała mistrzowsko. Agata upija spory łyk wina, pakuje śledzia do buzi i przeżuwa ze wstrętem. Nie będzie się odzywać. Nie będzie prowokować. Nie da ani matce, ani ojcu, ani babce, ani nawet tej cholernej kuzynce, którą nie wiadomo po co zaprosili, pretekstu do kolejnej chorej rozmowy a propos ich oczekiwań co do jej osoby. Zje, wypije kawę, wmusi w siebie kawałek spalonego sernika i pójdzie spać o 22. A jutro skłamie, że musi wracać do Warszawy, bo… Bo. Coś wymyśli. Musi – ocipieje, jeśli spędzi tym domu kolejne 24 godziny.
Je tego śledzia jakby chciała a nie mogła. Co się z tą dziewuchą dzieje? Wszystko dostała, pomogliśmy jej, przez całe studia tysiąc złotych lądowało na koncie, żeby miała za co żyć. A ona co? Po roku medycynę rzuciła i poszła na psychologię. Na PSYCHOLOGIĘ! A teraz co? W agencji reklamowej pracuje, pewnie jakieś ulotki rozdaje, co to w ogóle za zawód jest? Męża nie ma, dzieci nie ma, za to kota sobie przygarnęła. KOTA! Kurwa jego mać! Biega, medale jakieś zdobywa, po Europie się szlaja zamiast sobie na dupie usiąść i życie ułożyć. W dresach chodzi, jak facet, nawet na wigilię spodnie założyła! I tylko to suszi by jadła. I makarony. Dziwne, że jej jeszcze dupa od tych kluchów nie urosła. Chyba po matce taka chuda jest, wiadomo, że zawsze baba po babie odziedziczy, co najgorsze.
– Biegasz, biegasz i na co ci to bieganie? Chuda jesteś, jakby cię z Oświęcimia wywieźli, nic dziwnego, że żaden poważny facet się tobą nie interesuje. Jak dziecko wyglądasz. Wzięłabyś się za siebie, to i adorator jakiś by się znalazł. Kiedy sobie życie ułożysz? Po pięćdziesiątce?!
– Staszek…
– Ty mi tu Jolka nie staszkuj, do cholery! Widzisz ją? Widzisz, jak wygląda? Jak chudy babochłop! Fiu bździu w głowie, pracuje nie wiadomo gdzie, żyje nie wiadomo z kim, robi nie wiadomo co! Życie ci przez palce przecieka, dziewczyno. Kiedy Ty się w garść weźmiesz? Kiedy rodzinę założysz?
Odrywam wzrok od talerza. Patrzą na mnie. Cała czwórka. Ojciec, purpurowy ze złości. Matka, spięta i w gotowości. Zuzka, rozbawiona. I babcia, przerażona. Patrzę na nich i dociera do mnie, że jestem cholernie zmęczona. Chcę po prostu stąd wyjść, wsiąść w pociąg i wrócić o Warszawy, do L. jak najszybciej.
Wycieram usta serwetką, rzucam ją na talerz. Wstaję.
– Mamo, dziękuję za kolację. Babciu, Zuza – dobrze Was bylo zobaczyć. Tato, odpowiadając na Twoje pytanie – nigdy. Nigdy nie założę rodziny. I wbrew temu, co myślisz, moje życie jest wspaniałe, a ja jestem szczęśliwa. Odnoszę sukcesy w sporcie i w pracy. Jeżdżę po świecie. I mam kogoś, z kim chcę spędzić resztę życia. Na imię jej Lena. Lena czeka teraz na mnie w Warszawie. Wybaczcie, ale chciałabym jeszcze dziś do niej wrócić.
Wychodzę z pokoju. Nie słyszę nic poza przeraźliwym szumem w głowie. Serce mam gdzieś w gardle, kolana jak z waty, w ustach przeraźliwie sucho. A jednak po raz pierwszy od lat czuję ulgę… lekkość. Jestem wolna.
W O L N A.
*
Jakiś czas temu bliska mi osoba dokonała coming outu.
Mogę się tylko domyślać, ile ją to kosztowało.
Mogę się tylko domyślać, jak to jest, żyć i funkcjonować latami w gronie rodziny, znajomych i przyjaciół, nie mówiąc im, kim tak naprawdę jesteś, kogo naprawdę kochasz, jak naprawdę funkcjonujesz.
Mogę sobie tylko wyobrażać, jak to jest, szaleć na punkcie drugiego człowieka i bać mu się to okazać w towarzystwie innych, często najbliższych ci ludzi.
Mogę się tylko domyślać, jak wielki jest lęk przed odrzuceniem i brakiem zrozumienia. Jak bolą durne żarty albo homofobiczne hasła głoszone przy rodzinnym stole.
Mogę sobie tylko wyobrażać, jak wielkie jaja trzeba mieć w tym kraju i w tym społeczeństwie, żeby powiedzieć na głos „jestem homo” i żyć dalej, biorąc na klatę cały potencjalną nienawiść, agresję i brak akceptacji.
Mogę tylko spróbować postawić się w sytuacji osoby homoseksualnej, która wie, że nie spotka się ze zrozumieniem. Albo mogę napisać tekst, żeby uświadomić Wam, jak dużego farta mamy my – heterycy. Bo nawet, jeśli rodzina czy społeczeństwo rozliczają nas z naszych życiowych wyborów, nie podważają tego, kim tak naprawdę jesteśmy.
A to już bardzo, bardzo dużo.
Fot. Siyan Ren, unsplash.com