Praca to fajne miejsce. Jeśli jest trafiona, pozwala Ci realizować się zawodowo, zarabiać dobry hajs i poznawać ciekawych ludzi. Niekiedy nawet odmiennej płci. Wiecie, panowie proszą panie, panie proszą panów… Bywa, że można kogoś bardzo polubić. Zauroczyć się. Zakochać. A nawet zrobić to na stoliku za kserokopiarką. Różne rzeczy się dzieją… Nie tylko w korpo. Wszyscy znamy historie o pilotach i stewardessach. Albo o lekarzach i pielęgniarkach na nocnej zmianie. Ewentualnie o księżach i minis… parafialnych gosposiach. Instynkt to instynkt. W teorii potrafimy nad nim zapanować, w praktyce różnie nam to wychodzi. I jakkolwiek ja naprawdę rozumiem, że popędy od lat sterują ludzkim zachowaniem na wielu płaszczyznach, tak uważam, że idąc do pracy, powinniśmy zostawiać swoją seksualność za drzwiami. I mówię to bardzo, bardzo serio.
Wiecie, miałam kiedyś taką koleżankę, nazwijmy ją Mariolka. Mariolka z kolei miała szefa, który na nią leciał. I mówił jej o tym na ucho przy każdej możliwej okazji, a więc najczęściej na imprezach firmowych, kiedy zdążył już wychylić ze trzy drinki. Teoretycznie Mariolka mogłaby go nagrać i iść z tym do sądu. Problem jednak w tym, że szef Mariolce też się podobał. No i lubiła go, nie chciała mu robić koło pióra, bo był naprawdę fajnym człowiekiem. Człowiekiem, nie szefem. Szefem był chujowym. Dlaczego? Bo był nieprofesjonalny. A dlaczego był nieprofesjonalny? Bo dostawiał się do swoich podwładnych. I na dodatek nie umiał tego robić dyskretnie. Od kolegi z księgowości Mariolka dowiedziała się, że nie była pierwszą, którą szef próbował, hm… lepiej poznać. Podobno też nie ostatnią. Tego akurat Mariolka już nie sprawdziła, bo kiedy nadarzyła się okazja, zmieniła pracę, żeby, jak twierdzi, nie robić sobie mindfucku w głowie. No tak, liczy się przede wszystkim zdrowie psychiczne. Mariolka mówi, że dziś w takiej sytuacji postąpiłaby inaczej. No, fucking, kurwa, mercy. Za łeb i do sądu. A przynajmniej do gabinetu prezesa.
MÓZG W PENISIE, PENIS W MÓZGU
Takich historii jak ta mariolkowa znam na pęczki. Sama byłam świadkiem podobnego buractwa w swojej pierwszej pracy w Warszawie. Zrezygnowałam z niej tuż po wyjeździe integracyjnym, podczas którego żonaty pan prezes, świeżo upieczony ojciec, stwierdził, że on to by poruchał, po czym poszedł do burdelu, a następnie urżnął się tak, że trzeba go było nieść do hotelu. W tym czasie młodszy brat drugiego prezesa, pan fotograf, usilnie próbował zaciągnąć jedną z asystentek do łóżka. Patrzyłam na to i oczom nie dowierzałam. W głowie przewijały mi się urywki z rozmowy rekrutacyjnej: „mała, rodzinna firma… pełna kultura… zaufani ludzie…”.
Gdy pierdolnęłam kwitami, szef nie mógł się nadziwić, dlaczego odchodzę. Dziś żałuję, że otwarcie nie powiedziałam, co o nim myślę. Dla własnej satysfakcji.
Nie jestem w stanie pracować z ludźmi, których nie szanuję. I chyba o to się tutaj przede wszystkim rozchodzi. O szacunek. Przełożony, który ma szacunek swoich podwładnych, ma jakieś 80 procent sukcesu. Bez szacunku i zaufania to się nie uda. Jak z resztą w każdej innej relacji międzyludzkiej…
RÓWNANIE RÓWNOWAŻNE
No dobrze. A co z sytuacją, kiedy dwójka pracowników w jednej firmie nagle zaczyna robić do siebie maślane oczy? Nie mamy tu stosunku szef – podwładny, więc teoretycznie można, nie? Sporo zależy od polityki firmy i tego, jak podchodzi ona do związków wewnątrzpracowych.
Ja na przykład bardzo dobrze pamiętam taką sytuację z podstawówki, kiedy w trakcie lekcji zostałam oddelegowana do zmoczenia gąbki (pamiętacie te piękne czasy? :)) Anyway, wracając, nadziałam się na wuefistkę zwaną Barbie, wychodzącą z męskiej toalety. 15 sekund po niej wyszedł stamtąd katecheta w rozchełstanej koszuli. Zakładam, że polityka szkoły nie zakładała albo związków między nauczycielami albo seksu w kiblach, bo po jakimś czasie wylecieli oboje.
W mojej ostatniej pracy kolega zakochał się w koleżance i jakoś tak wyszło, że ona w nim też. Szef był z tym ok, ale oni sami dla dobra związku zadecydowali, że lepiej będzie, jak któreś zmieni pracę. I takie rozwiązanie wydaje mi się optymalne – nie wyobrażam sobie pracowania ze swoim facetem w jednym biurze, mieszkania w jednym domu i spania w jednym łóżku. 24 h/doba razem. Po miesiącu bym oszalała. Nie wspominając o przenoszeniu pracy na każdą inną sferę życia. Albo o funkcjonowaniu przez osiem godzin dziennie w jednej przestrzeni biurowej po rozstaniu… Ała.
Ale mogę się mylić.
STRINGI POD GARSONKĄ
Seksualność to nie tylko mózg, ale też outfit. Nie chodzi tu rzecz jasna o zawody, którym przypisany jest konkretny służbowy strój albo jego brak (patrz: strażak, striptizer, albo strażak striptizer :P), bardziej o dress code obowiązujący w danym miejscu pracy. Na przykład do swojej mini-korpo mogę przyjść w dresach, adidasach i czapce z daszkiem, ale nie założę bluzki z dekoltem do pasa albo spódniczki odsłaniającej pół tyłka. Nie dlatego, że nie mogę. Dlatego, że nie chcę być traktowana nieprofesjonalnie (czytaj: niepoważnie). Bo jak ma mnie potraktować kolega, któremu przedstawiając pomysł kreatywny, przedstawię przy okazji swoje cycki? To jest Kasia, to jest Zosia, poznajcie się. Ja sama nie byłabym w stanie wysłuchać uważnie kobiety, która świeciłaby we mnie odsłoniętym biustem. No, tak już jest, cycki przyciągają wzrok. Podobnie jak ładna męska klata albo skrawek pośladka wystający spod króciutkiej spódniczki.
Nie mówię, żeby do pracy przychodzić w worku na ziemniaki. Ja sama na co dzień lubię czuć się atrakcyjna, zadbana i sexy. Ale to wszystko musi być z klasą i w granicach normy. Praca to praca, nie plaża nad Wisłą w gorący, letni dzień. Taki lajf. Thug life.
PODSUMOWUJĄC
Nie gryź ręki, która Cię karmi. Praca, jakby nie patrzeć, jest od zarabiania pieniędzy. Nawet, jeśli spotkasz tam miłość swojego życia albo chociaż wymarzonego fuck-buddy, wynieś tę relację poza pracę. Bo inaczej prędzej czy później będzie dramat, dupa i kamieni kupa. A przecież jest tyle wspaniałych sposobów na spędzenie wolnego czasu. Nie musisz od razu włóczyć się po sądach…