Dlaczego kobiety kontrolują mężczyzn?

Nie wiem, skąd wzięło się przeświadczenie, że mężczyźni nie są stworzeni do monogamii. I nie wiem, skąd przekonanie o tym, że jak się będzie faceta kontrolować, to on „na pewno nic złego nie zrobi”, ale wiem, że jest cała masa kobiet, które w te brednie wierzą. Karmią nimi swoje kompleksy, zaniżone poczucie własnej wartości i kompletny brak zaufania do człowieka, z którym dzielą łóżko i życie, z dnia na dzień zacieśniając mu pętlę na szyi. Aż do utraty tlenu i sinienia jaj. Aż do ostatecznego odcięcia. A potem się zastanawiają, co zrobiły źle. 

To. To zrobiłyście źle. Ale od początku.

 

MONO-POLIGAMIA

 

Zajmijmy się na chwilę kwestią mono i poligamii. Z ewolucyjnego punktu widzenia, facetom powinno zależeć na tym, żeby rozprzestrzenić jak najwięcej swoich genów (czytaj: zapłodnić jak najwięcej kobiet), kobietom zaś, by upolować samca z najlepszym materiałem genetycznym (czytaj: zajść z nim w ciążę, najlepiej niejedną, a tym samym przywiązać go do siebie jako ojca swoich dzieci, życiowego partnera, no generalnie głowę rodziny). I takie prawa rzeczywiście obowiązywały… bo ja wiem? W epoce kamienia łupanego? Wraz z rozwojem cywilizacji i emancypacją kobiet, ewolucyjny model stopniowo przestawał obowiązywać. Raz, że mężczyznom nie opłacałoby się zapładniać oporowej liczby lasek, bo by nie wyrobili na alimenty; dwa, że kobiety nie mają już takiego parcia na dziecko, bo przecież jest tyle innych fajnych rzeczy do zrobienia, np. kariera, podróże albo trójkąt z dwoma facetami i wreszcie trzy: od kiedy wprowadzono do sprzedaży środki antykoncepcyjne, podejście do seksu uległo radykalnej zmianie, bo – surprise, surprise – okazało się, że nie każdy stosunek musi kończyć się ciążą.

W cywilizowanym świecie monogamia bardziej popłaca tym, którzy decydują się na dzieci, bez względu na to, czy mówimy o kobietach, czy o mężczyznach. I tylko od nich zależy, czy wybiorą właśnie taki (monogamiczny) sposób funkcjonowania w związku, który – nomen omen – został nam wpojony jako normatywny przez doktryny religijne i kulturowe. Monogamia to nie jest gen, kod DNA dziedziczony z pokolenia na pokolenie. Monogamia to jeden z modeli, wzorców, jakie mamy do wyboru. Z biologicznego punktu widzenia człowiek nie jest stworzony do monogamii (o czym już z resztą kiedyś pisałam).

Współczesne kobiety, wyedukowane i niezależne finansowo od mężczyzn, doskonale zdają sobie z tego sprawę i korzystają z nowych przywilejów w taki sam sposób, w jaki od wieków korzystali mężczyźni. Seks to seks, dziś służy przede wszystkim przyjemności, a nie prokreacji, przynajmniej dopóki nie podejmiemy świadomej decyzji, że chcemy się rozmnożyć.

 

ZDRADA

 

Tak samo, jak skłonności do poligamii, tak i zdrada (również wytwór cywilizacyjny) nie jest domeną mężczyzn. Kobiety zdradzają na równi z facetami, tylko że rzadziej niż mężczyźni się do tego przyznają. Why? Prawdopodobnie dlatego, że – paradoksalnie – mimo zmian obyczajowych zdradzająca kobieta wciąż jest o wiele bardziej napiętnowana społecznie (zdzira, dziwka, szmata) niż zdradzający mężczyzna (ogier, maczo, jebaka).

Tymczasem zarówno kobiety, jak i mężczyźni, zdradzają z taką samą częstotliwością i dokładnie z tych samych pobudek: przede wszystkim brak zaspokojenia potrzeb seksualnych w aktualnym związku, ale też niezaspokojone potrzeby bliskości, zrozumienia, adoracji… Czyli wszystkiego tego, co nie hula w obecnej relacji.

 

NO TO TERAZ PYTANIE ZA 100 PUNKTÓW

 

Skoro wiecie to wszystko, Drogie Panie, to po chuj trzymacie tych swoich chłopów na smyczy? Dlaczego kontrolujecie, węszycie, zabraniacie wyjść na piwo z kolegami i robicie wielkie larum z faktu, że Wasz mężczyzna ośmielił się znać jeszcze parę innych kobiet poza Wami, własną matką, siostrą i żoną stryjecznego wujka? Czy Wy naprawdę nie widzicie, jakie to kuriozalne? Jak bardzo naruszacie prawo do wyboru i wolności drugiego człowieka?

Pominę już fakt, co mają w głowie mężczyźni, którzy godzą się na takie trzymanie pod butem, bo to temat na oddzielny tekst, ale… mnie przeraża fakt, jak wiele związków i kobiet w tych związkach tak funkcjonuje. Na wiecznym stendbaju, z wiecznym podejrzeniem i nieufnością w stosunku do partnera. Spojrzał na inną? Na pewno myśli o tym, jak ją puka. Umawia się z koleżanką na piwo? Na pewno ją puka. Wychodzi się „spotkać z kumplem na wódkę” i wraca o piątej nad ranem napierdolony jak szpadel? Na pewno puknął żonę kumpla!

Naprawdę nie widzicie, że problem nie tkwi w facecie, tylko w Was?

 

JESTEŚ (TE)GO WARTA

 

Jedno, co wiem na sto procent, i jako psycholog, i jako baczny obserwator rzeczywistości – ludzie chorobliwie zazdrośni i kontrolujący swoich partnerów, snujący w swoich głowach scenariusze o zdradach oraz o te zdrady podejrzewający na każdym kroku, to ludzie niedowartościowani, zakompleksieni i gdzieś tam w głębi duszy przekonani o własnej bylejakości. To ludzie, którzy myślą „nie jestem dla niego/niej wystarczająco dobra/seksowna/zgrabna/mądra/zabawna/itd.”.

To, co jeszcze wiem jako psycholog, to fakt, że takie myśli mają w przeważającej większości kobiety. Nie jestem w stanie określić, z czego to wynika – relacji z rodzicami? Może z rówieśnikami? Z wrodzonej tendencji do perfekcjonizmu? A może z neurotyzmu?

Nie wiem, bo każdy z nas jest inny i każdy z nas ma inne życiowe doświadczenia. Jedno, co wiem na pewno, to że taka relacja – oparta na kontroli, szantażu i zastraszaniu – nie jest zdrowa. I zawsze prędzej czy później prowadzi do rozpadu związku.

Dlatego jeśli widzisz, że oczy Twojego mężczyzny już wychodzą z orbit, a jaja powoli odpadają, bo pętla jest tak ciasna… zrób coś z tym. Idź do psychologa. Nie dla niego. Ani tym bardziej nie dla mnie.

Dla siebie. Bo jesteś tego warta.

 

Fot. Jan Vašek, jeshoots.com

0 Like

Share This Story

Relacje
  • Marta

    5/5 ciekawa jestem po ilu związkach sama to zrozumiałaś?

    • Wystarczyło kilku chorobliwie zazdrosnych partnerów plus pierdyliard chorobliwie zazdrosnych koleżanek.

      Pozdrawiam.

      • Ch

        Naprawde? Przepraszam, ale nie uwierze ze nigdy nie bylas zazdrosna. Ten tekst to pierdolenie. Sa laski ktore konttoluja facetow, ale w zyciu nie nazwalabym tego zazdroscia tylko checia kontroli I TYLE. To nie wynika z niskiej samooceny tylko tylko z przeswiadczenia wlasnie o swojej wspanialosci pt „jak to? Idzie z kumplami lub kolezanka na piwo? Przeciez to ja jeetem najwspanialsza. Zaufanie tu chuja ma do tego moim zdaniem. Sama jestem w zwiazku, ufam mu, on mi, ja chodxe na spotkania z kolegami on z kolezankami i jest git. Ale czasem jak patrzysz na tepa dzide ktora sie slini do Twojego faceta, wiesz ze nie ma szans u niego skoro wybral Ciebie to wtedy i tak Cie nosi I TO JEST ZAZDROSC. Kiedy slyszysz o kolezance z pracy to sie gotujesz ale nic z tym nie robisz, awantury itd TO JEST ZAZDROSC. On to widzi i znajdz faceta lub kobiete ktorej by sie to nie podobalo, ze ich partner jest zazdrosny. A nie to co Ty napisalas, to jest wpajanie laskom ze nie powinny byc zazdrosne bo to oznacza ze zeswirowaly. Totalna glupota. To nie jest zazdrosc, to jest chec dominowania, a ze facet pozwala sobie na to to jest jego problem a nie lasek i zaden psycholog tu nie pomoze, bo madry gosc jak natrafi na taka wariatke to sam bedzie w stanie z nia porozmawiac i to rozwiazac, a jak to nie pomoze to sie nie wiaze. A taka swiruska w koncu natrafi na pantofla ktory sie zgodzi na takie sprawy. Boze, nie nazywaj tego zazdroscia, bo te glupie dziewczyny zwariuja co pisza „zgadzam sie!” a same patrza w okno i wypatruja faceta wracajacego z piwa a potem obczaja kolniezyk czy nie ma sminki, bo przeciez nie powiedza mu ze to im sie nie podoba, ze chodzi na piwo z dana kolezanka bo ja wkurza bo skoro jestem zazdrosna to wyjdzie ze jestem pieprznieta. Plzzz. Oszczedz te dziewczyny i nie pisz takch bzdur. Nie nazywaj tego zazdroscia. Po prostu.

        • Oczywiście, że odczuwałam zazdrość, z tym, że bardzo rzadko okazywałam ją przy moim facecie, bo wiedziałam, że to nie jego problem, a mój.

          I owszem, miałam jeden taki związek, w którym zdarzyło mi się przez tę (niezdrową) zazdrość robić partnerowi awantury. A potem zaczęłam myśleć: nad sobą, nad nim… I wyciągnęłam wnioski.

          Fakt jest taki, że odkąd akceptuję siebie w 100%, ta zazdrość nie występuje. W swoim obecnym związku ufam facetowi i wiem, że zastanowi się dziesięć razy, zanim odwali jakiś numer. Jeśli jest w jego zachowaniu coś, co mnie niepokoi, po prostu otwarcie mu o tym mówię. Przegadujemy takie sprawy. Ale nie ma w tym miejsca na awantury, nakazy, zakazy i chorą kontrolę.

          • m0gart

            „Przegadujemy takie sprawy.”
            I to jest klucz. Problem w tym, że niewiele osób jest w stanie o tym szczerze z partnerem/partnerką porozmawiać, przyznając się do własnych emocji, lęków i paranoi. Bo do rozmowy o własnych słabościach potrzeba cholernie silnego charakteru.
            Dużo łatwiej jest zrobić awanturę, żeby ten drugi człowiek się bał i miał poczucie winy, a z tego strachu nie próbował następnym razem żadnych numerów. Lecz wtedy szlag trafia zaufanie i poczucie bezpieczeństwa w związku.

          • Ch

            Rozmowa przede wszystkim. Amen.

  • S.

    Kobiety mają tendencję do ogarniania się na zewnątrz (makijaż, stroje, biżuteria, kremy, solarium, spa) zupełnie zaniedbując porządek w środku. Ale dziś to tyczy się już chyba obu płci. Jak jest bałagan na strychu to remont elewacji nie uporządkuje zagraconego mieszkania.

  • Contempt

    Nigdy nie spotkałam zazdrosnego faceta (lub spotkałam, tylko świetnie się maskował), ale zazdrosną laskę? Często. Sprawdzanie telefonu, wiadomości – dla mnie to patologia. Żyjemy w świecie, gdzie komuś zupełnie nie ufamy, ale próbujemy kogoś takiego do siebie przywiązać, próbując wmówić sobie, że ta osoba napełni dzbanuszek naszej zajebistości, trując siebie, tą osobę i często też otoczenie, a doskonale wiedząc, że nie tędy droga. Mnie tylko boli, że zdarza mi się zderzać z taką głupotą.

    • A ja akurat znam i takich zazdrosnych kolesi i takie zazdrosne laski.
      Niektórzy i niektóre z nich są po ślubie długie lata.
      Niektórzy z tych niektórych z nich długie już lata zdradzają swoje żony.
      Te niektóre zresztą robią to samo swoim mężom.
      Ale i jedni i jedne mają totalnego pierdolca na punkcie kontrolowania swojego współmałżonka, któremu albo której właśnie przyprawili rogi.

      Jeśli ktoś się czuje w związku dobrze i pewnie, czuje się kochany i zaopiekowany, to nie ma ani potrzeby zdradzać, ani kontrolować.

      • Contempt

        Gdzie jest sens w kontroli partnera, gdy się go zdradza? Gdzie tu sens? Ja jestem zbyt prostym człowiekiem, żeby pojąć tak pokrętną logikę.

        • Chyba chodzi o to, że jeśli Ty jesteś w stanie zdradzić, podejrzewasz drugą osobę o to samo.

        • Tomek

          Sensu może nie widać, jednak zauważyłem że im więcej ktoś sam zdradza, tym bardziej podejrzewa o zdradę partnera i próbuje go kontrolować. Być może to działa tak, że skoro ja zdradziłem / -am, i mi się udało, to partner też może, więc lepiej to sprawdzę?
          Albo wyobrażamy sobie uczucia partnera „co by było gdyby się dowiedział” i sami się boimy że moglibyśmy takich uczuć doświadczyć, więc (bez sensu) węszymy?

          • Contempt

            To zbyt pokrętna logika jak dla mnie. Zdradzam, więc pilnuję, żeby nie robił tego mój partner? Ja mogę, a on nie? On nie wystarcza (bo zdradzam), więc będę trzymać go na smyczy jeszcze bardziej? Tyle pytań, żadnej sensownej odpowiedzi nie widzę.

        • Ewok

          Ja tu widzę podwójne standardy, moralność Kalego, czego przyczyną jest zapewne niedojrzałość, koncentracja wyłącznie na sobie. W związku nie chodzi wówczas o żadną miłość tylko o władzę, podporządkowanie…

    • NO NAME

      Każdy niedowartościowany partner będzie zazdrosny. Mówię to z obserwacji, nie ma podziału na płeć (tak jak chłopiec może się urodzić z mózgiem dziewczynki i na odwrót). Mam wrażenie, że to taki cichy głos w głowie który mówi „nie zasługujesz na niego / nią”. Najlepiej palić mosty pozbawione szacunku do drugiej osoby ale i przede wszystkim do samego siebie.

  • m0gart

    Na szybko z telefonu:
    Relacja oparta na kontroli, szantażu i zastraszaniu nie zawsze prowadzi do rozpadu związku.
    Czasami prowadzi do związku toksycznego i chorego, ale trwającego latami. Do takiego, w którym jedna osoba trzyma drugą na smyczy. Albo panuje nad nią wpędzając w poczucie winy, doskonale manipulując i wykorzystując swój syndrom ofiary. Podejrzewam, że każdy z zaglądających na tego bloga zna kogoś, kto tkwi w takiej relacji.

  • Rewelacyjny tekst, pod którym podpisuję się wszystkimi dwiema rękoma.

    Też sporo o tym myślałam i wydaje mi się, że wiele kobiet nie decyduje się pójść do psychologa, bo to takie oficjalne przyznanie: „tak, to ze mną, a nie z nim jest problem”. Do tego czasu, ciągle sobie wmawiają, że problem jest w facecie, z którym są: bo mają powody, bo ojciec zdradzał matkę, bo nie ma godnych zaufania mężczyzn.

    Z drugiej strony, może też chodzi o poczucie, że już z tyloma osobami rozmawiało się na dany temat, że co ten psycholog nowego powie?

    • m0gart

      Psycholog nic nowego nie musi mówić. Wystarczy, że taka kobieta owemu psychologowi powie to, czego nie mówiła nikomu innemu. A nie mówiła, bo do pewnych rzeczy nie przyznajemy się nawet przed samymi sobą, a co dopiero przed znajomi, rodziną czy przyjaciółmi.

      I po kolejnym i kolejnym takim „powiedzeniu” do psychologa uświadomi sobie, że to ona, a nie jej partner, ma problemy, nad którymi musi popracować. Ale do tego trzeba czasu, umiejętności wglądu w siebie i krytycznego spojrzenia w lustro.

  • p.monika

    Malvina, jest bardzo mądrą kobietą.. potrafisz się dziewczyno wypowiedzieć chyba w każdej dziedzinie życia, nie tylko w sprawach sercowych. Czytam każdy Twój nowy tekst i z każdym się zgadzam.

  • Nataszka

    bzdury bzdury ….to chyba zależy od charakteru nie od płci. Naprawdę jest trylion ciekawszych rzeczy do roboty od kontrolowania własnego faceta. I co to pomoże ? Jak ktoś chce zdradzić to i tak zdradzi a jak nie chce to nie szuka okazji. Przecież to proste

  • Ylo

    Z własnego doświadczenie powiem tak, nigdy nie byłam o faceta zazdrosna, nie sprawdzałam jego telefonu, fb czy innych komunikatów. Zawsze szanowałam jego prywatność, pozwalałam na wychodzenie z kumplami, bo on też nigdy mnie nie ograniczał.
    Byłam tak pewna jego, że po 2 latach zostałam w ręką w nocniku, bo ten gnojek równocześnie urabiał mnie i inną laską (koleżankę z pracy), która okazała się o wile grubsza, brzydsza, ale to ona została jego drugą wybraną serca.
    Na przyszłość wiem, że należy baczniej przyjrzeć się partnerowi, bo ja byłam zakochana i mało spostrzegawcza, wiele sygnałów ignorowałam i broniłam jego sama przed sobą.
    Ciut zdrowej zazdrości w związku nie zaszkodzi. ;)

    • Boruta

      Tzn, że jakbyś „była o faceta zazdrosna, sprawdzała jego telefon, fb czy inne komunikatory”, to by tej grubszej i brzydszej nie wybrał? Czy miałabyś satysfakcję, bo „miałam rację, że go podejrzewałam”?

      • Margo

        Pierdyliard (kupuję to słowo, fakturę proszę przesłać na @) widziałam zamianę wysokiej, szałowej lali na „brzydszą i grubszą” (wg porzuconej. Dla mnie po prostu inną). Dlaczego? Bo BiG się śmiała, miała zainteresowania, można z nią było porozmawiać, miała osobowość własną a nie wyciętą z „To i owo”, robiła coś ciekawego, potrafiła rozmawiać, świat ją cieszył i bawił, miała znajomych, których naprawdę lubi.
        A z szałową lalą? Wzajemne biczowanie, na zmianę z autobiczowaniem (ona patrzy i wali w bęben jak poganiacz na galerach, a on ma klęczeć, wyznawać grzechy i się biczować) i biczowaniem ukrytym rozszerzonym (dobry dzień) kiedy tylko jechała koleżankach, rodzinie swojej i partnera, sąsiadach itd. I wszyscy byli dla niej BiG.

    • Katiusza

      Jakbym słyszała siebie :) tylko, że mnie po tych dwóch latach coś tknęło, zajrzałam, sprawdziłam i się przekonałam czarno na białym. To było kiedyś, teraz jest tak samo, drugi związek a scenariusz identyczny. I tak, jestem niedowartościowaną, zakompleksioną laską. Tak, uważam, że każdy facet zdradzi jeśli będzie miał odpowiednią okazję i chwilę. Bo zdradzają również w związkach, gdzie są szczęśliwi a ich wybranki dają wolność, nie kontrolują. Dlaczego? Nie wiem. Ja nigdy nie zrozumiem zdrady, jak można zrobić coś tak podłego osobie którą się kocha. Jest to największe okazanie braku szacunku. Zbeszczeszczenie uczucia i drugiej osoby. I ch*j mnie obchodzą pobudki, czy ma pętlę na szyi czy nie. Czuje się źle i chce wydupczyć inną? Niech odejdzie, będzie sam miał czyste sumienie a i była partnerka nie będzie przeżywać upokorzenia jakim jest zdrada.

  • Oczywiście się zgadzam z całym tekstem i przybijam Ci wirtualną piateczkę!
    ALE.
    Wydaje, że równie często mężczyźni mają takie samo podejście, powiedzmy, mocno terytorialne. Też nie pasuje im, że ich kobieta z jakimś kolegą chce się spotkać, albo chodzi z koleżankami do klubu i pije wódkę, wraca nad ranem i tak dalej. Nie sądzę, żeby tylko kobiety miały z tym problem ;)

    • k3

      zgadzam sie, ja jestem terytorialny, ale przez to szanuje terytorialnosc swoich partnerek. grunt to rownowaga i rownosc obu osob w zwiazku, reszta to kwestia dobrania sie pod kątem podejscia do zwiazkowosci jako takiej :)

  • Motylek

    No okej,sprawdzanie telefonu,maili jest nie fair,ale zalozmy ze Twoj facet oznajmia Ci ze w ten oto piatkowy wieczor wychodzi z kumpela z pracy na drinka. Co Ty na to?
    Niby spoko,laczy ich praca,maja wspolne tematy,ale.. ale cos nie halo. Pytam,bo sama mialam pare tyg.temu taka sytuacje

    • Ja naprawdę w tym nie widzę problemu. Sama chodzę ze swoimi kumplami na piwo, obiad albo do kina i mój facet nie węszy w tym zdrady. Mam takie samo podejście, jeśli chodzi o niego. Jesteśmy dorośli, wiemy, co robimy. Kwestia zaufania.

  • Estetka1

    Wiesz, u mnie jest zupełnie na odwrót. Jesteśmy ze sobą tyle lat, a mąż czym dalej, tym bardziej zaciska pętlę. Tak wiem, to też moja wina, bo zawsze jak marudził, to ja rezygnowałam, mówiłam…dziewczyny, po co mi ten dym w domu, nie idę z wam i tak dałam się zaszczuć. Teraz mi to tak przeszkadza, że jestem szczęśliwa jak jedzie na delegację, wtedy mogę pobyć sama ze sobą. Baa ja do tego stopnia zrobiłam sobie ku ku, że jak dzwoni z pytaniem, gdzie Ty jesteś???, bo powinnam być po pracy o 15.30, a jest 16, to ja jak głupia czuję strach…. W tym miesiącu, po raz któryś, dogania mnie pesel, już od sylwestra, przygotowuję go, że tym razem robię urodziny z koleżankami w Krakowie, weekend we trzy, i nie odpuszczę, nie i już!!!!! KONIEC tago

    • S.

      W życiu otrzymujesz tyle na ile się godzisz.

      • Estetka1

        Masz rację, szkoda że tak późno to zrozumiałam…

        • S.

          Lepiej późno niż wcale. Człowiek podobno ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy gdy sobie na poważnie uświadomi, że ma tak naprawdę tylko jedno.

  • A.

    Dzieki bardzo za ten tekst. Sama mam trudna sytuacje, otoz mojego faceta notorycznie podrywa jego kolezanka (wysyla mu dziennie zdjecia swojej facjaty, probuje go zaciagnac na wodeczke, piwko, mimo, ze wie, ze on ma dziewczyne). On wprawdzie zapewnia mnie, ze woli moja osobe od niej i ze ma ja gdzies i tylko jest mily. Jednak kiedy go spytalam czy ona mu wysyla fotki na fejsiku, on klamie w zywe oczy i mowi ze tylko jedna i nigdy zadnych wiecej nie bylo (specjalnie go (jeszcze) nie sprawdzam po prostu mi smignelo na jego kompie… w koncu laska dosyc regularnie atakuje swoja facjata). No i jak tu nie byc zazdrosnym? Jak udawac ze wszystko jest ok mimo zapewnien? Bardzo ciezko zyje sie z taka wiedza, jednoczesnie probojac byc „ponad tego lachona” i byc ta lepsza, ogarnieta i pewna siebie i nie okazywac zazdrosci.

    • S.

      Jak będzie chciał zdradzić to i tak to zrobi. Możesz się o tym dowiedzieć lub nie. Ale w sumie po co się tym przejmować ? To on będzie miał nieczyste sumienie, nie Ty. A już największą głupotą jest obwinianie się za to, że druga połowa nas zdradziła.

      Jak kiedyś ktoś mądry powiedział: „Bądźmy wdzięczni tym co odbijają nam partnerów/partnerki. Dzięki nim wiemy, że nie byli nas warci.”

      Poza tym zawsze można rzucić faceta. Nigdzie nie jest napisane, że trzeba jakiegoś mieć.

  • M

    Baaardzo fajny i wartościowy artykuł :) mam tylko mała uwagę – nomen omen używa się w troszeczkę innym kontekście :) pozdrawiam

  • Andzia

    Miałam podobne sytuacje z moim ex. Kontrola na każdym kroku, niby nie taka oczywista, ale po pewnym czasie zaczęłam łapać się na tym, że rezygnuję z wyjścia, bo ON. Ale od tej drugiej strony, to byłam w kolejnym rzędzie po: rodzicach, siostrze, narzeczonym siostry, przyjaciołach, znajomych itd. Rozmowy i pytania: o co ci kurna chodzi? – kompletnie nic nie dawały. Więc stwierdziłam koniec. No i mój ex, po pół roku od rozstania zaręczył się a obecnie ma żonę. Wszystkim wokół nakłamał jaka to byłam zła i niedobra. Jak zniszczyłam jego wielką miłość do mnie. Jak to przez ten cały czas wcale go nie kochałam. Jak to go rzuciłam bidulę, bez powodu, zostawiłam na pastwę losu tak nagle… I żeby to było chociaż w 1% prawdą… Teraz w zasadzie wisi mi to. Największy żal mam do niego za te wszystkie kłamstwa, ale w sumie to nie ja kłamałam. To nie ja zbudowałam małżeństwo na kłamstwie. To nie ja wcisnęłam najbliższym bajkę o złej i niedobrej babie, która skrzywdziła takiego porządnego faceta. Nie rozpisując się więcej, podsumuwując: faceci też potrafią ograniczyć aż nasze babskie „jaja więdną” ;)

    • Klaudynka

      o ho ho to samo miałam z moim byłym ;) też zawsze rodzina i znajomi byli ważniejsi ode mnie, a każde moje nie przerobił na mocne tak ;) (tyczy się wyjść ze znajomymi oczywiście, a nie ze mną ;)) w końcu zerwałam, bo przestałam wiedzieć gdzie kończy się on, a zaczynam ja…bolało, bo straciłam w tym czasie siebie i musiałam budować osobowość jakby od nowa. Chwila moment i poznał inną i zaraz zaręczyny i ślub. Mi kiedyś opowiadał o swojej „złej byłej”, to pewnie żonie też coś nie coś o mojej diaboliczności opowie hehe (Ale na pocieszenie powiem to, co moja siostra zwykła mawiać: że niektórzy mężczyźni biorą ślub dla ślubu, a nie dlatego, że im zależy tzn są tacy, którzy potrzebują kogoś obok i mniejsze znaczenie ma kogo, a większe, że ktoś jest obok, żeby podziwiać ;)) i w moim wypadku to był właśnie ten typ ;). Ale dobra strona jest taka, że jestem obecnie w normalnym związku, gdzie nigdy bym się nie podejrzewała, że umiem być w normalnym związku (tak poprzedni facet mnie początkowo zeschizował ;))

  • Karol Janson

    Tru story Bro.
    :D

  • cieńki bolek

    Ale nie można również odpuścić. Pozwalałem żonie na wyjścia na dyskoteki, wyjazdy do koleżanek na weekend do innego miasta, itp. , bo wiedziałem że każdy czasami musi wyjść sam. Nawet nie zauważyłem jak wyjścia były co raz dłuższe, częstsze. No i moja 100% ufność zniszczyła moje małżeństwo. Dwa dni przed wyjazdem na wakacje, żona wróciła z delegacji i powiedziała że chce rozwodu. Po czym poleciała z fagasem na jakąś tam wyspę.
    I prawda taka, że facet (jak i kobieta) czasami musi wyjść do pubu, baru czy gdzieś z kumplami.
    Nie wiem co sobie kobiety wyobrażają, ale większość facetów idzie tam pogadać swobodnie, wypić kilka shotów, itp. Oczywiście zawiesi się oko czasami na atrakcyjnej kobiecie, ale nie dochodzi do niczego więcej.
    Same drogie Panie zobaczcie ilu facetów idzie i siedzi przy barze, a ilu na parkiecie zaczyna podboje. Ci przy barze nie przyszli na podryw, przyszli wyluzować się.

    • S.

      To powinieneś dziękować fagasowi, że uwolnił Cię od osoby, która systematycznie nadużywała Twojego zaufania. Jak Ciebie okłamywała to jego też będzie. Niech teraz on niesie ten krzyż.

  • marekk

    Ludzie są różni, na szczęście. Napiszę jak to było w moich związkach.
    Każdy był wieloletni. W jednym byłem tak dręczony podejrzeniami (niesłusznymi) i awanturami o domniemane zdrady, że w końcu, gdy spotkałem naprawdę fajną kobietę, pomyślałem sobie „i tak już zapłaciłem za te zdrady z góry, więc po co sobie żałować”?Zdradziłem z nią, a potem parę lat byłem z nią w związku. Czasem okazywała zazdrość i próbowała kontrolować, ale umiarkowanie, dało się wytrzymać. Jednak z czystej głupoty zdradziłem ją. Nigdy w życiu nie było mi tak przykro (z poczucia winy), gdy zobaczyłem jakie to zrobiło na niej wrażenie, w chwili gdy się wydało (przypadkiem zresztą). Wybaczyła mi i byliśmy razem przez kolejne lata, ale ta moja zdrada cały czas tkwiła zadrą w naszym związku. To było powodem jej odejścia. W kolejnym związku nie zdradzałem i ufałem partnerce. Ale ciekawe – partnerka często robiła mi awanturę o to, że jej nie ufam, mimo że ufałem, nie kontrolowałem, nie dopytywałem się co i z kim robi. Jak widać związek można spierdolić na różne sposoby.
    Opierając się na własnych doświadczeniach twierdzę, że ścisła kontrola jest bez sensu. Trzeba mieć do siebie nawzajem zaufanie, a gdy pojawiają się pytania (jeszcze zanim powstaną wątpliwości), trzeba po prostu rozmawiać. Rozmowy nie w formie wymówek, ale pokazania swojego dyskomfortu, swojego zagrożenia poczucia bezpieczeństwa, raczej umocnią związek niż jemu zagrożą. Tworzenie opresyjnych warunków i agresja niszczą natomiast nie tylko zaufanie, ale i uczucie. Raczej bezpowrotnie.

  • S.

    Wszystko jest proste. Tylko, że wszystko ma swoje konsekwencje. A ludzie nie lubią konsekwencji. Ty chciałabyś zjeść ciastko i mieć ciastko.

    Nie masz oparcia w facecie to mu o tym powiedz. Jak to nie pomoże rzuć faceta. Konsekwencją będzie brak zazdrości, brak marnego faceta ale otrzymasz to co my mężczyźni cenimy ponad wszystko… święty spokój.

  • Daniel Chrzciciel

    Jak zawsze genialnie :D
    Myślę, że nie chciałbym być z facetem, którego na każdym kroku podejrzewałbym o zdradę. To on ma sam siebie pilnować, a nie ja jego. To jest jakby nie patrzeć relacja partner-partner, a nie mama-córka. Albo dotrzymuje słowa albo niech spierdala. Mamy prosty układ – żadnych skoków w bok za plecami. Chyba, że on nie myśli zupełnie świadomie, wtedy mogę wybaczyć, ale inaczej – nie ma chuja. Mogę troszczyć się o jego zdrowie, ale nie sumienie. Zasady są jakie są, zna je doskonale, jeśli chce mnie przy sobie przytrzymać to niech się stara. Jeśli mu na tyle nie zależy – po cholerę udawać, że jest coś, czego nie ma? Jak wspomniałem kiedyś – nie znam się na kobietach kompletnie.
    Ale wiem, że bywa tak jak piszesz. Znałem dziewczynę, która wręcz traktowała jako hobby doszukiwanie się wszelkich kłamstewek swoich przelotnych kochanków i kochanek oraz urządzanie wielkich dramatycznych scen rozpaczy, nawet jeśli ta druga osoba była niewinna. Mało kto wytrzymał dłużej niż dwa miesiące. Nikt nie miał ochoty brać udziału w jej gierkach i tłumaczyć się z każdego ruchu. Nie wiem co obecnie robi, może dalej się w to bawi :/.
    „Pominę już fakt, co mają w głowie mężczyźni, którzy godzą się na takie trzymanie pod butem, bo to temat na oddzielny tekst” – no więc czekam :D.
    W ogóle chętnie przeczytałbym Twoje zdanie na pewien temat, ale nie wiem czy już coś o tym pisałaś. Bo mnie wszyscy gniotą, że daję się męczyć i daję się zniewolić, bo za bardzo się staram w swoim związku. To znaczy – ja wiem, że jestem histerykiem i że na siebie dużo biorę, ale możliwe, że nie umiem obiektywnie na to spojrzeć. I tu pytanie do Ciebie – w którym momencie związku kończy się według Ciebie przyjmowanie troski drugiej osoby, a zaczyna owijanie kogoś w okół palca? I odwrotnie – jak długo to faktycznie jest jakieś tam poświęcenie, a od którego punktu mówimy już o podporządkowaniu się? Wiem, że nie jesteś poradnią małżeńską, to takie spontaniczne pytanie, przeżyję bez odpowiedzi ;). Ale ciekaw jestem co sądzisz. Chyba, że pisałaś już o czymś takim to prosiłbym o pomoc w znalezieniu linka :D
    Pozdrawiam :)!

    • Chyba jeszcze nigdy o tym nie pisałam. Ale ten temat jest akurat wybitnie ciężki, bo każdy człowiek, a co dopiero związek – ustala własne granice…

      Z drugiej strony, dopóki czujesz, że w tym wszystkim pozostajesz sobą i nie poświęcasz siebie skrajnie dla drugiej osoby, chyba jest ok.

    • S.

      „Chyba, że on nie myśli zupełnie świadomie, wtedy mogę wybaczyć…”

      A w jaki sposób zweryfikujesz świadomość swojego faceta? Chyba, że dasz sobie wcisnąć kit, że był nieświadomy, poniosło go i inne tego typu ściemy.

      Jak facet się naje w domu to nie żre na mieście. Chyba, że jest uzależniony od śmieciowego żarcia. Ale to już inna historia.

      • Daniel Chrzciciel

        Z tą świadomością to chodzi mi akurat o to, że on miewa dosyć mocne stany maniakalne, a to jestem w stanie odróżnić. Wtedy jest zupełnie odhamowany seksualnie, nie potrafi się kontrolować, robi milion rzeczy, które normalnie całkowicie się z nim kłócą itp. Więc gdyby zdradził mnie w manii to bym mu wybaczył. Ale gdyby przyszedł i powiedział „kochanie, piwo było mocne i odleciałem” to na zbyt wiele by nie mógł liczyć.
        Osobiście mam nadzieję, że nie nażera się na mieście. Ale myślę, że gdybym nawet próbował monitorować każdy jego posiłek co do kalorii to jakby chciał wpieprzać gdzie indziej, i tak by wpieprzał.

  • M

    Dlaczego sądzisz, że ten problem dotyczy tylko kobiet, że tylko one są chorobliwie zazdrosne?

  • U mnie było tak, że naprawdę pozwalałam mojemu byłemu na wszystko. Tzn nie ograniczałam go w niczym, jak chciał pójść na piwo z kolegami to szedł, jak chciał pograć- grał, męskie wypady do klubu- spoko. I naprawdę, nigdy (serio, ani razu, z ręką na sercu) nie robiłam mu o to jazd, ale też ze względu na to, że nie odpierdalał jakichś głupot, nie chlał na umór, nie był typem podrywacza, więc nie musiałam się o to martwić i ufałam mu. Ale w pewnym momencie myślę, że to się obróciło przeciwko mnie- zaczął na mnie zlewać, odwoływał nasze spotkania, bo przecież kumple, rzadziej chciał się spotykać, nie zapraszał mnie na randki. Nie stworzyłam w nim poczucia, że musi się o mnie starać, poświęcić mi czas bez względu na innych. Chyba w jego oczach wyglądałam na taką, co zrobi dla niego wszystko, byle z nim być, taką, która jest wdzięczna za to, że na mnie w ogóle spojrzał. A to po prostu jest moja natura- jestem bezkonfliktowym człowiekiem i tam, gdzie nie ma sensu kreować spin, tam tego nie robię, więc po co miałam mu truć tyłek o to, że np. chce gdzieś sam wyjść. Za to on miał w sobie ten pierwiastek narcyza i moje zachowanie odbierał w kompletnie inny sposób. Jak się rozstawaliśmy powiedział, że on nie prosi ludzi o to, żeby go akceptowali, więc nie widzi sensu w uganianiu się za mną, żebyśmy znów byli razem. Ech…

    • Nie ten czas. Nie to miejsce. Nie ten człowiek.
      Nie roztrząsaj. Szkoda czasu. Wiem, co mówię. Roztrząsałam swojego ex przez ponad rok… Na co? Po co? Skoro to, co najważniejsze, uświadomiłam sobie maks dwa miesiące po rozstaniu? Szkoda czasu.

  • Wojciech

    Wszystko git, tylko z tymi biologiczno-ewolucyjnymi przemyśleniami bym nieco uważał :P

  • Margo

    Poczekaj, odsuń się, nie obrażaj. Ślub z bucem się zdarzy. Potem będzie długa cisza. A potem ona będzie Cię bardzo potrzebować. Żebyś jej powiedziała jaką naprawdę jest osobą (wspaniałą, zabawną, mądrą, za co ją lubiłaś, za co inni ją lubili), bo nie będzie już tego pamiętać. Bo dla siebie będzie przezroczysta, pusta, bez zapachu.
    A jak dla mnie ludzie żyją w stadach żeby sobie pomagać, a nie tylko sprzedawać nawzajem różne rzeczy. Na ślubie nie będziesz, za to na hucznej imprezie rozwodowej, będziesz miała drugą najlepszą kieckę. Bo najlepszą będzie miała K.
    Złe związki są takim uzależnieniem jak alk. I aby się odbić trzeba dojść do dna.

  • 5H-T

    Dokładnie o tym myślałam dwa dni temu, kiedy to umówiwszy się z kumplem on cały czas miał skwaszoną minę i siedział z nosem w telefonie. Czemóż? A bo dziewczę owego kumpla strzeliło mega-uber-focha za to że miał czelność wyjść z kimś, na dodatek (a może głównie dlatego) płci żeńskiej…Laski opanujcie się.

  • ka

    najlepszym komentarzem chyba będzie to jak kiedyś w punkt podsumował to michał szatiło: „z tego samego powodu kobiety, które to rozumieją nie walczą cały czas o „terytorium”. nie zakazują spotkań z wieloletnią przyjaciółką, nie grożą rozstaniem, nie robią afer, bo obejrzał się za jakąś kobietą na ulicy. to walka o terytorium, a to, że musisz o nie walczyć oznacza, że wcale go nie masz.” do dziś to ostatnie zdanie mi huczy w głowie, jeśli tylko przejdzie mi przez myśl pomysł, żeby go skontrolować.

  • gwen

    -Ewa, lekcje się skończyły? To wracaj do domu! Ja muszę dziś dłużej zostać w pracy. – koniec liceum, po lekcjach wybrałyśmy się na wernisaż. Do kumpeli dzwoni matka.
    -Ale czemu? Jesteśmy na wystawie, będę później..
    -Nie! Jedź prosto do domu, ojciec wraca o 17:30, trzeba mu odgrzać obiad!

    ODGRZAĆ!!! Czaicie? Ta matka 20 lat wcześniej uplotła mężowi smycz, krótką, złotą, poręczną, kontrolną. Na piwko po pracy? Nie, bo obiad czeka. Na ryby? Nie, bo ogródek trzeba przekopać. A jutro powiesić nowe zasłony. Dziś u młodszych wchodzą technologie, aplikacje, kopanie w smsach, archiwach korespondencji itd.. ale potrzeba uwiązania i kontroli – pozostaje ta sama, a FOCH zostaje fochem.
    Zakompleksione kobiety tak bardzo potrzebują poczuć się lepiej ze sobą i ważniejsze, że wchodzą w rolę Głównego Kontrolera w rodzinie. Dziewczyny oplatają swych facetów, kontrolują i sukcesywnie skracają smycz, żony wsadzają w kapcie i pasą, matki wiedzą wszystko lepiej od ojców, których jebią na potęgę, bo za mocno/za słabo trzymają dziecko, pod złym kątem serwują kaszkę na łyżeczce, itd… winę za taki stan rzeczy ponoszą przede wszystkim kobiety. Matki-Polki, babki-łączniczki, te walczące walkirie, strażniczki porządku, tradycji, nosicielki trudów, znojów i opresji. Matki, które emocjonalnie ubezwłasnowalniają synów, babki, których celem życia było przeżyć j a k o ś, a nie fajnie, nieobecni, wykluczeni ojcowie, bo ich własne matki nauczyły, jak fajnie można żyć będąc wycofanym i zajętym swoimi sprawami, a żony to kultywują… i sfrustrowane córki-siłaczki itd..
    Ponieważ mieszkam za granicą, niestety obserwacje pokazują, że problem foszastych lachonów i podejrzliwych kontrolerek dotyczy w dużej mierze polskich babek, ale to może akurat kwestia grup, w ktorych się obracam.

  • KaZet

    >>Nie wiem, skąd wzięło się przeświadczenie, że mężczyźni nie są stworzeni do monogamii.

    I

    >>Z biologicznego punktu widzenia człowiek nie jest stworzony do monogamii

    No to jak w koncu? Moze wlasnie stad z biologii.

    >>Wraz z rozwojem cywilizacji i emancypacją kobiet, ewolucyjny model stopniowo przestawał obowiązywać

    Nic sie nie zmienilo, nadal biologia jest podstawa, spoleczny rozwoj jest tylko nadbudowa. Chocbys nie wiem co pisala I kobietami I mezczyznami rzadza te same procesy co przed laty. Nie jest to wygodna prawda ale nadal jestesmy jakby prosto z jaskini tylko jacys tacy bardziej gladcy;)

    >>I nie wiem, skąd przekonanie o tym, że jak się będzie faceta kontrolować, to on „na pewno nic złego nie zrobi”,
    Daje sie mu na to mniejsza szanse. Jako facet generalnie potwierdzam ze to dziala, bardziej niz dawanie wolnosci, niestety. To akurat stawia w niekorzystnym swietle facetow, nie kobiety.

  • Malcoo

    Z moich obserwacji wynika, ze część związków niestety jest taka – ze świetna dziewczyna jest z bucem.. I bywa na odwrót – kapitalny facet wiąże się ze ‚straszna dziewczyna’. Smutne ale prawdziwe. Ale jeśli się tak wybrało to trudno.. Tylko można współczuć.

  • trzynascieem

    Niestety, uważam że Margo ma rację… K nie zrozumie Twojej troski dopóki sama nie zauważy, że X niszczy jej życie. Problem w tym, że pierwszym bucem w jej życiu nie był X, a poprzedni chłopak. MUSIAŁ się ożenić z dziewczyną której zrobił dziecko? MUSIAŁ w moim odczuciu oznacza tutaj a) jest uzależnionym od rodziców albo innych osób mamisynkiem którym łatwo sterować albo b) nic nie czuł do K, ani zapewne do obecnej małżonki. Wybaczcie, ale to „musiał” tak kuje w oczy i tylko potwierdza, że nie ma nic gorszego niż nie niezależny partner. Jego zdrada była ratunkiem dla K, a zapewne X to wykorzystuje zapewniając ją o bezgranicznej miłości i wierności. Ty nie wiesz, jaki on jest tylko przy niej. Nie wie tego nikt, poza samą K. Jeśli dzieje się coś niepokojącego, to K to widzi. I przyjedzie taki moment, że powie dość. Nie chce bronić X- zapewniam Cię jednak że stało się lepiej, że K jest z X a nie tkwi w nieświadomym związku z Ex. Choć oczywiście zasługuje na kogoś… Po prostu lepszego. To sama musi dostrzec i uświadomić sobie, że tylko ona ma prawo decydować o swoim życiu.

  • mami

    Zwiazek nr 1: bylam mloda, niedowartosciowana, zakompleksiona , i rzeczywiscie go kontrolowalam, chcialam spedzac jak najwiecej czasu tylko z nim…po roku powiedzial ze nie jest szczesliwy…i mial racje chlopak bo i ja sama ze soba nie bylam najszczesliwsza-zaluje tylko calej drama ktora odstawilam, ale bylo minelo. Poszlam do psychologa, nauczylam sie bardzo duzo, pracowalam nad soba sama, zrobilam 3 letnia przerwe od zwiazkow, chodzilam na randki,ale nie chcialam zwiazkow dopoki sama ze soba nie bede szczesliwa. Bardzo dobrze wspominam ten czas pracy nad soba.

    Zwiazek nr 2: starsza, pewna siebie, wiedzialam czego chce, bardzo ciekawy etap mojego zycia zawodowo spelniona, mozliwosci mnostwo, podroze po calym swiecie, facet z ktorym rozmów przeprowadzilam tysiace na wszystkie mozliwe tematy, niby sie rozumielismy, niby chcielismy w zyciu tego samego, spotykal sie z kolegami, kolezankami tak samo jak i ja. O problemach, potrzebach, zaufaniu rozmawialismy otwarcie. Wspolne mieszkanie, plany na przyszlosc itp. Po 3 latach latach zrobil sobie internetowy skok w bok,nie bede tu szczegolow opisywac…ale dla mnie po tej calej pracy ktora wykonalam nad soba zanim go poznalam to tak jakby mi ktos ostro w twarz przywalil. A myslalam ze do 30tki to juz czlowiek jest na tyle madry ze pewne sprawy moglby przewidziec, hmm nie widzialam nic lol.

    Moral:jak ktos bedzie chcial zdradzic to zdradzi czy bedzie kontrolowany czy bedzie mial wolny wybor w zwiazku,z tym ze kontrolowanie wyniszcza zwiazek i ludzi bardzo szybko,a dajac wolny wybor mamy szanse poznac ta druga osobe z wszystkich stron i sami zadecydowac czy to dobry zwiazek dla nas.

  • colien

    Ja osobiście mam wrażenie, że facet potrzebuje dziewczyny idealnej, bo naoglądał się pornosów. Może źle myślę, ale wydaje mi się, że przez to wiele dziewczyn ma kompleksy.
    „Musisz mieć duże cycki, być szczupła, wysportowana, cała ogolona i idealna w łóżku”.
    Czy to jest w ogóle możliwe?

  • Dominika

    W swoim otoczeniu częściej spotykałam facetów wiążących sqoje kobiety na smyczy. Wydaje mi sie ze to nie jest w wiekszosci przypadkow domena kobiet. Mezczyzna o niskim poczuciu wartosci czesciej jest zaborczy i dazy do kontroli nad partnerka, zakompleksione laski raczej staja sie ulegle i podporzadkowane mezczyznie w obawie ze go straca. Ale to akurat wynika z moich obserwacji :)

  • redHussar

    Po pierwsze – to ze zmienily sie czasy, nie oznacza ze zmienił sie czlowiek. Ewolucyjny model seksualny dalej nas obowiazuje i dalej w nas tkwi. Jest zakodowany genetycznie. Spolczenstwo i jego model moze tylko przytlumic badz wyostrzyc niektore jego cechy. A idealny racjonalnie uklad dla kobiety to samiec alfa ktora ja zaplodni i bogaty misio ktory wychowa dziecko. Silny samiec alfa nie zdecyduje sie na monogamie z prostej przyczyny – ma za duzo opcji zeby w monogamie intestowac. To nas prowadzi do …

    Po drugie – monogamia i malzenstwo bylo kompromisem ktory budowal cywilizacje. W czasach pierwszych spoleczenstw rolniczych nastapila silna kumulacja wladzy i srodkow w rekach nielicznych mezczyzn. Ci faceci tworzyli haremy. Biedne misie zostaly pozbawione partnerek, co srednio motywowalo ich do pracy na rzecz spoleczenstwa. Tak powstala monogamia i malzenstwo. Koles zapewnia kobiecie utrzymanie i bezpieczenstwo, w zamian dostaje partnerke i seks. Ma zachete zeby pracowac. Wszyscy sa relatywnie szczesliwi. Dlatego tez seks i kobieca seksualnosc byla tematem tabu. By zagwarantowac ten kontrakt. Ten podzial istnial, az do wspolczenych spoleczenstw, gdy kobiety wyemacypowaly. Kobiety sa w stanie same sie utrzymac, a bezpieczenstwo relatywnie zapewnia panstwo. Dlatego mamy coraz mniej malzenstw i coraz wiecej rozwodow. Malzenstwo przestaje sie oplacac.

    Po trzecie – „Seks to seks, dziś służy przede wszystkim przyjemności, a nie prokreacji, przynajmniej dopóki nie podejmiemy świadomej decyzji, że chcemy się rozmnożyć.” Bzdura, seks zawsze sluzyl prokreacji i zawsze temu bedzie sluzyl.

    Po czwarte – A dlaczego kobiety probuja kontrolowac facetow ? Jest to podswiadomy test meskosci i wartosci mezczyzny. Mezczyzna ktory da sie kontrolowac kobiecie nie jest niezalezny. Skoro dal sie skontrolowac swojej partnerce, to w obliczu zagrozenia nie mozna liczyc na niego. Dlatego kobiety robia usilnie wszystko zeby rozpierdolic zwiazek. Troche to smutne, ale biologi czlowieka nie da sie zmienic.

  • eMKa

    Tylko chyba czas na ten moment może rozwiązanie, argumenty na bank nie trafia tam gdzie trzeba. Oszczędź dziewczynie, za kilka lat jak przybiegnie z płaczem, hasła: a nie mówiłam :) Jeżeli jednak dziewczyna podejmie kolejną relacje z facetem, bez okresu pracy nad sobą i przemyśleń dotyczących poprzednich związków (tylko nie przemyśleń z cyklu „jak mam żyć bez niego”, ale takich z cyklu „co jest ze mnie nie tak, że żyłam z nim”) to jest bardzo prawdopodobne, że następny „misio” będzie charakterologicznym klonem poprzednika.

  • LAlaLAlaLOL

    zgadzam sie. mialam podobnie. ja i masa kolezanek rowniez. i uwierz lub nie z poczuciem wartosci nie mam zadnych problemow. jak jestem sama to mi jakims cudem dobrze i nie doszukuje sie problemow w samej sobie. jesli juz takie cos sie zdarzalo, to zawsze bylo to z powodu faceta. albo psychol kontrolujacy wszystko, albo taki ktoremu nie zalezy itp. tak jak to ujelas, rownowaga zostaje zaburzona i kobieta zaczyna czuc sie w tym wszystkim zle, niepewnie, zaczyna wpadac w obsesje i sprawdzac itp. dlaczego? dlatego, ze prawdopodobnie koles swoimi glupimi zagraniami spowodowal, ze przestala mu ufac i byc zazdrosna. co z tym zrobic? zmienic faceta. proste. nie siedziec na sile tam gdzie ci zle. wyciagnac wnioski z lekcji i miec oczy szerzej otwarte nastepnym razem i przy kazdym zachwianiu rownowagi brac nogi za pas. az w koncu spotka sie kogos wlasciwego. widze to po wszystkich wyzej wspomnianych kolezankach. wiele z nich spotkalo dobrych facetow. sa szczesliwe, bo czuja sie pewnie i bezpiecznie. i nie ma w nich sladu po rozhisteryzowanych babach.
    ktos tu jeszcze wyzej wspomnial, ze Polki sa takie w wiekszosci. dlaczego? bo wiążą sie z Polakami wlasnie. a niestety naszym panom, wychowanym przez Matki Polki, wieeele do idealu brakuje. znalezc ogarnietego to szansa jeden na milion. dlatego wcale sie nie dziwie, ze kobiety sa takie sfrustrowane. szkoda mi tylko, ze tkwia w takich relacjach i nie mysla, ze naprawde zasluguja na cos lepszego.

  • MM

    Teraz tak wracam do tego tekstu po pewnych doświadczeniach. Wcześniej czytałam i przytakiwałam siedząc przed ekranem, ale teraz trochę się nie zgadzam. Co z mężczyznami, z którymi będąc nie popełniałyśmy żadnych błędów (nie byłyśmy zazdrosne, podejrzliwe), dopiero niedawno poznałyśmy partnera i niczego w życiu seksualnym nie brakowało. W trzech słowach: „cud, miód i orzeszki”, a jednak jakaś byle jaka relacja z przeszłości (singlowej) dała o sobie znać i był na starcie już skok w bok. Co poszło nie tak? Trudno dopatrywać się winy, bo nie było jeszcze tego „wypalenia”. Szczerze? Nigdy nie byłam zazdrosna czy podejrzliwa i upierdliwa. Dzisiaj po tym wszystkim muszę mocno walczyć ze sobą, bo druga szansa polega przecież na zaufaniu po raz drugi.