Samość

fot. Kacper Pokorski

Siedzę na łóżku, a w zasadzie to nie siedzę, a półleżę, z laptopem na kolanach i kieliszkiem w dłoni. No więc półleżę, piję wino, choć miałam nie pić i jem bagietkę, choć miałam nie jeść. I myślę sobie, że to jest, kurwa, strasznie smutne. Takie życie sam na sam ze sobą.

Jestem chyba w najchujowszym momencie ever. Wiem już, czego nie chcę, ale jednocześnie nie za bardzo wiem, co jest dla mnie ważne. Wiem, że nie chcę plastra, związku na zakładkę, bycia z kimś tylko po to, żeby być. Bo to fajne jest – wracać do domu, w którym ktoś czeka, krząta się, wstawia wodę na herbatę albo pyta, jak minął dzień. Niby nic, ale uświadamiasz sobie, jak bardzo Ci tego brakuje dopiero w momencie, gdy zostajesz sam. I teraz masz dwie opcje do wyboru: albo kontemplować tę swoją samość (nie samotność, bo zbyt wielu bliskich ludzi jest obok mnie), albo wziąć i przygarnąć pierwszego lepszego Jasia, z którym będzie Ci się dobrze rozmawiać. Zaadoptować go, oswoić i tworzyć z nim coś na kształt domu. Bo tak jest raźniej. Łatwiej i przyjemniej. Been there. Done that. Więcej nie chcę.

 

SAMOŚĆ*

 

Tak więc wybieram samość. Wieczory z książką, muzyką, internetem i patrzeniem w sufit. Czasem ktoś przyjdzie, czasem ja wyjdę, ale generalnie zawsze wracam w to samo miejsce – miejsce ciszy. Miejsce pustki. Miejsce chaosu. Miejsce szczęścia. I wszystkich złych myśli. Moje miejsce. Im dłużej w nim jestem, tym bardziej uświadamiam sobie, że wolę być sama niż z kimkolwiek. I to jest z jednej strony dobre, oznacza progres z rozwojowego punktu widzenia, a z drugiej smutne, bo wiem, że być może już zawsze będę tylko ja.

Me, myself and I.

ZA-KOCHANIE

 

Tymczasem przyszła wiosna i człowiek czuje, że mógłby, a w zasadzie to chciałby się zakochać. Tylko widzicie, to już nie jest takie proste. Kiedyś wystarczyło, że spojrzał na Ciebie TAK, a potem wsadził Ci stokrotkę we włosy. Wiater wiał, kwiaty pachły, i żyli długo i szczęśliwie. Teraz, dziś, w wieku trzydziestu-kilku lat, kalkulujemy. Co robi w życiu, czym się interesuje, czy jest odpowiedzialny, czy byłby dobrym ojcem dla mojego potencjalnego dziecka?

Załóżmy, że tak. Brawo, mamy kandydata na partnera! Tylko trochę, kurwa, gorzej, jak brakuje chemii, flow. Wzajemnego zrozumienia, czytania sobie w myślach, wybuchania głupkowatym śmiechem w tych samych momentach. Powiecie mi, że to najmniej ważne, kwestia dopracowania. Chuja tam. To coś albo jest, albo tego nie ma. Naturalna więź, koneksja, czyste, szczeniackie zakochanie. Jak dla mnie, bez tego „porażenia prądem” nie ma związku. Nie ma w ogóle wstępu do niego.

A wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że człowiek w wieku trzydziestu-kilku lat, człowiek po kilku nieudanych związkach, człowiek wybierający samość, staje się cyniczny. Sceptyczny. Sarkastyczny. Hasztag ironia. Słowem: przestaje wierzyć, że mógłby się znów tak czysto, niewinnie, szczerze zakochać.

 

ŻYCIE

 

Gośka Halber napisała ostatnio bardzo ważny, mądry tekst. I ja Was z nim tak tu, o, zostawię. Bo nie mam lepszego pomysłu na puentę. 

Ot. Taki czas, że wolę patrzeć w ścianę niż w siebie.

 

*Termin ukuła Edie, Mieszkanka Warszawy.

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • Pionierka

    Pij wino, jedz bagietki i nie kalkuluj. Nie ma po co kalkulować, to trzeba poczuć. Tak po prostu.

    • A jeśli poczułam, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie powinniśmy być razem, bo on jest głupszy, młodszy i kompletnie nie dla mnie? To co wtedy?

      • Pionierka

        Poczułaś? Nie jest przemocowcem, przestępcą, nałogowcem? To go girl! Pieprz znaki na niebie i ziemi. Bo co to za znaki? Że statystycznie takim ludziom nie wychodzi? Statystyka to jedno, a życie to drugie.
        Młodszy? I co z tego. Jak pełnoletni to bierz. Mało to związków z różnicą wieku?
        Głupszy? Sorry, ale trudno dorównać Tobie, inteligentna bestio :) Kompletnym głąbem nie jest, bo byś na niego nie spojrzała. Zresztą może przy Tobie zmądrzeje.
        Kompletnie nie dla Ciebie? Wcześniej pewnie brałaś takich dla Ciebie i co z tego wyszło?
        Wiesz co? Nie wiem czy Wam wyjdzie, ale jak nie spróbujesz to potem się będziesz całe życie zastanawiać, co by było, gdyby…
        Mój poprzedni związek był z kimś, z kim nie powinnam była nigdy się wiązać. I co z tego? Rozpadło się, bolało mocno, ale bardzo dużo mi ten związek dał.
        Teraz jestem z mężczyzną, z którym w życiu nie powinnam się wiązać. No bo tak: kilkanaście lat starszy, po więcej niż jednym rozwodzie ;), z dwójką dzieci i patologiczną ex żoną. I co z tego? Poczułam i poszłam w to. I jest cudownie już od 3 lat. I ja, przekonana, że do wielu rzeczy się nadaję, ale nie do macierzyństwa, właśnie odliczam dni do zobaczenia na usg naszego przyszłego dziecka.
        Związki niemożliwe są najlepsze.

  • Karpiu

    Nie jest lekko, ale do wszystkiego się można przyzwyczaić ;)
    Będzie dobrze … kiedyś ;)

  • Wojciech Mrożkiewicz

    Malwa, przestan sie uzalac nad soba. Naucz sie czerpac radosc z samotnosci….

    • Łukasz

      Ja bym osobiście wolał, żeby ludzie z powrotem nauczyli się czerpać radość z życia a niekoniecznie z samotności.

  • :( :(

  • Ro.

    Nie przejmuj się, mam 35 lat i podobne myśli w głowie. Takie życie. Ale żyjmy, walić resztę

  • Kejjt

    Pod tym tekstem mogę podpisać się rekami i nogami. „Złamane serce” i rozmyślanie dlatego było się tak głupim (przynajmniej w moim przypadku). Dlaczego doceniamy coś, dopiero wtedy gdy to stracimy? Jestem głupia bo odpuściłam i nie walczyłam… Teraz moja „samość” jest wynikiem tylko i wyłącznie mojej winy. Ale pocieszam się że po każdej burzy wychodzi słońce (a przynajmniej mam taką nadzieję), więc głowa do góry kiedyś musi się udać.

  • madziowaa@gmail.com

    Jestem w tym samym momencie, a czytając Twój tekst czułam jakby słowa wypływały z moich ust:) Też wybieram samość bo lepiej wybrać samość niż być z byle kim dla samego faktu bycia, próbowałam nie da się .Skończyło się na tym ,że druga osoba cierpi. Dla mnie związek bez tego pierdolnięcia też nie istnieje.Jakiś czas temu był on, czułam się przy nim jak głupia nastolatka, ale wiem że właśnie tego mi brakuje …

  • uwo-market.pl

    Też byłem, też przerobiłem, też nie chcę więcej. Trochę działa tutaj zasada „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” i faktycznie trochę tęskni się za tym, że ktoś krząta się po domu. Ale zdecydowanie bardziej tęsknię za wolnością, kiedy jestem zduszony kolejnym związkiem, od którego oczekiwałem więcej. Dziękuję, pozostanę singlem.
    P.S. Wyborny blog, będę zaglądać.

  • Dzięki Malwina. To właśnie potrzebowałam przeczytać.

  • Późne rokokoko

    No to witaj w klubie Pajonku! :/
    Z powodu nie chceninia być z byle „plastrem” samościuje już 4 rok… Wypadało by teraz napisać, że wszystko będzie dobrze itd, ale nie napiszę. Ta samość nie przestaje uwierać. Jedynie można się do tego uwierania trochę przyzwyczaić. Jak do bólu w kolanach na zmianę pogody – boli i już, nic się z tym nie robi, wytrzymuje się i żyje dalej.
    3m się ciepło.

  • Młoda

    Zawsze może być gorzej. Można mieć nie trzydzieści, a niewiele ponad dwadzieścia lat i czuć dokładnie to samo…

    • Jola

      Nie znam waszej historii, ale z doświadczenia wiem, że mając niewiele ponad dwadzieścia lat życie dopiero się zaczyna, wystarczy otworzyć się na nowe doświadczenia. Co innego po 30, w tym wieku ludzie już są ustatkowani, mają rodziny. Niewiele ponad dwadzieścia lat to najpiękniejszy okres w życiu i trzeba z niego korzystać! Z pewnością macie jeszcze milion sytuacji aby poznać nowe, interesujące osoby, głowa do góry :)

      • Pionierka

        O, nie zgodzę się. Niewiele ponad 20 lat to był zdecydowanie najgorszy okres w moim życiu, za nic nie chciałabym tego przeżywać po raz drugi. Za to po trzydziestce zrobiło się świetnie.

        • S.

          Zgadzam się w 300%.

  • G_

    Ech Malwina… :( Ja za to jestem samotna i nie mogę tego zaakceptować. 9 miesięcy temu zerwałam z chłopakiem, dopiero powoli zaczyna do mnie docierać, że dobrze zrobiłam i że nie żałuję tej decyzji. Czasem mam ochotę do niego napisać, ale zawsze sobie uświadamiam, że to nie jego osoby mi brakuje, tylko po prostu faceta. Kogoś do kogo można się przytulić, posmyrgać nosem w nosek, poleżeć razem, pośmiać się i wiedzieć, że ma się tę drugą osobę. Do której zawsze można się odezwać, no matter what. Zaraz po zerwaniu przeprowadziłam się do innego miasta, w którym nikogo nie znałam. I z jednej strony to dobrze, bo wiem, że zostając u siebie okropnie bym przeżyła to rozstanie, umierałabym, mimo tego, że to ja chciałam zerwać. Tutaj odcięłam się od tego, ale codziennie dopada mnie samotność, zwłaszcza teraz, w lato. Jak jest się starszym, ciężko wkręcić się w nowe towarzystwo, poznać nowych przyjaciół, wszyscy już mają swoje paczki. W dodatku nie mam takiej łatwości w poznawaniu innych, głównie ze względu na bardzo niską samoocenę, nie jestem też typem laski, która zerwanie odbija przelotnymi romansami i co tydzień nowymi kochankami. Więc generalnie dupa. Mam 23 lata, ale zdaję sobie sprawę z tego jak czas niemożliwie zapierdala i boję się, że skończę sama, a wiem, że nigdy nie oswoję samości, ja po prostu się niej nie nadaję. A tinder ssie. Ech no, to wylałam żale…
    A co do Twojej sytuacji, wydaje mi się, że jesteś zbyt fajną dziewczyną, bardzo samoświadomą, co wcale nie jest złe, broń Boże, tylko to odstrasza facetów i ich ego. :(

    • podobnie odczuwam to uciekanie czasu, też mam 23 lata i co? spinam się, że jak mnie w najbliższym czasie nie pierdolnie to uczucie, to ‚coś’, to że to nigdy nie nastąpi. jakaś taka głupia obawa przed staropanieństwem (tfu! jak ja nie znoszę tego słowa).
      wiem, że moja wina w tym, że nie wyjdę do ludzi, że siedzę na dupie zamiast się gdzieś ruszyć i coś ze sobą zrobić, za wygodnie w tej strefie komfortu, z tymi samymi ludźmi, w tych samych miejscach, w ten sam sposób. chciałabym coś ruszyć i pchnąć ku zmianie a tu przede mną ściana. i stagnacja.
      chodź na wino/piwo/wódę/wodę/wstaw-co-chcesz. pogadamy o życiu. i o starych rowerach :)

  • sasha.imago

    samość czasem nie jest taka zła. nie przeraża aż tak w teraźniejszości (dużo kryzysów, ale często da się z tego cieszyć, pójść do kina samej i wyjść zadowoloną. ale czasami idę zadowolona i wracam załamana, biorę urlop i nie wypełzam z łóżka 2-3 dni.), ale w dłuższej perspektywie potrafi być przewlekłym, upierdliwym stanem lękowym. zaczynają wychodzić pytania, przygniatać, odechciewa się wszystkiego. i nagle się okazuje, że krzyczę na bliskich, potem, żeby się na nich nie wyładowywać po prostu przestaję się do nich odzywać. i znowu się kulę w sobie i próbuję przeżyć. ale potem wracam do normalności. i tak od 7 lat, depresja, stany lękowe, wybuchy złości spowodowane strachem i lękiem.

    jestem sama od zawsze. mam wrażenie, że dziczeję. a nie umiem znaleźć nikogo, żeby to zmienić, mam wrażenie, że z każdym dniem maleje szansa na to, że kogoś poznam. a że jak poznam, to moje ‚insecure’ i przyzwyczajenia i wszystko do kupy to zepsuje. bo myślę, że sie nie nadaję. a tak bardzo nie chcę być sama.

    • S.

      Nie umiesz nikogo znaleźć czy unikasz kontaktu z ludźmi ? Bo jak to drugie to będzie ciężko.

      Jak od 7 lat masz lęk bycia samą to czego się nadal lękasz ? To już się stało, już w tym tkwisz. Już jesteś sama. Szukanie partnera jest jak szukanie pracy. To efekt pracy nad samym sobą. Im będziesz lepsza i bardziej pewna siebie tym łatwiej będzie Ci kogoś znaleźć.

      Drugi człowiek wyczuwa Twój strach, niepewność i inne emocje. Jak będziesz emitować pozytywne fale to będziesz przyciągać ludzi.

      • KM 132/16

        przeważnie nie unikam kontaktu z ludźmi – unikam go wtedy, gdy czuję się wyjątkowo źle i nie wychodzę prawie z domu kilka tygodni pod rząd. boję się, że tak będzie zawsze, że zawsze będę sama. a nie że zostanę sama. myślałam, że to oczywiste – ale rozumiem, że moze to nie wynikać z tekstu. ciężko o pewność siebie jak wyglądam jak wyścigowa wersja hipopotama – zbyt wysoki poziom stresu i lęku + sporo innych czynników =kilka ciężkich zmian hormonalnych i uszkodzone kilka czynności organizmu, więc się pochorowałam i przytyłam łącznie ponad 40 kg. trzeci miesiąc na diecie razem z wysiłkiem fizycznym (nie jest ogromny, bo nie daję rady -ciśnienie+ wydolność oddechowa jest słaba) i waga mi skacze +/- 3 kg. śmiech na sali.

        „Drugi człowiek wyczuwa Twój strach, niepewność i inne emocje. Jak będziesz emitować pozytywne fale to będziesz przyciągać ludzi.”
        Powiedz mi coś, czego nie wiem. Jestem miła i zabawna i przyjazna wśród ludzi – ludzie lubią ze mną przebywać. Ale nie czuję się dobrze ze sobą – i to akurat da się wyczuć. Twoja wypowiedź – przeraszam – ale totalnie nic nie wniosła do mojego życia, poza wk***m mnie od rana troszkę (stylizujesz się na znawcę. za bardzo).

        • S.

          Nie jestem lekarzem ani szamanem więc Cię nie uleczę. Jak jesteś na diecie i masz jakiś plan treningowy to jesteś na dobrej drodze. Od Ciebie tylko zależy czy sobie z tym poradzisz i czy Cię to wzmocni czy się poddasz i dalej będziesz się taplać w stanach depresyjnych. Życzę Ci powodzenia i trzymam za Ciebie kciuki!

          PS. To dobrze, że Cię wkurwiłem. Wkurwienie to dobry motywator ;-)

  • Ola

    weź psa ze schroniska, daje więcej miłości niż niejeden facet.

  • klajniaczek

    34 lata, rozwód po 7 latach malzenstwa a 13 letnim związku, pomimo samości, mimo wszystko teraz lepiej, chociaż ciężko się przyzwyczaić do pustego domu… Zakochać się, tylko ciężko mi w to teraz uwierzyć

  • tropiki

    Byłam w takim momencie. Dla zabawy i z ciekawości założyłam konto na portalu randkowym, bardziej dla rozrywki. Na początku jakieś tam zaciekawienie, ale z czasem nim odpisałam komuś musiał przeżyć radykalną ocenę, bez kompromisów. Po tym bardzo rzadko odpisywałam. Czas leciał, a realnym życiu nic, w wirtualnym też nic. Spotkałam się z dwoma osobnikami. Z jednym świetnie się pisało, ale na spotkaniu było słabo i nikt nie przedłużał znajomości. Drugi chciał mnie tylko do łóżka zaciągnąć, więc pogoniłam go. Przeprowadziłam się, nic się nie zmieniało. Pewnego wieczoru napisał do mnie ON. Profil powiedziałabym przeciętny, choć całkiem ok, wiadomość wywołała mi błysk w oku. Po dwóch tygodniach spotkaliśmy się. Pierwsza myśl, że taki małomówny przeciętniak. Spotykaliśmy się na mieście, standard – kino, pizza itp. Po 3 miesiącach stwierdzilam, że to bez sensu i dałam mu kosza. Po tym nastąpił jeden z gorszych tygodni w moim życiu. Schowałam dumę do kieszeni i napisałam smsa, że to był błąd, że tylko nim myślę ciągle, płaczę nad swoją głupotką jak mogłam to przerwać. Odpisał, zgodził się na spotkanie. Z podkulonym ogonem poszłam na nie. Przeprosiłam milion razy, aż już było mi głupio. Wtedy nastąpiły dla mnie najpiękniejsze słowa jakie mogły paść „zapomnijmy o tym”. Jaką ja poczułam ulgę! Radość, wzruszenie – wszystko się we mnie mieszało. Było to półtora roku temu. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez tego mężczyzny.

    Może moja historia brzmi jak z komedii romantycznej, ale takie rzeczy dzieją się na świecie, serio. I może kogoś podniesie na duchu, bo dla mnie teraz nie ma rzeczy niemożliwych :)

    • Jola

      Czemu ciągle się wzruszam jak czytam takie historie? :(

  • Aneta

    Im więcej Twoich tekstów czytam tym jesteś mi bliższa jakoś tak, bo przeżywam to o czym piszesz- od 7 miesięcy(po 8 latach związku)- i też nie chce byle czego…ale tak strasznie jest smutno kiedy nie ma obok tej najbliższej istoty…i jest Twój komp i Twoje sprawy, Twoja kariera….hmm, a bez miłości to takie mało ważne…i nie cieszy tak bardzo żaden sukces…i można się oszukiwać,że najważniejsze to pokochać siebie…a ja bym chciała pokochać swoje odbicie w oczach najbliżej osoby…

  • A.

    O nie ! Nie potrafię sie z tym zgodzić ! To że wybrałaś siebie zamiast być, tkwić w związku pod tytułem ” bez przyszłości ” to wielki plus dla Ciebie! Szczerze… Bywam tu od jakiegoś czasu, wcześniej tak poprostu, a od jakiegoś czasu dlatego, że jestem w takiej samej sytuacji. Dlatego sie rozumiemy. I dziś mogę w tej swojej Samości powiedzieć *Jestem przeszczęśliwa !* Co prawda akurat dziś może trochę bardziej za sprawa tej sukienki, bluzki, spódnicy i kilku nowych kosmetyków, ale zakupy robiłam dla Siebie, a nie po to żebym Ktoś zwrócił na mnie uwagę, docenił starania, spojrzał jak na kobietę i wydusił z siebie ten komplement… I wybieram to zamiast drogi przez mękę, łzy, smutek, pranie skarpetek. A jak przyjdzie odpowiedni czas to ktoś do mnie dołączy. Narazie i wreszcie uśmiecham sie od ucha do ucha !!!

  • Iskra

    Zawsze jak czytałam posty innych osób w stylu: „Ooo wstrzeliłaś się idealnie z tym tekstem, bo właśnie przechodzę ten etap” to troszkę gdzieś tam zazdrościłam w środku, że potrafisz komuś doradzić/ podnieść na duchu/ zjednoczyć się w odpowiednim momencie tym co akurat przeżywasz. Tym razem i ja przepadłam w Twoich słowach. Ba! Nawet uroniłam łezkę czytając fragment: „(…) Miejsce pustki. Miejsce chaosu. Miejsce szczęścia. I wszystkich złych myśli. Moje miejsce.” Po raz kolejny znajduję się w tym „miejscu ciszy”, chociaż tym razem jestem w związku, ale nastały w nim ciche dni, a ja czuję się tak kurewsko samotna, jakby osoba, z którą jestem nigdy nie istniała, a jakikolwiek związek sama sobie wymyśliłam… Dlaczego tak jest, że nagle z dnia na dzień ludzie potrafią stać się tak obojętni i założyć gruby pancerz, żeby tylko nie dać się wystawić na jakikolwiek cios? Dlaczego coś takiego jak zwykła szczerość i szacunek do drugiej osoby w związku to jakieś archaiczne wartości? Dlaczego chociaż wydaje się, że wszystko idzie w dobrą stronę nagle ktoś zmienia zdanie i zaczyna się oddalać?
    Związki są przejebane. Samotność (samość) też. I tak źle i tak niedobrze.
    Łączę się z Wami w te ciche wieczory w pojedynkę. 3majcie się!

  • Emir

    Niemal 4 lata jak z kamienia. Nic się nie udało przytrzymać dłużej niż kilka spotkań. Tinder, szminder, sradoo i inne cuda. Ręce opadaly w miarę jak licznik porażek zwiększał swoją wartość. Jakiś miesiąc temu kolejne powiadomienie z T – You’ve got match. Zerkam, ot kobieta jakoś nie powalająca. Ok, co mam dom stracenia. Po kilkunastu wymienionych wiadomościach wiadomo juz w jakim celu jest na T. Friends with benefits.W sumie, nie mam co grymasic. Jest poniedziałkowy wieczór, umawiamy się na wtorkowy wieczór. Kolacja, seks …. Ustaliliśmy, że ja gotuje. 24 h później otwierają się przede mną drzwi w których stoi Ona. W miarę upływu czasu zaczynam zdawać sobie sprawę, że z nikim tak dobrze, swobodnie nigdy się nie czułem. To było ponad miesiąc temu. W między czasie nie było prosto. Ona, że nie, nie chce, jedynie przyjaźń itd. We mnie każda komórka krzyczała, że to ta właściwą, ta na którą całe swoje życie czekałem. Po drodze okazuje się , że mamy stos wspólnych zainteresowań, doskonale się rozumiemy, seks nigdy nie był tak cudny. Któregoś wieczora powiedziałem Jej, że nie ważne co i jak długo ale będę czekał … Tyle ile trzeba. Stwierdziła, że musi posprzątać głowę , potrzebuje chwili sam na sam ze sobą. Po kilku dniach spotkaliśmy się przy okazji jakiejś sprawy …. nie spodziewałem się, przytuliła się i wyszeptała do ucha …. Jesteś mój.

    Dziś śmiejemy się, że zaczęliśmy wszystko od du*y strony …. :)

  • K

    Czytam Cię już od dłuższego czasu ale to będzie mój pierwszy komentarz. Nie mogłam się oprzeć, żeby nie napisać Malv wyluzuj! Czytanie w myślach, serduszka w oczach i motylki w brzuchu to dla nastolatek. Fajerwerki i iskrzenie, tez się w końcu zawsze kończą, a bycie dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, zaufanie do drugiej osoby i chęć bycia dla siebie nawzajem lepszym by kiedys wlasnie czytac w myslach to znacznie solidniejszego podstawy, które wytrzymają więcej niż tylko kilka lat. Jak chcesz chcesz pierdolniecia to nakarm „go” bobem na kolacje ;)

    • Jedno nie przeszkadza drugiemu. Mogą byc motyle a poźniej rozumienie i przyjaźń.

      • Łukasz

        Powiem Ci, że nigdy nie zrozumiem kobiecego (niektórych kobiet) postrzegania tej kwestii zero – jedynkowo. Tzn że jak się pojawią motyle to już emocje przesłonią rozsądek, rozumienie i przyjazn. I w sumie vice versa – tj w przypadku kiedy najpierw się z kimś „tylko” zaprzyjaznimy a z czasem dana osoba stanie się dla nas atrakcyjna czy to przez swoje poglądy czy to pracę nad sobą.
        Czasem odnoszę paskudne wrażenie, że co niektóre kobiety dosłownie wmawiają sobie, że w przyjacielu nie można się zakochać a z „eks” nie można się wciąż przyjaznic… mimo że związek z nim nie wyszedł.

        Czyżby za dużo szufladkowania ludzi do strefy przyjazni i czekania na „ideał”?
        Tego nie wiem, mogę się mylić.

        Nie wiem z czym to jest związane. Przyznam się że rozmawiając z dużą ilością chłopaków nigdy nie słyszałem, żeby któryś miał tego rodzaju rozterki.
        Wiem jednak, że najgorsze ograniczenia ludzie nakładają sobie sami.

    • Lilicoo

      Wy macie dziwne dylematy: albo to, albo tylko tamto w relacji. Jakby inaczej się nie dało, co jest kompletną bzdurą.
      Nigdy tego nie rozumiałam i nawet nie muszę. Kocham i zakochuję się od nowa – od 9 lat – w jednej i tej samej osobie. Iskrzenia nie brakuje, choć to jest jak przypływ i odpływ, bo nie ma tak, że non stop jest taki szał-ciał, bo od tego można by było zwariować. Polecam poczytać kilka naukowych pozycji, gdzie nawet rozróżniono i opisano kilka odcieni-rodzajów miłości (chociaż dla mnie i tak najbardziej liczy się ta JEDNA, która góruje nad pozostałymi i nie ma sobie równych – moim zdaniem), które mogą występować jednocześnie (np. dwa, trzy odcienie łączą się i przeplatają) lub inne, które praktycznie w ogóle nie występują w danej relacji (np. ludus).

      • Łukasz

        Bo to co było proste, wciąż jest proste. :)
        Potrzeba tylko troszkę pracy z obu stron aby chemia nie wygasała i tym samym wciąż iskrzyło. Zgadzam się z Tobą, miłość to blaski i cienie – nie mylić z emocjonalnym rollercoasterem. Kluczowa jest jednak szczerość i zaangażowanie. Szkoda, że wielu ludzi zna te słowa tylko ze słownika. Tym bardziej cieszę się, że się do nich nie zaliczasz.
        Fajnie się czyta a jeszcze milej słucha rzeczowych i rozsądnych słów z ust mądrej (moja skromna hipoteza) kobiety.
        Pozdrawiam.

        • Czy mógłbyś do mnie napisać na maila?

          Chcę spytać o Twój avatar. No i może polecisz mi jakieś fajne anime.

  • Marta

    Zabrzmi banalnie ale czytając miałam wrażenie jakbyś opisywała to, co siedzi w mojej głowie. Z tą różnicą, że u mnie osoby bliskie niestety nie zdały egzaminu :/Dziękuję Ci za to co napisałaś :)

  • Bo ma szansę istnieć. Każdy związek ma szansę istnieć (jak się człowiek uprze ;)), ale nie każdy związek jest dla każdego. Ja potrzebuję pierdolnięcia – tego uderzenia w serce i mózg. Po prostu albo iskrzy albo nie. I tyle.

    • adam

      A co w momencie jak efekt „pierdolniecia” znika? W pewnym momencie uswiadamiasz sobie ze człowiek z którym jesteś, a był dla Ciebie wszystkim staje się tylko upierdliwym współlokatorem. Samotność, samosc bez znaczenia jak to nazwiesz. Co w momencie kiedy leżąc z tym laptopem na kolanach zaczynasz wyc z bólu jak cytowana przez Ciebie autorka bo zmarnowała lata życia dopasowując się. Czytam te wasze blogi pełne wzniosłych wywodów, ale rzadko kiedy ktos zqstanawia sie nad tym co dzieje sie po tym wielkim pierdolnieciu. W Twojej wypowiedzi chociaż widzę szczerość i nie musiałem sprawdzać na jakim jesteś w tej chwili etapie swojego życia by to odgadnąć. Pokochaj ta samosc naucz się z nią żyć po to tylko żebyś w przyszłości będąc w związku nie trzymała się kurczowo złudzeń byle tylko nie doświadczyć tej samosci.

  • Aga

    No widzisz. Ja żyję w małżeństwie od 6 lat. Musiałam zawalczyć o męża, rodzinę, nas, by wszystko przetrzymać w kupie. Ogromny wysiłek. Jesteśmy razem, jest, no wiesz…fajnie, mąż zakochany powtórnie we mnie jak 150. Stara się, liściki pisze, gotuje moje ulubione potrawy. Nawet zastosował się do przeczytanej rady, że małżeństwa powinny chodzić spać razem. No cud miód. Ale u mnie się coś skończyło i płakać mi się chce jak mnie dotyka. Nie umiem wrócić do tej miłości, którą mu kiedyś dawałam. Poza tym, nie oszukujmy się, fajerwerków nie będzie. I co mi po tej wodzie na herbatę jak jego dotyk wywołuje moje mdłości? Chcę ciszy i spokoju, tej Twojej samości, oddałabym za nią krzątającego się osobnika po kuchni. Chcę się zakochać z pierdolnięciem i czuć motyle w brzuchu, chcę seksu jak za małolata. Codziennie przed snem o tym marzę a później sobie robię dobrze. Nie rozstanę się z nim póki co, mamy małe dzieci, nasz dom funkcjonuje. Nie nienawidzę go, nawet lubię z nim gadać, najbardziej mu inteligentnie cisnąć, sarkazm, ironia i sceptyzm nie jest zarezerwowany dla samotnych. Może dla nieszczęśliwych. Nie bądź nieszczęśliwa. Przynajmniej Ty.

    • Masz wybór. Tkwisz w strefie komfortu, która nie jest satysfakcjonująca z własnej woli.

      • Marcin KochaNoski

        Łatwo mówić o wyborze, ale zauważ, że w tym przypadku są jeszcze dzieci, na które jakikolwiek wybór będzie miał wpływ. Wtedy to nie jest już takie łatwe, bo nie dotyczy tylko dwóch dorosłych i świadomych jednostek.

  • mmm_wwa

    Too choo pobiegamy na rozgrzewkę. Później zrobimy jakiś porządny trenio do porzygu. Gwarantuje, że od razu będzie Ci lepiej! Reflektujesz? :)

  • Grider

    Sorry że to powiem, ale co raz więcej kobiet mówi że cierpi na samość. A sama nie wie czego szuka.
    Pewnie dokładnie wiesz o co chcesz, ale jakoś tak mi się skojarzyło.
    W każdym razie powodzenia :).
    P.S Tylko silne osoby potrafią być same z sobą

    • Kasia

      Moim skromny zdaniem, Kobiety doskonale wiedzą (nawet podświadomie) czego szukają/ chcą, ale równocześnie zdają sobie sprawę jak trudne jest to do osiągnięcia. I to jest przytłaczające…nasze oczekiwania/marzenia a rzeczywistość.

      • Kobiety wiedzą może co chcą i wydaję im się, że wiedzą co chca dać w zamian, tylko, że to jest całkowicie nie to czego potrzebują mężczyźni. I na tym polega problem.

        • Łukasz

          Ja bym powiedział, że wiele kobiet „myśli” że wie czego chce i co jest w stanie dać od siebie w zamian. Rzeczywistość potrafi jednak bardzo szyderczo powiedzieć „sprawdzam”, trochę jak przeciwnik pokerze. Jeśli się wówczas blefuje a nie ma się mocnej figury w kartach to można dosłownie runąć w przepaść… zwłaszcza jeśli stawka (którą są uczucia) jest duża.

          • Myślę, że sięga to o wiele dalej. Kobiety często ryzykują wejście all-in na kartę „ochodzę” i dziwią się, że nikt ich nie zatrzymuje.

          • Łukasz

            Zgadzam się w tej kwestii.
            Rzekłbym że tak się kończy igranie z ogniem albo raczej bawienie się w jakieś gierki tudzież próby emocjonalnych szantażów ( próby postawienia na swoim za wszelką cenę) w miejscu gdzie powinno być partnerstwo, kompromis i zrozumienie.
            Chociaż nie ma się co czarować wielu facetów też widzi często tylko czubek własnego nosa.

    • czasem, będąc kobietą, nie musisz wiedzieć czego chcesz. ważne, że wiesz czego na pewno nie chcesz. i wtedy szukasz. albo nie szukasz. i albo to przyjdzie, albo niekoniecznie. taka loteria.

  • kry$t

    jestem troche mlodszym mezczyzna, ale od roku czasu przezywam to samo. Bardzo fajny tekst, bardzo fajnie napisany. Bede zagladal tu czesciej :)

  • Słowo klucz: hipergamia: a prawa popytu i podaży są nieubłagane.
    Im kobieta jest bardziej niezałeżna, tym trudniej jej znaleźć faceta z wysokim statusem społecznym, a jak juz znajdzie to konkurencja jest ogromna i dany osobnik musi byc w 100% przekonany, ze to właśnie z nią chce spędzać reszte życia. I wtedy następuje wyryfikacja, co jest w związku facetowi potrzebne i czy ona to ma.

    • Lilicoo

      Absolutnie nie uważam, że hipergamia dotyczy wszystkich kobiet. Jest zbyt wiele czynników, które są istotne w sprawach damsko-męskich i to nie jest wszystko takie proste. Poza tym, o co chodzi z tym statusem społecznym? Ja się zakochałam w nastolatku (sama też nią byłam), który nie miał nawet pracy i nie był orłem w nauce, bo mu się nie chciało do niej przykładać. Co nie znaczy, że nie był inteligentny.

  • Bycie samej to najlepszy czas w życiu. Wiem, że czasem smuty nachodzą, ale korzystaj, sama zresztą wiesz, co Ci będę mówić. Ja, będąc od ponad roku w kolejnym związku, tęsknię do tych czasów. Nie to, że teraz nie mogę robić tego, czego chcę. Ale jest tak jakoś… inaczej. Te wszystkie kompromisy, branie pod uwagę, co by chciała robić druga osoba itd.

    Najgorsza chyba w byciu singlem po 30-stce jest myśl, że „a co jeśli nikogo nie znajdę?”. Jak to w podstawówkowym dowcipie „wszyscy są albo zajęci albo zasrani”, to już nawet nie kwestia tego, że mają dziewczynę – żonę, dzieci i dom większość już ma, takie trochę bez odwrotu. Ale – cheer up, it might never happen, to zawsze jakoś wychodzi, tylko trzeba temu trochę pomóc czasem (znowu, co Ci będę mówić, przecież wiesz).

    „Więcej się ruszaj. Więcej bywaj. Wpadaj do innych. A jeśli ktokolwiek powie od progu: „Do licha!”, zawsze możesz wypaść z powrotem.” A. A. Milne

    Tym optymistycznym akcentem zakończę!

  • Malvina, widzę, że nastrój podły, humor siadł jak gra polskiej reprezentacji z Anglikami. Cokolwiek bym więc nie powiedział i tak niewiele pomoże, a jeśli już, to tyle co bezsensowne klepanie w ramię poparte słowami „Nie martw się, będzie dobrze”. W buty można sobie wsadzić.

    W długofalowym rozpatrywaniu problemu, nikt nie lubi być sam. Nic dziwnego, że dopadła Cię chandra i przygnębienie. Samość nie jest fajna. Posilę się jednak komunałami i powiem, nic na siłę. Jeśli gdzieś jest Jasiu, który ma się znaleźć u Twojego boku (oprócz kota), to się znajdzie. A zakochanie wcale nie jest szczeniackie. Ja jestem gotów przeżywać je codziennie. Czy trzydzieści kilka, czy dwadzieścia kilka, dopada człowieka z takim samym natężeniem, jeśli to jest „to”. Nie ma co się rzucać na żywioł i iść na każdą falę. Wyczekaj jak rasowy serfer i rura na falę, która da Ci to czego oczekujesz.
    Zaoferowałbym się jako wariant rezerwowy. Razić prądem potrafię, jak mi da kto paralizator w dłoń. Przystojny jestem i niczego sobie. Ponoć wciąż świetnie się zapowiadam. Nie wiem tylko co żona na to, a i Ty masz chyba dosyć wariantów rezerwowych.

    Odstąpię od panującej tradycji, kopać po kostkach wyjątkowo Cię dziś nie zamierzam w tej trudnej sytuacji. Nie kopie się leżącego. Ale myślę, że aż tak źle jednak nie jest. W wersji hardkorowej siedziałabyś na kanapie w przykurzonym szlafroku i pudełkiem lodów w dłoni. Tymczasem na zdjęciu wyglądasz bajecznie i pamiętałaś o wszystkich szczegółach i odpowiednim ułożeniu by wyjść jak szmulka z okładek magazynów. Pięknie i zjawiskowo.

    Natomiast od bagietki i wina bym się nie odżegnywał. Przecież nie zakąszasz schabowego popijając browarem. Wino i bagietka mniej pospolite i powiedziałbym, że damę z Ciebie tworzy. Ponadto wino jest dobre na krew i pomyślność w życiu zawodowym, nie mówiąc, że zabija wolne rodniki. Łączę się w bólu samości.

  • Młoda

    Też mam za sobą etap „brania sprawy w swoje ręce”, problem jest tylko taki, że one za cholerę nie chcą dać się wziąć. I spieprzyłam pierdolnięcie. Więcej grzechów nie pamiętam, ale liczę na szczęśliwe zakończenie rodem z Joli komentarza.

  • Paweł

    try human design

  • Tak, to ten.

    I tak, teraz już wiem, że związki bez pierdolnięcia nie są dla mnie.
    Oczywiście, kochałam M., on kochał mnie, ale to nie zmienia faktu, że nie nadawaliśmy się do siebie. W pewnym momencie tak bardzo zaczęliśmy się rozmijać w typowo „życiowych” kwestiach, że nie było sensu kontynuować tej relacji.

    • Luc

      Dziękuję, że odpowiedziałaś : )
      Ja bardzo przeżyłam rozstanie, mimo, że ten związek był „bez pierdolnięcia”, ale teraz coraz częściej widzę, że zostawiając mnie, zrobił mi przysługę i dał szansę na związek, w którym będą iskry i wybuchy, więc po prostu poczekam cierpliwie, aż ta odpowiednia osoba pojawi mi się na drodze:) i Tobie też tego życzę, bardzo na to zasługujesz!

  • LenLen

    Jeśli nie iskrzy, to prędzej czy później się rozsypie. Najtrudniejszy w tej samości jest początek, kiedy nie wiesz, gdzie podziać oczy, emocje… To na szczęście mija, prędzej czy później. Tylko trzeba przetrwać.
    Nadal naiwnie wierzę, że kiedyś trafi się na tego „ktosia” :)

  • S.

    Co to za książka?

    • ka

      świetne wywiady a. drotkiewicz i a. dziewit z mężczyznami (cegielskim, chwinem, chyrą, houellebecqiem, jarzębskim, mellerem, makłowiczem czy żulczykiem): „teoria trutnia i inne”.

      • S.

        Dziękuję ;)

  • Ann

    Podziwiam Cię, w dzisiejszych czasach, kiedy na każdym kroku widać tylko wyznania sprowadzające się do słów „love my life” i innych równie głębokich przemyśleń, przyznanie, że nie jest dobrze wymaga dużej odwagi…

  • Łukasz

    Widzę, że 2 rzeczy wejdą mi w nawyk.
    Długie odpowiedzi na Twoje wpisy… oraz polemizowanie.
    Zacznijmy więc.

    Tak, niewątpliwie życie sam na sam z sobą jest cholernie smutne. Pytanie co robimy żeby zmienić ten stan rzeczy?
    Masa ludzi nie robi nic prócz narzekania, pewnie dlatego, że to jest najłatwiejsze.

    W sumie, jakoś nie chce mi się wierzyć żebyś nie miała przynajmniej mniej lub bardziej szczegółowego zarysu/ wizji swojej przyszłości… a tym samym świadomości tego
    co jest dla Ciebie ważne. No wybacz, nie kupuję tego. Nawet taki nieśmiały gapcio jak ja, ma mocny zarys w kilku kluczowych kwestiach… jak choćby w temacie kobiety, z którą chciałbym tworzyć i dzielić blaski oraz cienie dnia codziennego. A że wyglądasz mi na osobę twardszą w pewnych kwestiach ode mnie… to wybacz ale tym
    bardziej tego nie kupuję. No chyba że ktoś ma jeden wielki burdel w sercu i głowie. Jednak nie sądzę by dotyczył Cię ten problem.

    Swoją drogą, sporo mówisz czego nie chcesz. Ok, oczywiście rozumiem że w pierwszej kolejności należy widzieć czego się nie chce z racji tego że opiera się na tym pózniejszy fundament swoich oczekiwań w stosunku do siebie i partnera. Ale czy to nie czas wejść
    o parę schodków wyżej i podnieść troszkę sobie poprzeczkę?
    Mi osobiście pomogło, dzięki temu nabrałem też nieco pokory i nauczyłem się żyć oraz być lepszym człowiekiem. Nie dla innych a dla siebie, tak bym każdego dnia z satysfakcją i uśmiechem patrzył w lustro nie czując niesmaku i wstydu… i zarazem
    przeświadczeniem, że dzień przeżyłem najlepiej jak mogłem robiąc wszystko co w mojej mocy. Pewnie dlatego tak bardzo lubię zagadywać nieznajome dziewczyny, nigdy nie wiem czy kolejna nie będzie przypadkiem ostatnią i zarazem tą którą będę tulił
    przez następne 50 lat? Nie wiem ale nie zawaham się sprawdzić i to
    jest najfajniejsze.
    Mniej fajne jest słyszeć oklepane gadki na zlewkę zamiast kilku szczerych i taktownych słów.

    Właśnie dlatego nie wybieram „samości” a traktuję ją jako okres przejściowy, dzięki
    któremu mogę stać się mężczyzną z krwi i kości , poznać siebie. Swoje oczekiwania, wymagania oraz granice… to ile jestem w stanie dać i ile chcę otrzymać w zamian. W sumie muszę przyznać, że akurat to w owej „samości” lubię. Chociaż przyznam że
    było by to znacznie przyjemniej odkrywać mając jedną mądrą i dbającą o siebie kobietę z poczuciem humoru u boku.

    Zgadzam się z Tobą, że nie ma sensu bycie z kimś tylko dlatego by nie być samemu. Nie ma również sensu bycie w związku z kimś kto nas nie pociąga. Może wyjdę w
    tym momencie na jaskiniowca przesyconego niezdrowo ID ( tak psychoanaliza się kłania) ale na początku musi być to (pardon) „pierdolnięcie prądem”, które sprawi że przełamię nieśmiałość i zrobię ten pierwszy krok… podchodząc i mówiąc”Cześć”… i tym samym zacznie mi zależeć.

    Inna sprawa jeśli zostanę zimno spławiony to druga osoba nigdy się nie przekona czy nie przegapiła okazji swojego życia. Cóż wtedy to już nie mój problem.:) I love it.

    Wieczór z książką, muzyka, internet, wieczorny spacer z
    podziwianiem gwiazd?… tak to brzmi kusząco. Nawet czasem ulegam
    tym pokusom… jednak nigdy nie przysłaniają mi one możliwości
    przeżycia czegoś nowego i szalonego. Rzekłbym daniu sobie nowej
    szansy… tudzież daniu jej komuś. Jest tak pewnie dlatego, że nie
    zamierzam pluć sobie w brodę że czegoś nie spróbowałem i być
    może sam podcinając sobie tym samym jaja pozbawiłem się
    wspaniałych wspomnień… chwil, miejsc i ludzi.

    „Im dłużej w nim jestem, tym bardziej uświadamiam sobie, że wolę być sama niż
    z kimkolwiek. I to jest z jednej strony dobre,
    oznacza progres z rozwojowego punktu widzenia, a z drugiej smutne, bo wiem, że być może już zawsze będę tylko ja.
    Me,myself and I.”

    Wybacz Malv ale czegoś tu nie rozumiem. Kto Ci każe być z kimkolwiek? Kto mówi,
    że wychodząc z tego założenia być może będziesz już zawsze sama?
    Smutnym jest, że czasem ludzie sami sobie sprzedają takie
    „rzeczy”, to trochę jak sztuczne budowanie muru tam gdzie zwyczajnie nie powinien stać.

    Zgadzam się, mamy piękną aurę. Ba, w sumie sam chętnie bym się zakochał. Tylko widzisz, cholibka jest taki mały problem… a konkretnie są nim niektórzy ludzie dorabiający skomplikowaną ideologię do bardzo prostych i instynktownych rzeczy, które nomen omen kiedyś przychodziły naturalnie.

    Bo widzisz, moim zdaniem to jest bardzo proste dla kogoś kto wie czego chce od życia. Powiem więcej, bardzo łatwo rozpoznać wstępnie takiego człowieka…. wystarczy
    kilka/kilkanaście minut rozmowy. Ale podyskutujmy szerzej o fragmencie „Za – kochanie”

    Nie zgodzę się z nim. To co było proste, wciąż takie jest. Mężczyzna potrafi właśnie TAK spojrzeć, mało tego. Wielu takich, których znam osobiście wręcz marzy o tym by
    wsadzić dziewczynie zwyczajną stokrotkę we włosy podczas pikniku… aby wiatr wiał, kwiaty pachniały a ta chwila trwała wiecznie… co więcej aby ich usta i ciała stykały się a mózg się wyłączył i oszalał od doznań jednocześnie. Gdzie więc tkwi problem?

    Daruj ale jak słyszę o wieku trzydziestu- kilku lat i kalkulowaniu to niestety zbiera mi się na pawia.
    Jak czytam co niektóre słowa tego wpisu to przypominają mi się słowa
    Volanta z waszej wspólnej rozmowy. Tak mówię dokładnie o tych: o
    zbyt szybkim skreślaniu facetów i traktowaniu każdego jako
    potencjalnego partnera. Chociaż przyznam że niektórym z nas również
    nieobce są te grzeszki. Nie mam absolutnie nic przeciwko pewnym
    kilku podstawowym wymaganiom jakie „absztyfikant” musi spełniać.
    Kiedy jednak lista wymagań staje się niewspółmiernie długa w stosunku do tego co sami oferujemy… cóż dopowiedzcie sobie.

    „Tylko trochę, kurwa, gorzej, jak brakuje chemii, flow To coś albo jest, albo tego nie
    ma”.

    Mitom powiedziałbym, stanowcze stop. Owszem chemię rozpatrujemy zazwyczaj, jako to pozytywne pierdolnięcie (pardon za język), które zwala z nóg/ sprawia, że miękną albo stają się cholernie ciężkie (nieśmiali wiedzą o co chodzi). Czasem jednak chemia pojawia się po czasie – prosty przykład dziewczyny, która np. wydawała nam się tylko ładna ale mądra to już niekoniecznie.
    „Chemia” to jeden wielki zlepek. Miks fizjonomii, stylu ubioru, komunikacji niewerbalnej,werbalnej, charakteru i zainteresowań. Tak – kolejność nie jest tu bez znaczenia. Jeśli mnie pamięć nie myli dokładniej w takiej kolejności oceniacie potencjalnego biedaka, który podchodzi do Was i mówi „Cześć”.
    Widzicie tylko problem polega na tym ( moim zdaniem) że owej oceny co do
    chemii tudzież jej braku dokonujecie moje drogie kobiety w kilka sekund, bazując na pierwszym wrażeniu. A bywa ono bardzo mylne prawda?
    Reasumując rzekłbym że nie ma miejsca na związek jeśli zaczyna się znajomość od oceniania. Czy to dosłownie czy w przenośni. Z resztą o czym my rozmawiamy. Jak w dzisiejszych czasach ludzie lubią kończyć znajomość, kiedy rzekomo brakuje
    chemii tudzież wypala się ona?
    Skasowanie numeru tudzież, zaprzestanie dzwonienia i odpowiadania na sms-y. Tak to takie proste, bez wysiłkowe, bierne i szczeniackie zarazem. O wiele trudniej stanąć twarzą w twarz i postarać się nie zranić/albo zranić jak najlżej drugiego człowieka, którego czasem zdążyło się mimo wszystko polubić. Niestety żyjemy w czasach gdy większość singli to „miękkie faje” (męskie lub żeńskie) i nie stać ich na tę
    drugą opcję.

    „Cynizm, sceptycyzm, sarkazm (…) Słowem: przestaje wierzyć, że mógłby się znów tak czysto, niewinnie, szczerze zakochać. „

    Wiesz, jak przeczytałem te słowa to przez pamięć przeleciały mi setki nieszczęśliwych
    historii – opowiedziane mi przez skrzywdzonych (przez kobiety) facetów a którym teraz pomagam w rozwoju osobistym.
    Mężczyzni mają wiele grzechów na sumieniu. Jeden z bardzo dobitnych
    przykładów opisałaś we wpisie o „Jasiu i Małgosi” true, popieram i piętnuję.

    Ale (pardon za język) do kurwy nędzy jak wy (kobiety a raczej spora część z was stanu wolnego) chcecie się zakochać, skoro nie dajecie szansy wielu wartościowym
    ludziom.( pomijam fakt, że oni często nie potrafią dać szansy
    samym sobie i do was zwyczajnie podejść – zagadać).
    Wiesz Malwino z jakim sarkazmem i cynizmem opowiadał mi o babskich
    tekstach – zlewkach, pewien miły gość dwa dni temu?
    Wiesz jak trudno jest zmotywować takiego człowieka, by nie tracił wiary, próbował dalej… i o zgrozo że nie wszystkie kobiety to takie „tępe dzidy” jak te, które zwykł spotykać w przeszłości?
    Moim zdaniem, każda ze stron powinna dostrzegać drugą
    stronę medalu. I męska i żeńska brać.

    Bardzo spodobał mi się przytoczony przez Ciebie tekst Małgorzary Halber. Podziwiam jej
    szczerość i otwartość ale co najważniejsze świadomość tego czego chce od życia. Co ważniejsze nie boi się o tym mówić i bronić swojego zdania. To bardzo kobiece, szukamy tego w kobietach – coraz mniej takich perełek. Tak, my mężczyzni.
    Amen. :)

    • Jesteś niepoprawnym idealistą :)
      Niestety, nikt będzie sie rozczulał nad odrzuconymi facetami, którzy startowali do kobiet a potem dostali chamskiego kosza. I tak samo nikt nie będzie płakał nad mało seksownymi pannami lekko przy tuszy, do których nikt nie startuje. Świat jest mocno konkurencyjny, Internet to targowisko prózności i supermarket z ludźmi i idzie to jeszcze bardziej w tym kierunku.

      Natomiast co do jednego masz 100% racji – to wszystko jest proste – tylko ludzie potrafia to sobie skomplikować.

      • Łukasz

        Prawda, paskudna wada co nie?
        No ale cóż, już tak mam i niestety lubię to.
        Zgadzam się, nikt nad tymi grupami nie płacze… tylko, że występuje pewna istotna różnica. Panowie wychodzą przynajmniej z inicjatywą ( w mniej lub bardziej zgrabny sposób) a ogromna większość kobiet czeka i nie robi nic poza tym. O pardon nie licząc narzekania że książę jeszcze nie przyjechał tudzież zaklinania rzeczywistości – że fajni faceci wyginęli/ pożenili się.
        W dwóch słowach (pardon za język) gówno prawda.
        Idąc dalej to podałeś jak dla mnie trochę skrajne i zarazem odmienne przykłady. Co do Pań przy tuszy… to figurę można w 95% przypadków wymodelować – tak samo jak przy Panach z bojlerem czy patyczakach porównywalnych do Kenijczyków. Kwestia diety, treningu i silnej woli – da się. Tym, które cierpią na chorobę związaną z opornością organizmu w tym względzie szczerze współczuję ale to naprawdę ułamek ułamka.

        Co do chamskiego kosza to jest to jedna wielka loteria – nawet będąc kulturalnym, śmiałym i uśmiechniętym gościem możesz zostać zrównany poziomem do ulicznego menela spod budki z piwem. Dlaczego? „Bo tak”. Wówczas nie dziwie się masie mężczyzn, że paraliżuje ich strach przed odrzuceniem i podejściem – ukłon w stronę księżniczek na ziarnku grochu, szukających swojego supermana podczas kiedy Clark Kent stoi obok nich.

        Zgadzam się z Tobą świat jest mocno konkurencyjny. Zawsze taki był, zmieniły się tylko narzędzia. Internet stał targowiskiem próżności na własne życzenie ludzi. To oni do tego doprowadzili i wciąż prą w tym samym kierunku. Modne stało się pójście na łatwiznę. Bo przecież po co się starać? Najlepiej wymagać ale tylko od innych.
        Co do komplikowania….
        W sumie to nie tylko potrafią… ale mam wrażenie, że lubią. To podpada pod jakiś masochizm… najpierw stawiają sobie bariery, potem szukają na siłę dziury w całym a kiedy to wszystko co było fajne obróci się w proch to zaczynają narzekać, łkać i wrzeszczeć „co zrobiłem/łam zle”

        Pytanie retoryczne?

        • Określenie pójście na łatwizne nie zawsze odpowiada rzeczywistośći. Co innego szukanie sobie mało wymagających partnerów, żeby mieć łatwo, a co innego rezygnacja ze związku, w który trzeba pakować wiele energii a niewiele daje.
          Pierwszy przypadek to brak ambicji, drugi szukanie senswnego zwrotu z inwestycji.

          Clark Kent dla większości kobiet jest dzisiaj innym niż kiedyś. I na pewno masie facetów, którym wydaje sie, że nim są, do tytułu supermana jest bardzo daleko. Podobnie jak kobiet uważających się za księżniczki.

          Supermen podchodzi, rozmawia, a koszem się nie przejmuje, zwłaszcza, że w większości przypadków skutek podejścia zależy w małym stopniu od samego podejścia.

          • Łukasz

            Owszem nie zawsze, tutaj się zgodzę. Tyle że miałem raczej na myśli kwestię, że ludzie pracują, śpią, czekają i nic nie robią… bo myślą, że jak w hollywoodzkim filmie czy za dotknięciem czarodziejskiej różdżki szczęście spotka ich samo. Zero wyjścia z domu, zero jakiegokolwiek otwarcia się na drugiego człowieka… ale jak dobrze podpytać to wymagań i oczekiwań mają całą listę. Ciśnie mi się na usta porównanie do „kubka kawy i dzbanuszka mleka (bodajże) użytego przez Volanta w wywiadzie. Tyle że w tym przypadku kubek jest pusty.
            Zaryzykuję więc stwierdzenie, że nawet jeśli taka okazja owego „samotnika” spotka to ów/ owa jej zwyczajnie nie dostrzeże… albo wręcz odrzuci.
            Paradoksalnym jest, że takie okazje najczęściej spotykają ludzi, którzy dość intensywnie szukają swojej „recepty na szczęście” a suma sumarum to recepta spotyka ich. Tyle, że potrafią ją dostrzec i z niej skorzystać… a nie, narzekać czy wręcz biadolić nic nie dając od siebie.

            Człowiek, który nie wie czego chce od życia nie dostrzeże takiej okazji nawet gdyby dosłownie „uderzyła” go w twarz. I proszę drogie Panie nie opowiadajcie bajeczek o „chemii”.

            Pojdzmy dalej. Zgadzam się Clark Kent jest inny niż kiedyś ( przynajmniej w oczach kobiet, cóż galopujące wymagania części z nich doprowadzają ten archetypowy niemal przykład do absurdalnej formy). Co najśmieszniejsze męskie wymagania na przestrzeni powiedzmy 20-30 lat praktycznie nie zmieniły się. Ot, taki mały ironiczny kontrast.

            Zgodzę się z Tobą również, że masie frajerów (pardon za tę nieco wulgarną personifikację) wydaje się że mogą się z tą postacią utożsamiać. W rzeczywistości jest inaczej. On w prawdzie na co dzień zachowywał się jak gapcio ( w sumie to miał w tym swój cel) ale to co czynił już jako „S” mówiło o nim więcej niż tysiąc słów… i gapcio to ostatnie, którym bym go określił.
            Tacy ludzie poprzestają jednak na byciu gapciem czy wręcz fajtłapą życiową. Zero w nich polotu, pasji, odwagi. Na pewno mają w sobie jakąś ikrę ale nie chcą jej odkryć. Zamykają się w 4 ścianach albo w swoich barierach i szczypią swojego ego utożsamiając się z niedocenianym C.K. – do którego jak słusznie mówisz jest im bardzo daleko. (zgadzam się również co do analogicznego przykładu u żeńskiej strony – co się tyczy kobiet uważających siebie za księżniczki a nie wypełniających nawet znamion, szarej nieśmiałej myszki).

            Moim zdaniem rzeczony „superman” nie uważa się za kogoś wyjątkowego a co najwyżej za fajnego, miłego gościa z pasjami. Tylko tyle i aż tyle. Owszem, podchodzi rozmawia – jak to elokwentnie ująłeś… tyle że nie ma tym świecie faceta,który koszem się nie przejmuje. :)
            Jedni więcej… inni mniej ale u każdego ślad zostaje – zwłaszcza jeśli dziewczyna naprawdę się podobała. Dużo tu zależy od tego jak się spławiło/ tudzież zostało spławionym. Są przykłady blasków i cieniów, takie w których określenie Pani: „kobieta z klasą” czy „dama” są mocnym niedopowiedzeniem… jak również takie gdzie mocnym niedopowiedzeniem jest określenie mianem „tępej dzidy” czy „blachary”.

            Co do skutków podejścia i czynników składających się na jego wynik… to jest tego zwyczajnie za dużo żeby to omawiać w komentarzu. Powiem tylko, że jak tak dalej pójdzie to niepisana tradycja „podchodzenia i zagadywania” umrze śmiercią naturalną. Z jednej strony za sprawą zniewieściałych, bojazliwych i nieśmiałych ( co niektórych) Panów… z drugiej za sprawą zimnych, aroganckich, opryskliwych i nieprzystępnych ( co niektórych) Pań.

        • Najczęściej prawda okazuje się bardzo smutna – król jest nagi. Te księżniczki na ziarnku grochu również. Im ktoś ma mniej w sobie wartościowych rzeczy, tym więcej wymaga od świata i od innych ludzi. ;)
          Takim to nigdy nie dogodzisz na dłużej, choć na początku mogą myśleć, że znalazły upragnionego księciunia na białym koniu, jeśli zainteresuje się nimi pan w ich typie i np. z ładnym autem, na dobrym stanowisku, a jeśli będzie też wizualnie i ich typie, to już całkiem. :) Czas niestety wszystko weryfikuje i wychodzi szydło z worka. Jeśli ktoś ma problem, który go dręczy przez wiele lat, to powinien szukać przyczyn tego problemu w sobie. I tylko w sobie. Bez wymówek, z których słyną nienaturalnie duże „dzieci”.

        • Dodam, że nie ma nic złego/niestosownego szukać kogoś na podobnym/swoim poziomie (inaczej nie będziemy razem dobrze współbrzmieć), kiedy już dobrze znamy swoje wady/niedoskonałości i zalety (poznać samego siebie to sztuka) – wiemy wtedy z czym idziemy do ludzi, i co sami możemy zaoferować im w zamian. ;]

      • Lilicoo

        Ja chyba też jestem niepoprawną idealistką (co nie zmienia faktu, że realnie podchodzę do wielu spraw i widzę wiele odcieni naszej rzeczywistości), ale nie przeszkadza mi to wcale. Nadal będę, bo bardzo tego chcę. Poza tym jestem uparta.

        • Łukasz

          Bycie człowiekiem z własnym zdaniem i zasadami w życiu… to coś więcej niż tylko słowa. To styl życia, życia który mniej lub bardziej bezpośrednio zdaje się oddziaływać na wszystkich dookoła. I nie jest to takie proste, z doświadczenia wiem że to wymaga więcej siły niż się może wydawać.
          Jedni za to cenią inni nienawidzą. Tyle że ludzie już dawno zaczęli ( w wielu przypadkach) reagować agresją na to czego nie potrafią zrozumieć.
          Tak więc pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszych zmaganiach. :)

          • Dzięki. :) Zgadzam się, dlatego byle do przodu i jakoś to będzie. Nie poddawajmy się. ;)

            Ja nie zamierzam, choć liczę się z różnymi konsekwencjami, bo nie ominęła mnie lawina negatywnych emocji ze strony pewnych osób, o czym właśnie wyżej wspomniałeś.

            To jednak też z czasem wzmacnia i daje motywację do dalszych wysiłków. Pozdrawiam cieplutko. :)

      • Kinga Potocka

        Prawda :)

  • anonimowa

    ponoć człowiek drugi raz tak mocno jak w wieku dojrzewania się już nie zakocha…

  • Kinga Potocka

    Wiem Malvina o czym dokładnie mówisz ;) mimo,że mam nie 30-35 lat a niecałe 25 odczuwam to samo. Gdy miałam 18-20 lat wierzyłam w taką mega spontaniczną miłość pt. obściskiwanie się,patrzenie sobie w oczy, snucie planów itp. Jednak po dwóch związkach w których się zawiodłam,jednej miłości nieodwzajemnionej czy innych relacjach,które najpierw się wydawało,że będą super a potem gorzki upadek po prostu…odpuściłam. Teraz trudno mi coś poczuć do kogoś.

    • Łukasz

      Po lekturze Twojego wpisu, przyznam że nurtuje mnie pytanie czy chcesz jeszcze poczuć coś do kogoś, Kingo?
      Bo widzisz, troszkę to wygląda tak jakbyś chciała ale coś na własne życzenie Cię blokowało a wręcz jakbyś szukała sama przed sobą usprawiedliwienia i wymówki na nie… że nie ma sensu, że nie warto, że na pewno będzie powtórka z rozrywki. Dlaczego ?”Bo tak”. Jeśli się mylę to proszę, wyprowadz mnie z błędu.

      Dodam tylko, że będąc również po kilku nieudanych związkach, jednej „niedzwiedziej przysłudze” (jaką zrobiła mi narzeczona) i wielu chamskich zlewkach ( będących odpowiedzią na kulturalne i nienachalne zachowanie), powinienem dosłownie nienawidzić kobiet i patrzeć na wasz żeńskich gatunek przez pryzmat stereotypów i swoich przykrych miejscami doświadczeń. Brzmi sensownie?

      Tylko, że tak nie robię. Z porażek należy wyciągać wnioski ( i szukać dalej swojego szczęścia – no chyba że Ci nie zależy, co?) a nie podnosić do rangi życiowego credo. Ale to moje zdanie. A jakie jest Twoje, hmm?
      Pozdrawiam

  • tasama

    dzięki temu postowi zaczęłam się czytać i przeczytałam 80 % bloga przez jeden weekend. podziwiam Twoją odwagę, bardzo. sama zostałam zostawiona po niespełna 3 latach, w tym prawie dwóch wspólnego mieszkania ze względu na zbyt dużo kłótni, w zbyt intensywnych emocjach. stało się to 2 miesiące temu, a ja wciąż jestem wrakiem człowieka i nie przesypiam spokojnie nocy. skąd czerpiesz energię? nie myślisz w takich sytuacjach o pierwszym facecie? z nim było „z pierdolnięciem”, prawda? dla mnie to był pierwszy tak poważny związek i bardzo się obawiam, że już przy każdej porażce będę za nim tęsknic coraz bardziej… a z jego strony nie ma odwrotu. chciałabym móc powiedzieć to samo o sobie.
    pozdrawiam, trzymaj się ciepło!

  • bre-usz

    Malvino,

    Pewnie zabrzmi to przemądrzale, ale tego „flow” z wiekiem musisz się nauczyć. Z wiekiem oranżadą nie będziesz się tak cieszyć jak za 1,2,3 razem. Z wiekiem butelka wina wypita z „giwnta” już tak nie smakuje, więc aby było „flow” kupujesz kieliszek, pijesz powoli, włączasz muzykę odpowiednią, szukasz towarzystwa do picia wina dzięki czemu to „flow” znowu jest ale inne – może dojrzalsze? Po prostu inne ale jest.

    Z partnerem imho będzie podobnie. Czytam Twego bloga od wieków, lubię obserwować i ciekawie się Ciebie „widzi” przez pryzmat tekstów jak się zmieniasz. Nie w pisaniu. ale życiowo… I nadal jestem ciekawy jak będziesz pisać za kilka lat o rzeczach o których już pisałaś hen wstecz…

    • IMHO butelka wina wypita z gwinta smakuje zawsze dobrze. Różnica taka, że nie jest to juz tanie wino w Jarocinie, tylko dobre hiszpańskie na bulwarze na Balearach przy zachodzącym słońcu. Jeśli starzejesz się i potrzebujesz kieliszka – twoja sprawa…. twój wybór.
      I ze związkami – tak jak piszesz będzie tak samo. Chcesz mięc kieliszek i powolne picie – masz wybór, chcesz mieć fajnego patnera/kę i ogień, tylko na innym poziomie niz w podstawówce – też twój wybór.

      • bre-usz

        Zrozumiałeś ciekawie co napisałem. Czas zmienia postrzeganie rzeczywistości i dlatego flow nigdy nie będzie równe flow 10 lat później. Jak się tego nauczysz to zobaczysz że dużo łatwiej się żyje. A wino to tylko przykład… ale taki z powiedzenia „kobiety jak wino, czym….. ” i tu też się zgodzę ;-)

        • Łatwiej to wcale nie znaczy lepiej. Przynajmniej według mnie.
          Masa ludzi rezygnuje w pewnym momencie ze swoich marzeń, celów, ambicji. I przekonuja się, że jest im z tym dobrze, wypieraja to, że ich znajomi nadal za tymi marzeniami idą. Lądują w szarej rzeczywistości i maja łatwo, a czasem nawet „hujowo, ale stabilnie”. Wszystko jest kwestią preferencji, skłonności do ryzyka i horyzontu inwestycyjnego (nie finansowego).

      • Lilicoo

        Każdy ma wybór, dokładnie tak.
        Cóż… nie miałam chłopaka już w podstawówce, ale nawet ten chłopak z „podstawówki” kiedyś stanie się nastolatkiem, potem młodym mężczyzną itd. Ludzie się z czasem zmieniają (na lepsze lub na gorsze, ale zawsze jakieś zmiany następują), nabywają wiedzy i różnych doświadczeń. Są jeszcze jakieś „stałe” w ludziach i one są niezmienne (i bardzo dobrze), ewentualnie nieco są dopracowywane i ulepszane, ale to oczywiste.

  • (Inna) A.

    A ja Ci zazdroszczę… że decyzja o rozstaniu już za Tobą. Że masz pracę, którą lubisz i jesteś taka aktywna i niezależna. Że masz 5 lat mniej niż ja. A ja… ja jestem jeszcze przed tą decyzją. Nie mam już złudzeń, ale koszmarnie się boję, bo będę musiała zacząć od zera, po 8 latach związku, z którego zostaną mi powzięte na mnie w imię „zaufania” zobowiązania kredytowe, totalnie roztrzaskana psychika i brak jakiegokolwiek szacunku do samej siebie. Będzie mi ciężko, finansowo, psychicznie, życiowo. Nie ma w moim życiu nic, czego mogłabym się przytrzymać. Nie umiem sobie wyobrazić już nawet nie to, że kolejnego związku, ale po prostu tego, że nie zdziczeję ze strachu przed zranieniem i z manii prześladowczej. Chciałabym być na tym etapie, co Ty teraz. Podziwiam Cię. I trzymam kciuki, żebyś była szczęśliwa. Bo będziesz. Ty na pewno będziesz.

  • Łukasz

    Ja bym powiedział, że to co łatwe jest po prostu dla wszystkich i dlatego, często wartość owego jest znikoma… żeby nie powiedzieć że może w ogóle nie posiadać wartości.
    Coś co jest trudne zazwyczaj wymaga od nas swoistej adaptacji i pracy nad sobą. To że już na sam wydzwięk tych pojęć, większość ludzi ucieka w popłochu – bo przecież trzeba by zakasać rękawy i złapać byka za rogi… a tym samym wziąć się do roboty.
    „Po co ja mam się starać. Niech inni się starają. Ja mam prawo wymagać” – zabawnie się tego słucha, od razu w człowieku uruchamia się cynizm i sarkazm. :)

  • Łukasz

    Mogę chyba uważać siebie za szczęściarza bo mi się owego jednorożca spotkać udało. W sumie nawet kilka i dlatego pewnie boleję że nie były stanu wolnego. Jednak jest to rzadkie zjawisko a szkoda bo jest to cholernie pociągające. :)

  • S.

    A życie na ogół jest ciężkie a potem się umiera ;)

    • Kasia

      Na ogół… szczęśliwe i udane też być może, ale finisz od zawsze pozostaje niezmienny…dzięki Bogu ;)

    • Łukasz

      Ciężkie i piękne zarazem. :)
      To dopiero paradoks. :)

      • S.

        Jak już zostanę milionerem to przestanie być ciężkie :D

        • Łukasz

          Ty też to sobie powtarzasz? :D

          • S.

            Get rich or die trying ;)

            No może nie milionerem ale taki dochód 3000 dolarów miesięcznie bez chodzenia do pracy by mi wystarczył :D

  • Łukasz

    I tutaj się absolutnie nie zgodzę :-). Owszem bardzo cenimy ( no dobra – ja cenię, mogę wszak mówić tylko za siebie) takie kobiety. Nie, nie boję się takich Pań jak ognia. Powiem więcej, uwielbiam kobiety charakterne (albo ogniste, jak kto woli), które mają pasję w życiu, cele… plany i marzenia… ale co więcej mają ikrę by to wszystko zmaterializować. Sam jestem gościem z pasją i szukam cały czas takiej kobiety. Pewnie dlatego, że mi zależy… pomimo wielu chamskich zlewek i innych wszelkich maści potknięć, nie zniechęcam się i próbuję dalej. Bo moim celem właśnie jest znalezienie kobiety charakternej.

    Tyle, że jest biegunowa odległość pomiędzy kobietą charakterną a diablicą czy demonem jak kto woli… podobnie jak przepaść dzieli kobietę niedostępną od nieprzystępnej ( tak to 2 niemal przeciwstawne pojęcia drogie Panie). Nie ma tu żadnego konfliktu interesów Katarzyno.

    Jak ognia boję się tylko czasem spotkać tę drugą Panią… i myślę że w tej obawie nie jestem osamotniony. Niestety z kształtu kobiecej czaszki, tudzież talii czy tyłka nie da się wyczytać czy ma się do czynienia z pierwszą czy drugą Panią. Tą pierwszą każdy chce spotkać – bo taka kobieta jest wyzwaniem przez duże „W” (nie mylić z rozkapryszoną księżniczką) i sprawia, że „ogarnięty” facet staje się najlepszą wersją samego siebie ( moje osobiste obserwacje), nawet spławić potrafi z klasą, pominę fakt że chce się ją codziennie zdobywać a nie tylko „zdobyć”.

    Tej drugiej Pani nie chce spotkać prawie nikt, pewnie dlatego że taka istota ( celowo nie nazywam jej kobietą – byłaby to obraza dla prawdziwych „kobiecych” kobiet, których trochę na tym świecie zostało) działa destrukcyjnie bezpośrednio lub pośrednio na wszystkich w swoim otoczeniu… jednak najbardziej szkodzi sobie… i jest generalnie w 80% przeciwieństwem pierwszej Pani. Będąc wulgarnym (pardon) rzekłbym, że jest dobra na jednorazowy numerek ale nie do życia.

    Jedyny konflikt interesów z jakim się w tym wypadku zgodzę to taki, że co niektórzy faceci (nie mylić z mężczyznami) mając w domu, łóżku i ramionach tę pierwszą Panią… szukają wrażeń u tej drugiej. Często doceniają to co mieli a zarazem zniszczyli/zaprzepaścili kiedy ta pierwsza zasadzi im w zad porządnego kopa, na którego nomen omen zasłużyli.
    To jednak tylko moje skromne zdanie. ;)

  • Łukasz

    Wybacz, „Wschód” był skrótem myślowym, którym określiłem tamtejsze religie, kulturę i szeroko pojęte zwyczaje… i ich wpływ na miejscową ludność, m.in w aspekcie demograficznym.
    Wprawdzie nie mam nic do homoseksualistów i jestem za ogólną równością… tyle że jak wspomniałem liberalna, tolerancyjna i „postępowa” Europa, zostanie ( jak tak dalej pójdzie) zalana przez ludzi o skrajnych i wręcz ekstremalnych poglądach… i wówczas owa równość a raczej „poszanowanie praw jednostki” o którym wspomniała Malv w jednym ze swoich wpisów będzie historią.
    Zgadzam się z Tobą co do reszty.

  • Oslovianka

    Jestem w identycznej sytuacji, ale jestem jeszcze przed 30stką…

  • alter ego

    Zgadza się. Albo coś jest, albo ch…j, dupa, kamieni kupa. Lepsza samość, niż bylejakość