Po co ludziom religia?

Człowiek od zawsze poszukuje sensu. W przeciwnym wypadku nie byłoby rysunków w Lascaux ani wielkich filozofów. Psychoterapeuci nie zbijaliby fortuny, odpowiadając na pytania z cyklu „jak żyć?”, a księża nie jeździliby Maybachami (żarcik taki). Sztuka naskalna, pytania o sens, próby umiejscowienia siebie w otaczającej rzeczywistości, oto z czym mierzy się człowiek od samego początku swojego istnienia. Z pomocą (szybką, doraźną, dającą odpowiedź na każde pytanie) przychodzi mu religia. Coś, co sam stworzył.

 

Wilk syty

 

Na wstępie zaznaczę: jestem agnostyczką. Oznacza to, że skoro nie potrafię udowodnić ani nie dysponuję dowodami na istnienie boga/bogów, nie mogę jednoznacznie stwierdzić, że jest/są albo go/ich nie ma. To mój pogląd rozumowy. W głębi duszy bliżej mi do ateistki, z góry zakładającej, że żadna tak zwana „siła wyższa” nie istnieje. Człowiek/zwierzę/roślina rodzi się, umiera, end of story. Ewolucja, specjacja, dobór faworyzujący zamiast zmartwychwstania, piekła, inkarnacji i tego typu historii. Nie zrozumcie mnie źle – celem tego tekstu nie jest deprecjonowanie osób wierzących (mam strasznie dużo przyjaciół chrześcijan, jakieś 70 proc., nie mam kurwa pojęcia, jak to się stało), ale pokazanie, że religia jako taka nie ma sensu, jest szybką i bezrefleksyjną pożywką dla mas, taką trochę zupą instant, którą zalewasz wrzątkiem et voilà, najadłeś się, co prawda niezbyt pożywnie, ale głodny nie chodzisz. Wilk syty, owca cała, ulubione powiedzonko konformistów. 

 

Co bóg, to obyczaj

 

Jahwe, Adonai, Allah – nieważne, jak nazwiesz swojego boga, każdy z nich wyznacza mniej więcej te same reguły gry. Stary Testament, Biblia, Koran – nieważne, jak nazwiesz swoje źródło wiedzy, każde z nich mówi o tym samym, daje ci góry narzucone, podlegające niczemu innemu, jak tylko luźnej interpretacji, przepisy na życie. Książka kucharska 0.2. Od wieków i na wieki wieków, ament.

Ciężko mi uwierzyć, że ludzie myślący i inteligentni się na to łapią. Że łykają z defaultu, jak młode pelikany, pewne z góry narzucone wzorce, uprzednio ich nie kontestując. Bo dla mnie tym właśnie jest wiara. Założeniem z góry, że coś jest słuszne albo nie, bez wysiłku naruszenia czy choćby sprawdzenia tej „normy”. W przeciwnym wypadku, jeśli wychodzisz od kontestacji i w jej ramach dochodzisz do pewnych wniosków, to już nie jest religia, to samorozwój, ustalanie własnych reguł gry i postępowania, własnego „dekalogu”. Jeśli potrafisz to zrobić sam/a po kilku latach poszukiwań, na co ci te wszystkie bajki? Na co szopka pt. „Pismo Święte”? To książka jak każda inna, dopuszczająca tysiące możliwości interpretacji. Dlaczego więc nikt nie usiłuje żyć w zgodzie w własną interpretacją „Dziadów” Mickiewicza, a wszyscy usiłują przypasować „Biblię” albo „Koran” do własnego światopoglądu? To trąca hipokryzją na kilometr.

Podobnie, jak hipokryzją trąca blichtr Watykaniu czy innej Aya Sofia. Jakiś czas temu kolega katolik stwierdził, że Watykan wyświadczył ludziom ogromną przysługę, przechowując rękopisy i pojedyncze, kultowe dzieła w swojej największej na świecie bibliotece. Seriously? To dlaczego te dzieła i rękopisy od wieków nie ujrzały światła dziennego i są dyskretnie separowane od ludzi? Może dlatego, że mogłyby zasiać ziarno wątpliwości? A przecież tego każdy kościół, z KK na czele, boi się najbardziej – wątpliwości poddanych, przepraszam – wiernych. Bo Kościół nie wierzy, że kiedy wszyscy wokół Ciebie równiuteńko idą, ty bądź uprzejmy mieć wątpliwość. I gdy bronisz prawdy mając ją za jedyną prawdziwą, ty bądź uprzejmy mieć wątpliwość.

Odnoszę wrażenie, że w dzisiejszych czasach nikt z kościelnych hierarchów nie raczy mieć wątpliwości – od Franciszka zaczynając na wiejskich klechach i imamach kończąc. 

 

Wszyscy dążą do oświecenia

 

To nie jest żadna rocket science. Człowiek od zarania dziejów chce być lepszy, ważniejszy, mądrzejszy, jak zwał tak zwał. Jedni w swej drodze do oświecenia chodzą na msze, inni czytają książki Tolle’a, jeszcze inni medytują. Każda z tych dróg może okazać się wyzwoleniem. Pytanie tylko, która z nich jest kompromisem?

 

Fot. Christoph Schmid, Unsplash.com

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • „Człowiek od zarania dziejów chce być lepszy, ważniejszy, mądrzejszy, jak zwał tak zwał.” nie do końca jest prawdą. Więcej kontekstu historycznego daje np. ta książka – https://www.goodreads.com/book/show/24624354-od-zwierz-t-do-bog-w-kr-tka-historia-ludzko-ci

  • TheMarkiMark

    Amen (z hebr. אמן amen – „niech się stanie”, „wierność”) – judaistyczna i chrześcijańska uroczysta formuła kończąca i zarazem potwierdzająca modlitwę lub hymn, także w tekstach biblijnych. Słowo „amen” jest także używane jako zwrot w rodzaju „niech tak będzie”.
    Skąd w niektórych tekstach, wypowiedziach wzięło się słowo „Ament” ? i co ono oznacza ?

  • Zuzanna Marcinkowska

    „Ciężko mi uwierzyć, że ludzie myślący i inteligentni się na to łapią. Że
    łykają z defaultu, jak młode pelikany, pewne z góry narzucone wzorce,
    uprzednio ich nie kontestując.”
    Jak człowiek jest młody (czyt. dziecko), to nie ma czasu na wątpliwości, bo ma za mało narzędzi, żeby samodzielnie żyć. Wtedy łyka jak pelikan, wszystko, co leci. Na wątpliwości ma dopiero czas w wieku nastu, gdy juz jest w stanie samodzielnie przeżyć :)

  • Tomek Degler

    a) bardzo podoba mi się pogląd iż religia wykształciła się jako pochodna ludzkiej skłonności do wiary w siły nadprzyrodzone. Niektórzy badacze wskazują, że wykształcenie się takiej skłonności na drodze ewolucyjnej znacząco obniżyło koszty zarządzania społecznościami i te z nich, które takiej skłonności nie rozwinęły – po prostu wyginęły.
    b) z czysto badawczej ciekawości czytałem Biblię, Koran i co tam w ręce wpadło. Nigdy nie ośmieliłbym się opisać tych „publikacji” tymi słowami co Ty. Nie z szacunku, czy czegoś podobnego. Po prostu wygląda na to, że to jednak były jakieś próby spisania zasad moralnych wcale nie oderwanych ani od siebie nawzajem (piszesz luźny zbiór), ani od logiki, ani od sensu jakim może być przyjazne współżycie ludzi ze sobą.
    c) reszta tekstu nadal ciekawa : )

  • Ciężki temat „rzeka”
    Jestem wychowany w rodzinie katolickiej, aczkolwiek rodzice dali nam w pewnym momencie wolną wolę, że tak sie wyrażę :)
    Kiedyś pewien ksiądz (gdy jeszcze chodziłem do kościoła i nawet na Katolickie Stowarzyszenia Młodziezy ) powiedział, że nie zawsze warto zadawać pytania, gdyż szukając odpowiedzi możemy zgrzeszyć .
    Przez pewien czas myślałem, no tak , na tym polega „wiara” by wierzyć a nie udowadniać.

    Myślę, że ludzie lubią wierzyć w coś ponad nas samych. Zawsze to też dobra wymówka na to co nas spotyka, cze też podpora w ciężkich chwilach.
    Ja, wierzę, kościół KK jak i każdy inny odrzucam, z tych powodów o których wspomniałaś i większość z nas wie, że to zwykła manipulacja itd.
    Wierzę w jakąś siłę, nie niem tego wytłumaczyć … :)
    Aczkolwiek jeśli chodzi o praktyczne podejście do tego tematu to bliżej mi do ateizmu :D

  • G.

    Dlatego Kościół i inne religie od razu werbują dzieci, jeszcze dobrze nie widzisz, nie pojmujesz i nie pamiētasz a już cię chrzczą itp. Potem w przedszkolu od razu wprowadzono religię. Żeby nie było czsu na myślenie, wątpliwości itp. Dlatego jestem na TAK – na to co mówi UE. Do religii powinno się dowolnie wstępować po ukończeniu 18 lat. Inaczej do tego wieku kościół już zdąży wpoić określone wzorce i koniec, choćby człowiek był najinteligentniejszy to się tego nie pozbędzie łatwo. Wspaniały tekst. Brawo za odwagę przy poruszaniu takich tematów. Ja wychowałam się w czasach gdy religii nie było w Szkole,tylko w salkach katechetycznych koło kościoła. Rodzice zmuszali mnie by tam chodzić. Słuchałam nauk księdza jako dzieciak i wiedziałam że ta cała historia absolutnie kupy się nie trzyma. I to ogłosiłam rodzicom mając 11 lat i nie poszłam na religię czy do Koscioła nigdy więcej. Będąc człowiekiem dorosłym 37-letnim jestem z tego dumna. Nie udało się im pranie mózgu. A tak sobie myśląc dziś o tej całej historii i braku kobiet w tej księdze… to można wiele zrozumieć. Dlaczego dziś i wczoraj i dużo wcześniej wyrzucani są wszyscy biskupi z danego kraju ze względu na pedofilie. A choćby u nas Arcybiskup Paetz – ale kto zna tą historię? Poza Poznaniakami nikt.

  • m1chal

    Temat szeroki jak morze a Ty poszłaś mocno po łebkach, a szkoda.Generalnie zgadzam się, już nie 1-szy raz przekonuję się zresztą, że poglądy na świat mamy podobne. Plusik za cytat z Łony, gość ma świetne teksty.

  • Mondralińska

    Temat religii mnie fascynuje od dziecka, choć już jako 13-latka wiedziałam, ze z katolicyzmem mi nie po drodze (ani z żadną inną religią) czym doprowadzałam do szału i rozpaczy moją tradycyjnie katolicką rodzinę. Ale religii się zawsze z fascynacją przyglądałam. Pamiętam jak namiętnie oglądałam w telewizji Raj i Frondę (z młodym Terlikowskim, kto to jeszcze pamięta ;)). To była taka ciekawość jak w „z kamerą wśród zwierząt”, jakbym podglądała kosmitów, choć przecież wychowałam się w tej wierze, nie było to dla mnie nic nowego. I do dzisiaj mnie to fascynuje dlaczego ludzie dobrowolnie robią tak nieracjonalne rzeczy. No bo jak można uwierzyć w coś takiego, że bóg wymaga od nas, żebyśmy co niedziela chodzili do kościoła i z innymi ludźmi głośno powtarzali „boże jaki jesteś wielki, jaki jesteś wspaniały” (jakby bóg o tym sam nie wiedział) i wtedy jest zadowolony? A jak nie będzie cotygodniowej porcji podlizu, to się obrazi. Jak można wierzyć, że boga interesuje, czy jemy mięso w piątek i czy zakładamy do seksu prezerwatywę? A jak tego nie będziemy robili, to skaże na wieczne potępienie.

    Doskonale rozumiem, że ludzie potrzebują absolutu, przekonania, że istnieje jakaś siła ponad nimi, do której mogą się zwrócić, bo nad życiem mamy tak niewielką kontrolę. Ale w religii to nie o to chodzi. Gdyby tak było, to nie trzeba by żadnych instytucji kościelnych, całej tej celebry, szczegółowych norm religijnych, tylko indywidualna relacja człowiek-bóg. Więc myślę, że ludzi ciągnie do religii z innego powodu. Ludzie chcą mieć narzucane nakazy i zakazy, chcą zrezygnować z samodzielnego myślenia i wolności, bo tak czują się bezpieczni, a samodzielne myślenie wymaga wysiłku. No i to się im wydaje w zasadzie logiczne – żeby ten ktoś na górze zechciał rozważyć wysłuchanie moich modlitw, to trzeba się poświęcić trochę, za darmo nic nie ma. A zaraz potem tacy się rozglądają, jak by tu innym jeszcze narzucić swoje poglądy, no bo skoro ich obowiązują takie surowe nakazy religijne, to nie może być tak, że inni bezkarnie korzystają ze swojej wolności, to jak potwarz. Bo cudza wolność od tych nakazów to jawne zaprzeczenie sensu ich wyrzeczeń. Poza tym rekrutując nowych można zaplusować u boga, bo skoro on od nich tyle wymaga to od pozostałych pewnie też. A narzucanie siłowe jest oczywiście skuteczniejsze niż przekonywanie po dobroci, zwłaszcza jeśli argumenty logiczne kuleją. Nie zapominajmy też o władzy, wpływach i pieniądzach, choć to motywacja przeważająca na wyższych szczeblach. I wydawałoby się, że to szaleństwo w cywilizowanym świecie powoli odchodzi do lamusa, ale nie, wręcz potrafi się odradzać, czego przykładem jest Polska, gdzie ciemny episkopat, Ordo Lurdis i Kaja Godek dyktują nam obowiązujące prawo. Żeby Polska, chce czy nie chce, katolicka była.

  • …nawiązując do religii

    film „Spotlight” .Ten film pwinien być obowiązkową lekturą, świetnie nakręcony, dobra gra aktorska i prawdziwa historia….Scenariusz napisany został na podstawie relacji dziennikarzy „Spotlight”, którzy w 2003 roku za ujawnienie skandalu otrzymali Nagrodę Pulitzera.

  • Magdalena Szkudlarek

    kurcze, ale fajny tekst! tylko za szybko się skończył, ledwo się rozpędziłam ;)
    Kiedy książka? :)

  • Chyż

    Tolle’a to autorytet dla osób kompletnie nieświadomych i szukających zajawki. Nie ma nawet węzła karmicznego ściągniętego, więc wie tyle, co każdy przyzwoity człowiek, który nie interesuje się duchowością, nie jest opętany i nigdy nie poszedł dalej poza techniki relaksacyjne. Może być w porządku, ale to taki psychiatra bez dopalaczy, uruchamiający stany. Nic poza tym. Nawet nie można go nazwać „dobrym”, jest za to „uczciwy”.

    „A teraz odczuj w sobie stan ciszy i poczuj przestrzeń na której wyświetlane są myśli…” – czyli wyłącz umysł.

    Wow, ale to nie sprawi, że napłyną wizje, skoro nie ma węzła karmicznego zdjętego, więc wcale nie takie wow. Ten stan, to letarg, więc praktykując go zapanujecie maksymalnie nad swoimi emocjami, ale nie będziecie ich kontrolować, tylko wyłączać. Będziecie też znać wasze potrzeby i będziecie mogli wdrukować nowe, ale one wciąż tam będą. I będziecie mieli również bardzo dużo myśli. Tą metodą NIGDY nie dojdziecie do jaźni i wyższych stanów. To droga wegetacji i jeśli spojrzymy na jego życie, to właśnie do tego to prowadzi :)

    Ogólnie podniecanie się Tole, to tak jak podniecanie się mną, gdy idę sobie pobiec 10km, a nie jestem jakimś meeeega zawodnikiem. Poszedłem biegać, ale bez przesady. Żaden ze mnie Karaś.

    Pozdrawiam.

  • Kolejny tekst, który niepotrzebnie próbuje łączyć kościół jako instytucję z wiarą i próbuje dyskredytować jedno za pomocą drugiego. Ja też jestem antyklerykałem i uważam, że kościół, w swojej obecnej formie, jest, obok wojska, najmniej potrzebną instytucją na tej planecie. To normalne i naturalne dla każdego, kto nie toleruje okradania ludzi i przestępstw na tle seksualnym (kościół) i zabijania bliźnich (wojsko). Na ten moment, podobnie jak Ty, jestem agnostykiem, bo, logicznie rzecz biorąc, też nie mam dowodów ani na istnienie, ani na nieistnienie Boga, więc nie wykluczam żadnej ewentualności. Jeszcze 3 lata temu byłem najbardziej zatwardziałym ateistą, a wszyscy wierzący, deiści i agnostycy byli dla mnie ćwierć mózgami, debilami i w ogóle najchętniej nie wchodziłbym z nimi w żadną polemikę. Od jakiegoś czasu jednak, coraz więcej zaczynam czytać o różnych rzeczach na tym świecie, które są zwyczajnie niewytłumaczalne. Weźmy, np. kwestię opętań. Oczywiście można to wytłumaczyć jaką chorobą psychiczną, ale jeśli drobna dziewczyna zaczyna mieć siły na tyle, że 4 dorosłych facetów nie może dać jej rady utrzymać, jeśli nagle zaczyna mówić w kilku językach, z którymi wcześniej nie miała styczności lub pluć zardzewiałymi gwoździami no to, delikatnie mówiąc, coś jest tu kurwa nie tak. Jeśli cały przemysł muzyczny, całe Hollywood ewidentnie i otwarcie czczą szatana, a coraz więcej „gwiazd” rzuca tekstami typu „dla sławy sprzedałam duszę diabłu” to nie można przejść obok tego obojętnie. Są to, według mnie, właśnie te logiczne podstawy, które pozwoliły mi na przejście ze stanowiska zatwardziałego ateisty na opcję agnostyka, który twierdzi, że świat duchowy raczej istnieje w formie złej (szatan). A jeśli jest zło to musi być też przeciwwaga w postaci dobra, więc Bóg również istnieje i myślę, że to zbyt skomplikowane i złożone, żeby mogło być w całości wytłumaczone rozumowo. Pozdrawiam :)