Kiedyś mój przyjaciel powiedział mi jedno ważne zdanie, cztery słowa, które z czasem stały się moją dewizą życiową i dzięki którym mój świat codziennie staje się lepszym miejscem.
Istotą człowieczeństwa jest życzliwość.
Tylko tyle i aż tyle.
Nie utożsamiajcie jednak życzliwości z byciem miłym za wszelką cenę. To coś więcej, coś jak życiowa filozofia. To wewnętrzne przekonanie, że warto być dla innych dobrym, pomocnym i otwartym na ich potrzeby i słabości. Pisząc o innych nie mam na myśli wyłącznie ludzi, ale też zwierzęta, rośliny, środowisko – całą naturalną przestrzeń, która nas otacza. Jeśli miałabym podać synonim słowa życzliwość, napisałabym: dobroć. I empatia. Tak, empatia jest tutaj kluczowa.
Fit Matka Wariatka ma problem z życzliwością
Śmiem zaryzykować stwierdzeniem, że Fit Matka Wariatka w ogóle ma problem. Ze sobą. Bo jak bardzo nieszczęśliwym człowiekiem trzeba być, by w tak okrutny sposób obrażać i dyskredytować osoby nie mieszczące się w twoim kanonie piękna, normalności, ba, człowieczeństwa [sic!]?
Ale po kolei.
Nie znałam tej pani, prywatnie Joanny Kajstury, dopóki na jednej z facebookowych grup, do których należę, ktoś udostępnił jej post. Jeden, drugi, trzeci, a w każdym stek bzdur i jeszcze więcej hejtu. Przy czwartym coś we mnie pękło. I dlatego piszę dziś list otwarty do pani Kajstury, w którym wyjaśnię jej, dlaczego powinna – dla dobra swojego i innych – zająć się ćwiczeniami zamiast pisaniem i przemawianiem do szerokiego grona odbiorców.
„Po co tyle wpierdalasz? Żeby potem zdychać? Rzygać? Chodzić ociężała i pełna, jak śmietnik przed wywozem odpadów?”
Pozwólcie, że zacytuję panią influencerkę, która wczoraj postanowiła podzielić się swoją życiową mądrością z 260 tysiącami fanów na facebooku, w pełnej krasie:
Nigdy w życiu nie byłam na żadnej diecie. Nigdy w życiu nie liczyłam kalorii. Nigdy, niczego, na co miałam ochotę sobie nie odmówiłam. Możesz sobie to tłumaczyć genetyką. Możesz sobie to tłumaczyć metabolizmem. Możesz sobie to tłumaczyć czym chcesz. Tłumaczysz jedynie swoje lenistwo.
Jest między nami kilka różnic. Wydawałoby się, nieznaczących, a w rzeczywistości, zmieniających życie. Ja korzystam ze swojego mózgu. Jem na co mam ochotę, ale nie przeżeram się, jak tucznik, który jutro ma wylądować na stole królewskiego dworu. Nie w głowie mi diety i aplikacje do liczenia kalorii. Mam to w dupie i mogę, bo rozumiem, o co w tym chodzi – systematyczny ruch pozwala mi żonglować jedzeniem dokładnie tak, jak mi się zamarzy. Ty albo wpierdalasz, jakby to co masz na stole było Twoją ostatnią wieczerzą, albo nie jesz nic, bo przecież już jesteś gruba.
Opcja nr 1
Płacą Ci za to, że wciskasz w siebie żarcie, jakbyś jadła na zapas? Płacą Ci za to, że żresz do oporu, a potem narzekasz? Płacą Ci za to, że wyżerasz wszystkie resztki, bo przecież szkoda wyrzucić? No jakoś mi się nie wydaje. Pytanie: To po co tyle wpierdalasz? Żeby potem zdychać? Rzygać? Chodzić ociężała i pełna, jak śmietnik przed wywozem odpadów? Pół biedy, jak po śmieci przyjeżdżają systematycznie. Gorzej, jak śmieciarka zawodzi i wywóz Twoich odpadów odbywa się raz na tydzień, a Ty nie jesteś w stanie wysrać się bez wspomagaczy. Do tego zero ruchu, bo i jak tu się ruchać, skoro w gardle stoi żarcie z całego tygodnia.Na finał, nie pijesz wody, bo już się nie mieści. Tak tyjesz.
Opcja nr 2
To sytuacja odwrócona o 180 stopni w stosunku do tej powyżej. Jesz nic. Czasem coś w siebie wciśniesz, bo już de facto umierasz, ale wciskając prawie płaczesz, bo jesteś przekonana, w tej swojej głupocie, że przytyjesz, jak zjesz cokolwiek. Informuję Cię, z troski, że prędzej umrzesz gruba, jak słonica w ciąży, niż przytyjesz z racjonalnego odżywiania się. Napiszę więcej! Jeśli zaczniesz się normalnie odżywiać, będziesz chudła, bo tyjesz właśnie dlatego, że nie jesz. Tak rozregulowałaś swój organizm, najpierw wpierdalając po korek, teraz jedząc zupełnie nic, że on już w dupie ma Twoje chęci i żeby przeżyć, odsuwa Ciebie od panelu dowodzenia i radzi sobie, jak może. A radzi sobie tak, że każdą biedną kalorię, którą mu dostarczysz, odłoży jako tłuszcz w magazynie, w którym będzie zbierał sobie materiał, który da mu energię do przeżycia. Ruchu zero, bo i zero siły czy energii. Wody zero, bo pić się nie chce. Srania zero, bo czym tu srać. Tak nie chudniesz. To jest najprostsza zasada normalnej egzystencji: jesz z rozsądkiem. Nie mogę pojąć, jak można tego nie rozumieć.
Nie wiem, ale ja właśnie zjadłam tę babeczkę i szykuję sobie obiad. Ty możesz raz jeszcze, spokojnie, przeczytać, co napisałam i albo postarasz się zrozumieć, i wyciągniesz z tego wnioski, albo będziesz się męczyć przez kolejne lata. Wybór należy do Ciebie.
Źródło tych „mądrości”: Fanpage Fit Matka Wariatka. Nie linkuję, bo nie chcę nabijać pani Kajsturze słupków. Kto chętny osobiście zapoznać się z treścią, z pewnością je odnajdzie na Facebooku, gdyż są to treści publiczne.
List otwarty do Joanny Kajstury
Ignorancja równie zgubna co głupota
Idę o zakład, że nie jestem jedyną osobą, w której – po przeczytaniu powyższego – się zagotowało. Potwierdzają to zresztą dziesiątki krytycznych komentarzy pod postem autorki posta, która – wciąż święcie przekonana o własnej racji – postanowiła się do nich ustosunkować, dopisując, co następuje:
Czuję się w obowiązku dopisać, iż post ten kierowany jest do osób ZDROWYCH. Dziwnym trafem personalnie odebrały go tylko te chore. Nie było moim celem urażenie osób z zaburzeniami, bo nie do takich kieruję swoje słowa. Zdania nie zmieniam.
Tym właśnie dopiskiem, pani Joanno, udowodniła pani swoją niewiedzę w temacie zaburzeń odżywiania oraz zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, ponieważ post, który pani napisała, jest skierowany właśnie DO OSÓCH CHORYCH.
Z tego, co się orientuję, nie jest pani psychoterapeutką, psycholożką ani nawet dietetyczką współpracującą z osobami zmagającymi się z anoreksją, ortoreksją, bulimią i otyłością. Wypowiadanie się w temacie ww. chorób, kiedy nie ma się o nich najmniejszego pojęcia, oraz ubliżanie ludziom cierpiącym na ww. zaburzenia, jest szczytem ignorancji, buty i głupoty. Zakładam, że nadal nie dociera do pani, co chcę przekazać, więc postaram się to zobrazować za pomocą przykładów.
Równie dobrze mogła pani napisać, że wszyscy Żydzi sami są sobie winni Holocaustu, bo to ich wina, że nie wpisali się w obowiązujący w początkach XX wieku aryjski kanon piękna. Garnitur genetyczny Żydów był w 1939 roku so last season…
Albo że kobieta chora na raka piersi, która została poddana mastektomii, sama jest sobie winna, bo mogła prewencyjnie wcześniej amputować oba cyce i teraz nie byłoby problemu. Angelina Jolie jakoś poszła i ucięła, więc czemu ty tego nie zrobiłaś, durna babo?
Albo jeszcze inny przykład. Co by pani powiedziała swojej nastoletniej córce wymiotującej po kryjomu do toalety? Ty świński tuczniku, po co tyle żarłaś? Dobrze ci tak, teraz rzygaj i gnij!
Powiedziałaby pani tak własnej córce? A o Żydach? Albo mastektomii? Wątpię. Więc dlaczego krzywdzi pani innych chorych ludzi?
Bo to, co pani robi, jest szkodliwe społecznie i może okazać się tragiczne w skutkach dla młodych dziewcząt i kobiet, które przeczytają pani wpis.
Gdybym przeczytała takie słowa 15 lat temu, zrobiłabym sobie krzywdę
Od 16 do 30 roku życia cierpiałam na zaburzenia odżywiania. Najpierw było prawie 10 lat anoreksji, później kilka lat bulimii i pewnie gdyby nie to, że po seriach obżarstwa wymiotowałam, być może dziś byłabym tym śmietnikiem przed wywozem odpadów, do którego kieruje pani swoje pełne zinternalizowanej nienawiści i nieakceptacji słowa.
Gdybym przeczytała pani tekst 15 lat temu, zrobiłabym sobie krzywdę. Może pocięłabym przedramiona. Może poszłabym do łazienki zwymiotować obiad. A może, będąc akurat na drodze do wyzdrowienia, znów przestałabym jeść. Wiem jedno – pani wypowiedź – pełna agresji, złości i pogardy, na pewno nie zmotywowałaby mnie, żeby cokolwiek w swoim życiu zmienić. Wręcz przeciwnie. Utwierdziłaby mnie tylko w przekonaniu, że nie zasługuję na to, by żyć.
Bo nie wiem, czy pani wie, co czują osoby zmagające się z anoreksją i otyłością? Nienawiść, wstręt i niechęć do samych siebie. Dlatego właśnie objadają się do nieprzytomności albo głodzą na śmierć. Jest to forma autoagresji. Gdyby poświęciła pani kilka godzin, żeby dokształcić się w tym temacie, nie pozwoliłaby pani sobie na napisanie tych wszystkich wstrętnych, przykrych słów, które – jestem o tym przekonana – sprawią, że już teraz może mieć pani kilka osób na sumieniu.
Apeluję o usuniecie krzywdzącego posta oraz przeproszenie wszystkich, którym wyrządziła pani swoimi słowami przykrość. Następnie polecam edukację oraz wstrzymanie swojej influencerskiej działalności do czasu, aż nie będzie szkodliwa społecznie.
Malwina Pająk