Mówią, że o gustach się nie dyskutuje. Ja tam uważam, że nie ma nic bardziej fascynującego niż próba udowodnienia komuś, że jest w błędzie, ponieważ swoimi gustami nie trafia w Twoje*.
Wiadomo, zawsze lepiej dogadam się z ludźmi, którzy na domówce zapodają Lena Faki i rollują blanty albo żonglują żólwikami niż z takimi, co skaczą do ska i palą tęczowe flagi. Choć to może nienajlepszy przykład, bo mocno polityczny. Spróbujmy inaczej – mam trzech kumpli gejów, których kocham całą siostrzaną miłością, ale kiedy w trakcie spotkania po raz piąty z rzędu włączają Arianę Grande albo Nicki Minaj, mam ochotę się zabić. Jednocześnie jestem w mniejszości, więc nawet jeśli jakimś cudem uda mi się dorwać do Spotifaja i przełączyć na Sex Pistols albo poezję śpiewaną, zostaję bardzo szybko ukarana skórzanym pejczem i straponem. Tak to jest z kolegami pedałami**.
No dobrze. Do sedna. Mam swoje bardzo mroczne strony i za chwilę otworzę przed Wami bramy piekieł. Pokażę Wam bardzo złą muzykę, którą lubię i której słucham, kiedy mam dość wszystkiego: ludzi, polityki, Was, siebie. Nie jest to muzyka dobra, ale z pewnością jest jakaś. Niepokojąca, anarchistyczna, wbrew.
Czekit, fakit, nał.
#1. Rogal DDL – album „ANtY”
W którejś recenzji przeczytałam, że „nie da się tego słuchać, a co gorsza, nie da się tego nie słuchać”. I tu się, jakby, zgadzam. Nie mam pojęcia, co i gdzie ładował Rogal, kiedy nagrywał tę płytę, ale podejrzewam, że grzał o wiele mocniej niż Stachursky nad Doskozzzą. I podczas gdy Doskozzza stanowi kwintesencję muzycznej chujni z grzybnią, tak ostatni album Rogala jest mocno antysystemowy, antyhiphopowy i antyludzki, bo – jak już wspomniałam – nie da się tego słuchać, ale kiedy już zaczniesz, to masz jakby problem, żeby przestać. Za czasów mojej młodości mówiło się na tego typu kąski „dobre gówno” (etymologia: coś, co teoretycznie jest bardzo słabe, ale nosi znamiona geniuszu).
W zasadzie nie powinnam słuchać Rogala, bo jego teksty są mizoginiczne, homofobiczne i mało liryczne, a jednak… Ćpun w kominiarce kupił mnie autentycznością i pojemnością dupy, w której zmieścił cały świat.
#2. Bella Ćwir
O tej pani już kiedyś pisałam na blogu (nie pamiętam, gdzie, nie chce mi się linkować) i w „Lukrze”. Bella kręci swoje klipy tosterem, a dźwięk nagrywa prostownicą, dzięki czemu osiąga niemożliwy do osiągnięcia poziom trashu. I ja to szanuję.
Pieprzyć schematy, konwenanse, płeć, botox, H&M oraz dobrze wykonany makijaż. Tak trzeba żyć.
#3. Brudne Dzieci Sida
Klasyka polskiego punka. Jednoosobowy zespół Patyczaka, który na co dzień jest listonoszem, a na koncerty przychodzi z rozbitą mordą. Uwielbiam gościa.
Zapierdolę mamę
zapierdolę brata
Nienawidzę ludzi
nienawidzę świata
Patyczak umiał w haiku zanim to było modne.
*#ironia
**#ironia
Fot. Screen z klipu Rogala „Tsunami. Donatella Diss” na YT