Wysokie Obcasy odmówiły mi opublikowania tego felietonu, bo jest zbyt niepoprawny politycznie. Dlatego wróciłam. Dla tego jednego tekstu, który powie głośno, że Woody jest pedofilem. I nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Wystarczy prześledzić jego filmografię, obejrzeć dokument na HBO GO, przeczytać kilka biografii i posłuchać go przez 10 minut by wiedzieć, że to po prostu głęboko zaburzony człowiek, a nie zabawny neurotyk będący aortą Nowego Jorku.
No, to zaczynamy
Woody Allen po raz pierwszy od lat udzielił obszernego wywiadu. Tłumy oszalały, kobiety omdlały, staniki posypały się gęsto na scenę. Tak zapewne chciałby to widzieć sam zainteresowany: człowiek-ikona, mistrz kina, młody bóg (bo przecież ciało mężczyzny się nie starzeje) wielokrotnie oskarżony o pedofilię.
W wywiadzie dla amerykańskiej stacji CBS News reżyser odnosi się do oskarżeń o wykorzystywanie seksualne Dylan Farrow, adoptowanej córki jego długoletniej partnerki, Mii. Po niedawnej premierze czteroodcinkowego serialu HBO „Allen kontra Farrow”, temat wrócił na tapet.
W serialu milczenie przerywają członkowie rodziny i przyjaciele Dylan, w tym jej matka. Wspominają niepokojące zachowania Allena wobec przybranej córki, np. instruowanie dziewczynki, jak ma ssać jego kciuka, namawianie, by spała z nim nago w jednym łóżku albo częste kładzenie jej głowy na kolanach. Sama Dylan mówi wprost: „Woody Allen molestował mnie seksualnie od siódmego roku życia”. Kobieta do dziś zmaga się z lękami, bezsennością i atakami paniki.
Głupim ludziom nie przetłumaczysz
Gdy usłyszałam, że Allen zabrał głos w sprawie, o której (dzięki serialowi) znów zrobiło się głośno, nie miałam złudzeń, że i tym razem wszystkiego się wyprze. Nawet dziś, w wieku skłaniającym do życiowych podsumowań (85 lat), „młody bóg” nie widzi nic niepokojącego w fakcie, że związał się z przybraną córką, a druga oskarża go o przemoc seksualną.
„To Mia nakłoniła Dylan, by wyobraziła sobie, że ją molestowałem” – oto jeden z koronnych argumentów Allena.
Jest taki mem, nazywa się „mózg rozjebany”, który doskonale oddaje właściwą reakcję na tę rewelację.
Mamy tu typowy standardzik w relacji gwałciciel-ofiara, to znaczy: zrzućmy winę na poszkodowaną. I dokooptujmy do tego jej matkę. Młodej się pomieszało, bo była młoda, starej się pomieszało, bo jest stara, na dodatek rozhisteryzowane baby lubią sobie same wymyślać problemy. No nie tak jest?
Wisienką na gorzkim torcie niech będzie jeszcze jedna wypowiedź „mistrza kina”. Zapytany o aktorki i aktorów, którzy publicznie zdystansowali się do niego po oskarżeniach o molestowanie, Allen stwierdził nad wyraz wyrozumiale: „Są głupi. Mają dobre intencje, ale są głupi”.
Ogon? Jaki ogon?
Jest takie powiedzenie, że jeśli jedna osoba mówi ci, że ciągniesz za sobą ogon, machnij ręką. Ale jeśli to samo mówią ci już dwie, trzy albo cztery osoby, obejrzyj się za siebie, bo prawdopodobnie mają rację.
Co łączy Woody’ego Allena i Romana Polańskiego? Obaj od lat doskonale udają, że nie ciągną za sobą ogona z wielkim, czerwonym napisem „pedofil”. Robią filmy, wydają książki, udzielają wywiadów (w tym dla Wyborczej, pamiętamy…) i zarabiają grube pieniądze.
Dlaczego? Bo w świecie patriarchalnych głów nie ma miejsca na karę, czy raczej – konsekwencję. Jest za to miejsce na poniżanie ofiar, domniemanie ich zaburzeń psychicznych, „kłopotów z pamięcią”, niepoczytalności, czy (co znamy już doskonale z #metoo) rządzy pieniądza. Patriarchalna głowa, na dodatek taka, która przysłużyła się rozwojowi kinematografii, może spać spokojnie. Ma przecież wokół siebie sztab ludzi od promowania, wybielania, a jak trzeba, to i zastraszania (kogo trzeba).
Szczerze? Nie mogę już tego słuchać. Najchętniej wsadziłabym Allena z Polańskim w łazik i wysłała na Marsa. Albo na Patriarsze Prudy! Tam, gdzie „Annuszka już kupiła olej”. A nawet go rozlała. Co było potem, wszyscy wiemy.
Swoją drogą, powstałby z tego świetny film. Kamera! Akcja! Cięcie!
I już.