Plecy. Mocne, wyrzeźbione, z wyraźnie zarysowanymi mięśniami obłymi i podgrzebieniowymi. Seksowne, bo sprężyste. Po nich najszybciej poznasz laskę trenującą CrossFit. Potem jest kwestia nieużywanej wagi. Bo dziewczyny z boxa mają, brzydko mówiąc, wyjebane na kilogramy. Liczy się forma. Pogadać też lubimy. O siniakach na piszczelach i odciskach na dłoniach. O jedzeniu, facetach i technice zarzutu na przysiad. O swoich maksach i obolałych przedramionach. Na początku każda jest trochę zdziwiona, jak jej się tyłek od squatów podnosi i biceps rośnie. Ale potem jakie kalorie, jaka Chodakowska? O czym Ty, człowieku, w ogóle do mnie rozmawiasz? Optyka się zmienia, bo poczucie własnej wartości rośnie.
Dziewczyny z boxa, jak to dziewczyny, są różne. Niektóre mają wielkie dupy. Inne wąskie biodra. Są też te z oponką na brzuchu. I super zgrabne, za którymi koledzy z boxa błądzą błędnym wzrokiem. Są niskie, wysokie, chude, rude i z paroma kilogramami nadwagi. Te, które przychodzą i zostają na dłużej, łączy jedno: siła. Nie ta w mięśniach. Ta w głowie.
Początki
Dla wielu z nas są podobne. Przychodzimy na pierwsze zajęcia, dostajemy wpierdol, po wszystkim leżymy czerwone, spocone i szczęśliwe, bo nigdy wcześniej, na żadnych zumbach czy innych fitnesach, nikt nas TAK PORZĄDNIE nie przeczołgał po podłodze. Czujemy każdy mięsień, każde zakończeniwe nerwowe i stwierdzamy, że bardzo, że tak, że to nasza ziemia obiecana szczupłych łydek, płaskich brzuchów i zgrabnych tyłeczków. Tu schudniemy, tam wyrzeźbimy, może nawet pomachamy kiedyś ze sceny jak papież i powiemy, chybocząc się na 20-centymetrowych szpilach, że marzymy o pokoju na świecie i wykarmieniu wszystkich Afrykańskich dzieci.
Dojebane dziewczęta
Kryzys przychodzi zwykle po 2-3 miesiącach regularnych treningów. Wiążesz włosy w kucyk przed lustrem i zauważasz, że masz biceps. Umięśnione ramiona. I że Ci czworogłowy uda wystaje. Więc płaczesz, przechodzisz na dietę z kiełków i rzodkiewki oraz wracasz do ćwiczeń w zaciszu domowego ogniska wspólnie z Ewą. Ale kiedy po raz 258 podczas 45-minutowego treningu, słyszysz „dasz radę, jesteś wielka”, puszczasz pawia i zaczynasz tęsknić za „JAZDAAAAAA!!!”, „ciśnij, kurwa!!!”, „nie ma opierdalania!”, „wstawaj, co ty tu, poleżeć przyszłaś?!”.
Pakujesz skakankę i wracasz do swojej piaskownicy. Wracasz do boxa.
Zajebiste dupeczki
Po około pół roku panika znika. Owszem, masz mocno zarysowane mięśnie, ale sukcesywnie pozbywasz się tkanki tłuszczowej. Twoje ciało jest wysportowane, jędrne, przyjemne w dotyku. „Zwarte”, jak to określił znajomy, który sam nie „boxuje”, ale rajcuje się dziewczynami trenującym CF. Nie jesteś już drobną, milutką dziewczynką z chudymi ramionkami. Ale w zasadzie teraz już gówno Cię to obchodzi. Bo choć zmieniły się proporcje i jesteś „większa”, to jednak Twoje ciało jest zgrabniejsze. Bardziej apetyczne. Bardziej sexy.
Ale nie w tym rzecz, tak naprawdę.
Girl power
Figura przestaje być celem samym w sobie. Stają się nim Twoje wyniki. Niekoniecznie to, żeby zarzucać więcej i masakrować się wielkimi ciężarami, jak niektórzy sądzą. Chodzi o naukę i wypracowanie techniki, zwiększanie wytrzymałości i sprawności. Mierzenie się ze swoimi słabościami i poprawę wyników.
Chodzi w 100% o to, o czym pisała autorka tekstu na BoxRox [tłum. Agata Jeleńska, Crossfit Mjollnir Team]:
Ale potem zawsze nadchodzi ten moment, że wychodzisz z boxa. I tu zaczynaja się schody – nagle jesteś jakaś inna… Chcesz założyć poszarpany top, ale pokażesz światu muskularne ramiona. Krótka spódniczka oznacza z kolei, że wszyscy zobaczą twoje mocne uda i stalowy tyłek, a na końcu dociera do ciebie, że wysokie obcasy to nie to samo co twoje wygodne nano. Zaczynasz więc poważnie w siebie wątpić – czy naprawdę nie da się tego jakoś pogodzić? Być chudą i jednocześnie wysportowaną? Mieć wyniki w klubie, ale na ulicy wyglądać eterycznie jak modelka?
Odpowiedź jest jedna i dobrze wiesz, że trudna – nie da się. I to jest właśnie paradoks, bo to dzięki Crossfitowi pojawiła się twoja pewność siebie. Przestałaś patrzeć na siebie przez pryzmat tego, jak wyglądasz, tylko tego, co potrafisz. Masz z czego być dumna – nie tylko podnosisz duże ciężary, ale także umiesz chodzić na rękach, wejść na linę, przepchać ciężkie przedmioty… jesteś w stanie przerzucić oponę wielką jak młyńskie koło, podciągać się na drążku i włazić na kółka. A jeśli jeszcze którejś z tych rzeczy jeszcze nie potrafisz, to lada moment się jej nauczysz.
***
Minęło pół roku, odkąd regularnie trenuję CrossFit. Jeszcze nigdy nie czułam się tak kobieca. Tak zgrabna i silna jednocześnie. Mam lepsze cycki, lepsze nogi, zajebiste plecy. I twardszy tyłek. Dosłownie i w przenośni. Bo każdy trening to walka ze swoimi słabościami, dzięki której staję się silniejsza. Bardziej pewna siebie. Bardziej świadoma swojego ciała i swoich możliwości. Weselsza i bardziej zrelaksowana. Co tu dużo gadać – to przyciąga.
Dziewczyny, nie bójcie się CrossFitu. Tu jest miejsce na Waszą reklamę ;)
TBC.