Pokolenie Piotrusia Pana

Od jakichś 2-3 lat obserwuję, jak moi rówieśnicy, stateczni starcy przed trzydziestką, czując zimny oddech kostuchy na szyi, rzewnie wracają wspomnieniami do lat młodości i dzieciństwa. Z zapałem maniaków oddają się rozpamiętywaniu czasów, kiedy w sklepach można było kupić gumę Turbo, popołudnia polegały na ganianiu z dzieciakami po dworze, a oranżady się nie piło, a jadło – z proszku. 

 

Tęsknota za tym, co minęło, dopada nas, pięknych trzydziestoletnich, jak podejrzany typ w ciemnej bramie – nagle i z zaskoczenia, zwykle tuż przed przekroczeniem magicznej granicy trzy-zero.

To całkiem normalne, biorąc pod uwagę, że dziś to młodość jest w cenie. Starość już dawno przestała być w kulturze zachodniej synonimem  mądrości i autorytetu, miejscem zasłużonego spokoju, godnym zwieńczeniem życia. Dziś starych ludzi spycha się na margines, ich głos przestaje mieć znaczenie w społecznym dyskursie. Światem rządzą młodzi. Nieistotne, czy mają, jak Kuba Wojewódzki, lat pięćdziesiąt, czy mają ich, jak Doda, dwadzieścia parę. Ważne, żeby wyglądali młodo, czuli się młodo, maskowali zmarszczki i głośno krzyczeli swoje racje. Tak, boimy się starości. Starość nas przeraża.

Jesteśmy pokoleniem Piotrusia Pana. Uciekamy od dorosłości, przeciągamy w nieskończoność okres młodzieńczej kontestacji, w wieku 30 lat wciąż mieszkamy z rodzicami albo z przyjaciółmi i niekoniecznie zależy nam na zakładaniu rodziny, budowaniu domu i sadzeniu drzewa.


Spotykamy się ze znajomymi z dawnych lat i zamiast rozmawiać o tym, co jest i będzie
, gadamy o tym, kto kogo zdradzał w liceum, z kim się najlepiej chlało, kto się puszczał, a kto był kujonem. Z rozrzewnieniem wspominamy imprezy w akademikach, pierwsze eksperymenty z dragami, nieprzespane noce, zmarnowane dni i bez pieniędzy dzikie podróże. Wzdychamy do samych siebie sprzed lat: nastoletnich i zbuntowanych, bo wiemy, że te czasy już nigdy nie wrócą. Że oto wkraczamy w dorosłość i chuj bombki strzelił. Przyjaciele się żenią, dzieci się rodzą, a my, zamiast na biby, zaczynamy chodzić na bejbiszałery.

Teraz będzie już tylko z górki.

Młodość is gone, coś bezpowrotnie minęło, więc w wieku trzydziestu lat patrzymy na życie z perspektywy, której nie powstydziłby się niejeden siedemdziesięciolatek. I ja nie wiem, czy to ta słowiańska romantyczna natura z nas wyłazi, czy nam się po prostu już finalnie w dupach poprzewracało od nadmiaru wrażeń?

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • znikąd

    Umarłam :) Z perspektywy mojego sędziwego wieku i mania dzieci w wieku zbliżonym do opisywanego. Sporo w tym racji, alee… W związku z „alee” ogłaszam – MY to dopiero mieliśmy dzieciństwo!

  • Gorzej jak Piotruś Pan zakłada rodzinę. Pochwałę młodości już sam Mickiewicz zaczął i nie wygląda by coś miało się zmienić poza listą lektur. Wojewódzki już nas nie dziwi, ale gdyby przeanalizować… 50-latek w trampkach, okularkach etc. Trochę na siłę łapie młodość.

    • Też będę nosić trampki w wieku Wojewódzkiego. No, okulary też, bo wzrok raczej mi się nie poprawi ;) Ale rzeczywiście jeśli o niego chodzi, jest co analizować.

  • To ciekawe, co piszesz. Nie wiedziałem. Usiłuję sobie przypomnieć, ale jednak nie przypominam sobie, by 20 lat temu brało mnie już na wspominki lub na żegnanie się z młodością. To chyba rzeczywiście problem obecnego pokolenia…

    • Też mi się tak wydaje. Pokolenie Twoje, moich rodziców, wcześniej wkraczało w dorosłość. Ludzie zakładali rodziny w wieku 20-24 lat. Dziś 20-paro latki zastanawiają się, co wybrać na drugi fakultet, z kim się zabawić w weekend i co założyć na randkę w sobotę. Wszystko się przesunęło – później dojrzewamy, a jednocześnie jakbyśmy się wcześniej starzeli. Dziwne czasy ;)

      • Powiedziałabym, że później dojrzewamy w akcie desperacji przed przedwczesnym zestarzeniem. Bo wierzymy, że image osoby dojrzałej to rozdeptane papucie, protezka w szklance i szlafmyca. Zresztą, tak jak napisałaś, jak ma być inaczej skoro na pierwszym lepszym portalu mózg nam eksploduje na widok wstrząsających newsów typu: „Czego nie wypada włożyć po trzydziestce?”

        Ja bym do dzieciństwa nie chciała wracać ani do wieku nastoletniego. Po co? Żeby zamienić seks i szpilki na grę w państwa i miasta? ;)

  • Agata N

    właśnie czytam książkę Dana Kiley’a o syndromie Piotrusie Pana. przerażające. ale lekturę polecam dla uświadomienia sobie problemu i zrozumienia.
    jak zwykle idealnie trafiasz tematycznie :))))

  • Małgorzata Zdziebko Zięba

    Malvina natychmiast wracaj do Wro, bo u nas po przekroczeniu magicznej granicy 30 (oczywiście, że po przynajmniej dwóch nocach spędzonych na użalaniu się nad sobą) bawimy się nadal jak dwudziestolatki i snujemy plany zamiast rozpamiętywać licealne puszczalskie, którym wszystkie i tak zazdrościłyśmy ;)

  • Lubię Czerń

    Ja mam dopiero 22, a z powyższym memem w jakichś 90% jestem dopasowana :D

  • kel

    Mi co prawda do trzydziestki jeszcze chwila została ale i ja to dostrzegam. Osobiście jednak wolę sobie myśleć „kiedyś to były czasy, ale te co nadchodzą, wymiotą jeszcze bardziej”. :)

  • Ja mam 25, mężowskie moje 29… i to nie do końca tak jest, (przynajmniej u nas) że się wzdycha „kiedyś było”.. my cały czas jesteśmy na opcji „kiedyś będzie” :) tak jest lepiej :)

  • Życie jest za krótkie na poważne sprawy, na obowiązki, na zakazy, nakazy, na pesymizm a nawet racjonalizm, na gadanie o chorobach, o dzieciach, o bólu głowy spowodowanym niskim ciśnieniem… Jutro kończę 28 lat, ale mentalnie zatrzymałem się na 25 i więcej nie chcę mieć. Mam rodzinę, dzieci, mieszkanie czyli full obowiązków, ale staram się wykonywać tylko te, które muszę. I nie dokładam ich sobie. A te które mam zawsze mogę przyprawić nutką humoru, przesadnego optymizmu i też da się żyć. Tylko trzeba umieć.

  • Combos

    Jako 30-latek czuję się wywołany do odpowiedzi. Jeszcze niedawno uważałem, że po 30-ce się umiera a dziś wspominam gumę turbo, tiki-tiki, zbieranie karteczek i grę w wojnę a także legendarną „białą budkę” która była dla nas centrum dowodzenia, okrętem, domem i wszystkim co można sobie było wyobrazić. O sankach już nawet nie wspominam, kiedy dzieciak cały ośnieżony wparowywał do domu roznosząc bryły śniegu po całym mieszkaniu, zbierając przy okazji opieprz od mamy. Albo gra w gałę, a że stałem na bramie, gdzie całkiem nieźle sobie radziłem, to grałem w długich spodniach, bo trzeba było się „rzucać”. I właśnie tych długich spodni, które zawsze były całe ubłocone, rodzice nie nadążali prać. Raz nawet grałem w starych „kantach” tj. spodniach od garnituru taty, które oczywiście były za duże. Ilości siniaków i zadrapań nikt nie liczył. I jeszcze ciocia, która zawsze podciągała nam wszystkim przyduże portki po same pachy. Ale nie tylko, bo przecież były też późniejsze spływy kajakowe, gitara przy ognisku i komandos strong za 3:20 z butelką. Już tego nie ma*. Ci, co kiedyś organizowali spływy dziś opiekują się dziećmi. Zamiast śmigać po górach jeżdżą nad morze z małżonkami. Zmęczeni robotą chcą odpocząć a nie trzaskać niezmierzone kilometry na rowerach. Świat się zmienia a czasu cofnąć nie da się. Zostali ci, co nie założyli jeszcze rodzin i z utęsknieniem wspominają dawne lata udając dwudziestolatków. Ale są też tacy, którzy sporo się nauczyli, widzą więcej i sięgają wyżej. Dla nich otworzyły się możliwości. Na góry już nie wchodzą szlakiem ale wspinają się po graniach. Żeby zobaczyć inne miasta nie czekają na wycieczki szkolne – jadą tam w weekend na rowerach. Zamienili Czarną Hańczę na Kamienną a Góry Świętokrzyskie na Kaukaz. Kiedyś założą rodziny i będą z dziećmi a potem wnukami śmigać po bezdrożach bieszczadzkich. A że człowiek nie staje się młodszy. Być może. Ale póki trzaska się życiówki na biegowych trasach można mieć to głęboko w d… ;)

    * za wyjątkiem tanich win. Dziś nie wiem, jak można było pić coś, co z uwagi na ilość siarki mogło z powodzeniem posłużyć jako Koktajl Mołotowa.

  • shelmahh

    Może jest tak jak piszesz ale nie każdego to na szczęście dotyczy. Pierwszego syna miałem w wieku 25 lat i w tym samym roku ożeniłem się. teraz już trójka dzieci na koncie i wszystko gra. nic nigdy nie rozpamiętywałem . nauczony odpowiedzialności, wyskoczyłem z domu mając lat 21. pracuję od 19 roku życia. imprezy trwają cały czas. w sumie nigdy się nie skończyły. były małe przerwy na większe zaangażowanie przy narodzinach dzieciaków i ich pierwszych 2 latach życia, ale nie wpływało to jakoś mocno na fajne akcje. były kluby ale z racji tego, że w tej chwili rządzą w nich małolaci a my się już tam nie odnajdujemy, bawimy się na dobrych domówkach, bądź wirujemy po mieście i też finalnie kończymy w jakiś mieszkaniach. ostatnią rzeczą jaką nam przychodzi do głowy, to właśnie rozpamiętywanie. raczej patrzymy do przodu, co tu można jeszcze zmajstrować i co nas ciekawego czeka. starości się nie boję, bo niby czemu? mam już nieco siwą głowę, znajomych, którzy skończyli jakiś czas temu 40, moja ex żona ma 41 i jakoś nie widzę, żeby wyglądali jak staruszkowie, czuli się źle. wprost przeciwnie.

    W moim wieku ludzie kupują ziemię, by mieć gdzie wypadać na weekend za miasto. I tak się odwiedzamy co jakiś czas, obserwujemy jak nam rosną dzieci, niektórzy mają dzieciaki w tym wieku, że za nami pierwsze matury (a mamy czy ojcowie cały czas na kursach tańca, festiwalach, snowboardzie, kite’cie itd).

    Co nas różni od 20 latków? nie mieszamy alko ;)

    • Mnie bliżej do Twojej wersji wydarzeń. Od razu po liceum praca, wyprowadzka. Teraz dwójka dzieci i pewien bagaż życiowych doświadczeń. Tylko już imprezy mnie nie jarają :)
      Nie rozpamiętuję, ale wspominam z przyjemnością i sentymentem. Ale nie po to, by tam wracać.

  • Komu wypada być młodym? Temu, co jest młody. Komu nie wypada? Temu, co jest za stary, żeby być młodym. Gdzie jest granica? W dupie. Dlaczego jest taka płynna? Bo się w dupach przewraca.Dlaczego się w dupach przewraca? Bo jak się ma dupę na karku, a głowę w dupie, to nie ma szans, żeby się nie poprzewracało.

    Ot, takie krótkie flow.

    • Popłynąłeś ;)

      • Coś w tym jest. Inaczej zrozumiałem Twój tekst, bo sam dziś westchnąłem do pięknego 20-letniego, podkreślając jak to niezbyt przepiękne to moje 30. A on do mnie „teeee, nie rób z siebie takiego starocia”. I przytaknąłem, że mam szczęście, że taki stary nie jestem. Paradoks.

        Piotruś Pan z Muszkieterem ma wiele wspólnego, bo np… nosi kapelusz ;)

  • Kiedyś było fajnie, a teraz jest zajebiście ;). Przeżyłem znacznie więcej niż większość moich znajomych, ale nie patrzę na to wstecz, nie rozpamiętuje jak to było, takie coś sobie zrobię jak będę umierał za parenaście lat – chociaż może wtedy zajaram się perspektywą własnej umieralności i to co było nie będzie miało dla mnie większego sensu.

    Nie ma czegoś takiego jak „młodość is gone” – nie jesteśmy ani młodzi ani starzy – cały czas się zmieniamy, dojrzewamy do starości, która daleko przed nami. Mój tato jest młody mimo, że ma sporo lat. Nie uważam go za starca.