Śpiewa od tyłu, trolluje internautów, gra sam w pięcioosobowym zespole, a jego klipy mają po kilka milionów odsłon na YouTube. Król internetu, człowiek orkiestra – przed Wami CeZik.
Mama nauczycielka, tata inżynier, oboje twardo stąpający po ziemi. Skąd wzięło się Twoje specyficzne podejście do muzyki?
Rodzice wyszli z założenia, że ja i moi dwaj starsi bracia powinniśmy spróbować sił w różnych dziedzinach, a potem zdecydować, w czym się najlepiej spełniamy. To oni popchnęli całą naszą trójkę w kierunku muzyki, ja do tego jeszcze trochę malowałem… Z czasem spodobało mi się granie, ale wtedy ojciec już nie chciał, żebym został muzykiem [śmiech].
Coś o tym słyszałam. Miałeś krótki romans z polibudą, rodzice marzyli o synu konstruktorze…
No fakt, trochę ich zaskoczyłem. Ale sami zaczęli, więc teraz mają za swoje!
Szkołę muzyczną rzuciłeś, w „Szansie na Sukces” Ci szansy nie dali, a jednak dziś jesteś gwiazdą YouTube’a, koncertujesz, słuchają Cię miliony Polaków. To taki trochę american dream.
Gdybym dostał się na Akademię Muzyczną, dziś pewnie chwaliłbym się dyplomem i czuł presję, że jako absolwent takiej uczelni powinienem grać w zespole, robić karierę. Poszedłem w zupełnie innym kierunku i przez to musiałem kombinować: co zrobić, by zostać zauważonym, jak się wybić? Poza tym chyba nie potrafiłbym robić muzyki w sposób konwencjonalny.
Zaistniałeś na YouTube dzięki śpiewaniu od tyłu. Musiałeś się tego nauczyć, czy masz wrodzone zdolności?
Nie, no gdzie tam. Nie potrafię mówić od tyłu. To było jak nauka matematyki. Typowa pamięciówka.
Skąd pomysł na KlejNuty?
Inspiracja. W Stanach Zjednoczonych były takie kanały, gdzie ludzie montowali piosenki z wypowiedzi innych osób. Pomyślałem, że trzeba coś takiego zrobić w Polsce.
Miałeś kiedyś nieprzyjemności z tytułu wykorzystania wizerunku znanych osób?
Nie. To znaczy tak [śmiech]. Jednej KlejNuty już dawno nie ma na moim kanale YT, bo została usunięta na wyraźną prośbę Pani Frytki. Oburzyła się. No bo ona tutaj filmy kręci, a ja z nią takie klipy robię – jednym słowem zaprzepaszczam jej wielką szansę na karierę.
Nie próbowałeś negocjować?
Oczywiście, że próbowałem. Ja jej ogóle dałem niesamowitą szansę! Zaproponowałem, żebyśmy zagrali ten utwór razem jako cover. Wiesz, ona sobie leży w bikini na fortepianie, ja gram w meloniku, a ludzie się cieszą, że Frytka ma dystans do siebie. No ale nie, nie ma mowy, bo ona karierę w Hollywood robi.
Masz swój zespół, Szajkę CeZika. Występują w niej: Ty, Ty, Ty i Ty. Jesteś aż takim perfekcjonistą, czy chodzi raczej o konwencję? Przecież miałbyś mniej roboty, gdybyś sobie skompletował ludzi do zespołu.
Z zespołem miałbym zawsze więcej roboty. Musiałbym znaleźć osoby, które potrafią zagrać tak, jak chcę, nagrać ich, przypilnować. Wbrew pozorom robienie tego samemu jest prostsze i zajmuje mniej czasu, bo znam siebie, wiem, co i jak trzeba zrobić. Szajka CeZika powstała więc trochę z wygody.
Robisz covery znanych piosenek, ale schemat ich doboru pozostaje dla mnie niejasny. No bo z jednej strony umpaumpa w stylu„Ona tańczy dla mnie”, z drugiej klasyki, jak „Hey Joe”…
Totalny misz-masz.
No właśnie. Wybierasz te piosenki, które czujesz, czy te, z których chcesz wydobyć coś nowego?
Nie ma reguły. Raz wezmę utwór typu „Ona tańczy dla mnie”, który może nie jest wybitny, ale z pewnością jest rozpoznawalny. Płynę na fali popularności kawałka, ale też pokazuję, że nawet z takim utworem można zrobić coś ciekawego, innego, że tekst wcale nie jest tak głupi, jak się wydaje. Natomiast kiedy robię „Kuchnia cover”, biorę utwór, do którego mam sentyment, który mi się podoba i który chciałbym zrobić tak, jak go czuję.
„Co to za pedał?” to była próba utarcia nosa hejterom, czy… No właśnie, co to było?
Zostałem zaproszony na zlot bojowników portalu Joe Monster, żeby zagrać koncert. Stwierdziłem, że fajnie byłoby dla tych ludzi przygotować coś specjalnego, zwłaszcza, że na JM moje filmy są zawsze mocno promowane, ludzie je oglądają i intensywnie komentują. Pomyślałem, że zbiorę trochę wpisów z portalu i skleję z nich piosenkę. Postawiłem tylko na te negatywne komentarze.
Większość klipów do swoich utworów nagrywasz sam. Wiem, że każdy teledysk jest inny, ale ile przeciętnie czasu zajmuje Ci…
Nie ma opcji, żebym to określił. Ostatni klip nagrywałem jeden dzień, przedostatni pół roku.
Który nagrywałeś pół roku?
„Nieprzytomny świat”. Ten z Melą Koteluk.
Ale to jest trochę co innego. Nie chodzi mi o klipy, które były nagrywane w studio z ekipą, tylko o te, które realizowałeś sam.
Klip do „Nieprzytomnego świata” nagrywałem sam.
Jak to?
No normalnie.
Nie wierzę. Nie mieliście ekipy, światła, studio?
Nie, skąd! Sam siedziałem na strychu i przybijałem te zasłonki [śmiech]. W jednym ujęciu pomógł mi kolega, który trzymał kamerę i kręcił, jak biegnę. Ten fragment trwa 8 sekund. Poza tym wszystko nagrałem sam.
A kto kręcił scenę, w której leżysz i śpiewasz? Bo selfie to to raczej nie było [śmiech].
Mam taki slider, który jest na siłowniku. Więc generalnie zawieszam tam kamerę i ona jeździ.
Ty naprawdę jesteś człowiek orkiestra!
Tego slidera nie skonstruowałem sam. Po prostu znalazłem coś takiego w sieci i kupiłem, bo dzięki temu mogę kręcić w pojedynkę. Slider jeździ, a ja sobie leżę.
A kto wam zrobił te oczy takie?
Soczewki kupiłem.
Utwór nagrany z Melą jest zupełnie inny w porównaniu do rzeczy, które robiłeś do tej pory. Czy ta piosenka to demonstracja? Próba udowodnienia, że wcale nie jesteś takim wesołym gościem, na jakiego się kreujesz w internecie?
Żeby robić rzeczy śmieszne, potrzebuję czasami złapać oddech. Jeśli przez cały czas staram się bawić ludzi, to w pewnym momencie zmienia się optyka, przestaję widzieć, co jest zabawne, a co nie. Chciałem oswoić słuchaczy z faktem, że mogę robić też poważne kawałki. Powinni być na to przygotowani, bo nagranie z Melą to tylko część całej serii duetów, które mam zamiar zrealizować.
W „Nieprzytomnym świecie” wykorzystujesz wizerunek Czesława, żeby zaznaczyć, że CeZik powoli wychodzi z internetu do reala. Dlaczego akurat Mozil?
Odkąd tylko poznałem Cześka, a było to bardzo dawno temu, zawsze chciałem z nim coś nagrać. W momencie kiedy dopiero budowałem swoją pozycję na YouTube, on był już mega popularny. Dziś proporcje trochę się wyrównały, ale on wciąż jest celebrytą z wielkiego świata, a ja zwykłym gościem z internetu. To taka symbolika, którą postanowiłem wykorzystać.
Z którym jeszcze polskim artystą chciałbyś zagrać?
Z Moniką Brodką.
A zagranicznym?
Bobby McFerrin.
Pojawiłeś się w telewizji: „Dzień Dobry TVN”, „Szymon Majewski Show”… Czy to jest przeskok w Twojej karierze czy raczej budowanie popularności?
Moja obecność w tych programach wynikała przede wszystkim z potrzeby sprawdzenia się, ale też z chęci zdobycia nowej widowni, bo dużo jest ludzi, którzy oglądają telewizję, a nie zaglądają do internetu. Póki co jednak niespecjalnie się z telewizją bratam, chyba nie pasuję tam za bardzo.
Też Cię bardziej widzę w internecie. Choć przyznam, jestem bardzo zaskoczona po dzisiejszym koncercie. Nie spodziewałam się, że złapiesz tak niesamowity kontakt z publicznością. Do tej pory boli mnie brzuch ze śmiechu. Dla mnie to fenomen – potrafisz skupić wokół siebie internetową społeczność, a jednocześnie na koncertach przyciągnąć ludzi, którzy do tej pory nie mieli o Tobie bladego pojęcia.
To są dwa zupełnie różne światy. Kiedy po tygodniowej trasie wracam do domu, cieszę się, że mogę sobie nagrać klip. Ale jeśli długo siedzę w miejscu, zaczynam tęsknić za wyjazdami, potrzebuję kontaktu z ludźmi. To się fajnie równoważy.
Co robi CeZik, kiedy nie koncertuje, nie Klei Nut i nie robi coverów?
Śpi.
Tylko?
No jeszcze gra w squasha i w piłkę. I stara się budować rodzinne relacje, żeby go w domu nie pozabijali.
Co planujesz w najbliższym czasie?
Mam różne pomysły na klipy, ale żaden nie jest jeszcze w takiej formie, żebym mógł powiedzieć, co i jak.
Ale coś poważnego, czy raczej śmiesznego?
I tak, i tak.
Ostatnie pytanie. No bo ja tu sobie tak siedzę i jestem dziewczyną…
[śmiech]
…powiedz mi, jak to jest z tymi kobietami, które nigdy nie wychodzą od Ciebie smutne?
Ojej. Pamiętam ten wywiad. Ktoś chyba moje słowa wyrwał z kontekstu [śmiech]. Tak czy siak, myślę, że dziewczyny nie mają powodów, żeby się na moich koncertach smucić.
No ja będę bardzo smutna, jeśli nie napiszesz tutaj czegoś dla czytelników bloga. Możesz nawet być zabawny ;)