Kilka miesięcy temu obiecałam sobie, że będę więcej czytać. Od tamtej pory przerobiłam trylogię Larssona, 1984 Orwella, Kompleks Portnoy’a i parę mniej wybitnych pozycji, których tytułów nawet nie pamiętam, ale za które serdecznie żałuję i obiecuję poprawę. Tydzień temu, błąkając się po mieście w oczekiwaniu na spotkanie ze znajomymi, zajrzałam do Empiku. Mój wzrok od razu padł na „Chce się żyć”. Do dziś zbieram szczękę z podłogi.
Domyśliłam się, że film o tym samym tytule powstał na kanwie książki, którą właśnie trzymałam w dłoni. O filmie wiedziałam tylko tyle, że Dawid Ogrodnik, znany z obrazu „Jesteś Bogiem”, zagrał w nim (ponoć fenomenalnie) chłopaka z porażeniem mózgowym. Czyli wiedziałam wystarczająco niewiele, żeby najpierw zapoznać się z lekturą, a potem z czystym sumieniem pójść do kina.
Zaczęłam czytać.
Noc. Siedzę przy oknie i patrzę w gwiazdy. Ludzie od zawsze patrzyli w niebo i zadawali sobie pytanie, co tam jest na górze i jak działa. Mówią, że z gwiazd można wyczytać całe życie. Poznać przeszłość i przyszłość. Bo gwiazdy są na początku wszystkiego. Po nocy zawsze jest dzień. A potem noc, i znowu dzień, i noc. Jak ta dzisiaj. Pełna gwiazd.
Siema, Coelho – pomyślałam, bo początek nie był zbyt obiecujący. Zahaczyłam wzrokiem o kolejne zdanie: Nazywam się Mateusz Rosiński, dzisiaj kończę dziewięć lat. Jestem człowiekiem.
Odłożyłam książkę na półkę, poszłam dalej. Po 30 sekundach wróciłam. To jedno zdanie, jestem człowiekiem, nie dawało mi spokoju, brzęczało w uszach. No bo w końcu ja też jestem człowiekiem, tak samo jak Ty, a jednak o tym nie mówimy. O ile nie dochodzi do tragedii, nie definiujemy siebie poprzez wymiar własnego człowieczeństwa. Dziewięciolatek, który tak robi, albo ma nieźle w garze, albo musi mieć coś ciekawego do powiedzenia.
Rozsiadłam się więc na empikowej wykładzinie i wróciłam do lektury. Po pierwszych dziesięciu stronach wiedziałam – this is it, baby.
W „Chce się żyć” oglądasz świat oczami niepełnosprawnego chłopaka, który ze względu na porażenie mózgowe nie jest w stanie komunikować się z otoczeniem – ani werbalnie ani manualnie. Wszyscy dokoła traktują go jak roślinę (nie rozumie, nie myśli), tymczasem on, poza śliną cieknącą po podbródku i pokrzywionymi kończynami, ma jeszcze niesamowicie bogate życie wewnętrzne. Wchodzisz w ten jego świat z niezapiętymi pasami i bez poduszki powietrznej. A jazda bywa naprawdę ostra.
Na taką książkę czekałam od dawna. To jedno z tych bezpretensjonalnych dzieł, w których forma nie przyćmiewa treści, ale ma ogromne znaczenie dla odbioru przekazu.
To książka, która sprawia, że wybuchasz niekontrolowanym śmiechem, by za minutę pociągać nosem, kiwać z niedowierzaniem głową i zagryzać wargę do krwi niczym nasza ulubiona bohaterka „50 twarzy Grey’a”.
To lektura obowiązkowa dla wszystkich ignorantów pokroju Janusza Korwina-Mikke, którzy uważają, że kaleki powinno się trzymać w klatkach. Ta książka drastycznie zmienia sposób patrzenia na ludzi chorych, niepełnosprawnych fizycznie bądź intelektualnie. Pod tym względem całkowicie wywróciła mój świat do góry nogami.
To jedno z tych dzieł, które rodzą tysiące pytań, ale przede wszystkim przypominają, co to znaczy być człowiekiem w naszym równie barwnym, co popieprzonym świecie.
Zastanawiałeś się kiedyś, co jest w życiu najpiękniejsze? Ja już wiem ;)