Znasz to? Wychodzisz z domu ze znajomymi na jedno piwo, a wracasz po dwóch dniach. Albo siedzisz wieczorem przyklejony do kanapy i Facebooka, aż tu nagle dzwoni Twój najlepszy przyjaciel i za godzinę jesteście już w drodze do Krakowa. Skaczesz na bungee, choć jeszcze 15 minut wcześniej zarzekałeś się, że jedziesz tylko potowarzyszyć. Znasz to?
To uczucie, kiedy jak ręką odjął przestajesz myśleć o problemach i obowiązkach. Poczucie, że nie możesz przegapić tego odcinka, bo chcesz wiedzieć, co się wydarzy. Bo czujesz, że to jedyna okazja. Znasz to?
Spontaniczne działanie. Jedna z najlepszych rzeczy, jaka może Ci się w życiu przytrafić. Smak przygody, delikatny niepokój przed nieznanym. Beztroska, kompletny brak planu, emocje. Nie oglądasz się za siebie, nie myślisz o tym, co stanie się za moment. Dajesz się ponieść chwili. Jest tylko tu i teraz.
To cholernie cenne doświadczenie. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy spłacamy 40-letnie kredyty, grzebiemy w swoim dzieciństwie u psychoterapeutów na kozetkach i stawiamy do osiągnięcia kolejne durne cele typu „do końca roku kupić full HD”.
Wszyscy chcemy carpe diem, ale za Chuja Macieja nie wiemy, jak się do tego zabrać. Tak, w dzisiejszych czasach ciężko żyć chwilą.
Kiedy więc zdarzy się taka noc, taki dzień, taka przygoda, w której możesz się zatracić, po prostu zrób to! Nie myśl za wiele, nie analizuj. Przypomnij sobie, kiedy przeżywałeś najfajniejsze chwile swojego życia? Kiedy piwo smakowało najlepiej a kobiety były najpiękniejsze? Kiedy czułeś szczęście nieposkromione, nieograniczone, tak zajebiste, że aż ściskające za gardło? No kiedy?
Najpiękniejsze chwile przeżyłam dzięki spontanicznym decyzjom, nieplanowanym działaniom, przypadkowym ludziom.
Jak wtedy, gdy zupełnie nagle postanowiliśmy w dziesięć osób lecieć na Cypr. Przemierzaliśmy wyspę wynajętymi samochodami, spaliśmy pod gołym niebem, a przez siedem dni za prysznic robiło nam morze. Przygoda życia. Albo wczoraj wieczorem, kiedy niewiele myśląc, po prostu poszliśmy z T. nad Wisłę. Skończyło się całonocnym spacerem po Warszawie i spaghetti jedzonym na tarasie o wschodzie słońca. Niby nic, a ile szczęścia daje.
Słyszeliście o odwołanym Nocnym Półmaratonie we Wrocławiu? Kilka tysięcy osób wystartowało wbrew organizatorom. Ci ostatni zwijali punkty odżywcze, a policjanci i kibice podawali uczestnikom zawodów-widmo wodę. Metę utworzył szpaler ludzi na około 200 metrów przed końcem biegu, zupełnie spontanicznie, z własnej woli, z szacunku dla biegaczy. Piękne.
Lubimy sobie ponarzekać, że najlepsze czasy mamy już za sobą i nic nie dorówna szaleństwom młodości, imprezom w akademiku i przygodom z tamtych lat. Gówno prawda. Tyle masz w swoim życiu radości, ile w Tobie jest spontaniczności.
To naprawdę proste. Czasami wystarczy po prostu założyć buty i wyjść z domu. Niech nogi poniosą Cię same :)