Czy potrzebna nam rewolucja?

Źródło: theconversation.com

Wkurzony w swoim ostatnim wpisie na blogu rzucił mi rękawicę. A właściwie to zaproszenie do dyskusji. Postanowiłam odpowiedzieć, zwłaszcza że temat jest aktualny – w końcu dziś obchodzimy 69. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.  To dobry moment, żeby zadać sobie jedno ważne pytanie: jak nam się żyje we własnym kraju? I czy rzeczywiście młodzi (którzy notabene masowo migrują za granicę) są przyszłością dla Polski? Czy potrafiliby tę Polskę zmienić? Kraj, w którym rządzący ruchają ich w tyłek, że aż miło?

Zanim zaczniecie czytać dalej, zapoznajcie się z postem Wkurzonego. To dobry tekst. Taki, który nakazuje przysiąść i zastanowić się: „co dalej?”. 

Po 1989 roku młodzi ludzie garnęli się do polityki – chcieli zmian, chcieli mieć realny wpływ na kształtowanie nowego, wolnego kraju. Później, kiedy okazało się, że można mieć z tego gruby hajs, wchodzili w politykę trochę dla idei, a trochę dla pieniędzy. A teraz? Teraz po pieniądze jedziemy za granicę, a na politykę szkoda nam nerwów i zdrowia. Widzieliśmy, jak ludzie, którzy rzeczywiście chcieli coś zmienić i wypruwali sobie flaki, żeby postawić ten kraj na nogi, polegli. Zagłuszył ich tłum rozkrzyczanych wieprzy, którzy do rządu wchodzili jak do koryta. Efekt jest taki, że politycy, którzy rzeczywiście mają coś do powiedzenia, odchodzą do Parlamentu Europejskiego, a u władzy zostaje banda oszołomów. I tak, mnie też to niepokoi. Co mogę zrobić? 

Mogę skrzyknąć ludzi, którzy myślą podobnie jak ja, napisać program, założyć partię „Młodzi i Piękni” (MiP), a za pięć lat wylądować w psychiatryku z rozstrojem nerwowym i wrzodami żołądka. Jak to powiedział Kuba Wojewódzki: Jestem zbyt moralny i kompetentny, żeby być politykiem. 

Czytałam wywiady z ludźmi kultury, którzy polityki liznęli. Wiecie, takimi, co wierzyli, że pomysł konkretnych zmian, dobra strategia i mocny charakter wystarczą, żeby COŚ zmienić. Nie wystarczyły. Uciekli, zakrzyczało ich stado, które przyszło na Wiejską, żeby się nachapać. Odeszli z poczuciem rezygnacji, porażki. Walka z wiatrakami? To chyba trafne określenie.

Dziś my, młodzi, wolimy (jak słusznie zauważył Wkurzony w innym wpisie pt. „Powymieramy”) walczyć o swoje: swoją karierę, swoją wygodę, swoje lepsze, godne życie. I nawet nie dlatego, że jesteśmy leniwi i skrajnie egoistyczni. Brakuje nam lidera. Kogoś, za kim moglibyśmy pójść w ogień, albo chociaż na wybory. Przez chwilę takim człowiekiem dla wielu osób był Palikot. Ale z czasem wylazł z niego burak. A z warzywami jest tak, że ładnie wyglądają na straganie, ale nikt się nie da za nie pokroić.   

Pozostaje rewolucja, masowy zryw, najlepiej taki z wykorzystaniem internetu – prawej ręki młodych. Pamiętacie aferę z ACTA? Tak, wtedy wyszliśmy na ulice, zjednoczyliśmy siły, by sprzeciwić się tym, którzy zagrażali naszej wolności obywatelskiej. Wyszliśmy, żeby pokrzyczeć. „Kto nie skacze, ten za ACTA hop, hop, hop!” – pamiętacie? I rzeczywiście – wygraliśmy. Tylko że wtedy nie byliśmy sami. Byli z nami młodzi z całej Europy. A ostateczną decyzję o odrzuceniu umowy podjął Parlament Europejski, a nie polski rząd.

Rewolucja zapoczątkowana w sieci jest możliwa – świadczy o tym chociażby Arabska Wiosna. Pytanie tylko – czy my w ogóle potrzebujemy rewolucji? Przecież nawet socjolodzy podkreślają, że pokolenie Y – nasze pokolenie – się nie buntuje. Nie ma powodów, by to robić. Nie głodujemy, możemy się uczyć, jakoś tam pracujemy, a nawet jeśli nie pracujemy, to wyjeżdżamy z kraju albo wyciągamy pieniądze od rodziców… Się żyje. 

A może młodym w Polsce potrzebna jest tragedia, jakieś realne zło, które dotknie ich (nas) bezpośrednio? Obudzi z letargu, zmusi do działania w interesie ogółu? Wyłoni charyzmatycznego wodza, a internetu użyje jako broni, która obali system?

Może. Tylko co potem?

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • Michał Szymański

    Ok, pytanie tylko po co to wszystko ? Prościej wyjechać. I nie mówię tego z przekąsem. Po co mi Polska … nie jestem jej nic winny. Ładne krajobrazy są nie tylko w Polsce. Mam wielu znajomych w Polsce, ale nie mniej za granicą. Historia ?! Wmawiają nam w szkole że powinniśmy być z niej dumni. Tylko że jak się tak dobrze zastanowić, cała nasza historia to jedno wielkie nadstawianie dupy. Z drobnymi przerwami na chwilowe zrywy narodowe i pomachanie szabelką ;) Nie wybrałem sobie miejsca narodzin i mam absolutne prawo olać ten kraj szerokim strumieniem ciepłego moczu :) Ktoś powie – ojczyzna jest jak matka. Podoba mi się ta analogia. Gdyby moja matka doiła ze mnie kasę, a zamiast leków i żarcia, urządzała melinę w domu, chlała wódę i obciągała druta sąsiadom, też bym ją olał. Sorry Polsko, nie kocham Cię.

    • Wiem, że prościej wyjechać. Sama bym to z chęcią zrobiła, gdybym miała gwarancję, że będę pracować w swojej branży, a nie zmywać gary albo niańczyć cudze dzieci. Z drugiej strony jest we mnie jakiś taki wewnętrzny bunt – nieważne, czy będąc tu, czy za granicą, nie chcę takiej Polski. Nie chcę, żeby ludzie kiwali głowami ze współczuciem słysząc, że jestem z kraju, w którym emerytów nie stać na leki, młodych na mieszkanie, ludzi o orientacji homoseksualnej wysyła się na leczenie, a parom odmawia możliwości skorzystania z in-vitro. Dlatego zastanawiam się, czy można w ogóle jeszcze cokolwiek zmienić? I czy rzeczywiście, jak to podkreśla Wkurzony, siła jest w młodych?

      • Michał Szymański

        Siła jest w młodych. Trzeba nie lada siły żeby opuścić rodzinę, wyjechać z kraju i urządzić sobie życie za granicą ;) Oprócz siły, młodzi ludzie mają też świadomość. Na przykład coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z tego jak wielkim wrzodem na dupie Polski jest Kościół katolicki – dzięki temu rozmowa o in-vitro, czy związkach homoseksualnych w ogóle jest możliwa. Niestety Ci, którzy decydują o tym jak wygląda Polska nadal myślą że to nie jest wrzód tylko niewinny, dodający urody pieprzyk i za cholerę nie pozwolą go wycisnąć :) I tutaj doskonale widać największy problem Polski: Ludzie, którzy mogliby coś zmienić w kraju, są zbyt zajęci sobą, swoją rodziną i spłacaniem 30to letniego kredytu, na 40to metrowy pierdolnik w chujowym bloku, żeby myśleć o polityce i naprawianiu kraju. Swoje marne życie muszą naprawiać, na Polskę najzwyczajniej brakuje czasu. Za to czas mają stare dewoty słuchające radia maryja, żule spod monopolowego i tępe blondynki czytające Fakt i Super Express. ps. Sorry za te blondynki – blond służy tu jedynie jako pewien symbol :)

  • Ja myślę, że kluczowy jest ten fragment:
    „Nie ma powodów, by to robić. Nie głodujemy, możemy się uczyć, jakoś tam pracujemy, a nawet jeśli nie pracujemy, to wyciągamy pieniądze od rodziców… Się żyje.”

    W kraju nie dzieje się dobrze i wszyscy dobrze o tym wiemy. Natomiast nie jest jeszcze wystarczająco źle, aby ruszyć dupska i zrobić coś konkretnego. Wolimy siedzieć we własnej strefie komfortu i przypatrywać się jak rząd ru**a nas w cztery litery.
    Według mnie musi nastąpić taki moment, gdy będzie naprawdę źle, tragicznie, nie do wytrzymania! Wtedy dopiero ludzie wyjdą na ulice. Albo jeszcze bardziej masowo zaczną stąd uciekać i zostaną same dziady i menele. To dopiero będzie silna Polska!

  • Slawek

    „Pozostaje rewolucja, masowy zryw…”
    To byłoby najgorsze rozwiązanie. Rewolucja przynosi ze sobą swoje szubienice, otwiera rachunki krzywd, strat, które później będą wyrównywane, aż w końcu sama rewolucja zje swoje dzieci. Rewolucję, rozumianą jako jednorazowy zryw, można wywołać przez internet (np. ACTA), ale to jednorazowa akcja, która nie jest kontynuowana, nie ma pomysłu na potem. Przykładem są rewolucje „wiosny arabskiej” – udały się zrywy, ludzie wyszli na ulice, obalili tyranów i dyktatorów, ale nie mieli pomysłu na to co potem i mają teraz chaos (vide Egipt).

    Obecność przywódcy tego też nie gwarantuje, ale dobremu przywódcy może się udać. Oczywiście będzie przez wielu odsądzany od czci i wiary, ale jeśli jest mądry i nie nadużyje swojej władzy, to ma szansę wyprowadzić ludzi na prostą. Przykład – niestety historyczny – przewrót majowy (de facto zamach stanu) marszałka Piłsudskiego w 1926r.
    A teraz? Teraz wg mnie nie mamy przywódców takiego formatu. Są politycy nieco mniejszego kalibru, którym udało się pokazać czystość swoich intencji i czasem nawet zachować przyzwoitość i to po każdej stronie sceny politycznej… ale oni są mało medialni, oglądalność z nimi nie rośnie, jacyś tacy za porządni i skandalu nie gwarantują.

    Jest jeszcze jeden aspekt, który gra przeciw młodym – demografia. Demokracja, to rządu większości, a ta większość jest coraz starsza, obrosła w przywileje, z których nie zrezygnuje i za które rachunek wystawia młodym (wcześniejsze emerytury, mundurówki, itp.). Do tego dorzucić denną jakość polskiej polityki (poza paroma wyjątkami) i młodzi podejmują najbardziej racjonalną decyzję jaką mogą podjąć – emigrują. Czy to źle? Na krótką metę tak, bo nie ma rąk do pracy. Na dłuższą, nie, bo zdobywają doświadczenie, które wykorzystają… choć niekoniecznie w kraju. Nie ma co jednak narzekać, bo Polska to my, to ludzie, miejsce jest wtórne. Nawet w hymnie śpiewamy, że jeszcze nie zginęła, kiedy my żyjemy. Poza tym siłą i bogactwem Polski zawsze była różnorodność, a najwięcej zrobili Ci Polacy, których los rzucił na emigrację (wymuszoną lub nie) lub tam dał się urodzić.

    Łatwo nie ma i nie będzie, ale jest szansa, żeby wyprowadzić kraj na prostą – ale to potrwa długo (kilkanaście lat?), gdy zamierzchłe przywileje wygasną lub zostaną odebrane, gdy ludzie nauczą się siebie szanować i może wzbogacą kraj tym co poznali za granicami. Głowa więc do góry… poza tym, my nie emigrujemy, my kolonizujemy ;-)

    Pozdrawiam,
    Slawek

  • Jaka rewolucja? Po co? Żyjemy w kraju, na który można narzekać, ale jednocześnie w kraju, w którym z roku na rok podnosi się standard życia, w którym z roku na rok ludzie – co by nie mówili – mają więcej.

    Oczywiście – jeśli komuś się nie podoba może działać w kierunku zmian, ale z takim nastawieniem na starcie: „Mogę skrzyknąć ludzi, którzy myślą podobnie jak ja, napisać program, założyć partię „Młodzi i Piękni” (MiP), a za pięć lat wylądować w psychiatryku” to rzeczywiście szkoda zachodu.

    Ogólnie wymowa tekstu sprowadza się, jak dla mnie, do marudzenia w stylu: nie podoba mi się, ale niech inni zaczną zmieniać rzeczywistość, nie będę to przecież ja, szkoda na to nerwów. Jak inni się ruszą i coś zrobią, ja się wtedy pod tym podpiszę.

    • Piszesz „(…)w kraju, w którym z roku na rok podnosi się standard życia, w którym z roku na rok ludzie – co by nie mówili – mają więcej”. Zapomniałeś dodać, że z roku na rok zwiększa się też grupa ludzi, którzy mają coraz mniej, a bezrobocie rośnie. Fakt, Polacy się bogacą, ale tylko ci, którzy JUŻ są zamożni lub osiągnęli dość wysoki poziom życia. Rośnie za to liczba tych, którzy biednieją. Czy zdajesz sobie sprawę, że mamy jeden z najwyższych wskaźników rozwarstwienia społecznego w Europie? W krajach skandynawskich ludzie o najwyższych dochodach zarabiają ok. 5 razy więcej niż ci najbiedniejsi, a więc wskaźnik rozwarstwienia wynosi 5:1. W Polsce jest to 13:1. Jeszcze chwila, a będzie nam grozić to, co już dziś grozi Hiszpanii, Portugalii i Grecji: dwuklasowość. Bo nie wiem, czy wiesz, ale na południu Europy zanika klasa średnia.

      Piszesz: „Ogólnie wymowa tekstu sprowadza się, jak dla mnie, do marudzenia w stylu: nie podoba mi się, ale niech inni zaczną zmieniać rzeczywistość, nie będę to przecież ja, szkoda na to nerwów. Jak inni się ruszą i coś zrobią, ja się wtedy pod tym podpiszę”. Czyżby? To chyba nie zrozumiałeś przekazu. Otwarcie się pytam i zastanawiam: co i jak można zmienić. Masz konkretny pomysł? Podziel się nim ze mną i z innymi. Bo ja w swoim tekście otwarcie przyznaję, że takiego pomysłu nie mam. I że czuję się przez to bezradna. Bo wychodzi na to, że jedyną opcją jest wyjechać z Polski. A tak po prostu nie powinno być.

      • Rozwarstwienie w Polsce jest wysokie, ale nie ma akurat żadnego przełożenia na jakość życia, ponieważ rośnie nie tylko statystyczna średnia dochodów, ale również mediana. Nie jest też prawdą, że zwiększą się liczba tych, którzy biednieją.

        „Statystyki Eurostatu pokazują, że poziom życia w Polsce poprawia się szybciej niż w innych krajach Unii Europejskiej. Wraz z poprawą poziomu życia w Polsce ludzie stają się jednak coraz bardziej niezadowoleni. Świadczy to przede wszystkim o rosnących i trudnych do natychmiastowego zaspokojenia aspiracjach. Jesteśmy też wyjątkowym krajem ze względu na zmiany w rozwarstwieniu dochodów. […]

        Dla uniknięcia krytyki, że podaje się średnie, które nie przedstawiają sytuacji całej ludności, Eurostat pokazuje sytuację dochodową czterech grup: pracodawców, pracowników, emerytów i bezrobotnych. Tylko w sześciu krajach Unii wzrosły mediany dochodów wszystkich czterech rodzajów gospodarstw domowych. Polska znalazła się w tym gronie obejmującym Niemcy, Szwecję, Danię, Finlandię i Słowację.”

        Przekaz zrozumiałem, wg mnie jest bezproduktywny, co sama przyznajesz pisząc, że nie masz pomysłu co i jak można zmienić.

        „Bo wychodzi na to, że jedyną opcją jest wyjechać z Polski. A tak po prostu nie powinno być.”

        Tutaj imputujesz innym swoją niechęć do sytuacji w kraju. Mnie np. żyje się w Polsce bardzo dobrze i wcale nie czuję potrzeby wyjeżdżania.

        Również niezależne statystyki Eurostatu pokazują, że poziom życia w Polsce podnosi się u z roku na rok. To jest fakt, a nie subiektywne odczucie. Całość sprowadza się wg mnie do cytowanego fragmentu: „Wraz z poprawą poziomu życia w Polsce ludzie stają się jednak coraz bardziej niezadowoleni. Świadczy to przede wszystkim o rosnących i trudnych do natychmiastowego zaspokojenia aspiracjach.” I tyle.

        • „Eurostat podaje…”, a ludzie emigrują. I to już nie tylko ci z nizin społecznych. Wyjeżdżają lekarze, nauczyciele – elita. Dlaczego, skoro w Polsce jest tak wspaniale?

          Przekaz byłby bezproduktywny, gdyby nikt nie odpowiedział na moje pytanie. A ludzie piszą. Również Ty. Jak sam widzisz po zamieszczonych komentarzach, co człowiek, to inna idea, inny światopogląd i stosunek do zastanej sytuacji. Wywiązała się dyskusja, która jest podstawą jakichkolwiek zmian.

          Pozdrawiam,
          M.

  • Wojciech

    Luźne spostrzeżenia

    – po raz któryś pada sakramentalne ‚państwo rucha nas w tyłek’. Może i brzmi to ciekawie (?), ale chyba warto byłoby rozwinąć co masz (macie) na myśli? Przypomnę, że w różnych koncepcjach rola państwa jest diametralnie różna – wysokie/niskie podatki, pomaganie obywatelom czy nie, w jaki sposób itd. Precyzuję: Jeden może się czuć wykorzystany przez państwo bo płaci wysokie podatki, drugi, że nie otrzymuje od państwa dość pomocy. Chyba trudno się nie zgodzić, że to mimo wszystko dwa zgoła odrębne spojrzenia na kwestie ‚ruchania w tyłek’

    – w sytuacji gdy pojawiają się hasła o ‚masowej emigracji’ wypadałoby pokazać trochę liczb, no i przede wszystkim ile tych ludzi wraca w końcu do Polski? Emigracja na dwa, trzy, cztery lata żeby trochę zarobić, nabrać doświadczeń niekoniecznie znaczy „nie da się żyć w Polsce uciekamy” (podkreślam – nie wiem czy mam rację. Trzeba by zebrać nieco liczb i zobaczyć jak to wygląda statystycznie, broń boże w artykułach newsweekowych i natematowych)

    – Przez to że brakuje lidera jedynym wyjściem jest rewolucja? Wybacz, nie nadążam. ‚Lider’ czy może ogólniej ‚dobre rządzące jednostki’ nie biorą się z powietrza. Nietrudno zgadnąć, dlaczego takich jednostek brakuje, biorąc pod uwagę co się działo 20 30 i 40 lat temu. Takie jednostki mogą być jedynie (w mojej ocenie) produktem edukacji, pracy nad dialogiem i powolnych zmian zarówno w wiedzy, kulturze jak i mentalności.

    – i chyba właśnie mentalność odgrywa tutaj zasadniczą cechę. W jednym z komentarzy przywołujesz kraje skandynawskie jako te o najmniejszym rozwarstwieniu społecznym – zgoda, ale zastosowanie ich rozwiązań w Polsce, nie ma najmniejszej szansy powodzenia, właśnie przez naszą mentalność (nie mówię, że gorszą – inną). za ang wiki: Law of Jante: a mentality that de-emphasizes individual effort and places all emphasis on the collective, while discouraging those who stand out as achievers. (Nawiasem mówiąc ciekawe jak to się ma do wszystkich motywujących textów z lajfstajlowych (tfu) blogów)

    • wisznu

      to może ja rozwinę tę myśl: ‚państwo rucha nas w tyłek’. Piszesz: „w różnych koncepcjach rola państwa jest diametralnie różna – wysokie/niskie podatki, pomaganie obywatelom czy nie, w jaki sposób itd. Precyzuję: Jeden może się czuć wykorzystany przez państwo bo płaci wysokie podatki, drugi, że nie otrzymuje od państwa dość pomocy. Chyba trudno się nie zgodzić, że to mimo wszystko dwa zgoła odrębne spojrzenia na kwestie ‚ruchania w tyłek'”.

      No i tu wystarczy się zastanowić, jak te koncepcje mają się do polskich realiów. Otóż prawda jest brutalna: Polska jest połączeniem obu koncepcji (państwa socjalistycznego i kapitalistycznego) – w Polsce sa wysokie podatki (jak w krajach o rozwiniętym socjalu), ale mimo tego każdy musi o siebie dbać jak w kraju czysto kapitalistycznym.

      ładnie to ujął Paweł Dejko na swoim blogu:
      http://paweldejko.blogspot.com/2013/08/nawiedzeni.html
      http://paweldejko.blogspot.com/2013/08/najnizsza-krajowaczyli-gowniane-zycie.html

      czy znasz lepsze okreslenie na tą miłość państwa do obywateli?

  • Peter Stasiak

    no i co ci mam napisać? ponad 7 lat emigracji i zrobiło swoje – nie wiem jak się żyje w Polsce. owszem, odwiedzam rodzinę, czytam internety, czasem nawet jakieś fakty czy poranek tvn24 obejrzę, ale nie znam realiów z autopsji. wyjechałem gdy miałem 23 lata – jakąś tam pracę w marketingu za 1000 złotych, i właśnie wróciłem do mieszkania z rodzicami, bo rozstałem się z dziewczyną. decyzja, strzał, wyjazd. łatwo nie było i nie jest, ale się żyję. dziś po 7 latach wciąż jestem na powierzchni, mam żonę i synka, przyzwoity samochód, rozpocząłem działalność, ale dalej wynajmuję dom, dalej nie wiem co będzie jutro. jedna część mnie chce wracać do PL, głównie dlatego, że tęsknie za Krakowem. Druga może zostać, lub jechać dalej w świat, Kanada, USA, Australia. Anglia daje normalne życie, nieważne czy pracujesz na zmywaku, czy jesteś sprzedawcą aut, zarabiasz, płacisz podatki, kupujesz żarcie i żyjesz. ot tak. leje 300 dni w roku, szlag cię trafia gdy widzisz co Anglicy sobą reprezentują, ale idziesz dalej i zarabiasz te funty. Rewolucja? Po co? Kto? Kiedy? Dlaczego?
    Wiem, że by się przydała, bo gdy słyszę kolejny raz o bombie w Tupolewie, albo o autostradzie zwijanej na noc, to pierdolca dostaję, ale co mogę zrobić? To już nie te czasy, nie ten wróg, choć może się nie znam, bo naprawdę nie mam poczucia. jestem polakiem i gdyby mój syn miał założyć koszulkę z białym orłem, to pękałbym z dumy, ale nie wiem co można zrobić. polska się nie zmieni tak długo, aż ludzie, którzy pamiętają, choćby tylko migawki dawnego ustroju, będą u władzy. dopóki młodzi, wychowani w wolności, poszanowaniu człowieka i tolerancji nie zasiądą na szczycie, nic się nie zmieni.

    co? mają wyjść na ulicę i co zrobić? wołać do wszystkich, żeby odeszli? 400 posłów, 160 senatorów (chyba), plus europejscy, biura poselskie, sztaby regionalne, wojewodowie, wójtowie, sołtysi? w krakowie od 3 kadencji rządzi majchrowski, pierdolony paralityk, który rozłożył miasto na łopatki. i co? wybory znów wygra.

    w anglii newsy polityczne to tylko procencik, w polsce główny temat wiadomości. anglicy mają w dupie politykę dopóki ta nie zaczyna im jeść z talerza. choć i wtedy pogrożą palcem i jedzą dalej. cameron tnie benefity, i co? rewolucja? ktoś tam coś pojęczał i już, po temacie, przeszło, pobolało i zapomnieli. w polsce każdy temat jest rozdrapywany jakby w środku kleszcz siedział, do krwi, do mięsa. bo on powiedział A, a on B! w każdnym normalnym kraju koleś pokroju kaczyńskiego, rydzyka, tego pierdolca od smoleńska byłby psychopatą olewanym nie tylko przez media, ale i społeczeństwo. w polsce są dwie wielkie siły: komuna i kościół. pierwsza trzyma wszystkich w nienawiści do tego co było i podgrzewa krew do walki z układami, w imię lepszego jutra, najlepiej prawicowego. a kościół utzrymuje armię ślepo podążających i nie myślących logicznie dawców, czyńców, ofiarników, gotowych w imię krzyża leżeć krzyżem w mrozie i śniegu. ale znów nie odetniesz pępowiny, bo będzie że zamach, że czerwoni, że targowica. ech. za 20 lat. może. za 20 lat ten kraj będzie normalny.

    faktem jest, generacja Y się nie buntuje, bo nie ma przeciwko czemu. jest internet, otwarte granice, praca (lepsza, gorsza, dalej, bliżej, ale jest). ja wiem, że ceny, że nieruchomości, że zus, że zarobki. ale co zrobisz? w polsce trzeba zastrzelić ze 150 tys osób i wysadzić kilkadziesiąt budynków, a potem spalić konstytucję i kodeks karny, żeby coś zmienić. carte blanche.

    • Dziękuję za ten komentarz. Myślę, że wnosi sporo do dyskusji.

      Piszesz: „Polska się nie zmieni tak długo, aż ludzie, którzy pamiętają, choćby tylko migawki dawnego ustroju, będą u władzy. Dopóki młodzi, wychowani w wolności, poszanowaniu człowieka i tolerancji nie zasiądą na szczycie, nic się nie zmieni”.
      Też odnoszę takie wrażenie. Sęk w tym, że tak, jak piszę w tekście, młodzi się do tej polityki nie garną, bo utożsamiają ją z oszołomstwem, a nie z odpowiedzialnym i kreatywnym działaniem, pracą. Młodzi – nauczeni przykładem swoich rodziców, którzy całe życie ciułali grosz do grosza i urabiali się po pachy – nie chcą tyrać 12 godzin dziennie. Chcą przyjść, zrobić swoje, dostać kasę i owszem, rozwijać się, ale niekoniecznie wyłącznie poprzez pracę. To podstawowa różnice, jakie dzielą pokolenia X i Y. Chcemy żyć pełnią życia i mieć poczucie realnych zmian poprzez swoje zaangażowanie w dany projekt. Póki co polityka w PL takim projektem nie jest.

      Piszesz też „W polsce każdy temat jest rozdrapywany jakby w środku kleszcz siedział, do krwi, do mięsa. bo on powiedział A, a on B! w każdnym normalnym kraju koleś pokroju kaczyńskiego, rydzyka, tego pierdolca od smoleńska byłby psychopatą olewanym nie tylko przez media, ale i społeczeństwo”.
      Wczoraj praktycznie to samo powiedziała moja przyjaciółka, która mieszka w UK, podobnie jak Ty, już od 7 lat. Dopiero będąc tam zauważyła, że w Polsce każdy temat drąży się na wszelkie możliwe sposoby, a media – te wiodące, nie żadne brukowce – podejmują żenujące tematy. Trudno się w tym punkcie z Wami nie zgodzić….

      • Malvino – dziękując za odwołanie do mojego tekstu i podjęcie tej jakże ciekawej dyskusji – jedna uwaga. Właśnie z pozycji człowieka, który PRL pamięta nawet lepiej niż tylko poprzez migawki.

        Otóż w PRL dzień pracy trwał 8 godzin, nie 12. I jeśli jestem mentalnym produktem PRL-u, to m.in. dlatego, że uważam, iż człowiek powinien, pracując 8 godzin dziennie, zarobić na godne życie. Ne godzę się na tyranie po 12 czy 14 h na dobę. Głęboko we mnie tkwi ukształtowane właśnie w PRL przekonanie, że 1/3 doby to sen, 1/3 to praca i 1/3 to czas na życie. A weekend – wiadomo – 24/24 dla człowieka.

        Ja w sumie chyba otrzymałem odpowiedź na moje pytania. Wiem już, że nie ma(m) na co liczyć: tu się nic nie zmieni, bo nie ma komu tego zmieniać. I przychodzi mi na myśl jedynie ujrzany dziś demot z podobizną pana premiera i podpisem:

        – Jak jest szczyt politycznego chamstwa?
        – Zagłosować na Tuska i wyjechać z kraju…

  • Czytając podobne teksty zawsze zastanawia mnie jedna rzecz. Czy każdy z tych osób, która teoretycznie wie jak rządzić lepiej, potrafiłaby w praktyce sobie z tym poradzić?
    Znam mnóstwo przykładów z życia, gdzie ludzie nie radzą sobie z zarządzaniem zespołem złożonym z 5 pracowników, a co dopiero mówić o decydowaniu o losach 40-milionowego kraju. Polscy politycy sobie z tym nie radzą, bo brakuje im doświadczenia w zarządzaniu, walce konkurencyjnej jak również dobrej woli i chęci, żeby to zmienić.
    Zamiast rewolucji proponuję prostsze rozwiązanie: pracować, zarabiać i zarobione pieniądze zostawiać w naszym kraju. To najlepsza droga do tego, żeby było nam lepiej.

  • Jest dokładnie tak, jak napisałaś: nie chce nam się, wolimy się skupiać na czubku własnego nosa, bo przecież i tak „jakoś to idzie”.
    To tak jak ktoś już w komentarzu już napisał: łatwiej wyjechać. Szkoda nam życia dla idei i zmian, które wymagają i czasu i nakładu ciężkiej pracy. Jeśli już jakiejś idei warto się poświęcać to tej o samym sobie. Wystarczająco trudno jest walczyć o własne dobro, żeby jeszcze poświęcać się dla dobra ogółu – smutne, ale prawdziwe.
    A odrobinę starsze pokolenie w ogóle do walki o Polskę nie zachęca. Prosty przykład: trzy na siedem życzeń wigilijnych brzmiały tak samo: „spieprzaj z tego kraju”. I fakt, naprawdę mam ochotę stąd uciekać, brakuje mi jeszcze tylko trochę odwagi. Bardziej niż kraj (który sam w sobie zły nie jest) denerwuje mnie naród. Mentalność ludzi mnie przytłacza, mnożące się paradoksy i chore systemy mnie odrzucają. Mam świadomość że od siedzenia i narzekania nic się nie zmieni, ale jak już wspomniałam wyżej: szkoda mi własnego życia (które przecież mam jedno), czasu i zdrowia na utopijne idee.
    Jako młody człowiek generalnie odnoszę wrażenie, że moje pokolenie (ze mną włącznie) jest kompletnie nieskłonne do politycznej współpracy na skalę narodową. Nawet jeśli młodzi pchają się do polityki, to w gruncie rzeczy wciąż mają na uwadze głównie swoje własne dobro, swoją karierę. Żyjemy w wieku indywidualistów. A przynajmniej ja czuję się indywidualistką.
    Wstrząs i rewolucja pewnie by się nam przydała (choć to czy cokolwiek by zmieniła może być już kwestią sporną), ale póki można jej uniknąć żyjąc jako-tako swoim indywidualnym życiem, nikt się do prawdziwej walki nie zerwie.
    Aczkokwiek gdyby ktoś się jednak zerwał, to miałby mój głos :)

  • Maciek

    Pytanie czy ktoś to jeszcze czyta? Jesli tak, to powinniśmy sobie zdać sprawę z tego że jesteśmy manipulowani. Tak jak PRL zgodził się na okrągły stół tak ZSRR przystało na tzw. demokrację i kapitalizm (notabene dla mnie osobiście to jedno i to samo , wiem brzmi groźnie ale pamiętajmy że demokracja Ateńska opierała się na niewolnikach) teraz my jesteśmy niewolnikami, Ogłupiani przez tzw. system nie mamy z kim walczyć. Ale czas się obudzić, czas obudzić ludzkość czas na Nas Młodych!!!Proponuję założenie partii Wyzwolonych od reklam, od wpływu koncernów, obcych grup kapitałowych. Czekam na zgłoszenia. La resistance!!!! Znajdziecie mnie na fc Maciej Zapolski-Downar. To ja. Czekam wasze dzieci czekają.