Zgodnie z tym, co twierdzą specjaliści od internetów, jako blogerka lajfstajlowa mam taki przywilej, że mogę pisać o wszystkim i o niczym. W końcu Krystyna Pawłowicz, fetysz stóp i żeberka duszone w kiszonej kapuście to też lajfstajl. Ale że ja nie lubię wypowiadać się na tematy, o których nie mam pojęcia, apeluję do Was, Blogery. Kto podniesie rękawicę i odpowie profesjonalnie na moje pytania?
1. Pytanie do blogera parentingowego
Idę o zakład, że przynajmniej połowie z Was przytrafiło się to w dzieciństwie, albo – o zgrozo – w okresie dorastania.
Nigdy o tym nikomu nie powiedziałeś, bo było Ci głupio. Poza tym bałeś się, że zostaniesz pośmiewiskiem całej szkoły i już nigdy nikt nie zaprosi Cię do drużyny czirliderek ani tym bardziej czirliderów. To był Twój mały słodki sekret. No dobra, Twój i Twoich rodziców, których nakryłeś, kiedy uprawiali seks.
Wiesz, taka sytuacja: wracasz ze szkoły wcześniej, drzwi zamknięte, wyciągasz klucze, otwierasz zamek, słyszysz „Oh, Zdzisiek…”. Albo budzisz się w nocy, bo chce Ci się pić, zmierzasz sennym krokiem w kierunku kuchni i przechodząc przez korytarz, kątem oka dostrzegasz niedomknięte drzwi sypialni rodziców… Albo… no dobra. Dość tych tortur. Tak czy siak, w dniu, kiedy zobaczyłeś, że (i JAK) Twoi rodzice uprawiają seks, stałeś się emocjonalnym killerem, człowiekiem z przeszłością i przyszłym pacjentem psychiatryka. Było Ci źle – to już wiemy. Ba! Nawet teraz na wspomnienie tej strasznej chwili masz ochotę schować się do swojej sekretnej kryjówki i udawać, że wystrzeliłeś swoich starych w kosmos. Albo przynajmniej do ciepłych krajów…
Ale czy jako dorosły człowiek zastanawiałeś się kiedyś, co w takiej chwili musieli czuć Twoi rodzice? Tzn., wiadomo, pewnie było im przyjemnie… Ale chodzi mi o ten konkretny moment, w którym zorientowali się, że Ty ich widzisz. Że ich własne dziecko pacza, jak oni się tentegują.
Tego właśnie bym się chciała dowiedzieć od blogerek/blogerów parentingowych – jak to jest, kiedy Twoje własne dziecko przyłapie Cię na seksie?
2. Pytanie do blogerki modowej
OK, wielu z Was miało okazję nakryć rodziców, jak się bardzo kochają, ale – powiedzmy to sobie otwarcie – niewielu może zostać blogerką modową. Na wstępie odpadają mężczyźni. Potem ludzie, którzy noszą skarpety do sandałów. Resztę weryfikuje życie: trudne dzieciństwo (patrz: pkt. 1), słabość do ciastek albo niezdrowa fascynacja Jacykowem (w sensie fajny z niego gej, ale stylista kiepski).
Pierwszy etap przeszłam, więc może nawet bym się nadała. Ciało mam całkiem spoko. Prady nie noszę, ale czasem zaszaleję w lumpie i upoluję jakiegoś McQuenna prosto z Tajlandii. Na upartego mogłabym założyć modowego bloga. Tyle, że nie zamierzam zostać Pikejem polskiej blogosfery. Po pierwsze: gówno mnie obchodzi, co dzieje się na wybiegach, czy Kate Moss znowu wciąga nosem i czy legginsy w papugi to jednak są hot, skoro większość ludzi wygląda w nich idiotycznie. Wiem, co to mała czarna od Coco Chanel ale za cholerę nie wiem, co wychodzi spod rąk krawców Paprocha i Brzozy. Kolejna rzecz: nie lubię pozować do zdjęć, nienawidzę robić słodkich min i nie wyobrażam sobie stania na szpilkach non-stop przez 5 godzin.
Stąd moje pytanie do blogerek modowych: jak od kuchni wygląda przygotowanie jednego wpisu i ile czasu zajmuje? Chodzi mi o wszelkie kwestie: zakup/dobór ciuchów, dodatków i biżuterii, zrobienie fryzury i makijażu, wyjście w plener z fotografem, pozowanie, zebranie i selekcja materiału, dodanie opisu i zdjęć. A, i jeszcze jedna rzecz: dlaczego, na Karla Lagerfelda, nie chcecie płacić fotografom? ;)
3. Pytanie do blogera podróżniczego
Swego czasu szlajałam się po świecie jak opętana. Cypr, Marakesz, Istambuł, Radom… Szaleństwo. Będąc tu i tam, korzystając z gościny rożnych ludzi (o tym już wkrótce na moim blogu), musiałam sprostać różnym dziwnym sytuacjom. Na przykład stanąć twarzą w twarz z wypiętą na mnie dupą Marokańczyka (do tej pory na wspomnienie tamtej chwili łykam Persen), tłumaczyć się policji, że rozbicie namiotu pod pałacem w centrum miasta to całkiem naturalna rzecz, kiedy jest się w podróży bez snu od 20 godzin… I tak dalej.
Natomiast nigdy, powtarzam NIGDY nie miałam sytuacji, w której musiałabym się tłumaczyć gospodarzowi częstującemu mnie jądrami wielbłąda, grillowaną szarańczą albo kaszą gotowaną w oleju, że to nie do końca moje klimaty. A wiadomo, jak się jest u miejscowych, którzy łaskawie przyjmują cię pod swój dach, zapewniając wikt i opierunek, musisz porzucić marzenia o schabowym i ciepłej pościeli, biorąc na klatę (i z uśmiechem), co dają.
W związku z tym, pytam się ja Was, blogerzy podróżniczy, jak to jest dostać robaka i zjeść robaka? W wielkim uproszczeniu: jak reagujecie na sytuacje, w których – w podzięce za gościnę oraz dla okazania szacunku wobec gospodarza zmuszacie się, by zrobić przechodzące ludzkie pojęcie rzeczy?
4. Pytanie do blogerki Anny Muchy
Anna miała w łóżku jednego z najinteligentniejszych facetów w tym kraju. Piękny może nie jest, ale wiadomo, na co lecą kobiety… Tak więc w tym punkcie będzie krótko: Aniu. Jaki jest w łóżku Kuba Wojewódzki?
P.S.1: Zapraszamy do dyskusji również Pana Michała ;)
Źródło: Eskarock.pl
5. Pytanie do blogera z branży
Nie, nie chodzi mi o środowsko LGBT. Mowa o blogujących o social mediach, marketingu, nowych mediach i takich takich. Nie, żebym się w ogóle nie znała na rzeczy. Jasne, że tak. Sama prowadzę kilka firmowych fanpejdży, jestę frilanserę dziennikarzę i liznęłam co nieco marketingu.
Ale niech mi ktoś, do Chuja Macieja w końcu wytłumaczy, na jakiej zasadzie działa edge rank?! Bo już przestałam wierzyć, że to wszystko wina Zuckerberga…
C.d.n. /T.b.c
P.S.2. Jeśli ktoś z Was natknął się kiedyś na blogerski (to warunek konieczny) wpis, który odpowiadałby na któreś z zadanych powyżej pytań, jest uprawniony do spamowania w komentarzach :)