10 pytań do blogerów. Część 1

Zgodnie z tym, co twierdzą specjaliści od internetów, jako blogerka lajfstajlowa mam taki przywilej, że mogę pisać o wszystkim i o niczym. W końcu Krystyna Pawłowicz, fetysz stóp i żeberka duszone w kiszonej kapuście to też lajfstajl. Ale że ja nie lubię wypowiadać się na tematy, o których nie mam pojęcia, apeluję do Was, Blogery. Kto podniesie rękawicę i odpowie profesjonalnie na moje pytania?

 

1. Pytanie do blogera parentingowego

 

Idę o zakład, że  przynajmniej połowie z Was przytrafiło się to w dzieciństwie, albo – o zgrozo – w okresie dorastania. 

Nigdy o tym nikomu nie powiedziałeś, bo było Ci głupio. Poza tym bałeś się, że zostaniesz pośmiewiskiem całej szkoły i już nigdy nikt nie zaprosi Cię do drużyny czirliderek ani tym bardziej czirliderów. To był Twój mały słodki sekret. No dobra, Twój i Twoich rodziców, których nakryłeś, kiedy uprawiali seks.

Wiesz, taka sytuacja: wracasz ze szkoły wcześniej, drzwi zamknięte, wyciągasz klucze, otwierasz zamek, słyszysz „Oh, Zdzisiek…”. Albo budzisz się w nocy, bo chce Ci się pić, zmierzasz sennym krokiem w kierunku kuchni i przechodząc przez korytarz, kątem oka dostrzegasz niedomknięte drzwi sypialni rodziców… Albo… no dobra. Dość tych tortur. Tak czy siak, w dniu, kiedy zobaczyłeś, że (i JAK) Twoi rodzice uprawiają seks, stałeś się emocjonalnym killerem, człowiekiem z przeszłością i przyszłym pacjentem psychiatryka. Było Ci źle – to już wiemy. Ba! Nawet teraz na wspomnienie tej strasznej chwili masz ochotę schować się do swojej sekretnej kryjówki i udawać, że wystrzeliłeś swoich starych w kosmos. Albo przynajmniej do ciepłych krajów…

Ale czy jako dorosły człowiek zastanawiałeś się kiedyś, co w takiej chwili musieli czuć Twoi rodzice? Tzn., wiadomo, pewnie było im przyjemnie…  Ale chodzi mi o ten konkretny moment, w którym zorientowali się, że Ty ich widzisz. Że ich własne dziecko pacza, jak oni się tentegują. 

Tego właśnie bym się chciała dowiedzieć od blogerek/blogerów parentingowych – jak to jest, kiedy Twoje własne dziecko przyłapie Cię na seksie? 

 

2. Pytanie do blogerki modowej

 

OK, wielu z Was miało okazję nakryć rodziców, jak się bardzo kochają, ale – powiedzmy to sobie otwarcie – niewielu może zostać blogerką modową. Na wstępie odpadają mężczyźni. Potem ludzie, którzy noszą skarpety do sandałów. Resztę weryfikuje życie: trudne dzieciństwo (patrz: pkt. 1), słabość do ciastek albo niezdrowa fascynacja Jacykowem (w sensie fajny z niego gej, ale stylista kiepski).

Pierwszy etap przeszłam, więc może nawet bym się nadała. Ciało mam całkiem spoko. Prady nie noszę, ale czasem zaszaleję w lumpie i upoluję jakiegoś McQuenna prosto z Tajlandii. Na upartego mogłabym założyć modowego bloga. Tyle, że nie zamierzam zostać Pikejem polskiej blogosfery. Po pierwsze: gówno mnie obchodzi, co dzieje się na wybiegach, czy Kate Moss znowu wciąga nosem i czy legginsy w papugi to jednak są hot, skoro większość ludzi wygląda w nich idiotycznie. Wiem, co to mała czarna od Coco Chanel ale za cholerę nie wiem, co wychodzi spod rąk krawców Paprocha i Brzozy. Kolejna rzecz: nie lubię pozować do zdjęć, nienawidzę robić słodkich min i nie wyobrażam sobie stania na szpilkach non-stop przez 5 godzin. 

Stąd moje pytanie do blogerek modowych: jak od kuchni wygląda przygotowanie jednego wpisu i ile czasu zajmuje? Chodzi mi o wszelkie kwestie: zakup/dobór ciuchów, dodatków i biżuterii, zrobienie fryzury i makijażu, wyjście w plener z fotografem, pozowanie, zebranie i selekcja materiału, dodanie opisu i zdjęć. A, i jeszcze jedna rzecz: dlaczego, na Karla Lagerfelda, nie chcecie płacić fotografom? ;)

 

3. Pytanie do blogera podróżniczego 

 

Swego czasu szlajałam się po świecie jak opętana. Cypr, Marakesz, Istambuł, Radom… Szaleństwo. Będąc tu i tam, korzystając z gościny rożnych ludzi (o tym już wkrótce na moim blogu), musiałam sprostać różnym dziwnym sytuacjom. Na przykład stanąć twarzą w twarz z wypiętą na mnie dupą Marokańczyka (do tej pory na wspomnienie tamtej chwili łykam Persen), tłumaczyć się policji, że rozbicie namiotu pod pałacem w centrum miasta to całkiem naturalna rzecz, kiedy jest się w podróży bez snu od 20 godzin… I tak dalej.

Natomiast nigdy, powtarzam NIGDY nie miałam sytuacji, w której musiałabym się tłumaczyć gospodarzowi częstującemu mnie jądrami wielbłąda, grillowaną szarańczą albo kaszą gotowaną w oleju, że to nie do końca moje klimaty. A wiadomo, jak się jest u miejscowych, którzy łaskawie przyjmują cię pod swój dach, zapewniając wikt i opierunek, musisz porzucić marzenia o schabowym i ciepłej pościeli, biorąc na klatę (i z uśmiechem), co dają.

W związku z tym, pytam się ja Was, blogerzy podróżniczy, jak to jest dostać robaka i zjeść robaka? W wielkim uproszczeniu: jak reagujecie na sytuacje, w których – w podzięce za gościnę oraz dla okazania szacunku wobec gospodarza zmuszacie się, by zrobić przechodzące ludzkie pojęcie rzeczy? 

 

4. Pytanie do blogerki Anny Muchy

 

Anna miała w łóżku jednego z najinteligentniejszych facetów w tym kraju. Piękny może nie jest, ale wiadomo, na co lecą kobiety… Tak więc w tym punkcie będzie krótko: Aniu. Jaki jest w łóżku Kuba Wojewódzki? 

P.S.1: Zapraszamy do dyskusji również Pana Michała ;)

Źródło: Eskarock.pl

 

5. Pytanie do blogera z branży

 

Nie, nie chodzi mi o środowsko LGBT. Mowa o blogujących o social mediach, marketingu, nowych mediach i takich takich. Nie, żebym się w ogóle nie znała na rzeczy. Jasne, że tak. Sama prowadzę kilka firmowych fanpejdży, jestę frilanserę dziennikarzę i liznęłam co nieco marketingu.

Ale niech mi ktoś, do Chuja Macieja w końcu wytłumaczy, na jakiej zasadzie działa edge rank?! Bo już przestałam wierzyć, że to wszystko wina Zuckerberga…

C.d.n. /T.b.c

P.S.2. Jeśli ktoś z Was natknął się kiedyś na blogerski (to warunek konieczny) wpis, który odpowiadałby na któreś z zadanych powyżej pytań, jest uprawniony do spamowania w komentarzach :)

0 Like

Share This Story

Media
  • Jako blogerka parentingowa [pfu! rodzinna!] odpowiadam – nie przyłapałam, nie pamiętam, nie wiem. Ale oczy dziecka [nawet niemowlaka] szeroko otwarte w zdumionym na nas spojrzeniu demotywują na całą noc :)

  • Ewa Mu

    jako parentingowa (ochydne słowo, wolę per blogerka rodzicielski) odpowiadam. Nigdy nie widziałam moich rodziców uprawiających sex, moje dzieci póki co też się na taką sytuację nie ‚załamały’

  • limonka

    A niech sobie przyłapuje na seksie! Ma 3 miesiące, jeszcze nic nie kuma :DDD

  • Lubię Czerń

    Zgłasza się blogerka „modowa” :)
    U mnie to wygląda tak: chodzę na zakupy jak każdy normalny człowiek, kupuję co mi się podoba, dostaję oczopląsu na wyprzedażach (ale ostatnio nie miewam wiele forsy, więc mało kupuję, w ogóle jak tak pomyślę, to rocznie wydaję na ubrania jakieś 300 zł, więcej jak potrzebuję jakiegoś obuwia czy kurtki na zimę).
    Jeśli chodzi o „proces dodawania posta”, który u sławnych blogerek trwa jakieś 8 godzin, u mnie wygląda to tak, że robię fotki najczęściej kiedy gdzieś idę (na zakupy, na spacer), czy tam jadę, zatrzymuję się po drodze w jakimś ustronnym miejscu, cykam parę fotek i spadam (najlepiej robić to przed wyprawą, bo jak wracam to juz mejkap mi spłynął i włosy się poplątały). Potem wybieram kilka (nie mam dużego wyboru, bo robię jakieś 50 zdjęć, w przeciwieństwie do np. Karoliny z Charlize mistery, która robi ok 400…), obrabiam je w 15 minut bez kanapki/30 minut z kanapką i wrzucam na bloga, do tego piszę kilka zdań i mam posta :) Pewnie dlatego dziewczyny, które tym „żyją” zarabiają grube tysie na kampaniach reklamowych, a ja gówno zarabiam :D ale mam frajdę :)
    Aha i nie płacę fotografowi, przynajmniej nie pieniędzmi :D czasem mu coś ugotuję, czy coś :P (to mój facet)
    :)

  • Wojciech

    Jako Anna Mucha – mucha nie siada :/

  • Odpowiadam na pytanie do blogerki modowej (a właświwie szafiarki) – nie ma jednej odpowiedzi :D

    Naprawdę zależy, czy specjalnie przygotowujemy stylizację do zdjęć i wychodzimy tylko po co, żeby zrobić posta, albo nawet fotografie do kilku postów w czasie jednej sesji (strasznie nie podoba mi się ta opcja, wydaje mi się wtedy wszystko takie sztuczne, bo ubierane tylko do zdjęć). Inaczej to wygląda, kiedy fotografujemy to, co faktycznie na co dzień nosimy i fotografujemy strój np po zajęciach na uczelni. Mi zdarzają się i szybkie „focie” w drodze do domu jak i bardziej profesjonalne sesje, kiedy koleżanka mnie maluje i zdjęcia trwają wtedy dłużej – ale też zazwyczaj wychodzą lepsze, są też bardziej różnorodne, a nie tylko portret, cała sylwetka, detale, zdjęcie z boku.

    W przygotowaniu samego wpisu najtrudniej jest coś napisać. Zależy, czy chcemy napisać, co na sobie mamy, dlaczego to ubraliśmy, chcemy opisać jakieś wydarzenie (trzeba po 3 razy sprawdzać wszystkie fakty i nazwiska), a może mamy jakieś przemyślenia i strój tylko jakoś koresponduje z przesłaniem tekstu. Ostatnio lubię takie popkulturalne powiązania.

    Jeśli chce się napisać coś o modzie, to wtedy więcej czasu zajmuje jeszcze zebranie informacji, bo kiedy już coś piszemy, przydałoby się, żeby było to spójne i zgodne z faktami.

    Do tego dochodzi – jak w przypadku innych blogów – dodanie etykiek, podlinkowanie posta na facebooku, promocja na różnych portalach jak lookbook czy modnapolka – to też zajmuje trochę czasu.

    Jeśli chodzi o płacenie fotografom – zazwyczaj wymieniamy się na zasadzie „zdjęcia za zdjęcia” albo odwdzięczam się fotografom w jakiś inny sposób (słodycze, biżuteria, zabieram przyjaciółkę na różne wydarzenia, jeśli dostaję podwójne zaproszenia, dzielę się #daramilosu) i na razie to działa, ale gdybym zależało mi na współpracy z profesjonalnym fotografem to wiem, że wtedy taki barter raczej nie wchodziłby w grę.

    Pozdrawiam! :D

  • Już się cieszę na ciąg dalszy. Będzie pytanie do tego z paleniskiem? :)

  • sorry że kompletnie nie na temat, ale wkurza mnie jak nasz pies na nas patrzy w wiadomych chwilach ;) albo jak zaczyna ciamkać… makabra.

  • Anka

    Ad. 3: mieć robaka czy zjeść robaka…

    Zdarzyło nam się, że w Mołdawii przemiły winiarz postanowił nas uraczyć obiadem. Akurat trafiliśmy tam w okolicy prawosławnego święta zmarłych, zwanego prawody, więc chciał okazać gościnność. Na obiad był m. in. kogut. Smakołykiem nad smakołyki w opinii gospodarza był czubek koguciej głowy wraz z grzebieniem. W naszej opinii lepsza była już jego domowa miętówkowa nalewka o mocy chyba 70% robiona z cukierków rozpuszczanych w spirytusie :) więc co gospodarz chciał komuś wdusić ten smakołyk (nabił go na widelec i zachwalał), to my toast za gospodarza. W końcu gościu przekąsił tym kogucim grzebieniem, zreflektował się i zaczął przepraszać :) Ulżyło nam, przyjęliśmy przeprosiny, impreza rozwijała się pokojowo dalej. Z ulgi kupiliśmy kilka butelek jego domowego wina. Degustacja odbywała się przy suszonej rybie przypominającej dostępne u nas wieprzowe uszy dla psów ras większych. Trzeba było zjeść jednak ten grzebień.

    Udało mi się raz odmówić jedzenia sało – słoniny w czekoladzie, także jako przekąski do wódki, specjalności jeśli dobrze pamiętam ukraińskiej. Powiedziałam, że nie lubię mięsa na słodko, że albo tort albo szynka. Zadziałało:)))

    A odpowiadając wprost na pytanie: w znakomitej większości przypadków zjadam robaka :) albo chociaż nadgryzam. Z grzeczności lub ciekawości. Głównie dlatego, że trudno jest skutecznie i nieobraźliwie dla gospodarzy odmówić, gdy się nie zna ich języka albo mówi w obcym dla obu stron, a liczy na dalszą gościnność. Często bierze się, co dają i nie wybrzydza. Czasem nawet się nie wie, co jest na talerzu:) Taki poczęstunek to zawsze wyraz gościnności, a nie złośliwa próba wkręcenia. Dają to, co mają najlepszego. A że smak inny niż u nas… No cóż, u nas też są hardkorowe dla obcokrajowców dania, choćby ogórek małosolny, golonka ze skórą czy solony śledź w śmietanie. Albo zupy: czernina, flaki. Można się zemścić :D

  • AD1

    Dobre pytanie. Też chętnie o tym bym przeczytał, a także
    chciałbym uzyskać odpowiedź na pytanie, co będzie kiedy ich dziecko dorośnie i
    powie „skasujcie to gówno, nie chcę w tym uczestniczyć, dla mnie to
    przynosi wstyd”.

    AD2

    Mam wrażenie, że mówisz tylko o hard-szafiarkach w tym
    punkcie, tylko o kilku osobach. Tutaj mogę Ci chyba odpowiedzieć na zadane
    pytanie, hard-szafiarki, które poświecają swoje życie dla bloga robią to od 4
    do 8 godzin dziennie – nic dziwnego w końcu muszą się jakoś utrzymać, skoro
    jest to ich główne źródło dochodów. Nazwijmy to „normalne” blogerki
    modowe całą sesje zamykają w godzinę albo krócej, jeśli są na tyle świetne i
    mają dobrego fotografa (mnie) :).

    AD3

    Pisałem bloga podróżniczego, więc znów mogę się
    wypowiedzieć. Nigdy nie dostałem robaka w podzięce, ale jeśli bym dostał, cóż,
    zjadłbym go. Może by mi zasmakował? Nigdy nie poznasz, dopóki nie spróbujesz.
    Zdarzało mi się przechodzić „ludzkie pojęcia”, więc nie zawahałbym
    się żeby coś innego zrobić, ale z drugiej strony, nie ma tu sytuacji w której
    „przechodzimy ludzkie pojęcie” w końcu wszystko dzieje się wśród
    ludzi, jeśli dla nich jest to normalne, to na pewno by mnie nie zabiło.
    Wszystko – dopóki sytuacje nie zmuszają do ingerencji w ciało tzn. przekłucia
    etc.

    AD4

    AD5

    Mniej więcej:
    http://socialpress.pl/2013/08/facebook-wyjasnia-jak-dziala-edgerank-i-daje-drugie-zycie-starszym-wpisom/

  • lucy

    ja 1 – i sobie nie poodpowiadam – doświadczeń w tej dziedzinie brak i oby tak pozostało :)