Dopiero co się jesień zaczęła, a ja już widzę w blogosferze nowy trend. Melancholizacja. Wielokrotne trzykropki, urwane zdania, myśli nieuczesane, o śmierci rozmowy… A myślałam, że to ja mam przesadne skłonności do dramatyzowania ;)
Jesień sprzyja refleksji, rodzi nostalgię i smutek, jesienią częściej myślimy o przemijaniu… I może niekoniecznie dlatego, że liście spadają, ptaki odlatują, a związki umierają śmiercią naturalną (podobno w okresie od września do listopada najwięcej par kończy swoją wspólną przygodę). Chodzi oczywiście o brak światła i związaną z tym nadprodukcję melatoniny (hormon odpowiedzialny za uczucie senności) i obniżenie poziomu serotoniny (tzw. hormon szczęścia). Zapomnijcie o romantyzmie. Za wszystkim jak zawsze stoi biologia.
Żeby było ciekawiej, stara dobra jesienna melancholia została ostatnio okrzyknięta mianem choroby. W sumie to nic dziwnego, jeśli przyjmiemy, że w dzisiejszych czasach wszyscy jesteśmy zobligowani do bycia happy 24h/doba. Nie jest trendy mieć doła. Nie jest trendy pokazać innym swój smutek/żal/przygnębienie. Nie i chuj. Masz się cieszyć i hedonizować.
A jeśli z jakichś powodów jest ci trochę niewyraźnie, to znak, że cierpisz na SAD – sezonowe zaburzenie afektywne (ang. Seasonal Affective Disorder).
Ludzie dotknięci SAD są letargiczni, smutni, ociężali i ospali. Dużo śpią, mają wzmożony apetyt w szczególności na słodycze, a pomimo to skarżą się na spadek energii. (…) SAD, to choroba dość powszechna – łagodna jej postać dotyka około 10% Polaków. Jedni z nas zaczynają odczuwać skutki braku światła już we wrześniu, inni dopiero w listopadzie. Szczególnie wrażliwe, a zarazem narażone na wahania poziomu melatoniny, są kobiety pomiędzy 20 a 40 rokiem życia. Z punktu widzenia psychologii depresja jesienna (zwana również sezonową), jest także reakcją na uczucie straty – tracimy lato, a z nim słońce, ciepło oraz pewne rodzaje aktywności. Zanika charakterystyczne dla wakacji uczucie beztroski, rzadziej udzielamy się towarzysko. W takich momentach zmienia się nastrój, negatywnie interpretujemy przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, pojawiają się czarne myśli. Wielokrotnie w trudnych sytuacjach reagujemy zbyt gwałtownie, przyjmujemy nadmierną odpowiedzialność, pojawia się niewiara we własne siły, dopada nas poczucie winy. Nie radzimy sobie z negatywnymi emocjami, powracają stare lęki, koncentrujemy się na swoich dolegliwościach somatycznych[i].
Brzmi strasznie, prawda? A przecież istnieją tysiące sposobów na radzenie sobie z jesienną melancholią: otaczanie się żywymi, ciepłymi barwami, aktywność towarzyska, aktywność fizyczna, fototerapia, psychoterapia, dieta bogata w minerały, blablabla i inne ciekawe rzeczy, o których nie będę pisać, bo możecie sobie to sami wyszukać w internecie.
A ja protestuję! Chcę być jesienią smutna i depresyjna. Chcę rozmyślać o przemijaniu, oglądać filmy von Triera, płakać w chusteczkę i odczuwać Weltschmerz. Chcę wciągać zapach zbutwiałych liści niczym Kate Moss kokainę. Oddawać się chwilom refleksji, dumać nad marnością świata tego i spoglądać w okno w oczekiwaniu na coś, co (jak to śpiewała Kasia Nosowska) może nigdy nie przyjść.
W końcu po to jest jesień. Żeby o szyby deszcz dzwonił, deszcz dzwonił jesienny.
[i] Dr Małgorzata Remlein, psycholog, za: malgorzataremlein.pl