5 durnych błędów, przez które nie chudniesz

Zbliża się Nowy Rok i czas postanowień, których pewnie i tak nie zrealizujecie, bo przecież po to właśnie są. W końcu kto normalny czeka do pierwszego stycznia, żeby zmienić swoje życie na plus ;)? Część z Was zapewne postanowiła, że tuż po Sylwestrze „weźmie się za siebie”, czyli jak zwykle: rzuci palenie, przestanie pić, zlikwiduje konto na fejsie, zasadzi drzewo, spłodzi syna, no i przede wszystkim zgubi parę kilogramów. Jakkolwiek ogrodnictwo i rozmnażanie to tematy mi obce, tak w obalaniu mitów na temat diety mogę Wam pomóc. Poniżej 5 największych błędów, które popełniacie lub możecie popełnić, biorąc się za odchudzanie.

 

Głodzisz się

 

Stosowanie głodówek w procesie odchudzania ma mniej więcej taki sam sens jak otwieranie browara zębami albo umawianie się z psychopatycznym mordercą – szybko i skutecznie możesz zrobić sobie kuku. Dwu- czy trzydniowa głodówka nie spowoduje wcale, że twój organizm będzie szybciej spalał tłuszcz. Wręcz przeciwnie. Odcięty od źródła energii (pożywienia), uruchomi typowo atawistyczny mechanizm obronny chroniący przed zagłodzeniem i uwolni zapasy z komórek tłuszczowych, czyli stanie się dokładnie to, czego chcesz uniknąć – poziom tkanki tłuszczowej w twoim organizmie wzrośnie. Mechanizm spalania tłuszczu zostaje uruchomiony dopiero po około 10-dniowej głodówce. Efekty? Zakwaszenie organizmu, zaburzenia koncentracji, stany depresyjne, uszkodzenia układu nerwowego i moczowego, zaburzenia w przemianie materii. Dla wielu kobiet to również początek romansu z anoreksją.

Jeśli po zakończeniu głodówki wracasz do starych przyzwyczajeń żywieniowych, zwiększasz ryzyko powstania efektu jo-jo. Organizm nauczony negatywnym doświadczeniem zaczyna robić zapasy, a tkanka tłuszczowa odkłada się, że aż miło. Jednym słowem, twój metabolizm, zamiast przyspieszać, zwalnia. 

 

Jesz za mało/jesz za dużo

 

Dieta 1000 kalorii? Owszem, sprawdzi się, jeśli jesteś rośliną. Filozofia „najpierw masa, potem rzeźba” jest dobra dla chłopaków spod dyskoteki w Mielnie. Często osoby, które np. zapisały się na siłownię lub basen, a do tej pory nie uprawiały sportu, mają wzmożony apetyt i jedzą więcej niż przed podjęciem aktywności fizycznej. To zrozumiałe. Sęk w tym, co jedzą. Jeśli po treningu raczysz się jajecznicą z pięciu jaj na maśle, to cały twój dotychczasowy wysiłek idzie na marne. Podobnie jest w przypadku, kiedy po treningu nie jesz w ogóle, bo wydaje ci się, że dzięki temu szybciej zgubisz zbędne kilogramy. Bullshit. Organizm musi mieć energię, żeby spalić tłuszcz (o tym za chwilę). Dobre paliwo to podstawa po intensywnym treningu. Najlepiej, żeby była to kombinacja pełnowartościowego białka i złożonych węglowodanów. Pieczony lub gotowany cycek z kury + brązowy lub długoziarnisty ryż + warzywa – oto klucz do sukcesu każdego zdrowego karka z siłowni. No i Ewy Chodakowskiej, ma się rozumieć ;)

Liczba kilokalorii, które w ciągu dnia powinieneś spożywać, zależy od wielu czynników: wieku, wagi, trybu życia, jaki aktualnie prowadzisz (a więc też aktywności fizycznej) oraz celów treningowych, które chcesz osiągnąć. Najlepiej będzie, jeśli skontaktujesz się z dietetykiem, żeby sobie taki dzienny bilans kaloryczny ustalić. Przykładowo ja (K, 28 lat, 48 kg, 159 cm wzrostu, trening 5-6 razy w tygodniu) mogę pozwolić sobie na 1800 kalorii dziennie, żeby utrzymać wagę. Jeśli miałabym ochotę zrzucić ze dwa kilo, powinnam zejść do 1500 kcal. Bilans kaloryczny musi się zgadzać.

 

Nie ruszasz się

 

Tak, tak, ja wiem, że 80% sukcesu w odchudzaniu to dieta, a 20% aktywność fizyczna, zresztą sama o tym pisałam. Jednak o ile dieta pozwala zrzucić zbędne kilogramy, o tyle nie wyrzeźbi sylwetki. I do tego właśnie potrzebne są ćwiczenia. Lepiej zadziała tu codzienny, półgodzinny trening niż morderczy 4-godzinny zryw na siłowni raz w tygodniu. Nie musisz od razu biegać maratonów. Wystarczy, że zaczniesz się ruszać – każda forma aktywności fizycznej jest wskazana: basen, siłownia, tenis, cross fit, bieganie, zumba, nordic walking, whatewa.

Wybierz to, co cię najbardziej rajcuje i przestań narzekać, że zima taka zimna a lato takie gorące. Nie lubisz intensywnego wysiłku? Wyjdź na godzinny spacer. Lepsze to niż przyrastanie dupskiem do fotela. 

 

Stosujesz gówniane diety

 

Czyli takie, w których wyklucza się pewne składniki odżywcze. Np. zupełnie rezygnujesz z węgli: pieczywa, ziemniaków, czy makaronu. Nie wiem, czy wiesz, ale w zbilansowanej diecie ponad połowa energii, którą dostarczasz do organizmu i która pozwala utrzymać prawidłową wagę ciała, pochodzi z węglowodanów. To właśnie węgle są wykorzystywane przez twój organizm do spalania tkanki tłuszczowej. 

Podobnie jest z tłuszczami – one też muszą znaleźć się w codziennym jadłospisie. Te „dobre”, nienasycone, są bardzo ważne w zdrowej diecie. Tłuste ryby, oliwa, olej rzepakowy lub słonecznikowy, orzechy, jaja, nasiona soi – te produkty powinny znaleźć się w menu każdego, kto chce zgubić parę kilo. Zawierają one m.in.: kwasy omega-6 (obniżają poziom „złego cholesterolu”, czyli LDL, a podwyżdszają poziom „dobrego” – HDL) i kwasy omega-3 (ujędrniają i ożywiają koloryt skóry, wzmacniają paznokcie i włosy, poprawiają stan serca i naczyń krwionośnych). Omega-3 i omega-6 hamują rozwój guzów i namnażanie się tkanki nowotworowej, zapobiegają zapaleniom stawów, usprawniają pracę kory mózgowej, a przede wszystkim – co bardzo ważne, jeśli mowa o odchudzaniu – łagodzą uczucia łaknienia oraz zapobiegają wahaniom poziomu cukru we krwi.

Racjonalna dieta to taka, która jest urozmaicona, obejmuje szerokie spectrum produktów, jest bogata w węglowodany, białka i tłuszcze (zwykle w proporcjach 50:30:20). To, że chcesz schudnąć, wcale nie oznacza, że nie możesz zjeść dwóch plastrów sera żółtego na kanapce raz w tygodniu. Albo że całe twoje starania pójdą wniwecz, jeśli raz na jakiś czas pozwolisz sobie na kostkę czekolady. Nie dajmy się zwariować. Wszystko jest dla ludzi. Liczy się umiar. 

 

Wierzysz w zabobony

 

Ostatni posiłek należy jeść przed 18. Węglowodany tuczą. Najpierw sałatka, potem mięso, na końcu ziemniaki. Unikanie posiłków sprzyja odchudzaniu. Owoce można jeść bez ograniczeń. Nie należy łączyć makaronu z mięsem. Białe pieczywo jest bardziej kaloryczne od ciemnego. Efekty diety powinny być widoczne już po dwóch tygodniach.

Stek bzdur. Takich mitów znalazłoby się więcej i pewnie niektórzy z was mogliby bez problemu podać kolejne przykłady. Całe szczęście w sieci pojawia się coraz więcej rzetelnych artykułów na temat odchudzania. Trzeba tylko umiejętnie odsiać ziarno od plew.

Bo jak to mówią, chwila w ustach, wieczność w biodrach. A jeśli uważasz, że nie masz już co zmienić w życiu, to zmień chociaż poziom cukru ;)

0 Like

Share This Story

Trening
  • Ania

    Masz oczywiście sporo racji, jednak nie do końca sie zgodzę.
    Owszem, głodzenie się to głupota, jednak nie wyrzucajmy dziecka z kąpielą – intermittent fasting może dać wspaniałe rezultaty, ja np. tak robię i mój metabolizm najpierw przyspieszył, a teraz utrzymuje się na stałym, szybkim poziomie (w moim przypadku polega to na tym, że pomiędzy wieczornym a porannym posiłkiem mam 12h przerwę, aczkolwiek są i inne rodzaje IF).
    Co do jajecznicy po siłowni – no jasne, tlusta na maśle to strzelanie sobie samobója, ale w postaci omletu, czy z warzywami na naturalnej oliwie; jest świetną porcją białka.
    Znowu przykład podam z własnego podwórka – moje częste śniadanie to omlet z dwóch jajek, zwykle z dodatkiem cebuli, grzybów czy papryki drobno pokrojonej; wypełniony tuńczykiem albo kurczakiem. A do tego mam jakieś brokuły czy inne zielone cuda, jako dodatek i zaczynam dzień z 20-30 gr białka, co daje mi energię i poczucie sytości przez długi czas.
    I jeszcze się przyczepię do owoców – ja ich sobie nie ograniczam wcale. Jezeli mam ochotę na coś słodkiego, to zawsze sięgam po owoc, czasami z jakimiś orzechami. Jasne, kwas w cytrusach może być niezdrowy w nadmiarze dla zębów, ale jeśli chodzi o żołądek, to o cukier w dojrzałych owocach martwić się nie trzeba, bo jest już rozłożony do formy prostej, świetnie przyswajalnej przez ludzki organizm :)

  • … wieczność w biodrach. Oj, wyrzeźbię się w Nowym Roku. Oficjalnie. Ciekawy wpis, czytam i obmyślam plan. Dzięki! A mój metabolizm to 0. Zero.

  • Zapomniałaś zarekomendować dietę szpitalną- 100% skuteczności. ;)

    Zdrowa już jesteś?? Wszystko ok?

    • Dżejms, szpitalna dieta? Jajecznica na kolację, kotlet grubości 3 mm w panierce 2-centymetrowej, do tego zero owoców i warzyw – nie wiem,, czy taka dieta sprzyja odchudzaniu ;) Dziś wychodzę do domu. Całkiem zdrowa jeszcze nie jestem, ale na pewno zdrowsza :))

      • Hmmm, to chyba coś się poprawiło, tata A. w zeszłym roku schudł w szpitalu 6kg przez 5 dni… Mimo wszystko to chyba dobrze że tendencja jest wzrostowa, a menu bogatsze. :)

        Zdrowiej w takim razie, kochana Malvino, i dbaj o siebie!

  • Cos o mnie, co roku mam podobne postanowienie i jakoś lata mijaja a efektów brak.

  • W moim przypadku odstawienie skrobi pomogło. Efektem było -20kg.
    Teraz jadam ją w stosunkowo niewielkich ilościach i waga utrzymuje się na -16 w stosunku do wyjściowej. Reszty sobie nie odmawiam, łącznie ze słodyczami.

  • przy takiej aktywności tylko 1800kcal? jak to wyliczyłaś?

    • Przy pomiarze składu ciała i u dietetyka :)

    • Ania

      Ale chodzi o kalorie net? Bo jeżeli spożywasz 1800 kcal w ogóle, przy dużym wysiłku fizycznym (np. Insanity), to możesz śmiało wyladować przecież poniżej 1000 kcal rzeczywistego przyjęcia dziennego, a to już podpada pod głodzenie się :)

  • Ana

    Ja bym nie przeceniała diety nad ruchem. Ja chudnę, gdy jem, na co mam ochotę, ale duuuuużo biegam. Po biurze, do pracy, na studiach za autobusami i między wydziałami rozdzielonymi połową miasta… ;)

    • Bo jesteś studentką… Zobaczysz za 4-5 lat ;)

      • Ana

        Od, niestety!, ponad dwóch (a nawet 2,5 już) nie jestem :) I chudnę bardziej niż chudłam na studiach poza domkiem mamusi. Grunt to regularne posiłki i sporo ruchu, nawet typu spacerowanie między pokojami w pracy – mam to szczęście, że nie siedzę bitych 8h na dupie :)

      • Ana

        (Chyba coś mi nie wyszło, nie widzę odpowiedzi sprzed ok. pół godziny… piszę raz jeszcze, najwyżej usunie się nadprogramową ;)

        Oj, baaardzo chciałabym być studentką :) A już od 2,5 roku nie jestem. Ale moja wina – zbyt wielkiego skrótu myślowego użyłam. Więc raz jeszcze: Nie przeceniałabym diety nad ruchem. Ja chudnę, gdy jem, na co mam ochotę, ale duuuuużo „biegam”. Po biurze, do pracy, z pracy, między biurem a magazynem. A na studiach biegaŁAM za autobusami i między wydziałami rozdzielonymi połową miasta… :) Słowem: jadłam i jem co chciałam, ale w miarę regularnie i we w miarę podobnych porcjach. Ruch i kalorie dawkowałabym więc nie w proporcji 80:20, a 50:50 :) A co do posiłku o 18 – jeśli ktoś chadza spać z kurami, to czemu nie ;)

  • Wyczuwam dużo privów w Nowym Roku :)

  • buka

    dieta montignaca… warto?

  • kamil

    To by się wszystko zgadzało. Największym mitem a właściwie oczywistym faktem, o którym nikt nie chce pamiętać, jest to że żeby zachować efekt diety, to trzeba po prostu na niej zostać :) Celem prawdziwej diety jest zmiana nawyków żywieniowych i nauczenie organizmu określonych reakcji na przyjmowany pokarm tak żeby np. nie gromadził zapasów w tłuszczu. Najlepiej po prostu udać się do dietetyka a nie wertować internet :)

  • Leme

    Co do diet to troszkę bym podyskutowała. Michel Montignac dość skutecznie obalił mit, że zmniejszanie liczby kalorii prowadzi do chudnięcia na stałe, a jego dieta oparta o pilnowanie indeksu glikemicznego produktów żywnościowych i unikanie łączenia tłuszczy z węglowodanami to dieta skuteczna i długotrwała, w dodatku zdrowa. Polecam poczytanie sobie więcej na ten temat :)

  • Misiek

    Po odrzuceniu zboża [ryż to też zboże] schudłem, przybierając jednocześnie mięśni, podobnie mieli znajomi, którzy przeszli na dietę mięsno-jajeczno-zielono warzywną. Zboża hamują wchłanianie składników odżywczych z innych węglowodanów takich jak warzywa. Do tego podnoszą poziom cukru we krwii. Natomiast jajka dostarczają wielu potrzebnych składników [bo tym są, magazynem składników do stworzenia nowego życia] i są często zdrowsze od cycka kury nafaszerowanego chemią. Łatwiej zdobyć dobre jaja niż zdrowe mięso. Po zmianie diety o wiele lepiej wyglądam i o wiele lepiej się czuję psychicznie, nie tylko z powodu schudnięcia. Mniej otępiały jestem. A zrzuciłem z 10 kilo w niecałe 4 miesiące. Jem sobie kiedy chcę, jem mniej niż jadłem wcześniej, gdy rozpychałem żołądek ziemniakami albo pieczywem. I nie czuję takiego głodu jaki mi towarzyszył, gdy jadłem chleb.

    Zatem polecam dużo zielonych warzyw, jajka, mięso, nasiona i orzechy, miód, trochę owoców, na deser trochę gorzkiej czekolady >70%. Do picia woda, herbata, yerba mate.

    Czasem zjem niezdrowe słodycze w postaci galaretek jutrzenki, maczków albo mlecznej czekolady z laskowymi. Od święta ze znajomymi wypiję max 2 piwa. Ale to wszystko jest w małych ilościach i co jakiś czas.

    Oczywiście poza zmiana diety ćwiczyłem, ale aktywność fizyczna towarzyszyła mi też gdy się niezdrowo odżywiałem. Osobiście wolę kalistenikę i rower [prawdziwy, nie stojący przed tv w pokoju] od siłowni.

    Zauważyłem też, że mój organizm teraz szybciej sie regeneruje – dawniej duża afta [ taki bolący krater w buzi jak ktoś sie np ugryzie w policzek od środka] mi sie paprała ponad tydzień, teraz goi się w kilka dni.

    Zrobicie jak będzie wam pasować, a ja wolę odrzucić produkty, które nie są mi do niczego potrzebne i nie są niezastąpione, a wręcz mogą szkodzić.