Zamknęli mnie w boxie i kazali ćwiczyć, czyli mój pierwszy raz z crossfitem

fot. Aleksandra Lewandowska

Zdarte kolana, czarne od brudu dłonie, pot kapiący z rzęs i obłęd w oczach. Tak mniej więcej wyglądałam o godzinie 15, czołgając się po podłodze i przeklinając dzień, w którym postanowiłam sprawdzić, co takiego jest w crossficie, że jara się nim pół Polski. Powiem tak: dziś wrzeszczałam długo i mocno. A ja nigdy nie krzyczę, jak ćwiczę.

 

Crossfit był na mojej „TO DO” list już od paru ładnych miesięcy, ale jakoś nie mogłam się do niego zabrać. Wiecie, jak jest: bo kasa, bo czas, bo ziemniaki na gazie. Więc kiedy Katarzyna zapytała mnie, czy nie wybrałabym się z nią na „Bring a friend day” do boxu na warszawskich Bielanach, stwierdziłam, że to jest ten moment. Samodzielne treningi w domu zaczęły mnie nudzić, do biegania wracam powoli i raczej rekreacyjnie, a siłownia straciła dawny urok. Potrzebowałam czegoś nowego. Czegoś, co przeciągnie mnie po podłodze i każe się modlić o rychły koniec. Czegoś, co skopie mi tyłek, mózg i cały ekosystem.
 

Mizianie za uszkiem

 

Na dzień dobry urzekła mnie atmosfera miejsca. Niepozorny box ukryty w osiedlowym zaułku + niewielka grupa ludzi, gdzie wszyscy się znają, rozmawiają, żartują i wspólnie ćwiczą, a „nowych” przyjmują jak swojaków, z poklepaniem po pleckach i mizianiem gratis. Nie wiem, czy to specyfika akurat tego boxu, czy taka właśnie jest idea crossfitu, ale ja to kupuję.

Kupuję też trenera (pozdro, Sebastian), który – w przeciwieństwie do tego, co znam z siłowni, autentycznie zwraca uwagę na ćwiczących i szczególnie dużo czasu poświęca nowym ludziom. To zaleta treningu w kilkunastoosobowej grupie.

 

Skakanka

 

Jak to przy pierwszym razie – zaczęło się niewinnie. Tu jakieś kręcenie nóżką, tam machnięcie rączką – w porównaniu z Insanity rozgrzewka wyglądała jak animacja na oddziale geriatrycznym. Przez pierwszych 30 sekund. Potem zrobiło się ciepło, bo trener zarządził skakanie na skakankach. Nie wiem, czy to kwestia kiepskiej formy po wczorajszej imprezie, czy tego, że ze skakanką mi nie po drodze i zabijam się o własne nogi, ale dość szybko zaczęłam błagać o rychły koniec. Jeszcze nie wiedziałam, że najgorsze przede mną.

 

Uda cierpią, dusza śpiewa

 

W crossficie, podobnie jak w Insanity, trening właściwy trwa maksymalnie 20 minut. Pozostałe 30-40 minut to rozgrzewka + rozciąganie. Na tym etapie jest całkiem przyjemnie. Piekło zaczyna się, kiedy dochodzimy do sedna całej operacji. Jak to wygląda?

Najpierw przez około 10 minut powtarzamy ćwiczenia, które później przez kolejne 10 minut wykonywać będziemy w rundach. Na każdą rundę składa się seria ćwiczeń, gdzie każde wykonywane jest w kilku powtórzeniach. To tzw. AMRAP, czyli as many rounds as possible. Trzeba być szybkim i sprawnym – chodzi o to, by w danym czasie zrobić jak najwięcej rund.

Ćwiczenia mogą być różne: podciąganie, bieganie, kettlebell, wiosłowanie, skoki, pompki, przysiady… Opcji jest wiele, bo crossfit to trening przede wszystkim zróżnicowany – nie skupiamy się na poszczególnych partiach mięśni, a dążymy do wszechstronnego rozwoju całego ciała. Dzisiejszy WOD (work out day) opierał się na czterech ćwiczeniach:

Burpees (pojawiają się w Insanity i osobiście je uwielbiam):

Died lift kettlebell, czyli martwy ciąg z kettlem:

Bear crawls, czyli to, co przy piątym powtórzeniu w drugiej rundzie doprowadziło mnie niemal do płaczu (uda):

A na koniec ulubiony przysmak pająków, czyli bieganie.

W ciągu 10 minut udało mi się zrobić 2,5 rundy, gdzie na każdą przypadały powyższe 4 ćwiczenia, każde po 5 powtórzeń – całkiem przyzwoicie. Fajne jest to, że po skończonym treningu każdy zapisuje swój wynik na tablicy i może porównać efekty z innymi. Element rywalizacji zawsze w cenie.

 

Co dalej?

 

Crossfit tani nie jest. Miesięczny karnet open to 250 złotych. 10 wejść – 300 zł. Teoretycznie nie ma tu nic, czego nie mógłbyś zrobić w domu – pod warunkiem, że dysponujesz przestrzenią i zainwestujesz w podstawowy sprzęt, typu ciężary, gumy czy drążek. W praktyce wiadomo, że lepiej, kiedy obok jest trener, który koordynuje i grupa, dzięki której łatwiej ci się zmobilizować. Do tego dochodzi specyficzny, surowy klimat boxu, zapach ciężarów i gum, muzyka (zdobyli moje serce, włączając Dirtyphonics), no i oczywiście ci wszyscy ludzie, którzy – niezależnie od tego, kim są i co robią na co dzień, dziś zebrali się tu w tym samym celu – wycisnąć siebie do ostatniej kropli i przesunąć granicę wytrzymałości o kilka kolejnych centymetrów. I chyba właśnie w tej prostocie i w ludziach tkwi siła crossfitu. Satysfakcja smakuje naprawdę zajebiście dopiero wtedy, kiedy dzielisz ją z wariatami twojego pokroju.

Rybka połknęła haczyk. Crossfit – I’ll be back!

fot. Aleksandra Lewandowska

0 Like

Share This Story

Trening
  • Katarzyna

    + zajebista nuta podczas treningu :)

  • Anna

    Ja jeszcze crossiftu nie próbowałam samego w sobie, ale u mnie na siłowni były rundowe klasy siłowe + cardio i wszystkie te ćwiczenia znam doskonale (NIENAWIDZĘ bear crawls prawie tak bardzo jak burpees… generalnie dawno doszłam do wniosku, że na B to Boli:D).
    Niemniej jednak widzę, że w Polsce to droga impreza… a szkoda :)

    • No niestety. Ale myślę, że się skuszę :)

  • Właśnie mi przypomniałaś, że od 3 miesięcy planuję poćwiczyć z odważnikami kettlebell, okay – zrobię to do końca kwietnia :D

  • Maniek

    Jest moc! :)

  • 7:44 poniedziałek – nie doczytałem do końca – padłem zmęczony.

    • Taki męczący tekst czy taki męczący trening? ;P

      • Trening – tekst jest wporzo. Ostatnio pisałaś o przerwie w trenowaniu, ja właśnie jestem w trakcie takiej (tzw. łokieć tenisisty) i chyba zaczyna mi się to podobać – do tego stopnia że męczy mnie patrzenie na karkołomne ćwiczenia (czytanie o nich też). pozdro

        • Czasami przerwa jest potrzebna, żeby nabrać trochę dystansu :)

  • Myślę, że w krzykach nie jesteś sama. Z zainteresowaniem nasłuchuję odgłosów dochodzących zza ściany w czasie takich zajęć na mojej siłce. :]

    A CF jako taki? Spróbuję na stare lata!

    • To chyba musisz jeszcze trochę zaczekać :D

      • Właściwie to miało być „sprobuję jak będę wystarczająco duży”, bo CF to jednak typowa wystrzymałościówka. Tylko… przy zaawansowanej bigoreksji chyba pierwsza będzie emerytura niźli konkluzja „ok, starczy, jestem duży”.

  • w maju minie rok crossfitowej przygody u mnie ;) to taki sport dla indywidualistów ze wsparciem grupy i trenera i domieszką rywalizacji, która świetnie motywuje :) z hardcorowych ćwiczeń proponuje wygooglać BEAR complex :)

  • Treningi CF nigdy nie nudzą – przychodzisz na trening i nie wiesz co Cię czeka: burpee? przysiady? pompki? wall balls? podciąganie na drążku?

  • Pamiętam tę beztroskę i moc zaufania, kiedy trener powiedział mi na pierwszym treningu, że skoro szykuję się do maratonu, to zrobimy coś na wytrzymałość, czyli crossfit. Po tych zajęciach zakwasy zeszły mi po 6 dniach.
    Ale dawno nie miałam takiej mocy w sobie.

  • Tak z ciekawości: próbowałaś kiedyś tabaty?

  • Gochu

    Ból i zmęczenie sprawiają Ci przyjemność. To się nazywa szczęśliwe życie :).

  • Zazdroszczę :)

  • Kamil

    Fajnie, że Ci sie podobało – nawet się na fotke załapałem:P Artykuł bardzo okej z tym, że nie zgadzam się z tym, że wiekszość crossfitowych cwiczen mozna wykonac w domu – jest wiele cwiczen głownie z serii podnoszenia ciężarów ktore są niemożliwe do wykonania w domu. Zapraszamy ponownie:)

    • Dzięki. Z chęcią zajrzę. Po wypłacie :P

      • loca

        Ta na drugim zdjęciu na środku to Ty???!!

        • Tak. A co?

          • Kamil

            hmmm niech „zgadnę” na dole przed treningiem na górze po:P

          • Nie mam pojęcia, jak na to wpadłeś :P

  • Kalutka

    Napisalas ze cwiczenia w domu zaczely Ci sie nudzic (ja jestem po p90x, p90x3, Insanity, a teraz t25), ale z tego co ja rozumiem to cwiczenia Shaun’a T to wlasnie crossfit. Chodzi mi o to ze crossfit nie byl Ci obcy ;)
    Gdy mieszkalam w USA chodzilam na bootcamp I tam robilo sie dokladnie to o czym piszesz (AMRAP itd.), wiec mimo innej nazwy to tez byl typowy crossfit. Po prostu wydaje mi sie ze roznica polega glownie na nazwie.
    Shaun na poczatku robi rozgrzewke, potem rozciaganko (ok 20 minut), potem 20 minut treningu zasadniczego I cool down. Cwiczenia z treningu zasadniczego nie roznia sie zbytnio od tych, ktore robi Shaun.
    Jezeli sie myle to prosze o Twoja opinie, jestem bardzo ciekawa.

    • Jest to podobny typ treningu, ale zauważ, że u Shauna nie ma ćwiczeń z obciążeniem. Poza tym, za crossfitem stoi cała filozofia, a przynajmniej tak twierdzą ludzie, którzy go trenują ;)

      • Kalutka

        Masz racje, glowna roznica to brak obciazenia. Z kolei u Hortona obciazenie juz jest. Rozumiem, ze mozemy sie zgodzic ze Shaun T czy Horton podchodzi pod szeroko rozumiane pojecie crossfit. Pozdrawiam!

      • bar~

        U Shauna… w trzeciej fazie (tj. gamma) focus T25 sa cwiczenia z obciazeniem… :p to tak dla sprostowania ;)

  • Firefly

    Próbowałam i umarłam, przez jakiś czas trenowałam naprawdę regularnie potem organizm mi nie pozwolił, ale efekty są naprawdę nieziemskie a zmęczenie gwarantowane ! Uwielbiam.

  • Wojciech Mrożkiewicz

    To kiedy pierwszy benchmark(Fran zawsze czeka …)

    • Parę benchmarków już wjechało ;) A Fran akurat dzisiaj robiłam :D