Stefan na Mariolkę nigdy głosu nie podniósł, nie mówiąc już o ręce. A Mariolka sobie lubiła pierdolnąć pięścią w stół. Laptopem w ścianę, talerzem o podłogę. Charakterna kobita. Stefan jej z okazji PMS-a śledzie w oleju kupował i czekoladę. I nie pytał, co zacz. Mariolka jadła, uśmiechając się pięknie, bo ładna była, to i Stefanowi serce topniało. Po trzech dniach wracała do siebie. Tu kurwą rzuciła, tam szklanką, generalnie w pewnym momencie Stefan zainwestował w plastikowe zestawy grillowe za 3,99. Aż któregoś dnia jakoś tak wyszło, że Mariolce w pysk dał.
To jest moment. Mikrosekunda. Błysk. Czasami żałujesz, że robisz to, co robisz, zanim jeszcze skończysz robić. Ale podniesionej dłoni nie da się już cofnąć. Tak, jak wykrzykiwanych słów, które summa summarum z Tobą zostają. Ty się z nimi będziesz musiał później układać. No chyba, że pójdziesz na detoks.
Dr Jekyll & Mr Hyde
Mam takiego przyjaciela. Niezwykle inteligentny, dobry, niekonfliktowy człowiek. I nie pizda. Rzadka kombinacja. Do tego kocha zwierzęta, rozumie ludzi i tym ludziom zawodowo pomaga. Jest mężem fajnej żony, a ich wzajemne porozumienie, lojalność i – nie bójmy się tego słowa – miłość, są na tyle mocne, że po prostu razem sobie płyną przez życie. Brakuje tylko chodzenia po wodzie i wskrzeszania zmarłych.
No więc ten mój święty święty święty pan bóg zastępów przyjaciel, wspominając pewnego razu jakieś tam swoje stare miłości, powiedział znad kubka herbaty, że już nigdy więcej nie zwiąże się z kobietą, która doprowadzi go do stanu, gdy on przypiera ją do ściany za szyję, ostatkiem sił walcząc ze sobą, żeby nie zrobić suce krzywdy.
Czujecie dysonans?
To teraz pytanie za 100 punktów: na ile toksyczna relacja z drugim człowiekiem jest w stanie wyzwolić w Tobie skurwysyna? Kiedy następuje ten moment przemiany Dr Jekylla w Mr Hyde’a? I przede wszystkim: czy możemy swoje mniej ludzkie zachowania tłumaczyć nieludzkim zachowaniem innych?
Człowiek & Toksyna
Nie wierzę w podział na dobro i zło – to pojęcia względne, rozmyte, kwestia systemu wartości w zestawieniu z/kontrze do społecznie przyjętych zasad. Temat na inną dyskusję. Wierzę jednak w bagaż doświadczeń.
Toksyczni ludzie nie biorą się znikąd. Poziom ich wewnętrznego skurwienia rośnie wprost proporcjonalnie do siły pokoleniowego obciążenia.
Jeśli Mariolka ciska człowiekiem o podłogę, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że u niej w domu ktoś, matka bądź ojciec, też o tę podłogę ciskał. Np. ją. Jej brata. Albo siebie nawzajem. A to ciskanie swój początek miało w babci Mariolki, która do swojej córki, czyli Mariolki matki, zwykła mówić „wstawaj suko, nie gnij w wyrze”. Albo „ty mała kurwo, znów krwią pościel poplamiłaś”. A mówiła tak dlatego, że jej ojciec, a Mariolki pradziadek, przez 15 lat wkładał swojej córce rękę pod sukienkę. I tak dalej.
Moglibyśmy to drzewo genealogiczne rozwijać do 10 pokoleń wstecz, ale nie w tym rzecz, żeby teraz Mariolkę z jej potłuczonych talerzy i rozbitych żyć tłumaczyć.
Bardziej zastanawia mnie, czy gdyby Stefan poślubił, dajmy na to, Baśkę – ciepłą, miłą, serdeczną kluchę, to czy by tę Baśkę kiedykolwiek potraktował pięścią?
Reakcja chemiczna
Gdyby istniał jeden z góry określony algorytm łączenia ludzi w pary, świat byłby lepszy, a z całą pewnością prostszy. Tyle, że ludzie od matematyki wolą zabawy w alchemika. Wiecie. Szczypta tego, garść tamtego. Zamieszać, spróbować. Sprawdzić, czy wybuchnie…
Z toksycznymi relacjami jest jak z ćpaniem – pakują się w nie zwykle ludzie „z bagażem”, o określonym rysie osobowościowym. Tu introwersja, tam wysoka otwartość na doświadczenie. Niedostateczna lub nadmierna samokontrola. Skłonność do kompulsji. I pewnie jeszcze parę innych ciekawych rzeczy. Ciężko się z tego wyplątać. Bo jakkolwiek wodą toksynę rozrzedzisz, tak kiedy zmieszasz ze sobą dwie substancje żrące… Well. Swój ciągnie do swego. Toksyczni ludzie przyciągają ludzi z problemami. Efekt jest taki, że gdyby Stefan poślubił Baśkę, prędzej czy później wywinąłby jej w mordę, aż miło.
Detoks
Przyjaciel, ten od chodzenia po wodzie, też by pewnie dzisiaj trzymał jakąś sukę za włosy, cedząc jej słowa prosto do ucha, a potem zostawiając, stłamszoną, rozprutą, bezradną na podłodze. Jakoś tak wyszło, że w porę zrozumiał, jakim jest chujem.
Jego detox trwał długo. Sześć lat konfrontacji z przeszłością, odcinania się od dysfunkcyjnej rodziny. Sześć lat cotygodniowych leżanek na kozetce. Sześć lat koszmarów sennych, lęków, rozpaczliwych prób ucieczki od samego siebie. Sześć lat samotności. Poznał ją dopiero, kiedy poskladał samego siebie.
I to jest jedyny sposób na toksyczny związek. Odstawić. Wyrzygać. Przecierpieć. Zbudować siebie na nowo.
Miłego wieczoru.