Z Jagodą sprawa wygląda tak, że – podobnie, jak ja – nie trawi rozmawiania przez telefon. Żadnych kupek dzieci, najnowszych kolekcji Lułisa Fjutona ani first world problems. Będziesz? Będę. Kiedy? Za pół h. Oka. Pa. Tyle w temacie. Pogadać to my sobie możemy na żywo, przy lampce wina, Tomie Waitsie i sałatce makaronowej z tuńczykiem, pesto i pomidorami suszonymi. Kiedy więc zadzwoniła do mnie w niedzielę tuż przed północą, wiedziałam, że coś się kroi.
– Pierdolę to – usłyszałam na dobry wieczór.
Ta. Ewidentnie shit was going to happen.
– Pierdolę to – powtórzyła Jagoda. Ścinam się na chłopaka, przestaję chodzić w kieckach i nie umawiam się na żadne [piiiiiii] randki.
– Mhm.
– Weki zaczęłam robić.
– O kur…
– No więc właśnie.
Jagoda
Zanim przejdziemy dalej, musicie coś o Jagodzie wiedzieć.
Po pierwsze – cycki. Duże, jędrne, opierające się sile grawitacji. Wojaczek, gdyby żył, popełniłby dla nich samobójstwo. A przynajmniej z jeden wiersz napisał.
Po drugie – seksapil. Skapujący z warg, końcówek włosów i wypowiadanych słów.
Po trzecie – inteligencja. Jako osoba sapioseksualna lecę na tę część Jagody najbardziej. Choć wydyma usta i robi dzióbka do zdjęć, pod jej czerepem dzieje się cała masa intrygujących reakcji chemicznych. Brałabym jak Hannibal móżdżek
.
Metro
Teoretycznie Jagoda powinna być w szczęśliwym związku z doktorem habilitowanym o aparycji co najmniej doktora House’a. Albo chociaż Goslinga, choć wciąż nie wiem, czym tu się jarać. Tymczasem Jagoda jest singielką. Warszawianką z prawem jazdy, która – jak większość warszawiaków z prawem jazdy – porusza się po stolicy metrem.
No i tak się składa, że w tym metrze ostatnio ktoś się do Jagody uśmiechnął. Przystojny, wysoki, dobrze zbudowany. Brunet. Z ryja inteligentny, jak to mówią Prażanki.
– Jedziemy, a ten się gapi. I czuję na sobie wzrok kutafona, ale ja wstydliwa jestem, to się nie patrzę, tylko cegłę palę i jakiś głupkowaty uśmiech mi się błąka po twarzy. Macham se butem, co by napięcie rozładować, gdzieś tam kątem oka zerkam na niego, żeby sytuację kontrolować, a ten, rozumiesz, siada ni stąd i zowąd naprzeciwko mnie i się, kurwa, szczerzy jak kot ze Shreka. Ten duży, dojrzały kot. Nie ten z kapeluszem w łapkach i z oczkami.
– Ekhm.
– No dobrze. Siada, uśmiecha się, podnoszę wzrok, odwzajemniam uśmiech, moja stacja, wysiadam, a ten za mną. Idę sobie, no bo co mam robić i słyszę kroki, bieg jakby, ktoś mnie chwyta za ramię, odwracam się, on.
Już dawno T A K I E J dziewczyny nie widziałem, czy numer, czy spotkanie, bo on by chciał bardzo bardziej najbardziej.
No to mu dałam.
Zadzwonił na drugi dzień.
GJ Jane
– Przedtem zaspamował mnie smsami w liczbie zakrawającej o psychopatię, ale powiedziałam sobie: dobra, nie oceniaj, poznaj, nie bądź już taką cyniczną suką.
– Słodko.
– Poszliśmy na tę cholerną randkę i wiesz co? Ani razu nie przewinął się temat dzieci, kariery, feminizmu, maskulinizmu, ucinania jaj, etc. Wiesz, bezpieczna strefa: nowy film z Religą, Yoko Ono, CSW i Marek Raczkowski. Chwała bogu, nie czyta blogów.
– Haha. Very funny.
– Dzień później napisał: „Mam wrażenie, że szukasz kogoś na całe życie. A ja nie wiem, czy jestem gotowy na tego typu zobowiązania”. Po pierwszej randce. P I E R W S Z E J. Rozumiesz to? Co bym nie robiła, jak się nie ubrała, oni zawsze na dowidzenia chcą tylko pobawić się moimi cyckami i zaliczyć wsad. No więc ja to, za przeproszeniem, pierdolę. Ścinam włosy, zakładam bojówki i kupuję stanik uciskowy.
– Umrzesz dziewicą.
[Śmiech]
– Ale tak już zupełnie poważnie, Malv… – Jagoda zawiesiła głos. Słyszałam, jak wydmuchuje dym papierosowy i oczyma wyobraźni widziałam ją, stojącą na balkonie, opartą o balustradę, piękna, nieszczęśliwą, a na dodatek kompletnie trzeźwą. – Koniec końców chodzi przecież o to, żeby mieć kogo złapać za rękę, usiąść przy tym pieprzonym kominku i tak zwyczajnie, po ludzku, przytulić się i pogadać.
Prawda?