– Napisałam dziś do niego – powiedziała Majka, wypuszczając kłąb dymu z ust. Był piątkowy wieczór. Siedziałyśmy na balkonie w zimowych kurtkach, kapciach i cienkich rajstopach. Ona paliła, ja oparłam nogi o balustradę i słuchałam. – Napisałam, że tęsknię za seksem z nim. Wiesz, co odpowiedział? Wzruszyłam ramionami, że nie, nie wiem, bo niby skąd. – Zapytał – wycelowała we mnie fajkiem – czy tylko za tym. Rozumiesz typa? – pokiwała głową z niedowierzaniem. To też pokiwałam, żeby jej raźniej było.
Majka. Dobra przyjaciółka. Żadna tam korpobicz, raczej zwykła dziewczyna robiąca „karierkę” w agencji reklamowej. Inteligentna, szczupła, dobre cycki, świetny tyłek. Spokojnie siedem na dziesięć. Trochę zbuntowana, z kurwikami w oczach. Wymagania w stosunku do mężczyzn: wysokie.
On, czyli Robert. Majki nowy przyjaciel. Taki, z którym w piątkowe wieczory lubi sobie pójść na spacer. Po gumki. A później do łóżka. Czasami robią to też na podłodze. Pod prysznicem, w wannie, przy ścianie, na stole w kuchni, a raz nawet w Decathlonie, za stojakiem z rakietami tenisowymi. Wygląda na człowieka poczciwego. Drwal w łóżku, księgowy w życiu.
– Ja mu daję idealny wstęp do dirty talk, a ten pyta o uczucia. Ja mu wyjeżdżam z układem bez zobowiązań, a ten już czeka, żeby drzewo sadzić, dom budować i syna płodzić. – Majka zgasiła papierosa energicznie i popatrzyła na mnie, trochę wściekła, a trochę rozżalona. – Kiedy to się w ogóle stało? Kiedy oni zdążyli uczepić się tych spódnic, które my już dawno zdjęłyśmy? Mówię ci, świat był prostszy, gdy to kobiety płakały przez mężczyzn, nie na odwrót.
– Nie pamiętasz już? Pięć lat temu? Żałoba po Radziu, który wybrał karierę w JuEsEj? Że taki czuły był? Wyrozumiały? Że cię słuchał, rozśmieszał i w ogóle M jak miłość i szpital w Leśnej Górze? Dzieci mu chciałaś rodzić, konie hodować, domek na prerii budować. I co? I Ty mi teraz powiesz, że liczy się tylko święty spokój i fujara?
– Pięć lat temu nie miałam psa, kredytu na mieszkanie, nie pracowałam po 10 godzin dziennie i nie uprawiałam thai chi. Miałam czas na pierdoły.
Zamilkłyśmy. Majka odpaliła kolejnego papierosa, ja próbowałam ułożyć sobie w głowie, w którym momencie zaczęłyśmy zjadać swój własny ogon? Czy szczęśliwy człowiek wydziela sobie czas na pracę, sen i seks bez zobowiązań? I czy naprawdę stałyśmy się na tyle samowystarczalne, że nie potrzebujemy mężczyzny u swego boku? A co z elementarną potrzebą kochania i bycia kochanym? Stłumiłyśmy ją w sobie na czas robienia kariery, samorealizacji i podnoszenia swojego statusu materialnego?
– Człowiek nie jest stworzony do samotności – wyrwało mi się.
– Co?! – Majka podskoczyła, jak wyrwana z letargu.
– Nie mamy czasu rozejrzeć się wokół, nie mówiąc już o zaangażowaniu w związek i pracy nad nim, bo robota, bo trening, bo pasje, bo znajomi, bo doby nam nie starcza. Mamy jako taką kasę, mamy dyplomy, jesteśmy atrakcyjne, zadbane, inteligentne i wygadane, więc tego samego oczekujemy od mężczyzny, z którym docelowo miałybyśmy się związać.
– I bardzo dobrze. Trzeba być świadomą swoich potrzeb.
– Potrzeb? Pomyśl – im dłużej jesteśmy same, tym bardziej wygórowane i irracjonalne stają się nasze oczekiwania. I nie dotyczy to tylko kobiet, ale też mężczyzn. Tworzymy sobie listę „warunków do spełnienia” przez potencjalnego partnera i co na niej zwykle jest? Oni chcą rezolutnej, seksownej, szczupłej laski z nogami do nieba, kształtnymi cyckami i zgrabnym tyłeczkiem. Takiej, która zrobi dobrego loda i dobre wrażenie przed mamusią. Takiej, która lubi się rżnąć, gotować, dbać o niego, a jak czasu starczy, to realizować swoje pasje, bo przecież nikt nie chce być w związku z nudnym, smutnym człowiekiem. My z kolei szukamy minimum 180 cm wzrostu, inteligencji, wykształcenia, poczucia humoru, prestiżowej pracy, własnego mieszkania, bo przecież nie będziesz z chłopem, który koczuje u mamusi, dobrego wyglądu i kutasa, który doprowadza do orgazmu przynajmniej z pięć razy w tygodniu…
– Phi. – fuknęła Maja – To co, teraz chcesz obniżać standardy?
– Pieprzyć standardy. Pieprzyć oczekiwania. Już sama nazwa wskazuje, że to coś, na co czekasz, a co nigdy może nie przyjść. To nie jest bajka o śpiącej królewnie i rycerzu na białym koniu. Na koniec dnia nie liczy się to, czy on ma subaru i mgr przed nazwiskiem, ale fakt, że o ciebie dba, że wspiera i daje poczucie bezpieczeństwa. Że przy nim czujesz się piękna, wartościowa i kochana. Że jest z tobą na dobre i na złe, jakkolwiek tanio by to nie zabrzmiało. Popieprzyły nam się priotytety, Majka…
Milczałyśmy. Ona sączyła wino, ja patrzyłam w gwiazdy, próbując wypatrzeć Wielki Wóz. Zawsze mam z tym problem. – Tu jest – Majka wycelowała palcem w niebo. – Widzisz dyszel? To ogon Wielkiej Niedźwiedzicy. Zaraz pod nią, trochę na prawo, jest Mały Lew. O tam. Robert mi pokazał ostat… – urwała zmieszana i odruchowo sięgnęła po papierosa.
Tym razem paczka była pusta.
Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 2, luty 2015] oraz na logo24.pl