Zabawimy się?

Generalnie mam modę w dupie. Owszem, czasami w Empiku przejrzę Vogue’a albo sprawdzę foty z ostatnich pokazów haute-couture w internecie, choć robię to raczej z ciekawości, niekoniecznie po to, by czerpać inspirację. Owszem, zwracam dużą uwagę na ubiór, mam wyczucie gustu, ale nigdy nie kieruję się trendami wyznaczanymi przez modowych guru. To, co na siebie zakładam, zależy od dnia, pogody, okoliczności i samopoczucia. Raz jestem typiarą z osiedla w gaciach z krokiem do połowy uda i full cap’ie, raz grandżowym śmieciem we flaneli i podartych kabaretkach, innym razem żyletą w szpilach, obcisłych legginsach i bluzce odsłaniającej plecy, a kiedy indziej hippiską w dżinsowych szortach i wianku na głowie. Uwielbiam bawić się formą. Nienawidzę półśrodków: pasteli, kołnierzyków zakładanych pod sweter w serek, butów na tzw. kaczuszce [bleh], czy spódnic tuż przed kolano. Pasuje mi wyrazisty, trochę buntowniczy klimat i to chyba w nim najlepiej się odnajduję. Ale dobra, przejdźmy do konkretów.

 

Ostatnio mój fryzjer powiedział mi: „Nie rozumiem niektórych moich klientek. Przychodzą do mnie, bo chcą rewolucji, a potem wychodzą z grzywką podciętą o centymetr i kolorem włosów zmienionym o pół tonu. Na odrostach”.

Tę samą zachowawczość widzę na warszawskich ulicach, choć w stolicy tzw. „street fashion” i tak kwitnie w porównaniu z chociażby Wrocławiem, Poznaniem czy Trójmiastem. Na ulicach Nowego Jorku, Tokio, czy sąsiedzkiego Berlina na każdym kroku spotkać można modowych freaków, ludzi którzy wychodzą poza lawendowe pasemko i transparentną bluzkę eksponującą oczojebny stanik i kolorowy tatuaż [tak, to autoironia].

 

Komuna 2.0.

 

PRL nauczył nas, że nie warto odstawać z tłumu i mniej więcej z takim dziedzictwem pokolenie obecnych 30-latków wkroczyło w okres dorastania. Jeszcze 15 lat temu jakiekolwiek odstępstwo od normy w ubiorze/fryzurze/makijażu było wyśmiewane, napiętnowane, czy wręcz tępione i to – co gorsza – nie tylko przez naszych rodziców i nauczycieli, ale przede wszystkim przez rówieśników. Na ten przykład w mojej podstawówce byłam jedyną osobą, która w 1999 roku nosiła glany, podarte bluzki i czerwone włosy. Była jeszcze jedna koleżanka, ale po trzech dniach wróciła do Vansów, jak ją koledzy wyzwali od brudasów i bałaganów.

Dziś, mam wrażenie, jest kompletnie inaczej – im bardziej się wyróżniasz i na im więcej pozwalasz sobie w kreowaniu swojego wizerunku, tym większy poklask zyskujesz wśród rówieśników. Nie ma też aż tak wyraźnego podziału na subkultury, jak w latach 80-tych ub. wieku. I to jest dobre o tyle, że zachęca do poszukiwania jakiejś swojej niszy, eksplorowania form, ale też – to najważniejsze – uczy tolerancji.

Bo tak naprawdę, co nas ogranicza? Durne artykuły typu „Czego nie powinna nosić trzydziestolatka?”. 10 przykazań? Opinia mamy?

Nołp. Ogranicza nas nasza własna wyobraźnia.

 

Zluzuj gumkę

 

Pisząc o wyobraźni nie mam na myśli tego, że wielu ludzi kompletnie nie ma na siebie pomysłu i nie dba o to, co założy na grzbiet. Nie chodzi też o brak funduszy, bo żeby wyglądać oryginalnie wystarczy pójść do szmateksu i kupić za grosze dwie siaty ciuchów. Chodzi o postpeerelowską mentalność pt. „co ludzie powiedzą?”.

„W pracy mnie wyśmieją”.
„To nie w moim stylu”.
„Wyglądam w tym jak dziwka”.

Znasz to skądś, prawda? Strach przed tym, żeby się wyróżnić z tłumu. Obawa, że nie zniesiesz wzroku innych skierowanego na ciebie. Niepokój, jak zareagują Twoi znajomi/rodzina/przyjaciele. Czasami ten lęk paraliżuje Cię na tyle, że – choć masz ochotę zaszaleć, ostatecznie wychodzisz z salonu z tą samą fryzurą, którą nosiłaś miesiąc temu, rok temu, a w zasadzie, jakby nie liczyć podcięcia grzywki, to i pięć lat temu. Ta sama obawa sprawia, że choć po raz czwarty przymierzasz się do kupienia szpilek w odcieniu kurewskiej czerwieni, ostatecznie wychodzisz z butiku zaopatrzona w dwie pary czarnych czółenek [bleh].

Nie bawisz się modą nie dlatego, że chcesz, ale nie wiesz, jak to robić [tacy ludzie prędzej czy później trafią do stylisty albo kupią sobie „Bazaar”], ale dlatego, że się spinasz. Albo Ci się nie chce.

A przecież to, co i jak nosisz na sobie, jest Twoją wizytówką. Oddaje Twoją osobowość. Pokazuje Twój nastrój. Mówi innym, czy podchodzić z kijem, czy bez kija ;)

 

Baw się

 

Moda jest wspaniałym wynalazkiem, który wrócił do nas po wielu latach szaro-burych płaszczy i moherowych beretów. Więc zamiast ją wyśmiewać, szydzić z niej, krytykować czyjś inny, odważny wizerunek, wyjdź modzie naprzeciw. Baw się nią. Zmieniaj. Próbuj. Szukaj.

To jedna z niewielu dziedzin w naszym życiu, w której całkiem świadomie możemy pieprzyć schematy. Więc czemu by z tego nie skorzystać?

 

Fot. Alex Hockett, Unsplash.com

0 Like

Share This Story

Style
  • box

    Gdzie można kupić takie kulki jak ma para na zdjęciu? to się zakłada czy wkłada? Za dużo internetu widziałem żeby wiedzieć jak taka sesja się skończyła :)

    • To nie sesja, to ludzie z festiwalu Burning Man :)

      • VQ

        szykuj stroik na audioriver hahah

    • asd

      wyglądają jak te takie kulki analne dla zaawansowanych… – nie wiem czy to właściwy trop ;)

    • alinkas

      kup kolorowe rajstopy i wypchaj papierem-kule duże z gazety lub jakimś materiałem i już…

  • Krytykowali, dziwnie patrzyli i robią to także dzisiaj. Grunt to się tym nie przejmować, prostować plecy, wypinać biust i być dumną z tego, że ma się więcej odwagi niż oni, żeby próbować wyrazić siebie.:)

  • agabzz

    to jakaś chujowa podstawówka. Połowa szkoły w latach 90tych chodziła w glanach. Bez jaj.

    • Podstawówka rzeczywiście chujowa, ale w liceum już było wspaniale :D

  • D-Will

    To na zdjęciach to na bank zwykłe balony wsadzone w pończochę czy tam inne leginsy w panterkę.
    Ja w gimnazyjum jak i w średniej byłem raczej w mniejszości, ale nawet teraz mimo, że trzydziestka za pasem, noszę długie baty i glany.

  • Natalia

    Eh… wyróżniać się. Nie w mojej szkole. Nie można mieć makijażu. Ok. Biżuterii. Ok ujdzie. Ale ostatnio, szczyt wszystkiego, koleżanka dostała ochrzan za pomarańczowy sweter, za SWETER. Ten kolor za bardzo rzuca się w oczy. Serio?
    Ja np. bardzo chciałabym mieć dredy. Jak tylko wyjdę z mojej szkoły to na pewno je sobie zrobię, a może, tak z kaprysu pofarbuje je sobie na pomarańczowo? Chyba nie o to im chodziło.

    • W takiej sytuacji albo wprowadza się mundurek szkolny, albo wyraźnie daje do zrozumienia, że cycoszparka i pępek mają być zasłonięte.

  • W latach szkolnych miałam włosy: długie w naturalnym kolorze zaplatane w warkoczyki usztywniane drutem, ścięte na 3 milimetry maszynką, blond baranka, czarnego baranka, blond balejaż, czarne włosy z prosta grzywką, rude asymetryczne bez grzywki. Ubierałam się w oryginalne milicyjne spodnie i glany, w wyciągnięty sweter za kolana, nosiłam też vansy i bojówki z
    opuszczonym krokiem, do tego bluza z kapturem xxl. Albo dla odmiany mini tuż za tyłek i bluzkę nieco większą od bikini. Albo podarte szorty do połowy pośladków i przezroczystą bluzkę. Czasami chodziłam też w szeleszczącym dresie :)

    A teraz mi się nie chce. Tak po prostu. Od fryzjera wychodzę z podciętymi końcówkami, a ze sklepu z kolejnymi dżinsowymi rurkami i szarą albo czarną koszulką lub z szarą bluzą. Zresztą wszystkie moje ubrania mieszczą się w jednej małej szafie. I jest mi z tym dobrze. Pieprzę schematy w tylu dziedzinach życia, że zupełnie nie potrzebuję robić tego jeszcze w ciuchach. Ma być wygodnie i do założenia z zamkniętymi oczami chwilę po 5 rano.

    • To, co robiliśmy w okresie dorastania, to prędzej wyraz buntu i potrzeba pokazania swojej odmienności za wszelką cenę. Bawienie się modą w dorosłym życiu ma z tym niewiele wspólnego.

      • To ja zdecydowanie pasuję do tego, co napisałaś: Nie bawisz się modą, bo ci się nie chce. Tyle, że nie wyśmiewam żadnego odważnego wizerunku i nie szydzę. I niech już sobie te szarości będą moją wizytówką.

    • Ze mnie mama zrobiła w piątej klasie buntownika – ścięła mi włosy na jeża. Nożyczkami.
      Ale teraz nie mam problemu z noszeniem dziwnych kolorów, marzą mi się wygolone boczki, ale fryzjer martwi się o mój potencjał na rynku matrymonialnym.
      Damn it.

      • Mam teraz wygolone włosy na środku głowy z idącą przez tego jeżyka świeżą blizną. Potencjał na rynku matrymonialnym minus sto :)

        • Z tego co czytałam, to i tak jesteś stracona dla tego rynku, koleżanko.

      • Kalutka

        Mi tez sie marzy wygolony boczek. A ja sobie w podstawówce grzywkę obcięłam i jako ze mi sie nie podobała to przecięłam ja sobie na krótko. Akurat wkrótce trendy były grzywki do połowy czoła ;)

    • Kesti

      Ale fajnie, ze to napisałaś :)
      Ja także byłam buntowniczka w czasach licealnych, potem eksperymentowałam na studiach, a dzisiaj… pasuje mi styl zachowawczy. Poza tym, mam zupełnie odwrotne wrażenia niż Malvina. Ulice są pełne dziewczyn, które na siłę starają się być takie oryginalne, galerie handlowe wyrastają na każdym kroku i są pełne ludzi. Mam dosyć tego wszechobecnego konsumpcjonizmu, ciągłego kupowania, haseł w stylu: „Twój wygląd to Twoja wizytówka”, „Baw się stylem” itp itd. Moim dzisiejszym buntem jest właśnie to, że mam to gdzieś. Jak ktoś chce, niech poświęca swoje życie na zakupy i zachwyca się jak to super wygląda na tle innych, jaki jest pomysłowy, oryginalny, jak to ożywia ulice (??!!) :) Mi szkoda życia ;)

  • Anna

    Rozumiem ideę, ale brzmi to trochę tak, jakbyś krytykowała tych, którym po drodze z powszechnie przyjętymi normami – ot, bo tak lubią. Mój styl jest całkiem banalny, wręcz skromny – ot, długie, kręcone włosy w naturalnym kolorze, dżinsy, bluzki, bluzy, sukienki, spódnice, z których nie wystaje mi tyłek a wszystko podane w róznorodnej gamie kolorów. Żadna rewolucja.
    Nie wynika to jednak ze źle pojętego strachu, obawy przed opinią innych (którą dawno temu przestałam się przejmować i była to najlepsza decyzja w moim życiu) – po prostu tak mi się podoba. Nie lubię wyuzdania, krzykliwości czy przesadnego reklamowania jakiejś subkultury. Styl, jak styl.
    Konkludujac, brak awangardy niekoniecznie musi więc wynikać z jakichkolwiek zahamowań, ale innego gustu po prostu :)

    • Oh, no to wiadomo. Nie twierdzę, że każdy od razu musi się wyhylać i robić z siebie drugiego Jacykowa ;) Ten post skierowany jest do tych, co by chcieli, ale się boją. Nie do tych, którym wisi, czy zleją się z tłumem czy nie.

      • Anna

        Stąd moje stwierdzenie, że rozumiem ideę, a wyCHyliłam się z komentarzem, bo chciałam się upewnić, że my o tym samym :)

  • Zdzicha

    Jak zwykle tekst wysoce zajebisty!
    Całą podstawówkę, gimnazjum i liceum byłam szarą myszą, nie wyróżniałam się niczym na tle dzieciaków w moim wieku. Teraz się trochę zmieniło, nie szaleję jakoś zbytnio z wizerunkiem, ale myślę, że mam swój styl. Owszem, kupuję co miesiąc od ponad 5 lat Avanti ale szukam tam po prostu inspiracji, nie noszę czegoś tylko dlatego, że jest modne. Noszę męski zegarek na bransolecie. Pod koniec ubiegłego roku kupiłam zajebistą megawielką męską torbę ze skóry. Śpię w męskich bokserkach. Mimo, że niedługo skończę 25 lat, noszę glany, moje ukochane zielone martensy. Ostatnio kupiłam zajebiste poszarpane boyfriendy, noszę je do koszulek z zabawnymi nadrukami, np z Muppetami i chociaż ludzie w moim wieku noszą się bardziej elegancko, nie mam zamiaru iść za tłumem. W ciągu kilku miesięcy przeszłam małą metamorfozę. W grudniu zrobiłam sobie kolczyk w nosie, na Dzień Kobiet zafundowałam sobie nową fryzurę- z długich przeszłam na długość, jaką nosi większość facetów. Mam odstające uszy ale co tam. Spotkałam się z różnymi reakcjami na tę nowość, w pracy wszyscy się dziwili i pytali „Coś ty zrobiła z włosami?” a dokładnie 19 marca zrobiłam pierwszy tatuaż. I znowu wielkie zamieszanie, bo kolejna zmiana. Ja pierdzielę, zrobiłam to dla siebie, nie dla was, ludzie, dajcie mi spokój, co się wtrącacie do mojego życia, chciałabym powiedzieć, ale siedzę cicho, bo nie mam zamiaru z przygłupami dyskutować. Niech sobie gadają, że w długich włosach wyglądałam lepiej, że teraz wyglądam jak facet, mam to w moim wielkim bladym murzyńskim zadzie, i tak znowu za jakieś 3 tygodnie pójdę je podciąć do fryzjera, jak znowu się zrobią za długie, tak to zrobiłam w zeszłą sobotę. Już się nie mogę doczekać aż się zrobi cieplej, będę mogła znowu nosić moje ukochane rozkloszowane miniówki. Zajebiście pasują do moich chłopakowatych włosów :D. Kiedyś spódnic nie nosiłam wcale, ciągle wydawało mi się, że ktoś się na mnie gapi i w ogóle. W ogóle kiedyś się przejmowałam opinią innych. Teraz mam to gdzieś.
    Grunt to mieć opinie ograniczonych debili w dupie i robić swoje, czyż nie?

    • „Mimo, że niedługo skończę 25 lat, noszę glany, moje ukochane zielone martensy”:D 25, serio? Nooo daj spokój, w tym wieku to już w garsonkę wskakuj :D

  • Ty jakoś koszmarnie źle trafiać musiałaś w tym swoim nastolectwie!;>

    Co gdzieś u ciebie czytam, jak to było piętnaście lat temu, jakie relacje w domach, jakie kolory na podwórkach, to się zastanawiam, czy mi czasem nie przeszczepili wspomnień. Bo wiek pi razy oko ten sam, ja do tego ze wsi, a żeby ktokolwiek poza moją babcią mnie wyśmiewał za glany, czerwone włosy (dostałam od mamusi raz na urodziny wizytę u koszmarnie drogiego fryzjera, żeby w końcu NAPRAWDĘ były czerwone, jak plakatówka) zastąpione następnie totalnie łysą głową czy spodnie samodzielnie zszywane z kawałków, to z ręką na sercu nie pamiętam… Wpieprzyć mi chcieli nie raz, ale to już ideolo, a nie urawniłowka.

  • jagoda

    Uwielbiam Twoje teksty. W zdecydowanej więksozści podpisuje sie pod nimi rękami i nogami. Ale z tym nie moge się zgodzić. Zapominasz, że niestety w dorosłym życiu nie zawsze możesz decydować o tym w co się ubierzesz. Bardzo często to praca warunkuje dress code. W moim korpo również. I uwierz mi nie chce mi się po tych 10 godzinach w korpo mundurze „szukać własnego stylu i bawić się modą”. Po prostu, wkałdasz to co wygodne, albo odpinasz kilka guzików od koszuli i idziesz prosto do knajpy, bo po ch**j się przebierać?

    • Nie zapominam. Po prostu nie piszę w tym akurat tekście do tych osób.

  • Zgodzę się,że się boimy wyróżniać w tłumie. Większość osób wybiera zachowawcze kolory (np. czarny, szary czy ciemny brąz) i zestawia je razem tworząc monochromatyczny ubiór. Czasami – uwaga – czasami, pojawi się w tym zestawie kolorowy szalik czy czapka lub też dodatki w innym okresie roku.
    Jednak są też tacy, którzy nie przejmują się za bardzo czy ktoś się będzie za nim oglądał,bo wygląda jak kolorowy ptak. Ja sama ubieram się dość kolorowo,ale nie pstrokato czy kiczowato. Wyznaję zasadę,że np. jeśli mam kolorową bluzkę, to uspokajam resztę czarnym czy granatowymi gładkimi spodniami. Myślę,że do niektórych rzeczy dorastamy i faza nastoletnia czy czas studiów to okres,kiedy eksperymentujemy. Ja co prawda tę fazę pominęłam, ponieważ wiem w jakich fasonach czy kolorach ubrań wyglądam dobrze, ale większość z nas boi się eksperymentów. Nie wiem z czego wynika ten strach – przecież to my mamy się dobrze czuć w swoich ubraniach,a nie ludzie, którzy na nas patrzą.

  • „A przecież to, co i jak nosisz na sobie, jest Twoją wizytówką. Oddaje Twoją osobowość. Pokazuje Twój nastrój. Mówi innym, czy podchodzić z kijem, czy bez kija ;)”

    Nie każdy jest odważny i lubi eksperymentować.
    Ważne, żeby zakładać takie rzeczy, w których nie jest się przebierańcem (chyba, że ktoś lubi się przebierać i odgrywać role).

    Do postu dodałabym… Nie zmuszaj się do zakładania rzeczy, w których nie czujesz się dobrze.

  • eV

    Wydaje mi się, że ludziom po prostu znudziły się „półśrodki”. A jak jedna osoba się odważy na coś więcej, to ta odwaga rozprzestrzenia się dalej i dalej.

  • Guest

    Ja jestem nudna – do bólu przywiązana do czerni. Czarne włosy, czarny eyeliner, czarne ciuchy – o tyle dobrze, że teraz chociaż ogarniam fason i to czy dobrze na mnie leżą, czasami wystarczył sam kolor. Do tego czarne glany i biała twarz. I tak od ponad dekady – z małymi przerwami na trzy rozjaśniania włosów; były czerwone, rude, blond – teraz są różowe. Miałam warkoczyki, nosiłam chwilę dreadlocki… no i zawsze sama się cięłam – dwa lata temu np. miałam krótką grzywkę, wygolone boki i resztę gdzieś do linii brody – wariacje z nożyczkami były mega zabawą, ale później wstyd było zdjąć kaptur z głowy -_- Matura była równo 10 lat temu a w oczach niektórych wciąż jestem dziewczynką w glanach, która jest na etapie buntu (czyt. mają mnie za niedorozwoja :3) – tylko, że ja akurat od najmłodszych lat lubiłam ludzi wyglądających fajnie czy oryginalnie i zwykle chodziło o estetykę a nie udowodnianie czegoś. Przypomniały mi się czasy w podstawówce, gdy próbowałam się ubierać jak cyganka (długa spódnica, wielkie kolczyki…) ale zostałam wyśmiana przez jednego ‚kolegę’ i odpuściłam. Teraz zaś zdarza mi się słyszeć, że wyglądam odważnie – ale dla mnie to jest raczej zachowawcze – i mimo, że się na mnie czasem patrzą jak na mhroka i dziwoląga to spływa to po mnie. Na pewno jednak czułabym się mniej odważnie z 10 kolczykami w nosie, zielonymi włosami i krótkiej sukience… aż taka alternatywna i odważna najwyraźniej nie jestem =p

    • wisznu

      o, ja tez czarny.
      Z powodów praktycznych, głównie lenistwa umysłowego:
      jak juz musze sobie zrobić pranie, to nie mam problemów co z czym można łączyć, czego z czym się nie pierze, itp.
      I nie mam problemów co na siebie założyć. Po prostu – randomowa czarna koszulka.

      Za to jak kogos spotykam, to biorą mnie za metala. :D

      W nastolęctwie to jeszcze nosiłem glany bez względu na porę roku, dnia i temperaturę.
      A teraz się zastanawiam, jak to możliwe, że było mi w tym wygodnie, zwłaszcza latem…
      Teraz jak latem musze założyć cos innego jak sandaly, to jestem baaardzo niezadowolony.
      A poza tym – buty robocze. W żcyiu nie nosiłem wygodniejszego obuwia.

  • #lysydrwal

    zgodzę się z Tobą Malv jeśli chodzi o po-Pe-eR-eL-owskie myślenie… od roku przeszedłem lekką metamorfozę – chodzę na łyso i mam brodę pokaźnych rozmiarów… i o ile tam gdzie jestem obecnie (czyt. Gdańsk) jednym nie przeszkadza a innym to odpowiada to gdy jadę do domu na Mazurach to spotykam się z rzeszą opozycjonistów… głównie zbieram hejty od Babci ale są też Ci, którzy niestety z zacofanego kurwidołka nie widzieli świata i ‚wiedzą lepiej’…
    ja zaś mam w to wbite…
    pozdrawiam Mistrzu – super blog!