Miłość, kurwa

Mirindaaa!!! Mirindaaaa!!! – wrzeszczy pod balkonami od strony ulicy młody sofiks strachu w czapce bejsbolówce i czarnych spodenkach najki do połowy uda. – Mirinda, kurwa, jak boga kocham… – syczy pod nosem, po czym spluwa, składa dłonie w rulon, przykłada je do ust i ryczy prosto ze swych cierpiących, trawionych etanolem trzewii: – Miriiindaaa, kurwaaa!!! Frajera se znalazłaś? Albo wyjdziesz albo ci normalnie… Firanka porusza się delikatnie. Z mieszkania na drugim piętrze na balkon wychodzi drobna blondynka w japonkach, dżinsowych szortach i czarnym, rozciągniętym t-shircie z napisem „God fucks us all”. Albo ma kolczyk kółko w wardze albo bliznę, stąd za dobrze nie widać. Na jej widok sofiks rozpromienia się, po czym szybko spluwa, wzuwa ręce w kieszenie spodenek, odchyla głowę do tyłu, otwiera usta i zanim zdąży cokolwiek powiedzieć, słyszy z góry: – Ile razy mam ci powtarzać, że nie Mirinda, a Fanta? Poza tym czytam. Jak skończę, to zejdę. Chcesz, to idź. Nie chcesz, czekaj. Dźwięk zasuwanej firanki miesza się z serią cichych bluzgów. Sofiks kopie wyimaginowany kamień, robi trzy kółka, po czym podciąga skarpetę, pociąga nosem, siada na ławce i zerkając w okno bawi się zapalniczką.

 

Claire i Frank

 

Nadchodzą z naprzeciwka. Ona na oko jakieś 170 cm wzrostu i 100 kg żywej wagi. Na nim mogłaby co najwyżej rosół dla psa ugotować albo płaszcz powiesić. Jego dłoń niknie w jej bochnie chleba. Ona: ładne włosy, piękne oczy. Nalana twarz, pot na czole, trzęsący się podbródek. Dżinsy przetarte w udach – norma u otyłych. On: wyszczurzały. Ładne rysy, piękne oczy, pełne usta – idealne do całowania. Patrzę na nich, ale oni patrzą na siebie. – No i wtedy Frank normalnie wpycha tę laskę pod nadjeżdżające metro – mówi dziewczyna do chłopaka. – Serio? Ale kutas – odpowiada on. – No właśnie. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego ludzie tak się nim jarają. Claire jest o wiele ciekawszą postacią – stwierdza dziewczyna. Chłopak milczy przez chwilę. – Wiesz co? Może jednak obejrzę ten serial z tobą? – mówi, po czym całuje dziewczynę prosto w jej mokre od potu usta.

 

Kaśka i Remek

 

Kaśka patrzy na mnie, ja patrzę na nią. Znamy się od pięciu minut. Facet Kaśki podjeżdża, patrzy na mnie. Potem na nią. – Co tam, dziewczyny? – pyta. – Przynieść wam coś do picia? Wezmę sobie – mówię i czuję, jak Kaśka taksuje mnie wzrokiem. Nie, taksuje to złe słowo. Ona mnie tym wzrokiem zabija. Wódkę z colą – cedzi Kaśka. – Dla mnie i dla Malwiny. Remek odjeżdża, patrzymy za nim obie. – To normalny facet. Tyle, że bez nóg – mówi Kaśka. – Staje mu częściej niż mojemu ex. No i jest życiowo bardziej ogarnięty. Poza tym ma większy dystans do tego niż ty i ja razem wzięte. – To dobrze – odpowiadam i milknę, bo nie wiem za bardzo, co mówić. „Zajebiście, że masz faceta bez nóg i że go kochasz”?. „Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile lasek dałoby się pokroić za taki układ”?. „Czy wózek jest ciężki?”. „Robicie to tylko na jeźdźca, czy na misjonarza też daje radę?”. No kurwa. Naprawdę nie wiem, co powiedzieć.

Myślisz, że to proste? – odzywa się Kaśka ni stąd ni zowąd. – Nieee… To zawsze będzie kurewsko trudne. On nie ma nóg. Pewnych rzeczy nie przeskoczysz… – urywa.

Patrzymy na siebie i wybuchamy śmiechem.

 

Ićka i Marian

 

– Zapytałam dziś Mariana, co ostatnio przeczytał – mówi Ićka. – Wiesz, co odpowiedział? – pyta, a ja kręcę głową, że pojęcia nie mam. – „Gazetkę z Tesco” – przedrzeźnia Ićka. – I wiesz, co jeszcze? – pyta, a ja kręcę głową, że no nie, nie wiem, bo niby skąd? – Wzięłam ostatnio jego samochód, bo mój grat był niezatankowany, włączam radio, a tam co? – patrzy na mnie, a ja powstrzymuję się z zadaniem pytania, czy jakiś porno audioook. – Disco-polo. Czaisz, stara? Disco-kurwa-polo. Mój mąż słucha disco polo, polo disco – Ićka bierze głęboki wdech. – Marian mój. Ojciec mojego dziecka – mówi na wydechu.

I uśmiecha się, mrużąc oczy.

 

Fot. Paloma Aviles, Pexels.com

0 Like

Share This Story

Relacje
  • Albo taka Pionierka i… a nieważne kto. Idziemy gdzieś. Przy nim dwie dziewczyny – wyższa blondynka i niższa brunetka. – Fajne ma pan te córki kierowniku – mówi pijaczek z fioletowym nosem. – Córkę mam tylko jedną – odpowiada i całuje tę niższą brunetkę. – Taaato, no weź – jęczy blondynka.

  • Kasia P

    Miłość nie wybiera można by rzec, może to i stare, nudne, ale w gruncie rzeczy prawdziwe. Przykłady powyżej mogłyby się wydawać skrajne, ale nie są, są po prosu bardzo prawdziwe, prawdziwi, szczerzy, często mało lub mniej od przeciętnej inteligentni ludzie potrafią kochać inaczej, jakoś łatwiej, prościej. Ci „mniej” inteligentni maja w „tych” sprawach prościej, nie wiem czemu, pewnie dlatego, że mniej się zastanawiają, nie rozdrabniają się na drobne, nie analizują….po prostu robią, działają – nie myślą…….
    i chyba czasem tak lepiej…
    Pozdrawiam serdecznie autorkę, blog odkryłam niedawno ale teksty są naprawdę napisane w sposób znakomity.

    • rudas

      Mniej inteligentni ludzie kochają bardziej, prościej, etc? WTF?

      Kochają w opisany powyżej sposób przede wszystkim ludzie, którzy są w stanie oddzielić rzeczy istotne od tych nieistotnych. A to akurat niewiele ma wspolnego z inteligencją.

  • Paola

    Laura i Pat
    Zawsze przy okazji babskich spotkań przy winie i sałacie z krewetkami, jak moje nieszcześliwe koleżanki opowiadają o kolejnych facetach, którzy spuścili je na drzewo, albo za bardzo się angażują, za mało zarabiają, chujowo się ubierają, za mały bukiet kupili na urodziny, kiepscy w łóżku byli, mają mieszkanie w chujowej dzielnicy itd. przypomina mi się historia znajomości Pati i Jurka.
    Poznali się na początku liceum: on dryfował, dobry uczeń w chujowej szkole, nikogo nie obchodził choć wszyscy go lubili, oficjalnie bezdomny nie miał nic, nosił kurtkę po kuzynie za dużą ze 3 rozmiary, ale na fajki miał zawsze. Ona miała najgorsze oceny i najładniejsze nogi w najnowszych Nike’ach w klasie prestiżowego LO, miała najbogatsze słownictwo ze wszystkich, których znam a i tak co chwila rzucała mięsem i rodziców na dorobku, którym zdarzało się zapomnieć o jej istnieniu. Poznali się przeszło dekadę temu, jako dzieciaki, przy pierwszym spotkaniu przegadali kilka godzin. No i wybuchło. Ona spotkała soulmate’a i kogoś kim może się zaopiekować, on złapał miss wszechświata, która wstawała o 4 rano i robiła mu kanapki do pracy, żeby miał świeże. Oboje pokopani przez życie, każde ze swoimi demonami i bagażem. Widuję ich często, mają malutkiego synka i taką kurwa miłość w oczach jak na siebie patrzą, że ściska w dołku…

    • Baweu

      Piękna historia
      So, where is my soulmate?

  • hohoho

    Ona i On.
    Ona z biednego domu, przyjmowała baty wieszakiem, ręką czy smyczą, czym popadnie. Była pyskata, to pewnie dlatego. Ojciec psychol, a matka zahaczała o depresyjne klimaty. Jako Najstarsza Córka wzięła na siebie całą odpowiedzialność mimo, że miała wtedy coś koło siedmiu lat. Pisała wiersze i układała piosenki siedząc na swym piętrowym łóżku, skrywając się pod kołdrą. Malowała i ręką i słowem, uciekając w świat swojej fantazji. Nikt nigdy jej nie powiedział, że już może go opuścić, że już po wszystkim, już dosyć.
    On ponadprzeciętnie inteligentny, samotny w rozumieniu świata, w wieku trzech lat opuszczony przez ojca alkoholika, pozostawiony z nadopiekuńczą matką. Nawiedzany przez demony swojej podświadomości, cierpiący przez błahość i głupotę gatunku ludzkiego. Niezwykle emocjonalny, żałował, że nie urodził się w innym wieku, gdzie mógłby być filozofem, wielkim artystą lub rycerzem. Jak sam twierdził – ostatni ze swego gatunku.
    Oboje skrzywdzeni, z rozdartymi sercami, niezrozumiani przez społeczeństwo, tak bardzo różni, a tak podobni. Jego poukładanie i jej chaos, jego spokój i jej wybuchowość, jego sceptycyzm i jej optymizm, jego introwertyzm i jej przejawy ekstrawertyzmu, jego cierpliwość naprzeciw jej chęci o natychmiastowe efekty.
    On pozbiera jej porozrzucane po całym mieszkaniu rzeczy, a ona załatwi sprawę w urzędzie. On zawiezie ją do pracy, kiedy nie zdąża na autobus, a ona zarejestruje go do lekarza. On spokojnie wysłucha jej napadu złości, a potem przytuli, ona zaś siądzie przy nim i podrapie go po głowie, kiedy on nie jest w stanie ruszyć się z łóżka przez swoje lęki.

    I wiecie co? Zawsze wiedziałam, że jesteśmy dla siebie idealnie stworzeni, jednak pisząc to wszystko zrozumiałam jeszcze, że wygrałam życie. Wśród wszystkich kłótni o niestworzone rzeczy, braku zrozumienia, braku szacunku, braku zaufania, braku przyjaźni, braku partnerstwa – ja nie muszę się tym martwić, ponieważ to mam. Mam i nie oddam. To już chyba czwarty albo piąty związek w moim życiu, ale warto było czekać. I chyba uwierzę w dwie połówki jabłka, czy pomarańczy. Co nie znaczy, że one od początku do siebie pasują. Ten proces musi potrwać.

  • Zbyny

    Janioł z Nieba tknął Cię w klawiaturę by to napisać

  • to pierwsze to prawie jak „Zajebalaaaaaa” :)

  • D.

    Było fajnie, zjebało się, bo nie umiałam docenić tego co mam. Tyle chciałam przekazać, jakoś nie umiem tego zawrzeć w ślicznej historyjce.

  • Czemu jak znalazłam tego bloga tak późno?

  • Idiota

    Kasia i Tomek,

    Oboje z rodzin, którymi targały problemy. Ona introwertyczka, która zawsze czekała, wolała nie poruszyć niczego, żeby nie zepsuć bardziej. On nigdy nie mógł się pogodzić z faktem „że jest dobrze”, zawsze starał się zrobić wszystko lepiej: lepsza praca, lepsze życie, ważne by nie stać w miejscu. Spotkali się przez przypadek, ona nie przyszła na pierwszą randkę. Przed drugą prawie uciekła, ale zobaczył ją w odpowiednim momencie.
    Spędzili 5 lat ze sobą, czując, że znajdują się w idealnej wręcz harmonii. Ona poukładana, nieco wycofana względem świata. On rozwijał karierę i potrafił w domu padać na twarz z przepracowania, byle tylko dać jej więcej. Ona go wspierała, on ją zaskakiwał prezentami i podróżami kiedy tylko mógł. Zaszczepili w sobie nawzajem swoje zainteresowania i rozwijali je. Rozumieli się na każdym możliwym poziomie. Kochali się. Jak w bajce.
    Po 5 latach pojawił się zwrot. To ona chciała zmiany – rodziny, takiej prawdziwej z dziećmi. On chciał, aby nic nie zmieniać. Nigdy.
    Jedno poróżnienie. Tak naprawdę pierwsza ich kłótnia, po której ona się wyprowadziła i nie zamienili słowa od 10 miesięcy.
    Piękne, dorodne i dojrzałe jabłko, które przy pierwszym podmuchu wiatru spadło z drzewa i rozpadło się na pół…