Jeśli na myśl o Walentynkach robi Ci się niedobrze, ten wpis jest dla Ciebie. Jeśli do swojego faceta/kobiety mówisz misiu-pysiu, idź, walnij setkę i wracaj mi tu natychmiast. Czas na rehab.
84 000 ludzi nie może się mylić. Cholerne serca bijące po oczach z każdej sklepowej witryny, oferty typu „rosół dla dwojga” i te wszystkie Mariolki maszerujące po City z różą w ręku – dumne i spełnione, jakby 5 minut wcześniej uprawiały w hotelowym pokoju seks z Deppem, Pittem i Karolakiem na raz.
Kiedy myślę „walentynki”, myślę „śmierć”. I nie, wcale nie jestem singielką. Nie zostałam boleśnie zraniona. Me serce nie płacze, ma dusza nie śpiewa. Oczy me nie tęsknią, a ona nie tańczy dla mnie.
Po prostu mam alergię na kicz i tandetę, a do tego przecież sprowadzają się Walentynki, czyż nie? Babie w łapę różę, kolacyjkę jakąś romantyczną przy delikatnym akompaniamencie Skrillexa, winko dobre, francuskie, ale nie więcej niż za 55,49, żeby na taksóweczkę do domku jeszcze nastarczyło. W domku kąpiułka wspólna, róż płateczki na łóżeczku, seksik jakiś, raz raz, mysiu-pysiu, miumiumiu. Dobranoc.
Czy ktoś mi może podać miskę?
Walentynki to strasznie zakłamane święto. Nagle wypada się kochać, robić do siebie maślane oczka, z dzióbków sobie spijać. Facet odwala tę całą szopkę, żeby mu baba scen nie robiła, a baba wkurwiona wciska się w sukienkę sprzed roku i myśli „Na odsysanie tłuszczu byś mi lepiej dał, frajerze, a nie walentynki-sralentynki”.
Jeśli ktoś na co dzień nie pamięta, żeby okazywać drugiej osobie miłość, szacunek, fascynację i oddanie, a stara się to usilnie zrobić w Walentynki, Boże Narodzenie, czy w rocznicę ślubu, to jest głupim cepem. Ale to każdy z IQ powyżej 80 wie, więc teraz przejdę do sedna.
Jak jest za dużo miłości, to też nie jest dobrze.
Jeśli po przyjściu na imprezę do znajomych od razu szukacie sypialni, nie jest dobrze. Jeśli nie potraficie prowadzić rozmowy z osobą trzecią, bo co 30 sekund dajecie sobie cmokaska i miziacie się nóziami pod stołem, nie jest dobrze. Jeśli ty bierzesz wolne w pracy, żeby jechać ze swoją dziewczyną do ortodonty, jesteś idiotą. A jeśli w waszym potocznym słowniku znajdują się określenia typu „dzióbasek”, „misiaczek”, „delfinek”, „cipka” i „fiutek” jest tragicznie. Obawiam się, że nawet ja nie potrafię Wam pomóc.
Podaję namiary na specjalistę.