Znacie mnie już trochę i wiecie, że ja lubię sobie poobserwować. A to ludzi, a to zwierzątka, a to świat, a to kraj nasz piękny frustracją, małostkowością i Macierewiczem płynący. Lubię podglądać zachowania bliskich i dalekich, Randomowych Romanów i Casualowych Krystyn, strukturę społeczną, strukturę gleby [kiedy leżę blisko dna] oraz związki międzyludzkie. I wiecie, tak sobie ostatnio zauważyłam dwie rzeczy.
Pierwszą: że ludzie wiążą się [czy też pozostają w związku] licząc na to, że „urobią” partnera na swój obraz miłości, wierności i uczciwości małżeńsko-konkubenckiej. Drugą: te, które najgłośniej krzyczą, że chciałyby samca alfa, bardzo mocno i stanowczo trzymają własnego samca [czy też samczyka] pod obcasem, ewentualnie nieskromnie usiłują go pod ten obcas wcisnąć. Ci, którzy najgłośniej domagają się powrotu kobiet do dzieci i garów, najchętniej puszczają je kantem z jakąś hot dziunią, która ma wystarczająco dużo czasu, żeby dokleić sobie rzęsę albo zamieszkać w siłowni.
Dlaczego tak jest? Nie wiem, pewnie co człowiek, to motyw, a ja tu dzisiaj nie jestem, żeby szukać powodów, tylko sposobów.
Ale po kolei.
Przymykanie oka
Wiecie, to jest trochę tak, że jak się człowiek wkręca w drugiego człowieka, to chce go widzieć w jak najlepszym świetle, żeby nie mieć dysonansu psychicznego i żeby obraz tej drugiej osoby, który już zaczął sobie tworzyć w głowie, obraz bliski ideału, pozostał nienaruszony. Tak więc przymyka oko na pewne kwestie/zachowania, które nie do końca mu odpowiadają, z góry zakładając, że „on to pewnie tylko raz tak”, „oj, na pewno nie chciał” i najlepsze: „zapewne nie wiedział, co robi”.
I to jest pierwszy kardynalny błąd, bo jak Ci na dzień dobry coś w człowieku nie gra, to nie tłumaczysz sobie jego zachowań argumentami z dupy, tylko zwiększasz czujność i obserwujesz: czy on rzeczywiście tylko raz spektakularnie najebał się na imprezie, czy może zdarza mu się to w każdy piątek? Czy rzeczywiście tylko raz miał w mieszkaniu syf jak w melinie czy może ma ten syf permanentnie, a Ty udajesz, że nie potykasz się o stojące na środku pokoju skarpety? Czy odezwał się do swojej matki w lekceważący, nieprzyjemny sposób tamten jeden jedyny raz, czy może po prostu jest gburowatym gnojem, który myśli, że mu się wszystko od życia należy?
Obserwujesz, notujesz, wyciągasz wnioski. Kumasz?
Misja: zmienić, ulepszyć, naprawić
Kolejny etap następuje wtedy, kiedy już nie da się przymykać oka i dociera do Ciebie, że jesteś z człowiekiem, który ma wady. A raczej „przypadłości”, cechy charakteru, zachowania dla Ciebie nieakceptowalne. Najczęściej w jakiś sposób zaczynasz komunikować, że owe „przypadłości” Ci przeszkadzają, ranią Cię czy też wywołują u Ciebie permanentny ból dupy.
Wówczas Twój partner/ka może zrobić dwie rzeczy: próbować coś zmienić albo nie próbować zmieniać nic. W obu sytuacjach koniec jest dość przewidywalny, ponieważ ludzie nie zmieniają się ot tak, z dnia na dzień, tym bardziej, kiedy ktoś na nich naciska. I co wtedy robią mądre głowy? Postanawiają sobie, że jego/ją zmienią. Że [to moje ulubione]: na niego/nią wpłyną.
Noż kurwa, serio?
Jak widzisz mleko UHT w markecie na półce, a chcesz nieuchate, tylko butelkowe, to kupujesz to w kartonie i se przelewasz w domu do butelki? Najlepiej po winie? No puknij się w łeb babo [i chłope, jeśli masz penisa i zachowujesz się dokładnie w taki sam sposób].
Spotykasz człowieka, widujecie się, obserwujesz go, stwierdzasz, co Ci w nim pasuje, a co nie, konfrontujesz to z jakimiś własnymi priorytetami, potrzebami, systemem wartości i albo go bierzesz, jakim jest albo niech spierdala, no.
Serio, tu nie ma sentymentów ani wielkiej filozofii.
Pantofelek
No i creme de la crème, czyli księżniczki, co by chciały księcia na białym koniu, ale takiego, z którego czasami wyłazi kawał skurwysyna, z tym, że – UWAGA, ACHTUNG – tylko wtedy, kiedy one tego akurat potrzebują. Wiecie, najlepiej, żeby potrafił czytać w myślach i reagował adekwatnie do sytuacji jak dobrze wytrenowany pies. Czyli wiesz, Stefan, skocz ze mną po zakupy, zawieź mnie do przyjaciółki, nie idź w tym czasie z kumplami na piwo, bo przecież kto mnie z babskiego wieczoru odbierze, odholuj moją wygodną dupę na chatę, a następnie rzuć na łóżko, przeleć jak jeszcze nigdy nikt, a na koniec wymasuj stópki. I teraz pytanie za sto punktów: w którym momencie Stefan jest macho, a w którym pizdą, którą sama wcisnęłaś pod pantofel?
Istnieje rzecz jasna męski odpowiednik takich oczekiwań z końca piekła – facet, który chciałby damy w salonie, masterchefa w kuchni i dziwki w sypialni, najlepiej jeszcze takiej co zna życie, a w wolnych chwilach czytuje Manna.
No sorry, ale not gonna happen.
Albo sterujesz partnerem/partnerką jak samochodzikiem z dżojstikiem na bateryjki albo traktujesz go jak równego sobie z jego/jej słabszymi i lepszymi chwilami, potrzebami i uczuciami. Jak chcesz bad boya, to sobie znajdź bad boya, ale licz się z tym, że nie doświadczysz od niego niczego więcej niż huśtawki emocjonalnej i dobrego pierdolenia. Jeśli to są dla Ciebie priorytety, to go for it, girl, tylko później nie narzekaj, że nie ma Ci kto herbuni zrobić, jak masz temperaturkę i że generalnie to Ty zawsze trafiasz na skurwysynów, bo Ty na nich nie trafiasz, Ty ich sobie sama wybierasz. I do Was to samo, Panowie. Jak chcecie żonki na pełny etat, to nie oczekujcie lodzika co wieczór. Wyręczanie Was w domowych obowiązkach jest wystarczająco wyczerpujące dla wielu kobiet w tym kraju.
Aż mi ciśnienie skoczyło, no.
*
Zamieńcie OCZEKIWANIA na REALNE bycie z drugim człowiekiem, którego sami/same ŚWIADOMIE WYBRALIŚCIE i przestańcie w końcu zmieniać/narzekać/zdradzać na prawo i lewo oraz zachowywać się jak banda niedojrzałych jełopów. Bo już normalnie rynce opadajo. I żeby nie było – ja nie oceniam, róbta se co chceta, Wasze życie, Wasze związki. Ja tylko głośno mówię, co myślę, a że trochę już błędów popełniłam, to też wiem, co mówię, amen. Dziękuję za uwagę.
Bez odbioru.
Fot. Jay Park, Pixabay.com