Przebudzenie

Otwieram drzwi, kot podchodzi, ociera się o nogę, najpierw prawą, potem lewą. Zostawia kępki sierści na moich spodniach, po czym biegnie do kuchni, a konkretniej do swoich dwóch miseczek. Rzucam torebkę na podłogę i nie zdejmując butów podążam za kotem, a w zasadzie za kotką, moją małą rudą Inałke, o której mówią, że jest równie żywiołowa jak ja. No nie wiem, polemizowałabym. 

Miska z wodą stoi nietknięta, za to ta z karmą świeci pustkami. Podchodzę więc, jak co dzień po osiemnastej, do szafki, na której stoi paczka z kocim żarciem. Wsypuję trochę do miseczki numer jeden, po czym jak co dzień wymieniam wodę w miseczce numer dwa. Zostawiam kota spoglądającego żebrzącym wzrokiem raz na mnie, raz na lodówkę. Ona wie, że tam jest mięso i powinna też już wiedzieć, że tego mięsa nie dostanie. Kocie złudzenie po raz 1443 pęka jak bańka mydlana, gdy wychodzę z kuchni. Po kilku sekundach słyszę delikatne chrupanie. Jak co dzień, ruda kapituluje, biorąc się za suchą karmę dla kotów po sterylizacji. Dbam o nasze linie, powinna być wdzięczna, że wciąż bliżej jej do kota ze Shreka niż do Garfielda.

Wracam do przedpokoju, zdejmuję buty, zdejmuję kurtkę, chowam ją do szafy. Wchodzę do pokoju, rzucam na łóżko torebkę, a potem siebie. Przez myśl przechodzi mi, że jeszcze nie tak dawno temu on mnie na to łóżko rzucał. Potem szybko ściągał ze mnie spodnie, bluzkę, rozpinał stanik, całował szyję, piersi, brzuch, zrywał stringi i językiem wbijał się w cipkę. Myślę o tym i nie czuję absolutnie nic. Jest cicho. Jest pusto. A ja jestem tu zupełnie sama. Po raz pierwszy od wielu miesięcy nie ma we mnie żadnych emocji poza czystą akceptacją faktu, że jest jak jest. A mnie z tym dobrze.

 

*

Zakręcam prysznic i dopiero wtedy dociera do mnie, że dzwoni telefon. Ignoruję to, ale „Flowerz” van Heldena nie przestaje grać, a to najwyraźniej nie podoba się mojemu kotu, który przeraźliwie miauczy pod drzwiami łazienki. Owijam się ręcznikiem, woda z włosów kapie na moje ramiona i na podłogę, trudno, wytrę później. Telefon leży na biurku, a raczej gra i wibruje i podskakuje, tak jakby radośnie, a ja już z daleka widzę jego uśmiechniętą twarz na ekranie.

Zapomniałam ją wykasować.
Ale to nic.

Odbieram. Obiecałam mu przecież, że zawsze będzie mógł zadzwonić.
– Halo? – pytam.
– Halo – odpowiada.
Milczę.
– To ja – mówi.
– Wiem – stwierdzam.
– Tęsknię, Malwina.
Milczę.
– Myślałem, że tak będzie lepiej. Ale im więcej czasu mija, tym bardziej uświadamiam sobie, że popełniliśmy ogromny błąd. Nie potrafię bez ciebie funkcjonować. Nie chcę nawet. Życie bez ciebie traci sens.
Uśmiecham się.
– Kochany – mówię.
– Tak? – pyta on, a ja słyszę, że też się uśmiecha. Chyba niepotrzebnie.
– Kochany. Jesteś w ogromnym błędzie. Życie nabiera sensu dopiero wtedy, gdy zupełnie nic od niego nie oczekujemy.
– Co? – pyta.
– No właśnie nic.
– O czym ty mówisz?
– O niczym, dosłownie. Na nic już nie czekam. Niczego nie chcę. I nic już między nami się nie wydarzy właśnie dlatego, że ty nadal czegoś ode mnie chcesz, czegoś oczekujesz. I uzależniasz swoje szczęście od bycia ze mną. A to oznacza tylko jedno – ty się jeszcze, Kochany, nie obudziłeś. A ja właśnie…

 

*

 

Budzę się zlana potem. Wszystko jest mokre – moja podkoszulka, moja skóra, moje włosy, pościel. Za oknem świta. Książka de Mello leży na podłodze w kałuży czerwonego wina. Kot musiał przewrócić kieliszek. Teraz siedzi w moich nogach, mruga, ziewa, oblizuje się. Jak gdyby nigdy nic, bo tak na dobrą sprawę przecież nic nie zrobiła, po prostu żyje swoim kocim życiem, w które wpisane są przewrócone kieliszki, martwe muchy oraz lunatyczni ludzie.

Patrzę na telefon, żeby sprawdzić godzinę. Tak mi się wydaje w pierwszej sekundzie, ale już w drugiej uświadamiam sobie, że czuję przytłaczające rozczarowanie. Nikt nie pisał. Nikt nie dzwonił.

On nie pisał. On nie dzwonił.
A ja się wcale nie obudziłam.

 

 

P.S. W najbliższą niedzielę wyjeżdżam w góry na obóz biegowy bez dostępu do internetów i takich tam, więc jest jakieś 99.9% szans, że do 26-go lutego na blogu nie pojawi się żaden tekst. Ale zaglądajcie. A nuż… 

 

Fot. Morre Christophe, Unsplash.com

Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 2, luty 2017] oraz na logo24.pl

0 Like

Share This Story

Relacje
  • Katarzyna Długosiewicz

    Kurcze, chyba jestem zawiedziona, po tych zapowiedziach spodziewałam się czegoś zupełnie innego. :(

  • Kiki

    Może nie powinno się popadać w skrajność. Szczęście i poczucie sensu będąc samemu ze sobą jest fantastyczne, zdrowe. Ale potrzeba drugiej osoby jest też normalna. Jesteśmy tylko ludźmi. I faktycznie, „bez Ciebie nie potrafię normalnie funkcjonować” nie jest zdrowe, jest przesadą. Ale potrzeba bliskości objawiająca się tym, że czasem spoglądam z utęsknieniem w telefon, a czasem po prostu w samotności ogarnia mnie przygnębienie, wcale nie musi oznaczać że się nie obudziłam. Porostu jestem człowiekiem z krwi i kości, mam uczucia i potrzeby.

    Potrafię być szczęśliwa sama ze sobą. Kochać się i akceptować. Ale w tym szczęściu czegoś brakuje. Czegoś co wypełnia uśmiech kochającej osoby, jej miłość i akceptacja.

    Czegoś, co już znalazłam :)

  • S.

    „Życie nabiera sensu dopiero wtedy, gdy zupełnie nic od niego nie oczekujemy.”
    Prawda.

  • Całkowite przebudzenie wymaga dużo czasu :)

  • M3ry

    „Trafiłam przypadkiem i zostaję”. Zaimponowałaś mi Pani. Trudno powiedzieć, czy życiówkami (nie złamałam jeszcze czwórki w maratonie, może za szóstym podejściem mi się uda), czy tym, że otwarcie przyznajesz się do swoich słabości, upadków etc. Nie pozujesz na blogowe wszystkowiedzące guru, jesteś sobą, idziesz swoją drogą.
    Swego czasu przespacerowałam się jakieś 800 km, żeby się przebudzić, otrząsnąć, pozbierać, etc. „I chuj”, jak to określiła moja kumpela. Co nie zmienia faktu, że spacer był jednym z najwspanialszych doświadczeń w moim życiu.
    Może jeszcze się nie przebudziłaś, ale czasem sen to też dobra rzecz :)

  • Anna

    Ja chętnie sobie jeszcze pośpię… w tej swojej obojętności zatopiona, bez żadnych nadziei, wiary, optymizmu, pesymizmu… niczego nie ma i wygodnie mi w tej pustce :)

    • Natalia

      bardzo to smutne …. życie w pustce to nie jest życie.

  • loanka

    Już dawno mnie tak nie rozczarował Twój felieton szczerze mówiąc. Tak czy inaczej czekam na kolejne.

    • A.

      A ja nie mogę się oprzeć, żeby nie zapytać, co skłoniło cię do pozostawienia takiego komentarza. W sensie, naprawdę czujesz potrzebę poinformowania autora o swoim subiektywnym odczuciu, że ci się nie podobało? Co to tak naprawdę ma wnieść, skoro jest też wiele komentarzy osób, dla których felieton „trafił w punkt”? Jak mnie się jakiś artykuł nie podoba, to wzruszam ramionami i stwierdzam, że mi się nie podobał. I tyle. Bo moje zdanie obiektywnie nie ma dużego znaczenia. Twoje, wybacz, ale również nie. Fascynuje mnie, dlaczego ludziom się wydaje że ich głos i opinie zawsze są ważne. Obwiniam za to media społecznościowe ;) Ale tak chciałam nieśmiało ci doradzić, że jak nie masz komuś nic miłego do powiedzenia, to może po prostu nic nie mów? Tak jak w życiu, raczej nie mówimy koleżance, jeśli ma gorszy dzień: „Ale słabo dziś wyglądasz!” Raczej w takich sytuacjach nie mówimy nic. A odzywamy się, żeby skomplementować wyjątkowo ładną fryzurę czy sukienkę. Bo po prostu to, że jakaś opinia jest naszą opinią nie czyni jej automatycznie wartej dzielenia się nią ze światem.

      • loanka

        Mylisz się. Pozdrawiam.

        • A.

          No cóż, na takie dictum nie pozostaje mi inne wyjście, niż przyznanie ci racji w całej rozciągłości. Siła twojej argumentacji po prostu mnie zmiażdżyła i teraz rozumiem, jak bardzo się myliłam! ;) Pozdrawiam cię serdecznie. :)

  • Dorota

    Wlasnie jestem w trakcie ‚Przebudzenia’. I nie potrafie wytlumaczyc czemu, ale wiem dlaczego ten tekst jest inny niz reszta, bo tez zaczelam zwracac uwage na te drobne szczegoly, ktore pomagaja mi osadzic sie w teraz. I tez jest mi smutno, jak dociera do mnie, ze chyba sie nie obudzilam, a przeciez wczoraj tak dobrze mi szlo… Sciskam najmocniej!

  • Marcin Marszalek

    sen nie sen ale nie wierzę, że mając kotkę zamykasz drzwi do łazienki:)

  • Nie wiem, czy da się tak do końca obudzić, ale warto próbować. Bo osobiście mocno wierzę w to, co napisałaś. Prawdziwe szczęście jest wtedy, kiedy nie uzależniasz go od nikogo innego, kiedy ono jest w Tobie, kiedy decydujesz się, że będziesz szczęśliwa, bo tak chcesz, a nie dlatego, że okoliczności wokół są akurat sprzyjające. I nie o to chodzi, żeby nie pragnąć kogoś obok, myślę, że chodzi o to, żeby było dobrze również wtedy, kiedy akurat nikogo nie ma. Fajny ten tekst! Mam nadzieję, że napiszesz o tym więcej, jak już się obudzisz! :)

  • Malwina

    W każdym bądź razie, już go nie kochałaś, kiedy zadzwonił… Bo gdyby było inaczej, byłabyś najszczęśliwsza na świecie, że zadzwonił i tak powiedział ;)

    • Filip Trepka

      Do ciezkiej cholery, czy nie prosciej uzywac zwrotow ktorych znaczenie znamy, do calej Polski jak Wisla dluga „w każdym razie” i „bądź co bądź” rozne wyrazenia, acz to samo znaczenie NIE ŁĄCZYMY NIE MIESZAMY TO NIE KUCHNIA !!!!
      Malwa nie obrazaj sie to nie personalnie do Ciebie pozdrawiam :) to raczej przekaz spoleczny

      • Malwina

        Uwielbiam jak ktoś czepia się każdej pierdoły :P Tak mi się napisało :)

  • Sucha

    Tak bardzo w punkt !