Dawno dawno temu, za jedną niewielką górą i dwoma brzydkimi lasami, w odległej i zapomnianej krainie zwanej Radomiem, żył sobie Maciek. Maciek miał 197 cm wzrostu i szczątkowy zarost. Grał na basie, malował obrazy, chodził w pomazanych długopisem trampkach i właśnie przygotowywał się do matury. Pewnego kwietniowego wieczoru pachnącego bzem do Maćka podeszła Ruda (160 w kapeluszu, okrągły tyłek, duży mózg) i powiedziała: „Wyglądasz jak Kurt Cobain”. Co pawda Maciek wolał Staleya z Alice in Chains, ale i tak wziął od dziewczyny numer, bo wiadomo – podpompowane ego i samoistny przyrost penisa.
Spotykali się przez dwa lata. Miłość na amen. Maciek pisał dla Rudej wiersze, nagrywał piosenki, malował ją nago, topless i w ubraniu oraz wsadzał jej stokrotki we włosy. Ruda mocno trzymała Maćka za dłoń, kiedy dowiedział się, że oblał egzaminy na ASP. Gotowała mu spaghetti bolognese, bo lubił. A także pokazywała cycki za każdym razem, kiedy miał twórczą depresję. Aż któregoś pięknego dnia Maciek oznajmił, że jedzie za daleką wodę. Do pracy. Na rok.
Ruda w ryk. On ją tuli. Idą do łóżka. Jest pięknie. Tydzień później Ruda przyjeżdża się pożegnać. Pożegnanie jest bardzo intensywne i obfite w wydzieliny. Maciek odprowadza Rudą na przystanek. Ruda wtula się w jego pachnący jesienią sweter. Maciek ją odsuwa i mówi: „Kochanie, nie zaczekam z Tobą na autobus. Zostawiłem ziemniaki na gazie”.
Zgadnijcie, co Ruda najlepiej zapamięta z dwudziestu czterech miesięcy ich bajkowego niczym jednorożec rzygający tęczą związku?
Tak, macie rację. Ziemniaki na gazie.
Oraz to, że Maciek był pizdą.
*
Trochę mniej dawno temu i na dodatek całkiem blisko, bo na warszawskim Powiślu, mieszkał sobie Kuba. Kuba lubił w życiu sześć rzeczy: zimną whisky, gorącą kawę, jaja na bekonie, cycki mieszczące się w dłoni, Stanleya Kubricka oraz programowanie. Przystojny wybitnie nie był, ale gadane miał, więc chcąc nie chcąc przyciągał do siebie niewiasty różnej maści i usposobienia. No i tak jakoś wyszło, że któregoś dnia Kuba przyciągnął Mariolkę. Mariolka miała długie brązowe włosy, cycki wylewające się z dłoni, wygórowane ambicje oraz silną potrzebę stworzenia strony wuwuwu dla swojej firmy.
Pierwsza biznesowa kawa trwała dobę. Okazało się, że Kuba poza programowaniem potrafi jeszcze wydawać pieniądze, opowiadać dowcipy oraz, co dosyć istotne, robić minetę przez 39 minut i 48 sekund bez przerwy. Tak, było dobrze. Było naprawdę dobrze. Rozumieli się bez słów – w sypialni i poza nią. Gdy ona po śmierci siostry przez miesiąc leżała w łóżku, on nakrywał ją kocem i głaskał po głowie. Gdy on tracił kolejną pracę, ona po prostu wyciągała kartę i płaciła – a to za obiad, a to za mieszkanie, a to za jego dżinsy, bo „przecież każdy może mieć trudniejszy okres”. W weekendy potrafili do rana pić wino i rozmawiać o postmodernizmie, ustawie antyaborcyjnej, gospodarce europejskiej, filmach porno z początków XX wieku oraz o tym, że Magda zaraziła Staśka kiłą i w sumie to „jak sądzisz, z kim się puszcza?”.
Ślub biorą po roku znajomości, choć tego, że chcą być razem, pewni są już po miesiącu. Mariolka robi karierę, poznaje coraz więcej nowych ludzi i coraz częściej wyjeżdża. Kuba zawala karierę, pije coraz więcej whisky i coraz częściej okłamuje żonę.
Pewnego słonecznego dnia do Mariolki dzwoni przełożony męża. „Czy orientuje się pani może, gdzie jest Jakub?”. Mariolka nie rozumie – przecież Kuba, jak co rano, wyszedł do pracy. „Pani mąż nie pojawił się w firmie od ponad tygodnia. Jesteśmy zaniepokojeni – czy z Jakubem oby na pewno wszystko w porządku?”.
Mariola nie wie. Wie natomiast, co najlepiej zapamięta ze swoich trzydziestu dwóch miesięcy związku.
Wyciągi z banku.
Oraz to, że Kuba był pizdą.
*
Całkiem niedawno temu, tuż za rogiem, mieszkał sobie Filip. Filip zarabiał na życie, robiąc najnudniejszą rzecz pod słońcem – był księgowym. 42 lata, lekki brzuszek, ale za to wciąż bujna czupryna i, co rzadko zdarza się w dzisiejszych czasach, zamiłowanie do literatury pięknej. Filip miał jedną dużą zaletę – szybko zjednywał sobie ludzi. Miał też jedną sporą wadę – równie szybko tych ludzi odstraszał.
Hanię (35 lat, drobna figura, włosy za ucho, piękny uśmiech) poznał w księgarni. Ona układała książki na półce, on akurat jedną zrzucił. Może przez przypadek, a może dlatego, że zajrzał jej pod spódnicę, kiedy stała na drabince, i stwierdził, że jest potencjał.
Byli książkową parą – dosłownie i w przenośni. Po raz pierwszy pocałowali się po trzeciej randce. Mniej więcej po trzynastej poszli do łóżka. Po dwóch latach wzięli ślub. A po trzech na świat przyszło pierwsze dziecko.
Dziecko czasami płacze. Filip nie lubi hałasu. Dziecko rozwala rzeczy. Filip nie lubi nieporządku. Hance zostaje ciążowy brzuch. Filip nie lubi ciążowych brzuchów. Hanka bywa zmęczona. Filip nie przepada za zmęczoną żoną. Hanka zachowuje spokój. Filip powoli traci cierpliwość. Aż któregoś deszczowego dnia Hanka mówi, że znów jest w ciąży.
Najpierw przelatuje przez krzesło. Potem wpada na szafę. Uderza głową o kant drzwi. Hanka traci pamięć długotrwałą, ale jakimś cudem jedną rzecz zapamiętuje.
Mianowicie to, że Filip był chujem.
Fot. Alexandru Zdrobau, Unsplash.com
Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 12, grudzień 2016] oraz na logo24.pl