– Pamiętam, jak pierwszy raz ściągnęłam z niego koszulkę. Byłam cholernie napalona, ale w jednej sekundzie mi przeszło – opowiada Majka, kręcąc głową z niedowierzaniem. – W życiu nie widziałam takiego dywanu. Kurwa. Brakowało tylko Dżina z lampy i Aladyna. Całowaliśmy się, a ja nie byłam w stanie dotknąć jego klaty. Bałam się, co tam mogę znaleźć – Majka wybucha śmiechem i zerka w kierunku kuchni, w której Michał sieka warzywa do sałatki. – I wiecie co? – szepcze konspiracyjnie, nachylając się w naszą stronę. – On w końcu te kudły zgolił. W sensie poszedł na depilację. I ja teraz za tymi jego kudłami tęsknię. Jakiś taki mało męski mi się bez nich wydaje. A jak zasypiamy, to… – Majka zawiesza głos, po czym wzdycha zrezygnowana – jak zasypiamy, to ja nie mam w co ręki włożyć.
Jagoda prawie spada z krzesła, ja zaczynam podśpiewywać piosenkę o tureckim sprzedawcy dywanów, ale Majce wcale do śmiechu nie jest. Bo kto by się spodziewał, że pokocha kudłatego?
*
– No przecież ślepy nie byłem, jak ją brałem. Fakt, trochę jej się wylewało tu i tam, w sumie sam się dziwiłem, że mi to nie przeszkadza, bo do tej pory latałem za modelkami: minimum 175 wzrostu, długie nogi, płaski brzuch… A ta się wzięła raz uśmiechnęła znad piwa i chuj. Musiałem podejść. Artur nawet wtedy zapytał, co ja robię, że przecież ona gruba jest i w ogóle, ale miała w sobie coś takiego, że… no stara…
Słuchamy Adriana, pogryzając paluszki i nie odzywając się słowem, bo dobrze mu idzie.
– A jak już zobaczyłem jej cycki… Huuu… Noooo… Może nie powinienem przy was takich rzeczy mówić, ale maszt mi stanął w setną sekundy. W życiu nie widziałem takich cycków. Ciężkich, pełnych, jędrnych… No nie mogę mówić, bo się jaram za bardzo.
Chrząkamy znacząco z Jagodą, w końcu Adrian bierze głęboki wdech, powoli wypuszcza powietrze i kontynuuje:
– Wszystkie te moje modelki może i zgrabne były, ale cycków to one nie miały, co najwyżej pokrętła. Ja się już przyzwyczaiłem, że mi się dwie piersi w jednej dłoni mieszczą, a tu taka niespodzianka. No i te Marleny cycki były tak trochę jakby sprzężone z jej mózgiem…
Chrząkamy po raz drugi, głośniej.
– Że co? – pytam grzecznie.
– No że ona jak te cycki była. Pewna siebie, wybujana, hop do przodu.
– Hop do przodu?
– No, tak hop, hop, hop…
– Ok, rozumiemy.
– Jak powiedziała, że chce schudnąć, to się nawet ucieszyłem. ALE NIKT NIE MÓWIŁ NIC O CYCKACH DO CHOLERY! Jakbym wiedział, że zrobi z siebie Kejt Mos… Eh, z głowy bym wybił. Kocham ją, pewnie, ale tych balonów to mi tak brakuje… – Adrian opiera ciężko głowę na dłoni, patrzy Jagodzie bezwiednie w rowek, wzdycha po raz kolejny, zasłania oczy, po czym spogląda na nas rozpaczliwie i mówi: – Dziewczyny, w was ostatnia nadzieja. Jak ją przytyć?
*
Kaśka miała problem ze sklejanymi samolotami Mareczka, dopóki ten się nie wziął i nie wyprowadził. Wtedy jej tych walających się po całym mieszkaniu papierowych modeli zaczęło brakować. Mareczek z kolei w tydzień po wyprowadzce zatęsknił za Kaśkowym zrzędzeniem, bo kto jak kto, ale ona to akurat zrzędzić potrafiła pięknie…
I tak dalej.
Podobnych historii wszyscy znamy sporo, ale rzadko dociera do nas, że rzeczy błahe zbyt często wydają się tematami nie do przeskoczenia.
Przyznaj tak szczerze, ile razy odrzuciłaś faceta, bo COŚTAM? Bo miał za dużą łysinę, zbyt głośny śmiech albo nie takie zęby? A Ty? Ile razy podziękowałeś dziewczynie tylko dlatego, że w jakiś sposób nie spełniała Twoich wyśrubowanych standardów?
Odrzucanie ludzi w przedbiegach ze względu na ich małe niedoskonałości to jedno, ale jest jeszcze druga rzecz – to, jak z czasem w związkach zaczynamy fiksować się na tych mało istotnych słabych stronach partnera, tracąc z oczu całokształt tego, z jakim człowiekiem mamy do czynienia, co nas w nim naprawdę pociąga, fascynuje, za co go pokochaliśmy…
Słuchając moich znajomych zdałam sobie sprawę, że sama nie jestem lepsza, że też w którymś momencie włączył mi się „developer mode”, że teraz ja będę tę swoją „drugą połówkę” ulepszać, urabiać, cerować i łatać… Tylko po co? Żeby któregoś dnia zatęsknić, jak Majka i Adrian, albo co gorsza Kasieńka za Mareczkiem?
Bez sensu.