Młodzi są roszczeniowi, bo nie chcą tyrać po godzinach.
To nie ja powiedziałam. To Jolanta Czernicka-Siwecka, prezeska Fundacji Iskierka, w wywiadzie dla branżowego magazynu „Puls HR”, rzekła słowa, których internet długo nie zapomni:
Młodzi są roszczeniowi. Chcą pracować osiem godzin, a potem mieć czas dla siebie.
No, bezczelni gówniarze!
Czernicka-Siwecka stwierdziła też, że system edukacji szkoli młodych narcyzów, którzy nie dość, że nie chcą wyrabiać nadgodzin (swoją drogą, w większości firm w Polsce – bezpłatnych), to jeszcze w niczym nie przypominają jej pokolenia „nauczonego ciężkiej pracy uznawanej za standard”.
I teraz przychodzi czas na mój komentarz. Jedyny, jaki nasuwa mi się po przeczytaniu tego steku bzdur:
Alleluja, chwała bogom!
Młodzi (Millenialsi, Igreki), w przeciwieństwie do naszych rodziców i niektórych z nas (Iksy), w końcu przejrzeli na oczy. Zrozumieli coś, czego nam, dinozaurom, nikt w porę nie powiedział albo sami nie chcieliśmy przyjąć do wiadomości, a mianowicie, że:
- wartości człowieka nie definiuje praca, ani ilość pracy, którą wykonuje,
- nie samą pracą człowiek żyje – bardzo ważne jest zachowanie balansu między obowiązkami zawodowymi, a życiem prywatnym (tzw. work life balance),
- praca nie uszlachetnia, praca daje hajs, a jeśli do tego sprawia satysfakcję, albo jeszcze lepiej – jest naszą pasją – to już w ogóle zajebiście czad, o to właśnie chodzi,
- praca jest przereklamowana,
- poza pracą istnieje milion innych fajnych rzeczy do zrobienia, dlatego należy dążyć do takiego stanu, by poświęcać pracy jak najmniej czasu, a mieć z tego jak najwięcej korzyści (vide: możliwości rozwoju i hajsu).
Na tym w zasadzie mogłabym skończyć, ale mam jeszcze takie jedno małe przemyślenie, apelik taki:
Pokolenie X – zostawcie Millenialsów w spokoju!
O pokoleniu Igrek, zwanym też Millenialsami, napisano już chyba wszystko: miliony artykułów, tysiące raportów, setki opracowań badawczych. Wiemy, co urodzeni między 1984 a 2003 rokiem (około, widełki wahają się o +/- trzy lata) jedzą, jak się ubierają, w których sklepach (i co) kupują, jakie reklamy lubią i, oczywiście, w jaki sposób funkcjonują na rynku pracy. Wbrew temu, co twierdzi pani prezeska z „Iskierki”, młodzi nie są narcystyczni ani leniwi, oni po prostu (w końcu!) znają swoje prawa, znają swoją wartość i nie boją się konfrontacji z pracodawcą, który (w końcu!) przestał być świętą krową, a stał się człowiekiem, takim samym jak my czy oni. Sam tytuł, a nawet większe doświadczenie w branży, nie daje nikomu prawa do poniżania swoich podwładnych czy naginania przysługujących im praw. Chcesz, żebym pracowała po godzinach? Zapytaj, poproś, ale przede wszystkim ZAPŁAĆ mi za to. Chcesz, żebym w weekend pojechała na konferencję i odwołała swój wyjazd z rodziną? Mam prawo ODMÓWIĆ.
Przez lata pracodawcom wydawało się, że mogą podwładnych zaszczuć, zastraszyć utratą stanowiska i dzięki temu wymagać ekstremalnej lojalności wobec firmy, podczas gdy sami taką lojalnością i szacunkiem wobec pracownika się nie wykazywali. Na szczęście czasy się zmieniły, internet otworzył przed nami magiczne wrota, młodzi stają się coraz bardziej przedsiębiorczy i coraz częściej biorą sprawy w swoje ręce, decydując się na freelance albo rozkręcanie własnych „biznesów”, siłą rzeczy najczęściej w sieci (kanały YT, e-sklepy, szkolenia, etc.).
Ja wiem, że Pokoleniu X, które bardzo mocno budowało swoją tożsamość w oparciu o pracę, może być trudno to wszystko zrozumieć, ale Millenialsom też trudno zrozumieć, że ktoś nie potrafi załączyć pliku do maila albo wyrabia tygodniowo 20 nadgodzin, bo szef go tak sterroryzował.
Dlatego powiadam Wam:
Dystans! Dystans i szacunek, kurwa, albo wszyscy umrzemy!
Fot. Ian Schneider, Unsplash.com