Po trzech latach „panowania” Prawa i Sprawiedliwości mamy już pewien obraz sytuacji i mniej więcej wiemy, czego po partii Jarosława Kaczyńskiego można się spodziewać. Poza łamaniem praw człowieka, realizowaniem scenariusza z „Opowieści Podręcznej” (polecam serial wszystkim zwolennikom partii) oraz postępującą ksenofobią, homofobią i otwartym przyzwoleniem na agresję wobec każdego, którego wygląd czy styl życia nie mieści się w standardzie panów poginających po Beskidzie Sądeckim w płaszczykach imitujących flagę Polski (swoją drogą, czy to nie jest przypadkiem bezczeszczenie symbolu narodowego?), jest jeszcze parę innych rzeczy, których nie wiecie o prezesie i jego wizji Polski, a które mogą wpłynąć na Wasz odbiór obecnego rządu. Gotowi? Uprzedzam, będzie boleć.
500+, 500-
Flagowy pisowski program „Rodzina 500+” zapewnił partii wygraną w wyborach, podobnie jak odwoływanie się do martyrologii i mówienie o wstawaniu z kolan (o tym później). Na początek skupmy się na programie 500+. Jak pokazują badania*, co piąty Polak nie wie, w jaki sposób rząd finansuje projekt, a aż 25 proc. wyborców Prawa i Sprawiedliwości sądzi, że pieniądze te pochodzą ze „środków rządowych”. Otóż, moi kochani, nie ma czegoś takiego jak środki rządowe. To my, obywatele, z własnych podatków opłacamy program 500+, nierzadko wspierający rodziny, które tych podatków najzwyczajniej w świecie nie płacą. Jak podaje Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR), program Rodzina 500+ w 2017 roku kosztował przeciętnego Kowalskiego 619 złotych. Oznacza to, że każdy z nas musiał włożyć do państwowej kasy więcej niż niektórzy otrzymają od swojej ulubionej partii.
W sierpniu tego roku podatnicy sfinansują też kolejny rządowy projekt „Dobry Start”. Od sierpnia 2018 r. każde uczące się dziecko będzie raz na rok dostawać 300 złotych na tzw. wyprawkę szkolną. Pieniądze z programu trafią do około pięciu milionów uczniów, co oznacza, że projekt będzie kosztował podatników 1,5 miliarda złotych rocznie. Podobnie jak w przypadku programu „Rodzina 500+”, w programie „Dobry Start” rząd nie zamierza kontrolować sposobu wydawania pieniędzy przez rodziców. Oznacza to, że:
– na polskich drogach pojawi się jeszcze więcej aut wziętych w leasing za dodatkowe osiemset złotych (500 + 300 = 800 PLN),
– na polskich stołach stanie więcej wódki (albo lepsza wódka),
– jeszcze więcej dzieci będzie siłą wyciąganych z domów dziecka przez rodziców, którzy potrzebują gotówki (bo gdy dzieciak siedzi w bidulu, hajs im się nie należy). Nie, to nie jest informacja wyssana z palca, rozmawiałam z opiekunami z trzech domów dziecka w Warszawie. Odkąd pojawiło się 500+, rodzice, którzy do tej pory sami odsyłali dzieci do placówek opiekuńczych, teraz z wielką żarliwością je z nich wyciągają. Wszyscy wiemy, tylko niektórzy boją się powiedzieć to na głos, że pieniądze z 500+ bardzo często przeznaczane są na wszystko inne, tylko nie na dzieci i ich potrzeby. Leasingowane auta z naklejką „Sfinansowane z 500+”, które zobaczyć można na polskich drogach i na co drugim parkingu, mówią same za siebie.
ILE WYKŁADASZ Z WŁASNEJ KIESZENI NA PARTIĘ PIS?
Pamiętacie, jak prezes obiecywał niższe podatki? Ekhm. Poniżej znajdziecie listę tych podatków, które nie zostały obniżone mimo zapowiedzi oraz tych, które wprowadzono lub będą wprowadzone dodatkowo:
– podatek VAT – został na poziomie 23% i 8%, mimo że na 2017 rok zapowiadano jego zmniejszenie do poziomu odpowiednio 22% i 7%. To różnica 6 mld zł, która trafia gdzie? Oczywiście do skarbonki z napisem „środki rządowe” ;)
– ustawa o rynku mocy (od 2021 roku do naszych rachunków za energię elektryczną doliczana będzie dodatkowa opłata mocowa) to 3,8 mld zł do budżetu państwa,
– prawo wodne (które sparaliżowało tysiące inwestycji, zwłaszcza na wsiach) – 2,6 mld zł do rządowej skarbonki,
– opłata paliwowa (czyli kolejny podatek i dopłata do ceny paliwa) – 5 mld zł,
– abonament RTV (opłata medialna, którą musi zapłacić każdy, nawet osoby nie posiadające telewizora [sic!]) – 3 mld zł,
– nowy podatek dla banków, przez który Polacy ponoszą dodatkowe opłaty bankowe – 8 mld zł
– podatek od wartości w galeriach handlowych (skutek: wyższe ceny produktów) – nie ma jeszcze danych, ile to milardów, ale patrząc na powyższe dane, można zakładać, że co najmniej 2,5.
Pytanie brzmi: gdzie są nasze pieniądze? I na co zostały przeznaczone?
NAGRODY DLA POLITYKÓW I 81 MILIONÓW ZŁOTYCH DLA RYDZYKA
Odpowiedź jest prosta: finansowanie 500+, 300+ oraz, oczywiście, ulubieńców prezesa.
W 2017 roku na „nagrody” dla ministrów przeznaczono łącznie półtora miliona złotych. Kwoty wahały się od 65,1 aż do 82,1 tysięcy złotych. Fajnie, nie? Podzielcie to sobie przez 12 miesięcy. Mariusz Błaszczak, były szef MZW, który dostał 82,1 tys, złotych „premii” na rączkę, tak naprawdę otrzymał miesięczną dopłatę do pensji w wysokości 6 tysięcy 800 złotych. Pewnie należało mu się bardziej, niż rodzicom postulującym w sejmie o 500 złotych zapomogi na swoje niepełnosprawne dzieci… Morawiecki otrzymał ponad 75 tysięcy złotych, a Szyszko (chyba za zniszczenie Puszczy Białowieskiej, bo nie wiem, za co jeszcze) skromne 70 tysięcy 100 złotych. Ziobro w 2013 roku postulował o zniesienie nagród dla ministrów. Kiedy dostał do łapki 72,1 tys. zł, zmienił zdanie.
Nie zapominajmy też o Ojcu Rydzyku, Świętym Patronie Ubogich, który jeździ Maybachem, a za kadencji PiS otrzymał ponad osiemdziesiąt milionów złotych od państwa. Przepraszam, od podatników. Tak. Te pieniądze trafiły prosto do kieszonki Waszego ulubionego wielebnego. Ja rozumiem, że księża, nawet ci, którzy wkładają małym dzieciom ręce w majtki, są w naszym kraju uwielbiani i usprawiedliwiani ze wszystkiego tylko dlatego, że kiedyś złożyli śluby, które dzisiaj łamią, ale kurwa mać, ile można spać? Obudźcie się, to nie „Ojciec Mateusz”, to Polska PiS-owska, którą sami wybraliście.
Ale to nie wszystko.
Prawie trzy miliardy złotych poszły na samoloty rządowe.
Sto milionów rocznie kosztować nas będzie utrzymanie Polskiej Fundacji Narodowej, której obszar działań nie został jeszcze konkretnie ustalony, wiadomo natomiast, że będzie zatrudniać pisowskich działaczy.
Prawie milion złotych PiS wydaje na analizy i sondaże.
Na ochronę prezesa Kaczyńskiego rząd przeznacza miesięcznie 135 tysięcy złotych. W skali roku to 1,6 miliona PLN-ów.
Nie jest też tajemnicą, że w resorcie infrastruktury ministrowie korzystają z iPhone’ów za ponad trzy klocki sztuka.
Z tego, co pamiętam, prezes obiecywał Prawo i Sprawiedliwość. Ja tu ani prawa ani sprawiedliwości nie widzę, nie wiem, jak Wy.
OCHRONA „ŻYCIA POCZĘTEGO” VS. OCHRONA DZIECI ŻYJĄCYCH
Przez życie poczęte rozumiemy zlepek komórek powstający po tym, gdy plemnik dostanie się do komórki jajowej. Przez dziecko żyjące rozumiemy dziecko, które już się urodziło i żyje. PiS nie po raz pierwszy udowadnia, że ważniejsza dla niego jest nomenklatura i walka o złudne idee niż autentyczna pomoc potrzebującym.
Wróćmy na chwilę do programu 500+. Samotne matki żyjące na granicy ubóstwa o zapomodze mogą tylko pomarzyć. Nawet te, które zarabiają najniższą krajową, nie mają możliwości pobrania pięciuset złotych na dziecko, jeśli otrzymują też pieniądze z Funduszu Alimentacyjnego. Wtedy muszą wybierać. W zeszłym roku głośno było o samotnej matce, która nie otrzymała 500 zł z programu rządowego na pierwsze dziecko, bo… zarobiła o 7,82 złotego za dużo. Pensja kobiety wynosiła średnio 1,6 tys. zł netto miesięcznie. O nieprzyznaniu prawa świadczenia przesądziła niewielka premia od pracodawcy wypłacona z okazji 20-lecia pracy. To nie jest odosobniony przypadek. Gros samotnych matek nie otrzymuje 500+ tylko dlatego, że przekracza dochody o kilka złotych. To kuriozalne, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, ile wynoszą średnie koszty utrzymania dziecka i siebie. Przypominam, że najniższa krajowa wynosi w tym momencie 2100 zł brutto, czyli nieco ponad 1500 zł netto przy umowie o pracę. Zdaniem posłów zarabiających miesięcznie po 100-200 tys. złotych jest to kwota w zupełności wystarczająca na dwie osoby. Kuriozum.
Jeśli śledzicie newsy, pewnie zauważyliście, że przez ponad miesiąc RON, czyli Rodzice Osób Niepełnosprawnych wraz ze swoimi podopiecznymi protestowali w sejmie i przed sejmem. Dlaczego? Ponieważ domagali się konkretnych postulatów. Nie, nie były to wakacje na Majorce, prywatne zabiegi z fizjoterapeutą czy dwa tysiące złotych zapomogi (czasami sam koszt miesięcznego zapasu pieluch i leków przekracza tę kwotę, nie wspominając o innych wydatkach, jak rehabilitacja, sondy, specjalistyczny sprzęt i zabiegi, etc.). NIE. Rodzice osób niepełnosprawnych postulowali o:
– 500 złotych [sic!] dodatku rehabilitacyjnego dla osób niepełnosprawnych niezdolnych do samodzielnej egzystencji po 18. roku życia
– podwyżki renty dla swoich niepełnosprawnych podopiecznych w wysokości – uwaga – niespełna 200 złotych.
Jaką odpowiedź miał dla nich PiS? Zaoferował darmowe pieluchy i odgrodził protestujących w sejmie zasłonką w trakcie szczytu NATO. Wiecie, żeby ci z zagranicy nie musieli patrzeć na wymęczone matki i ojców oraz ich obślinione dzieci. Żeby nie widzieli, jak polski rząd w dupie ma obywateli. Żeby przypadkiem nie zepsuć swojego i tak już nadszarpniętego na arenie międzynarodowej wizerunku. Ale to jeszcze nie koniec pisowskiej ignorancji i bezczelności. Posłanka Dorota Arciszewska-Mielewczyk (członkini prezydium klubu parlamentarnego) stwierdziła na przykład, że ma ciekawsze zajęcia niż zajmowanie się ustawodawstwem poprawiającym sytuację osób niepełnosprawnych. Premier Morawiecki zaproponował daninę solidarnościową, czyli podatek od najbogatszych, który miałby sfinansować żądania protestujących (Ciekawe, czy sam pan premier, który przecież dorobił się już całkiem niezłego majątku, byłby skłonny taki podatek zapłacić? I ciekawe, jak ma się do tego powszechna niechęć partii rządzącej wobec komunistów? Bo z tego, co pamiętam, to właśnie komuniści odbierali najbogatszym, żeby rozdać biednym). Wicepremier Szydło miała ważniejsze rzeczy do roboty i popłynęła na spływ Dunajcem. Zaś Marek Suski, szef gabinetu politycznego premiera stwierdził, że protestujące matki zachowują się skandalicznie, bo chcą „żywej gotówki”, żeby iść do kina, do teatru albo na basen. Ciekawe, że nie rzucił podobnego komentarza w stronę rodziców pobierających 500+. Nie wiem, jakim trzeba być ignorantem i hipokrytą, żeby powiedzieć coś takiego o ludziach, którzy rezygnują z pracy i życia osobistego, żeby zajmować się niepełnosprawnym dzieckiem 24 h/doba, a tym samym ledwo wiążą koniec z końcem. Zastanawia mnie też, jak ma się obecna postawa rządu do gadki o konieczności rodzenia przez kobiety dzieci z ciężkimi wadami i niepełnosprawnościami, skoro te właśnie niepełnosprawne i ciężko doświadczone osoby na wsparcie rządu NIE MOGĄ liczyć?
Kwestia molestowania nieletnich jest przez PiS zamiatana pod dywan równie mocno, jak wszelkie inne przejawy znęcania się nad najmłodszymi. Od kiedy partia Kaczyńskiego jest u władzy, cofnięto ministerialne wsparcie finansowe dla Niebieskiej Linii i Centrum Praw Kobiet – pierwszych instytucji, do których zgłaszały się kobiety i dzieci doświadczające przemocy. PiS nadal pracuje też nad wypowiedzeniem konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy domowej. To oznacza, że za chwilą zapanuje prawne przyzwolenie na bicie, znęcanie się i terroryzowanie kobiet oraz dzieci/słabszych i nikt nie będzie w stanie nad tym zapanować. Doskonałym przykładem jest sprawa Rafała Piaseckiego, który przez lata znęcał się psychicznie i fizycznie nad żoną i córkami, a partia Jarosława go kryła.
O tym, że obecny rząd chce zmusić kobiety do rodzenia dzieci martwych, z góry skazanych na śmierć po porodzie, dzieci z gwałtu lub z ciężkimi niepełnosprawnościami, absolutnie niezdolnych do samodzielnego funkcjonowania, już chyba nie muszę wspominać. Nie obchodzi ich, że urodzone ze śmiertelnymi wadami niemowlęta umierają w męczarniach, bo nie dostają środków przeciwbólowych. To niehumanitarne, nieludzkie i bardzo daleko od boga. A posłowie PiS doskonale o tym wiedzą. Na przykład Łukasz Zbonikowski, były szef kujawsko-pomorskich struktur PiS, wielki zwolennik ustawy antyaborcyjnej, najpierw zaciążył kochankę, później w esemesach namówił ją na aborcję, a jeszcze później pobił żonę, która te esemesy przeczytała. Lekarz ginekolog, profesor Romuald Dębski, przyznaje bez ogródek, że do jego gabinetu dość często przychodzą tzw. obrońcy życia wraz z żonami. Proszą o zabieg aborcji, bo tłumaczą, że ich sytuacja jest wyjątkowa. No tak. Przecież każdy polityk jest wyjątkowy.
Jak to się nazywa?
A, już sobie przypomniałam. Przemoc i Hipokryzja. W skrócie: PiH.
WSTAWANIE Z KOLAN
Ja wiem, że Jarosław obiecał Polakom powrót do świetności z XVII wieku.
Ja wiem, że zdaniem prezesa Polska nie potrzebuje sojuszników, bo sama w sobie wielką potęgą jest.
Wiem też, że według partii rządzącej wszelką inność trzeba dusić w zarodku, wobec „obcych” pozostawać nieufnym i agresywnym, a każdego, kto nie podziela wizji Polski jako narodu uciemiężonego i wybranego, tępić.
I rozumiem, skąd bierze się takie podejście – ze strachu. Ale o tym dziś już nie będę pisać, chciałabym powoli zbliżać się ku końcowi.
Może metody walki o Wielką Polskę preferowane przez JK sprawdzały się na początku ubiegłego wieku, wiecie, za Piłsudzkiego i sanacji, ale… To było sto lat temu. Od tamtej pory historia dała nam bardzo ważną lekcję. Lekcję reżimu i dyktatury. Holocaustu i ludobójstwa. Dzielenia ludzi na lepszy i gorszy sort, z którym obecnie mamy do czynienia. PiS jakby nigdy nic wraz ze swoimi wyborcami odwołuje się do symboli Polski Walczącej i Żołnierzy Wyklętych, kompletnie ignorując fakt, że oni walczyli z reżimem, a nie za reżim. Ignorują też oczywistą oczywistość: w XXI wieku decydującego głosu nie mają państwa opierające swoją władzę na zastraszaniu i przemocy wobec obywateli, ale te, które społeczeństwu dają demokrację i możliwość wyboru. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Gdzie Niemcy, a gdzie Turcja? Gdzie Stany Zjednoczone, a gdzie Ukraina? Według rankingu SEDA, na trzydzieści państw z całego świata, Polska zajmuje ostatnie miejsce, jeśli chodzi o jakość życia.
Tak więc macie swoje wielkie mocarstwo, które wstaje z kolan, ale wstać nie może.
*Badanie przeprowadzone na panelu Ariadna, październik 2017.
Fot. Pexels.com