Wyprawa Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza na Nanga Parbat oraz próba ocalenia życia dwójki himalaistów podzieliła opinię publiczną na kilka obozów. Takich, którzy rozumieją i wspierają. Tych którzy nie rozumieją i krytykują. Krytykują, choć rozumieją. Wspierają, choć nie rozumieją. Ewentualnie najzwyczajniej w świecie nie mają opinii w tym temacie. Ci ostatni są albo ignorantami (bo nie interesują się niczym poza czubkiem własnego nosa, bo nie czytają wiadomości z kraju i ze świata, bo wolą żyć we własnej bezpiecznej bańce niewiedzy) albo uważają, że dylematy moralne związane z himalaizmem i wyborami, jakie podejmują ludzie zaangażowani w ten sport, są poza ich zasięgiem.
TYSIĄCE PYTAŃ BEZ ODPOWIEDZI
Przez cały ostatni weekend byłam odłączona od internetu i skupiona na spędzeniu czasu z bliskimi mi ludźmi, którzy mieszkają kilkaset kilometrów od Warszawy i z którymi widuję się zdecydowanie zbyt rzadko. Gdy wróciłam do stolicy, postanowiłam nadrobić zaległości. Internet i prasa gotowały się od kolejnych newsów na temat akcji ratunkowej Eli i Tomka. Facebook wręcz dymił. Usiadłam, poczytałam, dowiedziałam się, co dokładnie miało miejsce od momentu przygotowań do wyprawy na Naga Parbat do (nie)szczęśliwego zakończenia.
Na poziomie emocji i całej mojej woli do empatyzowania z himalaistami oraz ich rodzinami, najbliżej mi do tekstu opublikowanego przez Radosława Teklaka na swoim blogu.
Na poziomie racjonalnym pojawiają się tysiące pytań. Czy człowiek jest egoistą, uprawiając sporty ekstremalne, w które śmierć jest najzwyczajniej w świecie wkalkulowana? Czy jest egoistą, kiedy nie wraca z wyprawy i zostawia po sobie wdowę/wdowca i dzieci-sieroty?
A może egoistami są partnerzy himalaistów, którzy usiłują odwodzić swoich ukochanych od podbijania kolejnych szczytów? W końcu wiedzieli, na co się piszą, wchodząc w związek i robiąc dzieci z ludźmi kochającymi góry do tego stopnia, że są gotowi za nie zginąć.
A może egoizmem jest posiadanie opinii w temacie, o którym nie mamy zielonego pojęcia (ilu z Was weszło na szczyt Breithorn czy Kilimandżaro, podobno najłatwiejszych do zdobycia szczytów dla wspinaczy)?
A może tu w ogóle nie ma miejsca na dyskusję o egoizmie? Ewentualnie o sensie wchodzenia na Nanga Parbat? Albo o zasadności całej akcji ratunkowej?
Może wystarczy po prostu na chwilę zdjąć czapki z głów, uczcić minutą ciszy życie, które właśnie się zakończyło i wrócić do własnych spraw i własnego „bycia” w tym świecie, w którym jest miejsce dla wszystkich? Dla wąsatych Januszów nie ruszających dupy z kanapy całymi dniami i dla ludzi, którzy nie potrafią żyć bez pasji? Dla matek karmiących cycem i dla tych, co wolą butelką? Dla blogerów, influencerów oraz tych, którzy też kiedyś żyli z reklamowania pralek, ale postanowili przestać? Dla korpo-szczurów, i tych, co strugają stoły w Bieszczadach? Dla pięknych i brzydkich? Grubych i chudych? Elokwentnych i przygłupich? Możemy tak bez końca, ale uwierzcie, trochę łatwiej funkcjonuje się ze świadomością, że każdy człowiek ma prawo żyć po swojemu.
ŻYCIE LUDZKIE
Kiedy w grę wchodzi życie, opinie nie mają większego znaczenia. Liczy się impuls, jakieś wewnętrzne poczucie, że „coś trzeba zrobić”.
Załóżmy, że jesteś zadeklarowanym lewakiem. Jeśli moherowa babcia rozdająca pod pałacem prezydenckim ulotki z martwymi płodami w roli głównej nagle padnie na ziemię i zacznie umierać, będziesz stać i patrzeć w imię idei, jak zdycha, czy rzucisz się na pomoc, żeby ją uratować?
Czy człowiek, który zabił bezwzględnie i z premedytacją innego człowieka, ma prawo żyć, czy może lepiej, żeby gnił w pierdlu do końca życia? A jeśli tak, jak ten pierdel ma wyglądać? Czy powinien jeść dwa razy dziennie jakieś pomyje i ciężko pracować w kamieniołomach, czy może powinien mieć zbilansowaną dietę i konsultacje psychologiczne? Czy w grę wchodzi resocjalizacja i możliwość wyjścia na wolność po kilku/nastu/dziesięciu latach?
Czy śmierć Tomasza Mackiewicza była bez sensu? A czy sens ma śmierć za ojczyznę? A śmierć ze starości, kiedy przez dziesięć-dwadzieścia ostatnich lat swojego życia żyjesz jak roślina, w osamotnieniu, ma sens?
Zanim zaczniemy nadawać czemukolwiek sens lub jego brak…
Zanim zaczniemy głosić wszem i wobec opinie na temat, który jest poza zasięgiem naszego zrozumienia chociażby przez sam fakt, że każde życie ludzkie jest unikalne i że wybory każdego z nas są wyłącznie naszymi wyborami i wyłącznie my za nie odpowiadamy…
Zanim wypowiemy na głos słowa, która zupełnie nic nie wniosą, a mogą tylko zburzyć, zranić…
Lepiej zamilknijmy.
EDIT: A najlepiej przeczytajmy ten wpis. Wpis człowieka, którego opinia akurat bardzo się dziś liczy.
Fot. Kaidi Guo, Unsplash.com