Ja wiem, że lato sprzyja Zespołowi Nabytego Bezmózgowia oraz popijaniu piwka na nadrzecznych bulwarach bardziej niż sięganiu po kulturę wysoką, dlatego właśnie dziś zaproponuję Wam kulturę niską. To znaczy, bez urazy dla twórców, po prostu nie będą to dzieła wybitne typu „Wilk Stepowy” ani nawet „Stepy Akermańskie”. Kurwa! To nawet „Nad Niemnem” nie będzie, ale może lepiej, bo co tu robić nad Niemnem w XXI wieku, na dodatek z Orzeszkową?
#1. SERIALE
Kiedy myślałam, że obejrzałam już wszystkie dobre produkcje („Game of Thrones”, „House of Cards”, „The Crown”, „Big Little Lies”, „Shameless”, „The Handmaid’s Tale”, „Orange is the New Blablablabla”) trafiłam na dwa zajebiste, ale to naprawdę zajebiste seriale.
Pierwszy to reklamowany nachalnie w warszawskim metrze „Patrick Melrose” produkcji HBO GO. Dobre gówno, jak stwierdził mój kolega, bo inaczej tego się chyba nie da określić. Rzecz opowiada o dorosłym mężczyźnie uzależnionym od narkotyków i alkoholu, który wyżej wymienionymi substancjami uśmierza ból wywołany chujowym dzieciństwem z przemocowym ojcem pedofilem w roli głównej oraz matką alkoholiczką wystrzeloną na dziesiątą orbitę w roli drugoplanowej. Jak to mawiał Sokrates, „życie niezbadane nie jest warte życia” i tak właśnie zachowuje się nasz główny bohater, który w ostatecznym rozrachunku zawsze wybiera samozagładę zamiast autorefleksji. Taki Sid Vicious, Ian Curtis i Kurt Cobain XXI wieku w wersji arystokratycznej. Patrick jest żałosny, zabawny, dystyngowany, nudny i arcyciekawy. Szanuję to.
Kolejna produkcja, mam wrażenie kompletnie w Polszy nieznana, to duński serial o wdzięcznym tytule „Rita”, który można obejrzeć na Netflixie. Dzięki niemu pokochałam język Kierkegaarda oraz zadłużyłam się miłością nieszczęśliwą, bo nieodwzajemnioną, w tytułowej Ricie, która na dobrą sprawę mogłaby być moją matką. Rita nosi flanelowe koszule, jara szlugi, przeklina, wypiera swoje uczucia i w głębokiej piździe ma to, co ludzie o niej mówią i myślą. Zapewne dlatego tak świetnie radzi sobie ze swoimi uczniami i zapewne dlatego tak źle radzi sobie ze swoim życiem prywatnym. Szanuję to i polecam jeszcze bardziej niż „Patricka Melrose”, który jednak (przez swoje fancy pochodzenie) pozostaje bohaterem oderwanym od rzeczywistości.
#2. KSIĄŻKI
To, co chcę Wam polecić, jest… Jakby to powiedzieć… Chore i złe. W sensie dobre, ale złe. Ale od początku. Kilka dni temu dostałam w prezencie od Wydawnictwa Znak, w którym ukaże się również moja powieść (jezu jak ja się jaram) książkę o wdzięcznym tytule „Wszyscy ludzie, których znam, są chorzy psychicznie”. Ponieważ ciężko mi się nie zgodzić z autorem, no i lubię Znak, bo chcą mnie wydać i czasem nawet bywają mili, od razu zabrałam się do czytania debiutanckiego dzieła niejakiego Krystiana Nowaka, którego możecie znać również z fanpejdży takich jak „Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty” oraz „Patriota Mariusz”, które podobno założył. Twór Nowaka wydany został czcionką dla niewidomych i ma niecałe czysta stron, więc połkniecie go jak młode pelikany w drodze z i do pracy między wtorkiem a piątkiem, jako żem i ja (prawie) uczyniła, zaśmiewając się w głos i plując na współpasażerów. Specyficzny humor pewnie nie każdemu przypadnie do gustu, ale ja tam się świetnie bawiłam, czytając o kaczkach nekrofilach i gwałcicielach z dedykowanym prąciem. Anyway, szanuję to.
Z nowości to polecam jeszcze „Ulgę” Natalii Fedorczuk (choć zakończenie mnie osobiście nie rusza) i nową Masłowską, której oczywiście jeszcze nie przeczytałam, no ale polecam, bo tak czeba, bo to Dorotka Nasza Narodowa, a ja jestem wredna i zazdrosna jak każdy pisarz, który jeszcze nie zyskał sławy i granatowego Mercedesa CLS400 4MATIC, pozdro dla kumatych.
#3. MUZYKA
Nowe Nine Inch Nails.
Nowe Syny.
Nowe Gorillaz.
Nowy Kalkbrenner.
A dla odważnych (bo to nie jest to, do czego przyzwyczaiły nas Małpy) nowe AM.
No, to teraz czekam na hejterskie komcie, lofciam.