Podziwiasz mnie? To weź, przestań

Mam trzydzieści lat i jedna rzecz, której się przez całe swoje dotychczasowe życie nauczyłam, to że jak się czegoś bardzo chce, to się to po prostu, kurwa, robi. 

Piotrek Pogon, koleś po resekcji płuca, częściowej utracie słuchu i trzech nawrotach raka + niewidomy Łukasz Żelechowski chcieli wejść na Aconcaguę – najwyższy szczyt obu Ameryk – i guess what? Zrobili to. Znaleźli sponsorów, zaczęli przygotowania i wleźli na tę cholerną górę. Ekipa nabijała się z sapania Piotrka, który na przewyższeniach rzędu 6,5 tys. m n.p.m. tracił oddech I zaczynał świszczeć, tak z resztą narodziła się jego ksywa Pan Zadyszka. Łukasz, choć bywało, że się wywracał na trasie, twierdził, że nie widzi problemów. Nazwiecie to szaleństwem, ja nazwę pasją. Potrzebą przekraczania własnych granic. Realizacją marzeń.

Scott Jurek w trakcie ultramaratonu Badwater [217-kilometrowy bieg przez pustynię, zaczyna się w Dolinie Śmierci 85 metrów pod poziomem morza, kończy na szczycie Mount Whitney Portal, 2548 metrów n.p.m., temperatury dochodzą do +55 st. C, cienia brak], po przebiegnięciu 112 km dostał drgawek, zaczął wymiotować, aż w końcu upadł na pobocze. Przez 10 minut leżał nieruchomo w „wannie” z zimną wodą, a potem przypomniał sobie słowa swojego ojca: Czasem po prostu trzeba, po czym wstał, dobiegł do mety, wygrał i jeszcze, kurwa, ustanowił rekord trasy. A, zapomniałam dodać, że zrobił to wszystko dwa tygodnie po wygraniu 100-milowego [160 km] ultramaratonu górskiego Western States.

W 2014 roku na Igrzyskach Olimpijskich w Soczi Justyna Kowalczyk walczyła o złoty medal w biegu na 10 km. Guess what? Wygrała te igrzyska… ze złamaną kością stopy.

I Wy mi piszecie, że podziwiacie mnie, bo potrafię wstać o piątej rano, żeby pobiegać?

 

BITCH PLEASE

 

Powiecie, że Kowalczyk i Jurek to zawodowcy… Well, Pogon i Żelechowski są amatorami. Z resztą Scott i Justyna też nimi byli zanim zaczęli uprawiać sport zawodowo.

„Opiekuje się nimi sztab ludzi” – powiecie. Z wyżej wymienionej czwórki tylko Justyna Kowalczyk ma swojego trenera, bynajmniej nie jest to „sztab ludzi”. Scott Jurek od początku kariery ultramaratońskiej sam ustalał swoje treningi i dietę. Sam musiał dopilnować tego, żeby wybiegać i wyćwiczyć swoje. Piotr i Łukasz? Serio wierzycie, że nad dwójką niepełnosprawnych amatorów pochylałby się „sztab ludzi” w tym kraju?

Powiecie, że mają talent. Owszem, nie zaprzeczę, że do osiągania spektakularnych wyników sportowych trzeba mieć predyspozycje. Tylko, że wiecie co? Dar od bogów to nie wszystko. Nie osiągniesz nic wielkiego w sporcie [i w życiu] bez samodyscypliny, umiejętności nadawania własnym celom priorytetów i… serca do tego wszystkiego. Nie weźmiesz dupy w troki, jeśli nie będziesz tak naprawdę, dogłębnie, gdzieś tam w środku czuć, że tego chcesz.

Kiedy więc ktoś mówi mi „podziwiam Cię, że biegasz prawie 300 kilometrów w miesiącu, też bym chciał, ale nie mam na to czasu”, autentycznie mam ochotę palnąć go w łeb. Po prostu wkurwia mnie takie gadanie dla gadania. Skoro tego nie robisz, to znaczy, że Ci się nie chce. Albo Ci nie zależy. Albo nie czujesz wewnętrznej potrzeby, żeby to robić. Kogo tak naprawdę oszukujesz? Siebie czy mnie?

Miej jaja i po prostu powiedz, że masz na to wywalone. Przynajmniej będziesz szczery z samym sobą.

 

ROBIĘ TO, CO ROBIĘ, BO TO KOCHAM

 

Każdy, kto myśli, że pobudka o 6:00 rano, żeby zrobić trening, to poświęcenie, jest w ogromnym błędzie.

Każdy, kto twierdzi, że zarywanie nocki po to, by coś napisać, jest głupotą, w życiu nie zrozumie, na czym polega prawdziwa pasja.

Każdy, komu szkoda czasu na ważenie produktów i liczenie kalorii, prędzej czy później poniesie klęskę w swojej walce z nadwagą czy wagą generalnie.

Jeśli bardzo chcesz coś zrobić, to po prostu to zrobisz. Ot, cała filozofia.

Chcę realizować swój plan treningowy rozpisany przez trenera, a ponieważ pracuję na pełny etat, a wieczory często mam zajęte (blog, spotkania, rzeczy przyziemne: zakupy, poczta, sprzątanie, gotowanie), biegam i chodzę na siłownię przed pracą. Jeśli danego dnia mam do przebiegnięcia 25 kilometrów w spokojnym tempie, w robocie muszę być na 10:00, a dojazd do niej zajmuje mi godzinę, to logiczne, że muszę wstać o piątej rano tak, żeby zdążyć się obudzić, wypić koktajl i parę łyków kawy, założyć ciuchy biegowe, przebiec 25 km, wrócić do domu, wziąć prysznic, ogarnąć się, zjeść śniadanie i wyjść z domu o 9:00. To nie jest żadna filozofia. To po prostu wybór: mogę spać do ósmej, a mogę wstać trzy godziny wcześniej i zrobić trening.

Chcę wyrzeźbić ciało, być zdrową i sprawną, więc ćwiczę i trzymam michę. Gotuję w domu, ważę produkty, przeliczam zawartość białka, węglowodanów, tłuszczów w posiłkach i nie uważam, żeby było to z mojej strony wielkie wyrzeczenie. Ot, poświęcam na to dodatkowe 30-60 minut każdego dnia. Mniej więcej tyle, ile trwa odcinek „Przyjaciół” albo „Gotowych na Wszystko”. Mam efekty, bo postępuję tak, żeby je mieć.

Chcę napisać książkę, choć praca, treningi i blog zajmują mi tyle czasu, że na extra pisanie mi go już nie starcza. Coś tam skrobię, notuję, ale wiem, że musi nadejść odpowiedni moment, żebym rzuciła wszystko inne w cholerę i zajęła się tylko (albo głównie) tym. Być może zrezygnuję wtedy z bloga. A może ze sportu, choć wątpię. Z pracy? Owszem, jeśli jakimś cudem zdobędę dużą sumę gotówki i będę mogła pierdolnąć kwitami z dnia na dzień. Ten moment jeszcze nie nadszedł, bo widocznie ja nie jestem na niego gotowa. Ale przyznaję to otwarcie, nie tłumaczę się, że mam inne, ważniejsze rzeczy do roboty. Nie mam. Po prostu książka nie jest w tym momencie dla mnie priorytetem.

 

INNI MAJĄ LEPIEJ/ŁATWIEJ/WPISZ COKOLWIEK

 

„Ale Ty nie masz dzieci”.

„Pracujesz od dziesiątej! Ja zaczynam pracę o siódmej!”.

„Mam [wpisz jakąkolwiek chorobę], nie mogę trenować!”.

Znam ludzi, którzy mają dzieci i ćwiczą codziennie. Tak, również kobiety. Takie z niemowlakami. Potrafią zostawić malucha pod okiem śpiącego chłopa, wstać o czwartej rano i zrobić trening. Wracają, biorą prysznic, dają dziecku cyca i jedzą z chłopem śniadanie, zanim ten wyjdzie do pracy.

Znam ludzi, którzy pracują po 20 godzin na dobę, a i tak potrafią wcisnąć trening w swój plan dnia (a raczej doby). Wystarczy wracać biegiem czy rowerem z pracy. Albo – jeśli w biurze musisz być o siódmej rano, robić trening wieczorem. Ewentualnie o czwartej nad ranem. To naprawdę nie jest rocket science.

Wbrew temu, co twierdzą niektórzy lekarze, można cierpieć na X i trenować Y. Wystarczy wybrać odpowiednią dyscyplinę, która nie będzie zagrażać Twojemu zdrowiu.

 

AMEN

 

Zanim następnym razem powiesz, że mnie podziwiasz i że gratulujesz, zastanów się, czy nie wolałbyś pogratulować samemu sobie.

Choć, oczywiście, dziękuję za wsparcie ;)
Peace.

 

fot. Oday Hazeem, pexels.com

0 Like

Share This Story

Trening
  • SięDa

    Nie ma, że boli i chcieć to móc. Sama jeszcze pół roku temu nie mogłam bo… nie chciałam. Bo impreza, bo facet, bo praca, bo pies, bo nie mam czasu, doba za krótka a weź tu jeszcze wciśnij trening..
    Aż pewnego dnia poszłam na crossfit, za rączkę z koleżanką z pracy. I od 3 miesięcy 2-3 razy w tygodniu jestem w boxie. Robię WOD i jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, kiedy zmordowana po godzinie leżę na podłodze.
    I co? I dalej mam czas na imprezę, dla faceta, na pracę 12h dziennie, na psa i na wszystko inne. Nie dość, że mam czas to mam jeszcze 3x więcej energii na to wszystko.
    Więc skończ jeden z drugim pieprzyć, że się nie da. Się da, tylko trzeba trochę samozaparcia.
    Pozdrawiam

  • Contempt

    TL;DR dla opornych:
    Typowy Czytelnik: Podziwiam Cię (bo tak łatwiej), że Ci się chce, ja nie mogę, bo ziemniaki na gazie (bo pierdololo).
    Malvina: Weź kurwa nie pierdol, zajmij się czymś.

    Do mnie dotarło dawno, ale takie Twoje teksty mnie motywują :)

    • Dzięki! Fajny komentarz :P

    • Sam nie wiem co lepsze :) Oryginał czy streszczenie :)

  • m0gart

    Teoretycznie wszystko się rozbija o samokontrolę i samodyscyplinę. A w praktyce dokonujemy takiego, a nie innego wyboru: spanie zamiast treningu, oglądanie filmu zamiast spaceru z dzieckiem, siedzenie na internecie zamiast zleceń czy nadgodzin i tym podobne.

    Mówimy sobie: chciałbym mieć lepszy samochód, większe mieszkanie, ładniejszą żonę czy mądrzejsze dzieci, ale na mówieniu się kończy. Nie planujemy i nie wcielamy planów w życie, bo po prostu nam się nie chce, bo tak nam wygodniej, bo wysiłek w tym kierunku wymaga energii i poświęcenia. Wolimy nie szukać lepszej pracy, bo w do tej przywykliśmy. Wolimy nie dbać o żonę, bo przez lata nam zobojętniała. Wolimy nie tłumaczyć dzieciom lekcji i nie rozwijać ich horyzontów, bo w telewizji akurat leci „M jak Marzenia”, a przecież każdemu po robocie należy się odpoczynek. Ot, wymówki, wymówki, bo łatwiej jest tłumaczyć sobie „Gdybym miał…” albo „Kiedyś się za to wezmę…”.

    A zależność jest prosta: nie będziesz miał, jeśli się nie weźmiesz.

    http://i.imgur.com/OMh7ALS.jpg

  • Karolina

    Bardzo chętnie przeczytałabym Twoją książkę:) Mam więc nadzieję, że stanie się kiedyś priorytetem:D

  • Iza

    Świetny wpis, jak zawsze w punkt. Chociaż tym razem pewnie to kij w mrowisko dla leniwych lamusów z tysiącem wymówek;)) Sama pamiętam jak przez kilka miesięcy wychodziłam do pracy o 7 wracałam o 20, mimo to kilka razy w tygodniu wskakiwałam w dresy godzina treningu potem kolacja, siusiu, paciorek i spać;P Ciągle ktoś pytał: Jak Ci się tak chcę? A no się chciało i dalej się chce.
    P.S „Przyjaciele” są super;)))

    • Keep it going :)
      Tak, też lubię „Przyjaciół”. I nawet czasami oglądam ;))

  • Zjaz

    W 2008 realizowana była ekspedycja „Każdy ma swoje Kilimandżaro” gdzie kilku polskich niepełnosprawnych zdobywało górę. I oczywiście chwała ich pasjii, ale jak widziałem filmik gdzie 4-rech rdzennych mieszkańców Tanzanii ciągneło i niosło jednego uczestnika na wózku na górę. To pomyślałem gdzie sens, równie dobrze można by było helikopterem.

    • Miśka

      Zasadniczo, to nie dla Ciebie ten „sens” ma być istotny, tylko dla tego gościa na wózku…

  • Łukasz

    Ja Cię nie podziwiam. Piąteczka? ^^

  • Paulina

    A czy mówisz tym ludziom otwarcie(podczas takiej rozmowy na żywo), że pitolą, bo czas zawsze się znajdzie(jeśli się chce)?

    • Staram się doradzać, np. możesz zrobić tak i tak i tak. Jak napotykam na opór, mówię: chcieć to móc i ucinam temat.

  • Czasem nie czas na klepanie po pupci, tylko czasem czas na kopa w dupę.
    Dzięki. Jak się uda, to się pochwalę za co i podziękuję Ci jeszcze raz :)

  • Łukasz

    Ja generalnie wychodzę z założenia, że podziwiać to można np. piękne widoki w górach. A jak ktoś coś robi i działa na całego, to wystarczy powiedzieć: „spoko, zajebiście, rozumiem Cie, trzymam kciuki, powodzenia. Ja z kolei robię to, to i to…”.

  • Mom

    Dobry wpis :) podoba mi sie. Wychowuje 2 dzieci sama, wstaje podobnie zeby ogarnac zlobek przedszkole trening prace i znowu zlobek przedszkole obiad itd itp. Musze sie mocno nagimnastykowac, nie mam babci, dziadka, niniani, ale sie da wiec w pelni sie zgadzam PRIORYTETY ;) fakt dzieci wstaja o 6.30 a moglyby pospac do 7.30 ale naucza sie dyscypliny razem z mama i na dobre im wyjdzie, z reszta same sport uprawiaja od malego ;)

    • Jesteś żywym dowodem na to, że można. Gratuluję szczerze i od serca :) Dobrze, że zabrałaś głos w dyskusji.

  • Gosia Graczykowska

    nie każdy kto mówi te słowa ma wywalone i pierdzieli żeby pierdzielić. niektórzy po prostu boją się zacząć/ jeszcze nie znaleźli sił. to ze JESZCZE nie znaleźli nie znaczy że NIGDY nie znajdą. ja sama kilka lat siedziałam gruba i nieszczęśliwa na kanapie i „podziwiałam”. aż w końcu nadszedł ten dzień, podjęłam kolejną z rzędu próbę i tym razem się udało – schudłam samodzielnie 17 kg a teraz od kilku lat startuję w crossficie. Człowiek to nie jakaś reguła. Inna sprawa- nie sądzisz że osoby które miały problemy z nadmierną samokontrolą – ludzie z zaleczoną nerwicą, anoreksją – mają większe predyspozycje do samodyscypliny? Poznałam już kilka przypadków byłych anorektyczek które teraz są „wzorami fitnesu” i ultrazdrowego żywienia. po prostu inna forma kontroli – mechanizm w głowie ten sam

  • Beata

    Nie do końca się z Tobą zgodzę. Nie każdy ma tyle energii życiowej i pasji co Ty. Nie ma tu znaczenia wiek, zdrowie, płeć. Po prostu, większość ludzi zgodnie z naturą, a nie koniecznie ze świadomymi chęciami oszczędza energię robiąc rzeczy przyjemne ale nie wymagające wysiłku. Ta sama większość chciałaby lepiej się czuć, lepiej jeść, uprawiać sporty. Można oczywiście poszukać w sobie pasji, determinacji. Tylko, że to trudne. Łatwiej jest zorganizować sobie warunki tak, aby tej determinacji było mniej potrzeba. W życiu nie wstanę o 5:00 aby biegać. Pytanie jednak czy jest pora dnia w której właściwie nic ważnego nie robię i mogę poćwiczyć? Pewnie, np. ta gdy czytam Twoje wpisy ;) Nie cierpię biegać. No i spoko, ale czy jest jakiś rodzaj aktywności fizycznej, który lubię? Nie ma? A spróbowałam wszystkiego? No to spróbujmy. Byle fitnesy mają ze 20 rodzajów zajęć, a sportów na świecie jest niezliczona ilość.

    Najgłupsze co można robić to bezrefleksyjnie naśladować, zamiast samemu sobie odpowiedzieć na pytanie co ja chcę, i jak ja mogę to zrobić.

  • Pewnie, jak się chce, to się da. Tylko trzeba chcieć. A niektórym tylko się wydaje, że chcą. Amen.

  • ANDZIAG

    Dawno nie czytałam tak motywującego tekstu. Dzięki :D

  • Jak ktoś szuka wymówki to zawsze ją znajdzie. Tak jak napisałaś, to jest kwestia priorytetów.

  • Joanna Krzak

    A ja Cię podziwiam….nie dlatego, że generalnie o tej piątej wydajesz, bo to już wyjasnilas , ale ze to robisz systematycznie i umiesz to zrobić i nie narzekać. To jest mega. Ale czy jakieś szczególne wrażenie na mnie to robi to ni szczególnie ;) Bo wiem, ze po prostu tak chcesz i chwała ci za to. Ja sama mam trójkę dzieci i swoją firmę a moje endomondo jest pełne :) . dzień w dzień coś tam trzaskać raz więcej raz mniej ale trzaskać.no to jest fajne i jakoś się upieram żeby to robić bo to frajda…..aaaa moja przyjaciółka ma ciężko chorego szwagra…w skrócie ma bardzo krzywe i skręcone nogi…ledwo chodzi, Ale odkrył ze na rowerze daje radę bez problemu sie poruszać i trzaska miliony kilometrów na nim, a wyścigi samochodowe to jego pasja….a wzrok ludzi, którzy widzą jak jego żoną wyciąga go z auta wyścigowego bo sam za bardzo nie daje rady -bezcenny!! Widok. Aaaa a ja Cię jeszcze podziwiam za ten uśmiech co nim tak hojnie na zdjęciach rzucasz! Fajna jesteś. :)

  • Pionierka

    Też kiedyś wierzyłam, że chcieć to móc, jak ci zależy to nie ma bata, osiągniesz wszystko i w ogóle jestę zwycięzcą. A właśnie, że nie. To, że niepełnosprawny coś zrobił to nie znaczy, że każdy mógł to zrobić. To znaczy tylko tyle, że on mógł. Ludzie są różni, każdy ma swoje ograniczenia. Tak jak nie wybieramy braku nogi, tak nie wybieramy osobowości. A osobowość ma zajebiste znaczenie. Jeden po prostu potrafi nie patrzeć na żadne przeszkody i robić swoje, a drugi nie będzie w stanie. Może to przeskoczy po latach terapii i pracy nad sobą, a może nie. Albo inne rzeczy. Taki przykład. Moja przyjaciółka M. Pracuje, godzinkę dojeżdża do pracy, godzinę wraca. Poza tym rozkręca swoją firmę. Sama ogarnia dziecko, ma życie towarzyskie i czas na randki. Jakim cudem? Ano śpi po 4 godziny na dobę. Ja po trzech dniach takiego trybu życia przestaję kontaktować, nie jestem w stanie się skoncentrować, a po tygodniu czuję się jak wrak człowieka. Muszę spać co najmniej 7 godzin codziennie, żeby normalnie funkcjonować. Kiedy ja śpię, M. podbija świat. I co? I nic, nic z tym nie zrobię, tak samo jak nic nie zrobię z tym, że mam 160 cm wzrostu i modelką nie zostanę. Wcale nie mogę wszystkiego i pogodziłam się z tym.

    • Oj tam, ograniczenia w naturalnych predyspozycjach to zło z którym należy walczyć, a nie akceptować i starać się normalnie żyć, no też coś ;)
      A tak serio: mądry głos w dyskusji, dzięki.

    • Aneta

      Wszystko się zgadza, ale ja jednak uważam, że nie do końca o to chodzi. Jasne jest, że nie każdy musi robić to samo, bo nie każdy się do wszystkiego nadaje. I sęk nie leży też w tym, żeby na siłę starać się podbijać świat w tych kategoriach, w których robią to inni. Bardziej istotne jest: wzięcie się w garść, odrzucenie tego zbędnego gadania i gderania. :)
      Zresztą… ja chyba nie wierzę w ograniczenia, po prostu.

  • Daniel Chrzciciel

    Naprawdę? WSZYSCY są tu tacy zmotywowani? Tylko ja jestem dalej pizdą :(? Wstyd się tu pokazywać normalnie :(.

    Wymówek nie mam poza jedną nadrzędną „nie chce mi się”, ale to zdaje się i tak o wiele za dużo. Ale póki co codzienne mordowanie wrotek po mieście i w miarę zdrowe żarcie zaspokaja moje niskie życiowe ambicje. Mam nadzieję, że szybko stanę się gruby i brzydki to może nauczę się trochę samozaparcia :D.

    Mam pytanie. Bo mój facet chciałby zacząć trenować cokolwiek. Czasu ma opór, nie pracuje, nie uczy się, zmotywowany jest, nie ma żadnych dysfunkcji fizycznych itp. Tylko jest jeden problem i tutaj mam pytanie. Czy jest sens trenować, kiedy nie jest się w stanie robić tego regularnie, planować ani utrzymywać normalnej diety? Nie chodzi mi o jakość czy kaloryczność jedzenia tylko o regularność posiłków.

    A tak w ogóle to jak wszyscy poniżej się zgadzam. Nikt jeszcze K2 nie zdobył z dupą przyklejoną do stołka.

    Pozdrawiam! :)

    • Wychodzę z założenia, że zawsze lepiej jest się poruszać niż siedzieć na dupie. Jeśli Twój facet nie ma parcia na wyniki i progres i trenowałby wyłącznie for fun, to czemu nie? Powinno mu to trochę doładować endorfinki :D

    • Wojciech

      WROTKI <3

  • Dominika

    Nie liczę węgli, białka i tłuszczów, nie mam jakiejś wielkiej diety, choć wyznaję zasadę rozsądnego odżywiania. Po prostu lubię biegać. Ostatnimi czasy uprawiałam filozofię „chcę, ale nie mogę”. A tu się buty rozpadły (dosłownie), a tu zimno, pada, a ja przecież nie mam odpowiednich ubrań. Dupa prawda. Ostro się wkurwiłam na samą siebie w którymś momencie (jakoś półtora tygodnia temu). Dziś kupiłam buty, ubrałam się i poszłam biegać. Co prawda niedużo, bo cztery kilometry, ale poszłam. A wszystko dzięki Tobie, Malv. :)

    • Dzięki sobie pobiegłaś :) Ja tylko napisałam tekst, który gdzieś tam kiedyś przeczytałaś :))

  • Klaudia

    Kiedy podczas cudownej, pełnej miłości i kultury wigilijnej kolacji powiedziałam, że od dawna chodzę na kurs rysunku, lekcje baletu i siłownię, moje wszystkie kochane ciocie mało nie zadławiły się swoim jadem..Bo jak mogę tracić czas na takie pierdoły? Jak mogę wydawać pieniądze na kredki i ołówki? I do czego mi lekcje baletu, skoro już jestem dorosła i nigdy nie zostanę „baletnicą”? I do czego mi siłownia i ćwiczenia, skoro nie mam chłopaka?! [*] Powinnam wziąć się za NORMALNE życie, pójść do dobrej pracy, wyprowadzić się z domu, w końcu znaleźć chłopa i zrobić sobie dzieci. Zapomniałam. Przed dziećmi jeszcze wystawny ślub kościelny z kilometrowym welonem na głowie!
    Odpowiedź jest prosta – robię to wszystko, bo..lubię. Może nie lubię mieć masy siniaków, zwichniętych kostek, bolących kolan, ale lubię wrócić do domu z myślą, że dzisiaj też „coś” dla siebie zrobiłam.
    Zanim zapisałam się na siłownię i do szkoły baletowej, ponad rok ćwiczyłam w domu i czasami biegałam. Któregoś dnia moja kuzynka powiedziała: „No ale po co ćwiczysz tak w tym domu, jak i tak nie masz faceta i nie masz komu pokazywać tyłka?”
    I bądź tu człowieku oazą spokoju..

    • m0gart

      Dobre komentarze cioć i kuzynki ;-) Tak mówią ludzie, którzy robią coś dla wyraźnej, namacalnej korzyści i z powodu kogoś, a nie dla siebie. Bo siebie nie szanują, nie lubią, nie doceniają, często są kłębkami kompleksów i potrzebują ciągłego potwierdzania z zewnątrz, że są czegoś warte. Od takich ludzi lepiej trzymać się z daleka, bo zatruwają.

      • Klaudia

        Dobre komentarze cioć i kuzynki? Słyszałam jeszcze lepsze! ;) Co do szczerych komentarzy..Umówiłam się dzisiaj z kuzynką w centrum handlowym. Chciała, żebym doradziła jej przy wyborze bielizny, więc w porządku. Przy okazji wybrałam coś dla siebie, kupiłyśmy, wychodzimy ze sklepu, kiedy kuzynka nagle złapała mnie pod ramię i mówi: „Ej, ale po co Ci tyle TAKIEJ bielizny, skoro i tak nie masz….”. Popatrzyłam na Nią, westchnęłam i po prostu sobie poszłam. Nie mam już słów, kiedy nawet kupno głupich gaci na tyłek jest tematem dyskusji ;)

        PS. Moim motywatorem jest Jasiek (a raczej już Jan) Mela. Od razu o Nim pomyślałam..Zawsze powtarzam mamie: ” Mamo, Jasiek zdobył 2 bieguny w ciągu roku, nie ma ręki i nogi, a Tobie nie chce się poruszać dupskiem na rowerku stacjonarnym przed telewizorem? Naprawdę, wstydziłabyś się, ludzie robią tyle ciekawych rzeczy, nie mają rąk, nóg, jeżdżą na wózkach, przechodzą przez śmiertelne choroby, a Ty zawsze masz jakąś wymówkę..I jeśli nie będziesz ćwiczyć, to będziesz brzydka i gruba. Już nie wejdziesz w moje spodnie „. To działa. Zawsze. Mówię Wam.

        • m0gart

          Co do przykładu z bielizną: rozumiem, że według kuzynki powinnaś czekać na faceta, aż zaczniesz sobie sprawiać przyjemność kupowaniem tego czy tamtego? Wesołe podejście ;)
          A Mela jest niesamowity, przyznaję. Podobnie jak Nick Vujicic, który też każdego dnia pokonuje swoje słabości i nie poddaje się przeciwnościom. A masa ludzi, którzy cieszą się dobrym zdrowiem, po prostu siedzi na tyłku i żyje z dnia na dzień…

          • Klaudia

            Tak! Powinnam czekać na faceta, żeby móc kupić sobie koronkowe majtki czy rajstopy, bo jak można chodzić w takich rzeczach „bez okazji”? Po co chodzę w szpilkach i sukience po bułki do sklepu, skoro taki strój nadaje się tylko i wyłącznie na randki? Odpowiadam – bo lubię. Wszystko co robię i kupuję robię dla siebie. W mojej rodzinie bycie w związku jest priorytetem i nieistotne, czy partner kuzynki ją dobrze traktuje – ma być i już!
            Pamiętam, jak siedziałam w kinie na filmie „Mój Biegun”, a koło mnie przez cały film jakieś dziunie z liceum robiły sobie #sweet #sexy #selfie na IG. Mam nadzieję, że chociaż dodały hasztagi #kino #odchamiłamsie #ogladalamfilmojakimskalece #aleniepamietamktotobyl #hehe.. Zapomniałam o Nicku! Czytałeś jego książkę? Widziałeś film „Cyrk Motyli” z jego udziałem? Nie jestem fanką książek „motywacyjnych”, ale ta książka jest naprawdę dobra i godna polecenia. Z podobnych książek, przychodzi mi na myśl „Chce się żyć” (film o tym samym tytule jest świetny!) i „Chłopiec Duch”.
            Zgadzam się z tym, że masa ludzi po prostu siedzi na tyłku i żyje z dnia na dzień – może tak musi być? Po co się wychylać i robić inne rzeczy? Wydawać pieniądze na pierdoły? I kto by wstawał o 5 rano, żeby pobiegać..Typowy Polak, sfrustrowany, przegrany, neurotyczny malkontent, czyli tzw. Adaś Miauczyński :) Kiedy po raz kolejny słyszę jakieś uwagi dot. mojego wyglądu/zakupów/hobby, jak nic od razu w głowie odmawiam sobie „modlitwę sąsiada”, tego powinni uczyć w szkole! „Dla siebie o nic nie wnoszę, tylko mu dosrajcie proszę.” ;)

          • m0gart

            Mam wrażenie, że kwestia stroju jest nieco bardziej skomplikowana. Jak nie masz faceta – nie powinnaś się dobrze ubierać i zakładać koronkowej bielizny, bo po co? Jak już masz faceta – takiego na stałe, to w zasadzie też już nie musisz się starać, no bo już jest i może tak szybko nie ucieknie, a jeśli tak, to będzie znaczyło, że zależało mu tylko na Twoim owiniętym w koronki tyłku, a powinien Cię kochać za „osobowość”. Wychodzi więc na to, że dobrze się ubierać powinnaś tylko w czasie tańca godowego, gdy już masz faceta, ale dopiero się dogrywacie, bez istotnym deklaracji, zanim powie „ajlawiu” i kupi pierścionek. Czyli kilka miesięcy w porywach do roku z hakiem. A poza tym krótkim okresem można się zająć swoimi sprawami.
            Smutna rzeczywistość Twoich kuzynek ;)
            Też mam znajomych, dla których priorytetem jest sam związek, a jego jakość jest kwestią mocno drugorzędną. Po co dbać, po co rozmawiać, po co słuchać – grunt, żeby tylko ktoś był, a potem się jakoś dogadamy, albo ewentualnie będziemy mieć ciche tygodnie.

            „Cyrku Motyli” nie widziałem, zapiszę sobie. Dla mnie hitem filmów motywacyjnych pozostaje niezmiennie „American Beauty” ;)

            Życie z dnia na dzień to hobby ogromnej części naszego społeczeństwa. I do tego marudzenie i narzekanie na rzeczywistość. Tacy ludzie podcinają skrzydła i po prostu odbierają chęć do życia, bo co to za życie, gdy czujesz, że okoliczności zawsze są przeciwko Tobie, wszystko idzie nie tak, a ludzie są wredni i złośliwi? „Modlitwę Polaka” odmawiają pewnie codziennie ;)

  • S.

    „Życie jest jak trąbka w orkiestrze jazzowej. Jak nic w nią nie tkniesz to nic z niej nie wyjdzie”
    Miles Davis

  • Masz rację – pasja to pasja – nie szkoda na to czasu. Jak pracowałam zawodowo (a było to całkiem niedawno od roku nie pracuję) miałam zacięcie zrobić coś własnoręcznie – a to mydełka a to świeczki a to stroiki a to bańki na choinkę sama ozdabiałam do piany i do furii doprowadzały mnie komentarze „TOBIE TO SIĘ NUDZI” No qrwa jego mać!! Odpowiadałam „Tak, służba w domu mi sprząta, Marysia gotuje Jan robi zakupy i w ramach walki z nudą robię takie pierdoły”

  • Twój przypadek i tak jest dość lightowy. Znam ludzi, którzy mają dzieci, porfirię
    oraz pracują 36 godzin na dobę, ale i tak znajdują czas na treningi dwa razy
    dziennie, a w weekendy skaczą ze spadochronem, a nawet bez. To chyba ten PRAWDZIWIE
    AMBITNY poziom samodyscypliny do którego wszyscy powinniśmy dążyć. Oh, wait,
    może się trochę zagalopowałam. A może tak reaguję, gdy mi sensowna skądinąd
    blogerka wyznaje, że nie mogę podziwiać jakiejś postawy jednocześnie nie mając
    na nią czasu oraz a także mając inne priorytety, gdyż to w rzeczonej blogerce
    generuje chęć palnięcia mnie w łeb. Przenicowanie filozofią multizadaniowości,
    samodyscypliny, kreatywności i produktywności osiągnęło poziom absurdu i zjadło
    własny ogon. Ale co tam, śpiewajmy dalej tę piosenkę, byle kolektywnie, gdyż
    taka teraz moda, eh.

  • Ja zawsze podziwiałem tych, co biegają o świcie. Ja wolę popołudniu :) Ale czasem trzeb i rano

  • Filip Smiechowicz

    wrzuć: Darek Strychalski badawater, warto!

  • Ewelina LeeLa Duczmańska

    no jasne, że wygodniej jest nic nie robić, szukać wymówek i powodów do lenistwa, zasiąść przed pudłem które jest najtańszą rozrywką i podjadać chipsy (dodam, że uwielbiam kino i robię to regularnie) z tym, że to nie wszytsko, trzeba wyznaczyć sobie priorytety, zmienić nawyki, otoczyć się ludźmi sukcesu, znaleźć dobre motywatory i trzymać się tego! Zanim dojdziemy do celu, poddamy się setki razy, ale to próby są ważne i małymi kroczkami przeć do przodu. Mam koleżankę, która mówi że od samego patrzenia na Skalpel czy Killera Chodakowskiej się poci i wkurwia mnie to jej pierdolenie, nie spróbuje, ale już wydaje opinie. Smutne to, że ludziom wciąż tak mało się chcę i Malvina dziwisz się że jesteś podziwiana bo „tylko” zdrowo jesz, wcześnie wstajesz,biegasz, chodzisz na siłke itd, ale po prostu brawa Ci się należą, za regularność, podnoszenie poprzeczek, pokonywanie swoich słabości i zarażanie innych. Zauważyłam, że ludzie chcieli by innych efektów, postepując wciąż tak samo :) no tak się nie da, nie da, już próbowałam kiedyś :P Siła w Nas! Tylko w Nas.

    • Ktoś tam

      A może nie każdy tego potrzebuje i ma po prostu wywalone w ten cały super-hiper-samorozwój.? I prawidłwo :)

      • Ewelina LeeLa Duczmańska

        jeżeli Ci to odpowiada i nie czujesz dodatkowej adrenaliny, endorfin podczas aktywności fizycznej i tuż po niej , to pewnie, też tak można. Ja lubię żyć na 100%

  • Można? Można. Wszyscy mamy tyle samo czasu- 24 h. Kwestia tylko tego jak je zaplanujemy.

  • ośka

    3> dajesz kopa!!!

  • leniwiec umiarkowany

    Ogólnie popieram zwalczanie pierdolenia, chociaż jest to trochę bezcelowa misja – jęcząca osoba nie chce przecież motywacji i zmian życiowych, chce tylko poklepania po główce i odpowiedzi typu „Nic nie robisz, ale masz huk roboty/genetyczne predyspozycje, więc jesteś usprawiedliwiony, rozumiem”. Żadne oszukaństwo, tylko pielęgnowanie swojego ego ;).
    Ale wiele punktów tego tekstu budzi mój sprzeciw. Jeżeli ktoś zajeżdża się w pracy przez 12 godzin, a później zajeżdża się jeszcze na dwóch treningach, to jest to osoba godna podziwu? Notoryczne zarywanie nocy i przeciążanie się, bo „trzeba cisnąć” jest takie motywujące? Tak samo jedzenie codziennie równiutko 1800 kcal nie ma nic wspólnego ze zdrowym stylem życia.
    Lenistwo to nie cnota, ale człowiek to też nie robot i nie ma co wychwalać takich skrajności.

  • Bardzo mi się podoba zakończenie. Z tym gratulowaniem. Mnie to żenuje, bo to, że wychodzę pobiegać to żadne bohaterstwo, tylko jakaś alternatywa dla przepuszczania czasu przez palce. Wystarczy tak mało, odstawić tę michę z czipsami, piwo i iść sprawdzić jak się biega. A od tego do konkretniejszego biegania tylko krok. Tylko trzeba wiedzieć, czego się od siebie i od życia chce. I że nawet jeśli coś gdzieś nie wychodzi to nic straconego.

  • Ania B.

    Najbardziej dziwi mnie, że ludzie piszą, że Cię podziwiają. Nie rozumiem, dlaczego dla niektórych „poświęceniem” jest wstawanie o czwartej rano dla płaskiego brzucha, endorfin, poczucia spełnienia, dowartościowania, foty na instagram czy nie wiem czego jeszcze. To jest faktycznie pasja i super, że coś takiego masz. Nadaje sens życiu. Ja tego nie czuję i nie chcę czuć. Nie rozumiem, dlaczego ktoś, kto śpi 8 godzin dziennie i ogląda seriale może choć przez chwilę poczuć się jakiś gorszy czy mniej wartościowy…

    Ja biegam i ćwiczę umiarkowanie, bo chcę być zdrowa i dobrze się czuć. Żeby to osiągnąć, nie muszę przebiegać maratonów ani robić „treningów”. Sport to dla mnie konieczność, taka higiena osobista. Nie liczę kalorii, wagę mam w normie, bo się nie objadam. Choć zgodnie z tym co piszesz, wkrótce to się zmieni…

    Bardzo lubię Twój blog. Lubię wszystkie artykuły, które nie dotyczą sportu czy jedzenia, bo wszelkie ekstremum nigdy do mnie nie przemawiało ani nie inspirowało. Ale jeśli Ciebie to uszczęśliwia, to trzymam kciuki i kibicuję.

  • Człowiek o kulach jest w stanie przebiec maraton. Ba, bieganie o kulach to niezły trening – tego się nauczyłam, jak ze zlamaną nogą robiłam, już tylko, damskie pompki, aby nie wypaść całkowicie z formy. O ile ktoś nie jest Stephenem Hawkingiem, to jego usprawiedliwienia brzmią smutno, jak zupa kartoflana. Takim pozostaje już tylko trenować umysł – co Stephen przecież robi :P

  • Co zrobic, jak się czegoś nie chce, to się szuka wymówek. A wymówkę znajdzie się zawsze.Belive me :)

  • Margo

    Gdy zdarza mi się czytać takie rzeczy, przypomina mi się Szymborska. Ze zmarszczkami, z papierosem, pijąca wódeczkę i jedząca schabowego z kapustą.
    I nie powiedziałabym, że jej życie było przeżyte w gorszy sposób, czy mniej warte.

  • Ktoś tam

    Jezu jaki wy macie ból dupy, widać, że ciąży na Was presja z zewnątrz, że nawet tutaj w anonimowych komentarzach musicie się przed sobą i innymi tłumaczyć.

    Ja się przyznaję, że jestem leniwą k***ą i lubię przez tydzień patrzyć się w sufit i nic nie robić. Nie muszę nawet pracować, ale akurat trafili mi się bogaci rodzice, więc spoko, rozumiem, że nie każdy może sobie na ten komfort pozwolić. Niemniej nie oznacza to, że nie chcę nic robić. Mam plany, zainteresowania, odkrywam siebie (niestety obudziłem się dopiero w wieku 25/26 do życia, ale lepiej późno niż wcale), ale jak coś robię to robię dla siebie, a nie wtedy kiedy chcesz. Dlatego np. ludzie efektywni na siłowi to ci, którzy mają pasję do tego. Ktoś kto nie cieszy się procesem, tylko myśli o tym, że musi ćwiczyć by mieć idealną sylwetkę – oszukuje sam siebie i powinien docenić swój unikalny wygląd. Potrzeba jest różnorodność, a nie dążenie do wykreowanych sztucznie ideałów (ciała, stylu życia, związkow, wstaw cokolwiek). Ja miałem wylane w siłownie, a mam jeszcze bardziej wylane odkąd zaakceptowałem, że zawsze będę wychudzonym szczurkiem. Niemniej gdy zacząłem tańczyć hip-hop, nikt mnie nie musiał do tego zmuszać, bo robiłem to z sam siebie. Malv też daję radę jeśli chodzi o samorealizacje w kilku obszarach, ale to dlatego, że ona to po prostu czuję. ;)

    Szczególnie kobiety mają bzika na punkcie tej chorej hiperaktywności. Miałem dziewczynę co było po prostu musiała robić bardzo dużo, bo inne koleżanki robiły coraz więcej. Każdego miesiąca wyjazd za granicę, codziennie teatr, muzeum etc. Ja wtedy opierdalałem się jeszcze bardziej niż teraz, więc oczywiście rzuciła mnie. Ok, rozumiem, że ktoś robi rzeczy sam z siebie, ale zewnętrzna presja, żeby trzeba coś robić i to jak najwięcej to dla mnie strzał w kolano z bazooki. Dlatego ludzie, wychillujcie.

  • Krzysztof Taksiuk

    Nie podziwiam Cię za dokonanie,wstawanie, treningi. Podoba mi się Twój styl, sposób prowadzenia narracji. Mam gdzieś bieganie, rozterki i samorealizację singielki po trzydziestce. Bo jestem kimś innym :).

  • Marcin

    Po przeczytaniu ruszyłem dupe z fotela. Dzięki Malvina

  • b.

    Święta prawda: osobiście mam setki znajomych pracujących co najmniej 22 godziny na dobę, nierzadko są to kosmonauci, więc do pracy mają sto tysięcy kilometrów, co nie przeszkadza im co wieczór biegać przynajmniej pół-maratonu, a dodatkowo wszyscy zajmują się gromadką dzieci oraz są wzorowymi partnerami w swoich związkach…

    Lubię Twoje teksty, bo wydają mi się – ciut może uogólniając – wyważone i empatyczne, w tym jednak odjechałaś trochę w krainę prostych, a mocno wątpliwych prawd w stylu youtube’owych wirtuozów samorozwoju, co jest o tyle przykre, że pocieszna ta kasta dryfuje zazwyczaj kilka pięter poniżej Twojego poziomu.

    Być może chodziło Ci o to, żeby – biorąc pod uwagę własne predyspozycje – robić tyle, ile można, jak nie dwie godziny, to chociaż dwa kwadranse własnej dobie „ukręcić”, i tu pełna zgoda, warto spróbować, bo zwykle mamy mniejsze czy większe zapasy czasu, który marnujemy, ale nie wiem, czy najlepszym motywatorem jest wzbudzanie w kimś poczucia winy, że się z czymś nie wyrabia, bo pracuje „jedynie” 14 godzin dziennie, podczas gdy ci „zwyczajni herosi” z Twojego tekstu to nie takie rzeczy i w ogóle i ho ho.
    A już zdanie „Skoro tego nie robisz, to znaczy, że Ci się nie chce”, to, jak dla mnie, mocne przekroczenie granicy, jak gdybyś chwilowo zawiesiła wyobraźnię (i doświadczenie) i nie umiała zauważyć, że czasem może się w życiu trafić przeszkoda, która naprawdę coś nam uniemożliwia i nawet tuzin Jasiów Meli tego nie zmieni.

  • Gladiola

    Mega tekst! :O sama dopiero zaczęłam przygodę ze sportem i zdrową dietą i uważam ze byla to najlepsza rzecz jaką mogłam w tamtym momencie mojego życia rozpoczac. Podoba mi się że piszesz o pokonywaniu ograniczeń, ktore nie zawsze zależą od nas. Sama nie raz używałam ich jako wymowki. Mam poważny problem z cerą i wlosami spowodowany PCOS i lekami na epilepsję. I długo nie moglam zrozumieć dlaczego ja; tlumaczylam sb „gdybym miała ladną buzię…” Tyle ze kiedys mialam i moje żyy i zobaczyć wreszcie w lustrze uśmiechniętą dziewczynę, która wreszcie uwierzy że z trądzikiem czy bez może czuć sie atrakcyjna i wartościowa. I nie jest to łatwe, ale wiem juz ze leząc przed telewizorem tego nie załatwię. Pozdrawiam ! ;)

  • Marika

    Scott Jurek jest też weganinem.

    Ale ja nie o tym, sama mam rozwalone kolana i przez ostatni rok treningów – kalistenika/ crossfit/ pole dance- bolaly mnie tak, ze nie moglam chodzic. Do tego barki – tez masakra. Zmienilam powyzsze dyscypliny na jedna: wolne ciezary. Zaliczam kazdego miesiaca postepy, panuje nad kolanami, barki tez przestaly utrudniac zycie. Dla tamtych sporotw moje cialo nie jest przystosowane, trudno, pogodzilam sie z tym. I wiesz co? Wolne ciezary, choc na poczatku uwazalam je za przykry obowiazek, teraz sprawiaja mi wiecej radosci i dumy z siebie, niz kolejny trick na rurce czy kolejny pull up. :)

  • Justyna Tomaszewska

    Ja podziwiam Panią. Nie to, że Pani wstaje o 5 i robi trening, ale zapał do swojej pasji. Tak jak Pani pisze. Samodyscyplina i tyle nam trzeba:)

  • potylica

    Malwina jest jedna, a Nas w komentarzach mnóstwo. To co pisze dostosowujcie do siebie, owszem, ale nie kropka w kropkę. Przecedźcie to przez swoje sitko życia. Więcej elastyczności i zrozumiecie o czym pisze :)

  • pankrac

    ogromnie się cieszę że tu trafiłam:) zostaję na dłużej.

  • So True. :-)