Seks po polsku

Czwartkowe spotkanie w IPS uświadomiło mi jeszcze mocniej, jak bardzo temat ludzkiej seksualności jest w Polsce marginalizowany, trywializowany i… sabotowany. W naszym kraju dyskurs publiczny dotyczący seksu sprowadza się do jednej kwestii: prokreacji. Tak, jakby penis i cipka służyły wyłącznie do robienia dzieci. Tak, jakby synonimem słowa „seks” było „płodzić”. I przede wszystkim, tak jakby seksualność była tożsama z seksem.

 

TYPOWY JANUSZ

 

Za edukację seksualną w Polsce odpowiadają w głównej mierze… producenci środków antykoncepcyjnych (chapeau bas dla Durexa – robi świetną robotę), fundacje i organizacje pozarządowe. Rząd, i ten obecny, i poprzedni, od lat zamiata temat pod dywan, czyli udaje, że obywatele nie posiadają tożsamości seksualnej, potrzeb seksualnych czy też – surprise surprise – życia seksualnego. Świadczy o tym chociażby sposób, w jaki potraktowano temat gender. Kto z Was, nie prosząc wujka google o pomoc, jest w stanie wyjaśnić to pojęcie? Zakładam, że znajdzie się kilkadziesiąt osób. Przeciętny Kowalski wie, kto wygrał w ostatnim meczu ekstraklasy i ile lat miał Jezus, kiedy został ukrzyżowany, ale nie wie, co to jest gender, gdzie znajduje się łechtaczka, ani dlaczego homoseksualizm został wykreślony z klasyfikacji DSM-II w latach 70-tych ubiegłego wieku.

 

KSIĄDZ – SPECJALISTA OD SEKSU

 

W szkołach zajęcia z wychowania seksualnego zastąpiono przedmiotem „przygotowanie do życia w rodzinie”. Pomijając już fakt, że definicja rodziny na przestrzeni kilkudziesięciu ostatnich lat uległa zmianie, a na pewno została poszerzona (wzbogacona) o takie pojęcia, jak rodzina patchworkowa, nuklearna czy bezdzietna, zajęcia te prowadzą zazwyczaj księża, zakonnice albo katecheci. Oznacza to, że edukacja seksualna w naszym kraju jest ściśle powiązana z doktryną religii katolickiej i, co bawi mnie najbardziej, odpowiadają za nią ludzie, którzy nie dość, że z wyboru zachowują wstrzemięźliwość seksualną, to jeszcze nie mają odpowiedniego wykształcenia, a tym samym wiedzy w temacie, którego nauczają. How fucked up is that?

 

GRZECH I OBOWIĄZEK

 

Nie wiedziałam, jak to zjawisko nazwać… Ignorancją? Zacofaniem? Hipokryzją? W końcu trafiłam na wywiad z prof. Andrzejem Depko, wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej. W rozmowie dla „Polityki” Depko zwócił uwagę na bardzo ważną kwestię, mówiąc,że nad polską seksualnością ciążą dwie klątwy: grzechu i obowiązku.

Seks w Polsce nigdy nie był gloryfikowany, jak choćby w taoizmie, gdzie poprzez wpisanie w system religijny następuje jego nobilitacja i ludziom zaleca się udane życie seksualne (…). U nas stawia się raczej na zwierzęcość seksu. Tak postrzegają go jego przeciwnicy, a oni stanowią większość. Dla nich jedyną funkcją seksu, dającą się zaakceptować, jest zapłodnienie, poczęcie nowego życia. Jako seksuolog mówię zupełnie coś przeciwnego: ci, którzy seks każą łączyć wyłącznie z reprodukcją, sprowadzają go właśnie do poziomu zwierząt. To zwierzęta zwykły kopulować podczas rui, aby przedłużyć gatunek. Nas natura obdarzyła czymś więcej. Nie musimy kochać się tylko dla prokreacji.

No właśnie. Możemy kochać się dla zdrowia. Dla przyjemności. Dla poczucia bliskości. Budowania intymności. Dla relaksu. Zabawy. Spełnienia.

 

TWÓJ SEKS

 

Tylko żeby tak się kochać: świadomie i z satysfakcją, trzeba najpierw poznać siebie, własną seksualność – przetrawić ją, zaakceptować, polubić, słowem: zintegrować ją ze swoim JA, z tym, jak definiuję siebie jako człowieka. A żeby to zrobić, trzeba mieć podstawową wiedzę i przeświadczenie o tym, że seks to ani grzech, ani obowiązek – to część życia, naszego codziennego funkcjonowania, o tyle różna od jedzenia czy spania, że mocno uduchowiona. Trzeba też, co bardzo ważne, zrozumieć, że w seksie nie ma granic, dopóki nie robisz czegokolwiek wbrew woli swojego seksualnego partnera/partnerów (o tym innym razem).

Nie bójmy się uczyć o seksie. Nie bójmy się poznawać własnego ciała, tego, jak reaguje na bodźce. Nie bójmy się eksperymentować, sprawdzać, co nas podnieca, a co odstręcza. Nie bójmy się, będąc w związku, komunikować na głos swoich potrzeb, nawet jeśli wiemy, że możemy spotkać się z dezaprobatą lub odmową. Nie bójmy się skorzystać z pomocy seksuologa czy psychologa w momencie, kiedy czujemy, że nasze życie seksualne (i nie tylko) leży i kwiczy. A przede wszystkim – nie marginalizujmy seksu, bo seks, obok miłości, zaufania i szacunku jest podstawowym filarem, na którym opiera się relacja.

Bo seks to nie ciało. To przede wszystkim mózg.

Postaram się Wam o tym częściej przypominać.

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • kokardka

    Ze względu na to, że ten seks prokreacyjny nam nie wychodzi, możemy cieszyć się nim na każdy możliwy sposób :)

  • Myślę, że to kwestia starszego pokolenia, w którym sprawę zamiatało się z zeszłorocznym kurzem pod dywan, żeby dzieci nie widziały. Gdzie rodzice rozmawiają ze sobą tylko przy niedzielnym obiedzie, a nawet i nie, bo pojawił się telewizor. Nie okazują sobie uczuć. Uczą w ten sposób, że to złe, że nie wypada. I jak dzieciak w końcu wpada w burzę hormonów, to porusza się jakoby po omacku. Zmuszony jest szukać sam. Bo nikt mu nie pokaże. A tego potem wynikają różne patologie ;/

  • Mnie bardzo dziwi coś innego – znani mi ludzie w moim wieku (czyli prawie 4 dychy) mają „normalniejsze” podejście do seksu niż znani mi dwudziestokilkulatkowie. Tym drugim łatwiej przychodzi, oczywiście, ale nie potrafią w ogóle go docenić i traktować jako pewnej wartości.
    Pamiętam, jak kiedyś długo i namiętnie dyskutowałem z kolesiem 24-letnim, który mówił, że seks to po prostu czynność fizjologiczna i nie ma się nad nim co rozwodzić, jak nad jedzeniem czy spaniem.

    • Może dlatego, że w czasie gdy dorastaliśmy nie było wszechobecnej TV i wujka google, które narzucały nam prawdy oczywiste.
      Wszystko co wiedzieliśmy było podpatrzone, podsłuchane, obgadane, a potem wypróbowane.

      • Trochę to nie do końca dobre określenie, ale nie było też „tanie”. chodzi mi o to, że nie przychodziło to praktycznie bez wysiłku, jak bardzo często dzisiaj. Łatwiej przesunąć czyjąś fotkę w tinderze, niż podejść do kogoś obcego, kto nam się podoba. Nawet nad seksem na jedną noc trzeba się było trochę napracować :)

        Czy to brzmi jak ćmoje-boje starego zgreda? ;)

        • KaZet

          a nie jest to przede wszystkim czynnosc fizjologiczna? Wedlug mnie jest, mozna dorabiac ideologie do tego. Poza tym czemu mamy sobie utrudniac? Tak, latwiej przesunac fotke w lewo czy prawo ale czemu ma byc trudniej? Cchesz sie napracowac to idz do kopalni ;) Wszystko kwestia tego co kto lubi. Niemniej edukacja seksualna w Polsce jest zerowa. tak jak pisze Malvina, albo ksiadz poucza albo rowiesnicy w szkole ktorzy zwykle wiedza tyle co inni.

          • Daniel Chrzciciel

            Myślę, że chodzi o to, że łatwiej szanować coś, o co się postarało. A seks jest jakby na to nie patrzeć trochę inny niż jedzenie. Bo jak jesteś głodny to idziesz opierdolić kanapkę, która nie ma mózgu, uczuć ani psychiki. A jak jesteś napalony to musisz znaleźć sobie człowieka. Moim zdaniem z ludźmi wypadałoby postępować trochę inaczej niż z kawałkiem pieczywa. Jeśli to jest zbyt proste to prędzej czy później, urośnie liczba buców, dla których seks opierać się będzie na wyrypaniu dobrej dupy. Sądzę, że dobrze jest się jednak czasem przyłożyć :).

          • KaZet

            Przepraszam nadal nie widze zwiazku moge szanowac ale nie musze tego traktowac jakos super wyjatkowo i nadal obie strony moga byc zadowolone.Wystarczy byc uczciwym.Stawianie sprawy ze tylko facet napalony itd to chyba tez relikt przeszlosci.

          • Daniel Chrzciciel

            Chodzi mi o to, że myślę, że im łatwiej zdobyć kobietę/faceta to rośnie liczba osób, które nie mają do seksu szacunku. Co nie znaczy, że osób ogarniętych nie ma :). I nie mówię żeby traktować kogoś jakoś super wyjątkowo. Po prostu moim zdaniem nie da się tego zrównać z oddychaniem czy robieniem sobie kanapki. A faceta postawiłem jako przykład. Ale bardzo możliwe, że po prostu ja mam po prostu inne doświadczenia :/

          • Valthard van der Sand

            Z seksem jest jak z jedzeniem do pewnego stopnia. Ktos ma ochote zjesc cokolwiek idzie do Mc$. Ktos chce uczte – przebiera skladniki i pichci caly dzien. Tak samo z seksem. Dla jednego to fast-food z tindera, a dla innego uczta z przygotowaniem.
            A to, ze francuska kuchnia jest lepsza niz zapiekanka z budki – chyba nie trzeba nikomu tlumaczyc.

  • Daniel Chrzciciel

    Malvina, ty bezbożnico ;).

    Powszechnie wiadomo, że gender to zmuszanie małych chłopców do noszenia spódniczek, łechtaczka znajduje się w sercu razem z innymi grzechami głównymi, a homoseksualizm został wykreślony z listy chorób, bo komuś się ręka trzęsła. Oczywista oczywistość.

    Wypowiedziałbym się na temat seksu, ale seks uprawia pan z panią (nigdy odwrotnie), a ja miałem styczność tylko z amoralnym, obdartym z uczuć pierdoleniem się w imię szatana, żeby zrobić na złość katolikom i niszczyć mózgi małych dzieci. Przemilczę więc tę kwestię.

    Powiem natomiast o tym, że przeciętny Janusz prędzej krzyknie w towarzystwie dziecka: „brudasy i pedały do gazu” albo „jebać w dupę feministki” niż ze wstydem przyzna, że posiada coś takiego jak penis. (Choć z tym akurat bywa różne, bo Janusz penisa może mieć, natomiast żona Janusza pomiędzy nogami ma wyłącznie próżnię. Zawsze. No chyba, że jest dziwką. To też mnie wkurwia niepomiernie). Już nie wspominając o takich bezeceństwach jak na przykład orgazm. Albo co gorsza orgazm analny. Brrrrr. Bo dzieci nie mogą wyrosnąć na zdemoralizowane, prawda?

    Mnie w szkole seksu uczyła zakonnica. Oczywiście połowa była nie do przełknięcia. Raz ktoś jej zapytał skąd wie o czym mówi (dziś wiem, że nie wiedziała o czym mówi), a ona odparła, że wie tyle ile powinna wiedzieć zakonnica. Czyli mniej więcej nic. Czasem było śmieszne, jak nazywała kobiece narządy „jabłuszkiem maryjnym”, a penisa „członkiem bożym” (O.o?!). Czasem było absurdalnie, jak opowiadała, że to mężczyzna powinien decydować o tym, kiedy para ma współżyć, bo kobiecie wystarczy zaszczyt rodzenia (?) dzieci. Czasem przerażająco, gdy zaczynały się historie o tym jak użycie prezerwatywy sprawia, że dziecko umrze przedwcześnie (bo przecież wszyscy używają kondomów kiedy starają się o dziecko). Już nie wspomnę o tym, że ciężko jest być dorastającym pedałem, który ma ochotę rzucić się na każdego przystojnego chłopaka w okolicy i słyszeć co lekcja, że spłonie się w piekle.

    Zajebisty tekst :D. Seks to taki fajny temat :D. Pozdrawiam!

    • Pionierka

      Mnie nikt w szkole nie uczył seksu. Uczyłam się po szkole :)

      • Daniel Chrzciciel

        To znaczy wiesz – to czego nas uczyła zakonnica za wiele z seksem wspólnego nie miało. Wiadomo, że ta bliższe rzeczywistości zajęcia były później ;). Ale serio – nie mam pojęcia jak udało mi się wyrosnąć na kogoś, kto ma na temat seksu jakiekolwiek pojęcie.

        • Danielu, jestem z tego samego pokolenia, co Ty. Starszego co prawda, ale nie uczonego o seksie prawdy. Temat seksu był od zawsze tabu, nie było go właściwie :D
          Pewnie to dla tego stał się teraz czymś, co staje się moim zawodem powoli :D
          Brak tolerancji wynika z niewiedzy.
          Na szczęście jest internet ;-)

  • Fabian

    Czy mogę spytać dlaczego, według Ciebie, homoseksualizm został wykreślony z klasyfikacji DSM-II w latach 70-tych ubiegłego wieku?

  • Pionierka

    Nie „wszyscy” tylko dlaczego rodzice im to robią. Jak się w domu rozmawia, a nie tylko wymienia komunikaty i jest razem a nie obok siebie to i o seksie można porozmawiać bez problemu, bo to normalny temat.

  • Nat Lie

    Najbardziej mnie śmieszy tekst : ale kiedyś seks służył tylko do prokreacji. JASNE. To dlatego istnieje kamasutra, tantra seksualna i inne tego typu sprawy. :)

  • Nat Lie

    Jeszcze jedno… szkoda, że w Polsce nie ma pożądnej lekcji wychowania seksualnego. Kiedy mieszkałam w Danii były takie zajęcia, bardzo interesujące zresztą. Była nawet lekcja zakładania prezerwatyw na banana. Nikt nie wstydził się zadawać pytań.

    • Daniel Chrzciciel

      No właśnie. A tu się wstydzą. I tak rośnie kolejne pokolenie, które nie będzie potrafiło wytłumaczyć dzieciom o co w tym wszystkim chodzi :(

  • Margot

    Trochę demonizujesz Malva

    Jako licealistka, z własnej woli uczęszczająca do katolickiej szkoły, wypowiem się od środka.

    U nas wychowania do życia w rodzinie uczy wierząca, niezamężna babka po 40. Co za tym idzie kamasutry nam na lekcje nie przynosi, ani nie zaleca poznawania. Do seksu pozamałżeńskiego, ani masturbacji też nie nakłania. Jednak w pewnych kwestiach nie mogę się z Tobą zgodzić. Przede wszystkim nigdy nie powiedziała, że seks służy tylko i wyłącznie prokreacji, przeciwnie, mówiła chociażby,że buduje poczucie więzi małżonków, jest zdrowy i ogranicza go tylko to na co partnerzy się godzą oraz fakt, że seks czy pieszczoty nie mogą się sprowadzać do traktowania drugiej osoby jako narzędzia dającego spełnienie. Nie twierdzę, że wszyscy, szczególnie w katolickich szkołach, mają takie szczęście, ani, że poglądy „najlepszym wyjściem jest mówienie im, że seks jest be, fuj’, albo ” współżyć można tyle razy, ile chce się mieć dzieci” nie istnieją.

    Z innej beczki. Seks dla chrześcijan jest na tyle uduchowiony, że współżycie z kimś innym niż małżonkiem jest grzechem. Seks czy pieszczoty w małżeństwie są natomiast mocno spoko, o ile zachowuje się uczciwość wobec prawa Bożego, własnych sumień i siebie nawzajem, bo ma być wyrazem miłości, a nie jedynie zaspokojeniem pragnienia. Osobiście zamierzam czekać na tego jedynego faceta, z którym wezmę ślub, a do tego czasu trwać w czystości, zarówno ciała jak i serca, żeby kiedyś móc oddać mu całą siebie.

    Żeby nie było, to nie tak, że wpadłam do Ciebie, przeczytałam ostatniego posta i ogłaszam aktualnie ból dupy. Czytam Cię od dłuższego czasu, bo mądrze i dobrze piszesz, mimo to, jako wierząca i praktykująca katoliczka, nie zawsze mogę się z Tobą zgadzać.

    Pozdrawiam serdecznie ;)

    • Nemesis Nave

      Hm to ciekawe, bo od księży zazwyczaj słyszy się, że seks jest spoko o ile prowadzi do prokreacji. Miłość inna niż genitalna jest generalnie dyskredytowana, bo do zapłodnienia nijak nie prowadzi.

      Co do samego wpisu – myślę, że również język polski nie pomaga.
      Albo określamy narządy infantylnie, albo wulgarnie tudzież medycznie, zazwyczaj brak tu neutralnych terminów.

    • on

      Słowo czystość świetnie obrazuje karygodną, krecią robotę KK.
      PS. Nie mam „płytkiego” podejścia do seksu.

  • ka

    w końcu „seks to praca różnych narządów, nie tylko płciowych”.. świetnie to, co napisałaś, uzupełnia według mnie opublikowany jakoś na początku tego roku przez proseksualną jej manifest, w którym propaguje właśnie idee bycia „sekspozytywnym w seksnegatywnym świecie”: http://proseksualna.pl/seks/manifest-sekspozytywny/ .

    ps. nie wiem jakie masz podejście do podlinkowywania w komentarzach, aczkolwiek ja zawsze uważam, że warto i że skoro w wartościowy sposób przedłuża tekst, to sobie pozwalam.

  • Błędnym jest założenie, że to szkoła ma czegokolwiek uczyć – to trochę jak poleganie na emeryturze, która da tylko minimum, za które ewentualnie da się przeżyć.
    Mam znajomą przedszkolankę, która twierdzi, że po 3 minutach rozmowy można stwierdzić, z którym dzieckiem pracują rodzicę i to jest rola rodziców, a nie szkoły, by edukować w tej kwestii dziecko (poza tym – nie wyobrażam sobie zajęć dla 12latków, na którym ktoś uczy ich życia w zgodzie ze swoją seksualnością).