Razi Was słowo nauczycielka? Prawniczka? Rowerzystka? A posłanka? Nie, prawda? To dlaczego w takim razie macie problem z polityczką, członkinią, premierką czy żołnierką? To dokładnie takie same feminatywy jak te wymienione przeze mnie w pierwszym zdaniu. Ba! Nie wiem, czy pamiętacie, ale z posłanką jeszcze kilka lat temu też był wielki problem i heheszki, że niby posłanka, bo od posłania, oraz inne równie mało wyszukane żarty. No i co? No i jajco. Minęło parę wiosen i dziś słowo posłanka weszło do powszechnego użycia, głównie dlatego, że z czasem coraz więcej osób decydowało się mówić posłanka zamiast pani poseł. Wierzę, że tak samo będzie z psycholożką, chirurżką czy ministrą. Wystarczy tylko się z nimi osłuchać. I zrozumieć sens ich stosowania.
Język nie beton
Siłą każdego języka jest jego giętkość i możliwość, a nawet konieczność dostosowania do zmieniających się czasów. Język, czy tego chcemy, czy nie, staje się poniekąd odwzorowaniem rzeczywistości, w której żyjemy. Stąd wszechobecne w języku polskim zapożyczenia: ajfony, okejki, briefy (z angielskiego), beszamele, suflety, awangardy (z francuskiego), knajpy, flaszki i kace (z niemieckiego), chałtury, ustrojstwa i żule (z rosyjskiego), pizze, makarony, paparazzi (z włoskiego), et cetera, et cetera (z łaciny). Stąd płynne reguły dotyczące składni i ortografii. Stąd liczne facebookowe grupy wsparcia dla korektorów, dziennikarzy oraz innych osób pracujących z językiem. Stąd także feminatywy, czyli rzeczowniki będące nazwą o trwale ustalonym żeńskim rodzaju gramatycznym.
Doktorka nie gorsza od pani doktor
Dziwi mnie, że kobiety tak bardzo bronią się przed stosowaniem rzeczowników w rodzaju żeńskim, zwłaszcza tych nazywających profesje. Wiele razy spotkałam się z opinią, że brzmią one mniej poważnie od rzeczowników w rodzaju męskim poprzedzonym słowem „pani”. A więc pani adwokat zamiast adwokatka. Pani psycholog zamiast psycholożka. Pani sprzątająca zamiast sprzątaczka. Zapytam w takim razie: dlaczego mężczyźni nie dodają „pan” przed nazwami swoich zawodów? Pan adwokat, pan psycholog, pan sprzątacz? Brzmi to niedorzecznie, prawda? Jakby na siłę usiłowali dodać sobie prestiżu, powagi. A wszyscy jesteśmy tylko tym, czym jesteśmy. Ja – dziennikarką i copywriterką, ty – farmaceutką, ona – motorniczą, on – przedszkolankiem. Jak widzicie, zawody do tej pory nazywane wyłącznie rzeczownikami w rodzaju żeńskim też można dostosować do ich męskich form. Bo jak inaczej nazwać mężczyznę pracującego w przedszkolu? Pan przedszkolak? ;)
Język definiuje rzeczywistość
Rada Języka Polskiego już kilka lat temu przyznała, że „formy żeńskie nazw są potrzebne, a ich używanie świadczy o równouprawnieniu kobiet w zakresie wykonywania zawodów i piastowania funkcji”. Bo tak to właśnie działa, że wraz z emancypacją polityczną, ekonomiczną i obyczajową kobiet zmienia się również język całego społeczeństwa. Skoro powstają żeńskie nazwy zawodów wykonywanych przez nas oraz tytułów, na które same ciężko zapracowałyśmy, dlaczego mamy z nich nie korzystać, dlaczego je odrzucamy? Przecież to niedorzeczne, to jak strzał w stopę samej sobie, zaprzeczenie własnych osiągnieć, maskulinizowanie ich, oddawanie części zasług mężczyznom, którzy przecież z Twoim własnym sukcesem nie mają nic wspólnego.
Więc ja dziś z dumą przyznaję – jestem magistrą psychologii ukończonej z wyróżnieniem, licencjatką dziennikarstwa i komunikacji społecznej, pisarką, copywriterką, felietonistką, specjalistką w dziedzinie komunikacji, biegaczką, bokserką… Et cetera, et cetera.
A Ty?