Siłacze

Siłownia to dla mnie miejsce szczególne. Tak bardzo, że niejednokrotnie pisałam o jej fenomenie na blogu. Bo widzicie, siłownie (a dziś w zasadzie kluby fitness) to jedne z tych miejsc, w których spotkacie przedstawicieli wszystkich klas społecznych. Od osiedlowych karków z „elką” na łydce i powstańcem na ramieniu, którzy swą niezachwianą wiarę w Boga Jedynego Katolickiego Aryjskiego lubią wzmocnić strzałem z teścia prosto w dupę albo pałą z drewna prosto w mordę (cudzą, a w szczególności cudzoziemską, ma się rozumieć), przez wąsatych Januszów drugą młodość przeżywających i z miłości własnej brzuch swój piwny narosły latami w sexi-six-pack usiłujący przekuć, po – jak ja to mówię – niższą klasę wyższą, czyli aspirującą średnią w okularach, wychylającą się z rzadka zza najnowszego numeru „Polityki” na swych rowerkach stacjonarnych pedałując, amen. 

Jest więc siłownia doskonałym miejscem obserwacji socjologicznej, podobnie zresztą jak tramwaje, kawiarnie, podmiejskie zajazdy oraz centra handlowe w wieczór przed ważnym świętem narodowym. A że jam niewiasta raczej heteronormatywna, siłą rzeczy obserwuję z większym zainteresowaniem osobniki męskie niźli damskie i do takich oto wniosków dochodzę.

 

#1. Chłopaki nie widzą

 

Ja wiem, że mamy równouprawnienie, w związku z czym każda normalna, szanująca się kobieta powinna sama wnieść na 10. piętro lodówko-zamrażarkę, najlepiej kciukiem, dokładnie tak jak robi to każdy przeciętny mężczyzna. Ale brutalna prawda jest taka, że tak jak Wy, Panowie, zamawiacie do wnoszenia sprzętów AGD i mebli dedykowaną ekipę, tak i my niekiedy nie mamy siły, żeby sobie to żelazne tatałajstwo w siłowni, zwane maszynami, samodzielnie wyregulować. Czasami trzeba coś pociągnąć, innym razem popchnąć i chociaż z pełnym zaangażowaniem ciągniemy i pchamy, nie idzie, no nie idzie dziadostwa ruszyć. Rozglądamy się wówczas wokół, głodnymi oczyma łypiąc na co większych mężczyzn i niemo krzycząc spod rzęs nieumalowanych „hilfe!”, ale mężczyźni ci, mimo iż wzrok nasz łapią, prędzej pójdą ostatnią serię wyciskania na klatę robić niż zad z ławeczki ruszą, co by kobiecie w potrzebie pomóc. Nawet, gdy kobieta ta ma wymiary 90-60-90, bardzo modne w dzisiejszych czasach usta glonojada, sztuczne rzęsy przyklejone do czoła, a czoło z dodatkiem kwasu hialuronowego, panów bardziej interesuje ich nieszczęsna seria niż bezinteresowny, ludzki altruizm. I teraz ja nie wiem, czy to testosteron Wam oczy zalewa, czy po prostu zakładacie, że 50-kilogramowa kobieta o wzroście 160 cm będzie mieć tyle samo siły, co chłop wagi ciężkiej i wzrostu słusznego? Pędzę z wyjaśnieniem: równouprawnienie nie oznacza, że jesteśmy tacy sami. Oznacza, że mamy takie same prawa, bez względu na wagę, wzrost, obwód bicka oraz kuśkę lub brak kuśki. Na szczęście proszenia o pomoc nikt jeszcze w tym kraju nie zabronił, więc kiedy spojrzenia spod rzęs nie pomagają, zwykle działa zapytanie: „Przepraszam, czy ma pan na tyle siły, żeby poza udawaniem niewidomego, pomóc mi z tą maszyną?”.

 

#2. Chłopaki nie słyszą

 

A raczej myślą, że nikt nie słyszy ich. Fakt, większość osób w siłowni, zwłaszcza kobiet, nosi słuchawki (zaczynam rozumieć, dlaczego), ale ja takowych, w sensie bezprzewodowych, nie posiadam, zaś rwanie lub wyciskanie z kablem majtającym się u boku do mnie nie przemawia. Słucham więc Panowie tych Waszych dialogów i włos mi nie raz nie dwa dęba na głowie staje. Bo nagle się okazuje, że kobieta to świnia tudzież dupa, zdrada w delegacji to nie zdrada, seks oralny jest niczym innym jak obrabianiem pały, a jeśli kobieta jest feministką, to pewnie „nikt jej nie rucha”. I ja wiem, a przynajmniej chcę wierzyć, że takie opinie są w męskiej populacji rzadkością, wyjątkiem od reguły, zgodnie z którą wszyscy mężczyźni kobiety szanują, ale… Niesmak pozostaje.

 

#3. Chłopaki nie płaczą

 

Podobno, bo w siłowni męskie jęki, okrzyki i kwilenie są na porządku dziennym. A to przy martwym ciągu. A to przy ciężkim siadzie. Generalnie wszędzie tam, gdzie trzeba pokazać swoją siłę i niezłomność, Panowie wydają z siebie dźwięki niczym zażynane króliki. Następnie pizgają żelazem o podłogę, trzęsąc budynkiem w posadach, a nierzadko zdarza im się na cały głos rzucić siarczystą kurwą, jajebiem lub innym wyszukanym rzeczownikiem lub czasownikiem. 

I ja się zawsze wtedy zastanawiam, co jest bardziej męskie: ta głośna i pierwotna demonstracja siły, czy cicha, niezauważona przez audytorium pomoc komuś fizycznie słabszemu, odnoszenie się do innych z szacunkiem i patrzenie dalej niż na czubek własnego nosa? Hm…

Ciężka sprawa.

 

Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 1, styczeń 2018] oraz na logo24.pl

Fot. Henri Meilhac, Unsplash.com

 

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • Anja

    Nie wiem czy widziałaś, więc polecam przemówienie Justina Baldoni na TEDzie. Tak mi się skojarzyło gdy przeczytałam Twój tekst. Życzę sobie spotykać coraz więcej mężczyzn z taką świadomością:

    https://web.facebook.com/TED/videos/10159681264070652/

  • Wisznu

    No cóż chłopaki nie widzą, bo #metoo. Jakby zareagował tylko widząc błagalne spojrzenie to zaraz by usłyszał, że cały czas na nią się gapi i „gwałci ją swym wzrokiem”.
    Jak to mówią – nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. Nikt nie będzie ryzykował jakichś wydumanych oskarżeń dla bycia gentlemanem i ryzyka kolejnych oskarżeń niosąc niechcianą pomoc.
    Jak mamy równość to poproś o pomoc.

  • Zdzisław

    Można też zwyczajnie poprosić o pomoc, zamiast łypać oczami i liczyć, że ktoś na siłowni (ale nie tylko tam) potrafi czytać w myślach.

    • Julia

      Dokładnie, też jestem kobietą, też bywam na siłowni 3x razy w tygodniu i nikt nigdy nie odmówił mi pomocy jeśli o nią poprosiłam. Ogólnie artykuł strasznie przesadzony moim zdaniem