– Pamiętasz te oranżady w proszku? Te, które sprzedawali w sklepikach szkolnych? W długich rurkach? Plastikowych takich?
– …
– Na pewno pamiętasz, przecież byłaś w tym samym wieku. No dobra, rok starsza. Oj już nie patrz tak na mnie, zawsze mi ten rok wypominasz jak zbrodnie jakąś, jakby to rzeczywiście wielkie halo było. 365 dni raptem, co to jest, Miśka, wobec całego życia jakie jeszcze mamy przed sobą? Obraziłaś się? A to się dąsaj, ja i tak ci o tych oranżadach opowiem. Bo widzisz, raz ja się okrutnie łapczywie na jedną rzuciłam. Głodna byłam, pamiętam, że śniadania drugiego z domu nie wzięłam, z kieszeni ledwie czterdzieści groszy wysupłałam i tylko na tę jedną marną oranżadę w proszku, groszy trzydzieści pięć, mogłam sobie pozwolić. No, albo na gumę turbo, groszy dwadzieścia. No więc oranżadę wybrałam, bo to słodkie, musujące i tak sobie pomyślałam, że na dwie ostatnie godziny lekcyjne będzie w sam raz, co by się zapchać. Jak już mi pani sklepikarka w końcu tę plastikową tubkę podała, rzuciłam się na nią jakbym co najmniej przez tydzień jedzenia na oczy nie widziała, rozerwałam kocówkę zębami i dawaj wsypywać sobie kolorowy proszek prosto do gardła! Om nom om. I wszystko ładnie, wszystko pięknie, ale jak mnie w którymś momencie nie ściśnie, jak nie zatka! Jezusie! Kasłać zaczynam, krztusić się, ślina mi z ryja cieknie, bąbelki z nosa idą, tchu złapać nie mogę, płaczę mimo woli, śmiechy słyszę, więc podnoszę głowę, patrzę, a tam pół klasy mojej i drugie pół szkoły stoi i wskazuje mnie palcami i śmieje się. A wśród nich Jasiek. T e n Jasiek. Pamiętasz Jaśka, nie?
*
No kurwa raczej, że pamiętam Jaśka. Też się w nim kochałam, ale nic ci nie mówiłam, bo wiedziałam, że jak poczujesz konkurencję, to od razu go zbałamucisz. Taka byłaś. Wielce odważna i przebojowa. A ja go sposobem chciałam zdobyć. A to mu ciastko na przerwie podrzucałam. A to zadanie z matmy dałam spisać. Dla niego specjalnie nazwisk piłkarzy się uczyłam na pamięć. Ty wybrałaś drogę na skróty: krótkie spódniczki i wagary z chłopakami. Obie głupie byłyśmy, bo Jasiek i tak na końcu wybrał Magdę. Pamiętasz Magdę, nie?
*
– Tak czy siak, nie wiem, czy wiesz, ale Jasiek na sam koniec szkoły zaczął umawiać się z Magdą. Ba! Nawet dziecko jej zrobił! A wiesz, co jest najlepsze w tym wszystkim?
– …
– Że po dwóch latach ją z bachorem zostawił, bo – uwaga – zrozumiał, że jest gejem! Obie się w pedale kochałyśmy! Nie to, żebym coś do nich miała, ale wiesz… Trauma mogła być, gdyby kiedyś coś ten teges. Ojej, no co się tak wiercisz. Daj, to ci poduszkę poprawię. No pomóż trochę, co tak sztywno siedzisz? Mam nie poprawiać?
*
Nie, kurwa. Możesz już iść do domu. Chcę spać. Albo nie spać. Patrzeć w sufit i myśleć, ile jeszcze wytrzymam. A ty, ile jeszcze?
*
– Co tam jeszcze…? A! U rodziców wczoraj byłam, kwiaty nowe wstawiłam, trochę tam posprzątałam. Pięknie było, słońce zachodziło nad jeziorem tak jak często jesienią, na czerwono-pomarańczowo… Pomyślałam sobie, że może jak byśmy wzięły wózek, to… Co? No co tak patrzysz?
– …
– Pielęgniarza poprosimy, to pomoże cię usadzić. Doktor pewnie się zgodzi, musisz na powietrzu przebywać. Pojedziemy na spacer, na cmentarz, tam o tej porze roku jest naprawdę pięknie. Wiesz?
*
Nie wiem! Nie wiem, kurwa! Jezu, Kaśka, czy ciebie do reszty…? Na cmentarz na spacer? Wódki mi daj! Madonnę puść! Tańczyć chcę! Kochać! Całować. Seks uprawiać… Jak ty nic nie rozumiesz! Wiesz co? Tu się jebnij, wiesz? O tu! Tu!
*
– Gdzie?! Co?! Miśka! Co się dzieje? Uspokój się! Siostro! Halo! Niech ktoś tu przyjdzie! Miśka! Błagam! Siostro! Tu! Tu! Dziękuję! Nie wiem, co się dzieje, nagle jej ręka zaczęła latać tak dziwnie. Przecież miała się już nie ruszać do końca życia! Mówiliście, że ona już nic nie rozumie! Że mózg, że paraliż. A ona ręką rusza! Ręką rusza…
*
Paluchem u stopy też ruszyłam. Prawej. Przedwczoraj. A może tydzień temu? Nie wiem. Dni się zlewają, a ja byłam sama. Pamiętasz tę piosenkę Maanam?
*
– Nie pamiętam, kiedy mi ktoś takiego stracha narobił, wiesz? Ale widzę, że zastrzyk pomógł. Spokojna już jesteś. Wyciszona. Moja mała… Masz taką suchą skórę. Jutro ci krem do rąk przyniosę. Z propolisem. Jacek twierdzi, że to gówno pszczół, ale ja go nie słucham. Krem działa, to najważniejsze. Pójdę już chyba… Późno jest… Jacek w domu pewnie czeka. Zresztą, co ja ci będę mówić.
*
„Chcę ci powiedzieć coś, chcę ci powiedzieć wszystko, chcę ci powiedzieć coś, chcę być przy tobie blisko… Tum tu tum tum tum tu tum. Tum tu tum. Tum tum tum…”
Nie odchodź Kaśka. Żartowałam! Nie zostawiaj mnie tu samej, co?
*
Myślałam, że udźwigniesz. Ale rozumiem cię – z nas dwóch ja i tak dźwigać muszę. Ty przynajmniej miałaś wybór… Tydzień, dwa, trzy. A może dzień jeden, dwa?
Kogo ja oszukuję. Kalendarz wisi na wprost, jeszcze widzę. Trzy tygodnie i dwa dni.
Dupa mnie piecze od odleżyn i drętwe dłonie drętwieją, ale tak naprawdę martwi mnie tylko jedno.
Palcem nie ruszyłam, odkąd przestałaś przychodzić.
Fot. Matthew Henry, Sisters saying goodbye, Unsplash.com