Babski wieczór – oczekiwania vs rzeczywistość [+ konkurs]

Tekst powstał we współpracy z marką Lubelska. 

 

Jest czwartek wieczór. Siedzimy w Raju, czyli w pokoju mojego przyjaciela Łukasza, pijemy miętę, palimy kadzidełka i rozmawiamy o życiu (kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo).

– Chodź z nami w sobotę na technooo… Będzie fajnie, zobaczysz – Łukasz po raz kolejny próbuje namówić mnie na imprezę.
– Nie mogę, w niedzielę rano nagrywam filmik z Klaudią, muszę być żywa. I trzeźwa.
– Filmik? Fajnie. A z którą Klaudią?
– Z Klarą. Taką jutuberką.
– A o czym?
– A o tym, co robią dziewczyny w trakcie babskiego wieczoru.
– Wspaniale! Mogę wpaść?
– Nie to, żebym była niemiła, ale PO CO?
– No jak to? Chcę zobaczyć na żywo, jak rzucacie się poduszkami i poicie alkoholem w tych pończochach, szpilkach i kusych bluzeczkach… Jakby co, mogę Wam robić drinki. I zdjęcia. Ja w ogólę mogę cały ten film nakręcić. Nie wiem, czy wiesz, ale pochodzę z Łodzi, tam jest filmówka. Zdolności reżyserskie wyssałem z mlekiem matki…

Także tak. Oto męskie wyobrażenie „prawdziwego babskiego wieczoru”.

Kobiety idealne spotkanie w damskim gronie definiują nieco inaczej. Ma być przede wszystkim miło, przyjemnie i na pełnym luzie. To znaczy…

 

RZECZYWISTOŚĆ

 

To znaczy, że ubierasz się w swoje najlepsze ciuchy, żeby koleżanki miały co komplementować, następnie opowiadasz, jak bardzo zajebiście powodzi Ci się w życiu i mniej więcej do czwartego drinka deklarujesz, że jesteś na diecie. A potem…

…potem zdejmujesz swoje o jeden numer za ciasne spodnie i pizgasz je w róg kanapy, prosisz koleżankę o dolewkę tego, co aktualnie pijecie, pytasz, czy zamawiacie pizzę na cieście grubym czy grubszym, no i generalnie zaczynasz mówić ludzkim głosem. Z resztą, co ja Wam będę opowiadać. Zobaczcie sami/same.

OSTRZEŻENIE: Mój głos w rzeczywistości wcale tak nie brzmi…
…jest jeszcze gorszy :v

 

RZECZYWISTA RZECZYWISTOŚĆ

 

A najprawdziwsza prawda jest taka, że na babski wieczór z prawdziwymi przyjaciółkami możesz przyjść w dresie i bez makijażu, grunt, żeby Ci było wygodnie. Możesz na wstępie powiedzieć, że Twoje życie przypomina aktualnie remake „Casablanki” i „Psychozy” w jednym, a następnie się rozpłakać. Możesz oznajmić, że właśnie zostałaś pastafarianką i Ty bardzo przepraszasz, ale teraz musisz się pomodlić do makaronu. Cokolwiek byś nie zrobiła, zawsze możesz liczyć na to, że Twoje dziewczyny poklepią Cię po plecach, nakarmią czekoladą, upiją, włączą „Simply the Best” Tiny Turner i nakręcą filmik, jak do tego tańczysz.

Bo prawdziwy (i najlepszy) babski wieczór to taki, na którym możesz być w 100 procentach sobą. Z tego miejsca pozdrawiam Moje Dziewczyny: Katarzynkę, Annę i Natkę, dzięki którym każdy babski wieczór zbliża nas do apokalipsy :) oraz Klaudię, dzięki której na własne oczy mogłam się przekonać, jak ciężki jest zawód youtubera (i jak bardzo się do niego nie nadaję ;))

Niech moc (i dobry alkohol) będzie z Wami!

A dla tych, którym szykuje się wkrótce małe spotkanie w gronie przyjaciół, mam konkurs. Wystarczy, że w komentarzu pod tekstem opowiecie o swoim najlepszym babskim (lub męskim) wieczorze, jaki kiedykolwiek przeżyliście. Do autorów trzech najbardziej chwytających za serce (i mózg :)) opowieści trafią zestawy upominków od Coctailova. Odpowiedzi zbieram do poniedziałku 9 listopada do godziny 23:59. Ogłoszenie wyników pod postem najpóźniej we wtorek 10 listopada do godziny 22:00. Tutaj macie regulamin zabawy: KonkursCoctailovaRegulamin

Powodzenia!

 

ROZWIĄZANIE KONKURSU

 

Dziękuję wszystkim serdecznie za udział w konkursie. Postaraliście się, więc wybór zwycięzców był sporym wyzwaniem. Ostateczną decyzją zestawy upominków od CoctaiLOVA trafiają do:

1. Nox – za scenariusz godny damskiej wersji „Kac Vegas” :) 
2. Małgorzaty Herbuś – za rozczulającą opowieść o kumplach z liceum. Może jak zaprosisz ich na likierek, to się trochę odkochają i znajdą czas dla starej przyjaciółki? ;)
3. Depeszycy – za numer z numerami i zdjęcie w odjechanych ciuchach. Tylko błagam, następnym razem tyle nie pijcie :P 

Zwyciężczynie poproszę o wysłanie danych do przesyłki (imię, nazwisko, adres korespondencyjny oraz – to ważne – numer telefonu dla kuriera) na kontakt@malvina-pe.pl. Zgodnie z regulaminem na przesłanie danych macie czas do niedzieli 15 listopada 2015 r.

Jeszcze raz gratuluję i pozdrawiam wszystkich, którzy wzięli udział w konkursie. 

IMG_2824

 

0 Like

Share This Story

Style
  • Zręczna intryga. Bardzo zmyślna Malvino.
    Jednak mnie nie oszukasz! Dobrze wiem, że PRAWDZIWY babski wieczór to ten w kusej bieliźnie, pończochach z poduszkami w dłoniach i tarzaniu po łóżku!
    Nie oszukasz nas!
    Lov <3

  • Katarzyna
    • O tak. To był niezapomniany wieczór ;)

  • Kaśka Zła

    Wieczór panieński mojej przyjaciółki. Striptizer nie dojechał, nikt nie odebral tortu, bo każda z nas myślała, że zrobi to ktoś inny, a przyszła panna młoda na dodatek dostała jakiejś wysypki. Nastrój był wisielczy, aż w pewnym momencie któraś z nas właczyła piosenkę z Dziennika Bridget Jones, tą „Aaaall byyy myyyseeelf…”. Zaczęłyśmy do tego śpiewać a scena była tak komiczna, że aż same zaczełyśmy się z siebie i własnej pokraczności śmiać. To było koło 22, a bawilyśmy się do trzeciej nad ranem :)

  • misstwinpeaks

    spotykamy się we dwie i leżymy. od dwunastu lat, na każdym spotkaniu. kładziemy się na łóżku i wstajemy tylko po to, żeby zaparzyć kolejną herbatę. do naszych klasycznych rozrywek należy też dzwonienie do znajomych z zastrzeżonych numerów i zadawanie idiotycznych pytań. „lubisz kanapki?” i „dzień dobry, czy tu hodowla buldożków angielskich?” to jedne z ambitniejszych.
    a teraz puenta:
    mamy ponad dwadzieścia lat, poważne prace, stałych partnerów i dzieci w planach.
    w głowach chyba też.

  • Wziąłbym udział w konkursie, ale musiałbym 3/4 opowieści zamazać czarnym markerem, jak w tajnych aktach. Jestem głęboko przekonany, że bym wygrał, więc w związku z powyższym, przekazuję nagrodę na jakiś szczytny piątkowy cel tudzież jakimś małym chlorom :P Dziękuję.

    • Nooo, nie bądź taki nieśmiały :D Napisz to, co dopuszczalne w granicach dobrego smaku ;)

      • Już przekazałem nagrodę, więc nie będę cudował i konfabulował ;-)

  • _TB_TB_

    Okienko z potwierdzeniem wieku nijak nie mieści się na ekranie w telefonie :-(

    • Kurczę, u mnie w telefonie to wygląda bardzo ok.
      Możesz wrzucić screena, jak to jest u Ciebie?

      • Beata

        Choć wydarzyło się to naście lat temu, do tej pory wspominamy z moimi laskami iście epicki babski wieczór. Lekko nieletnie, w liczbie sztuk 4, kontemplowalysmy wpływ alkoholu na ludzkie postrzeganie świata. Doświadczalnie. W pięknych okolicznościach przyrody, na opustoszalym, zdezelowanym placu zabaw w niewielkiej górskiej wsi pekalysmy ze śmiechu drac się co sił ‚ajem e pasendzer…’ czyli zupełny standard. Jednak to powrót do domu okazał się tym razem wyjątkowy. Mianowicie czlapiac w zupełnej ciemności samym środkiem drogi zobaczylysmy światła zbliżającego się samochodu. Zgodnie uznalysmy, że to nie może być nikt normalny (o tej porze?! In the midle of nowhere?!) i z dzikim rechotem wskoczylysmy w przydrożne krzaki. Okazało się, faktycznie, nie był to nikt normalny, tylko patrol policyjny i już po chwili zostalysmy wyciągnięte ‚za kołnierze’ i wepchniete do radiowozu. Nie muszę chyba tłumaczyć, z jakiego powodu żadna z nas nie miała przy sobie absolutnie żadnych dokumentów… Po usilnych próbach wytłumaczenia policjantom, że nie, nie ucieklysmy z domu dziecka i nie trzeba nas wiezc do pogotowia opiekuńczego, panowie dali się uprościć i po prostu odstawili nas do domu. Także tak. Dziś w tym gronie, bawię się podobnie fantastycznie, choć wracam raczej bez obstawy…

      • _TB_TB_

        Skrinszoty: https://oc.moineau.eu/public.php?service=files&t=3ba7d3cb161fd521730698c8b0d465a2
        Chrome i FireFox na Androidzie w pionie, jeden z nich w poziomie (drugi w poziomie tak samo wygląda…)

    • Aneczka

      u mnie też (samsung) nie da się zjechać na dół, aale wystarczy – obrócić ekran w pion i jest ok.

  • Nox

    Koleżanka wpadła do mnie do domu, gdzie kręciło się już piżama party z inną koleżanką. O 4 rano. Z litrem. Butelkę obkleiła naszymi upokarzającymi zdjęciami, na przodzie królował Adam Mickiewicz, Magda Gessler i znajoma śpiąca nocą na murze przy wrocławskim rynku. Nie przyniosła popity, ale stwierdziłyśmy, że jesteśmy zbyt nieszczęśliwe, żeby jeszcze zimową nocą biec do Tesco. Na początku było zwyczajnie, jeden kielon, drugi kielon i Queen w głośnikach, siedzenie w kuchni i popalanie Lucky Strików jagodowych. Kiedy zaczęliśmy zapuszczać Gosię Andrzejewicz i soudtrack z Krainy Grzybów, zrozumiałyśmy, że może jednak nie jesteśmy mistrzyniami mocnej głowy. W mojej maleńkiej kuchni poczyniłyśmy balety, M zaczęła tańczyć coś, co nazwała tańcem sensualnym, używając w tym celu mojej miotły, A tymczasem postanowiła udawać kraba z jakiegoś powodu i zostało jej tak na całą noc. Wyszłyśmy ‚żeby się przewietrzyć’, skończyłyśmy leżąc na schodach niedaleko mojego mieszkania i dyskutując zawzięcie o układzie słonecznym, polityce i Krzysztofie Krawczyku. M przedstawiła nam w podpunktach proces idealnego seksu oralnego i dawała cenne porady, mimo bycia zadeklarowaną lesbijką. Wróciłyśmy po jakiś czasie, którego nie potrafię określić, popiłyśmy jeszcze trochę, poszłam się „położyć na sekundę”. Obudziłam się po kilku godzinach. Okazało się, że zafarbowały sobie włosy na różowo pianką mojej siostry, a los ten nie ominął również skórzanej kanapy, kuchenki mikrofalowej w środku (!), i że śpią pod kocem mojego kota, bo nie chciały mnie budzić, żebym dała im pościel. Mimo, że musiałam szorować potem tę cholerną kanapę, to jakoś mnie to wzruszyło. Mimo, że wódki nie tknęłam do teraz :D

  • Iksowa

    Może to nie był najlepszy babski wieczór ever, ale na pewno najbardziej zapamiętany z tych zapomnianych . Akcja działa się jakieś miesiąc temu. Siedzimy we trzy, ja- kobieta niezależna, Andzia – matka Polka, Marta- małolata, która nie wie, czego chce. Początek, standardowo gadka szmatka, ładne skarpetki, sąsiadka ma romans, co tam na wsi, jak rośnie synek..itp. Ale z biegiem czasu ( i z coraz większą ilością alko we krwi) tematy rozmów się zmieniają. Ja płaczę, że nie mam nikogo, Andzia płacze, że ma tego, którego ma, a Marta płacze, bo my płaczemy. Fajnie jest ( jeśli wspólny szloch i wzajemne pretensje mogą być fajne) ale nagle niespodziewanie (zawsze każdy jest zdziwiony) kończy się wódka, ale że tesco blisko udałyśmy się na wyprawę w nieznane. Co było potem? Hmmm.. tego żadna nie wie, ja obudziłam się w kiblu, Andzia na podłodze obok łóżka, a Marta u sąsiada. A później? Później żyłyśmy długo i szczęśliwie. Do jutra, bo jutro kolejny babski wieczór. Aż sikam z tych jutrzejszych emocji! Pozdro :)

  • Aneczka

    no nie wiem, u mnie to wygląda inaczej

  • Patrycja Sokołowska

    Patrycja – czarne, farbowane włosy, z trochę za dużymi ramionami, zadziorna i całkowicie bezpośrednia, wpada z wiatrem we włosach ze sportową torbą Nike w dłoni. Przeklina crossfit, ale zrobiła swojego PR dzisiaj. Cel osiągnięty. Opowiada z wypiekami na twarzy, ledwo łapiąc oddech jak to dzisiaj robiła ciężkie przysiady i pękło 50kg. Dziewczyny słuchają, chwalą, są dumne, chociaż i tak nie wiedzą o co chodzi. Grunt, że dobrze udają, że cieszą się jej szczęściem. Jowita – blondynka, sympatyczna, trochę bezczelna, przeklina w samochodzie, bo znowu nie ma gdzie zaparkować. Wraca ze swojej ulubionej pracy – biura rachunkowego, jeszcze przez chwilę jest księgową i myśli o cyferkach, ustawach, ale wie, że zaraz będzie to miała w dupie. Kolejna, Justyna – z błyskiem w oku, wszędzie jej pełno, widać od razu, że szalona – w końcu niecodziennie szuka się warszawskiego adresu zamieszkania jeżdżąc taksówką 2 h po Krakowie. Jak zawsze z długimi, brązowymi włosami, które żyją własnym życiem. Biegnie do swoich przyjaciółek, zaczyna mówić z ekscytacją, że wie jak zaproponować komuś pójście do łóżka albo zrobienie loda po francusku, choć dopiero zaczęła zajęcia na poziomie A1. Ci*ą lub c*ujem też by umiała nazwać. Francuski taki piękny. „Gdzie idziemy?” – pyta Pati, choć wszystkie wiedzą, że kierunek jest jeden: Nowy Świat 22/28. Ale, ale… Pierwszy przystanek to Carrefour w bramie. Wódka orzechowa 0,7l i mleko. No i plastikowe kubeczki. Będzie Monte. Na dworze już pizga, bo to styczeń. Wybierają ustronne miejsce i piją. Robi się cieplej. Rozmawiają o życiu: rachunkowości, karierach, facetach, crossficie, francuskim, pole dance’ie. Wszystkim co dla nich najważniejsze. O marzeniach, o tym co im leży na sercu. I przyrzekają, z plastikowymi kubeczkami w rękach, że zawsze będą we trzy i nic tego nie zmieni. Jak trzy Atomówki. Następna stacja to Klepsydra. Ulubiony lokal. Z lisiurą na suficie, o czym Justyna każdemu zawsze mówi. Proszą to co zawsze: straciłeś przyjaciół. Wódka śliwkowa, cytryna i tonik tworzące idealną mieszaninę w kieliszku. Podane przez Mariusza cieszą jeszcze bardziej. Następnie zamawiają piwo, wszystkie jak na damy przystało, z sokiem. Siadają na dole, jak zawsze, z dala od zgiełku, który jest przy barze. Przysiada się starszy pan. Zaczyna opowiadać, że ma syna, który chce go zabić. Ogólnie to go nie widział, zna go tylko z internetu, ale jest wojskowym, więc jest pewny, że prędzej czy później go dopadnie i zabije. Smutna historia. Po kilkukrotnym straceniu przyjaciół w międzyczasie Emotikon wink Justyna i Jowita są pewne, że idą do pani Frytki. Pani Frytka to ich znajoma, z racji tego, że miejsce jej pracy znajduje się na Pawilonach widziała je już w każdym stanie i o każdej porze. Robi pyszne frytki. Pati zaczyna marudzić, że przecież treningi, crossfit, pole dance i dupa. Dziewczyny nie dają za wygraną i zaraz Pati zamawia duże frytki. „Z sosem tylko poproszę”! I tak ze względu na ich znajomości dostają sosy gratis, a nie za 1 zł! W końcu życie studenckie. Z frytek do Pijalni niedaleko, więc idą. „To co zawsze: kokosanka, monte, cytrynówka czy inne kolorowe szoty.” Tylko nie wściekły pies, po którym ostatnim razem musiały przepijać piwem od jakiegoś Pana z boku. Fu. W końcu trzeba się zbierać do domu. Idą w kierunku, jak to mówią, ronda z palmą. Czerwone światło, „a chuj! Idziemy”. To poszły. Do połowy. Policja się wyłoniła. Następnie długie rozmowy, Pati wpadła na pomysł, który szybko przekazała, że „przecież przeszłyśmy do połowy, więc poproszę pół mandatu”. Justyna stwierdziła, że uroni łzy, bo przecież przykładna obywatelka z czystym kontem – i mandatu nie dostała. A Jowita „Głos rozsądku” modliła się, żeby one się zamknęły już. Po 30 minutach dyskusji i mandatach poszły na nocny i wróciły dziennym. I jak zawsze niby mają całą noc dla siebie, ale zanim się obejrzą już jest nieprzyzwoicie wczesna pora, a jeszcze tyle do obgadania wypicia.

    PS. Wszystko zdarzenia, nawet te mocno abstrakcyjne, są prawdziwe.

  • sink.zodiac

    Haha, rozwalający na łopatki tekst :D. Malv, zaczęłam ostatnio pisać – zajrzyj, jak znajdziesz chwilę: https://gimmieoxygen.wordpress.com/.

  • joka

    – A wiecie co – powiedziała Ada, wchodząc do pokoju Doroty – byłam u nas w sklepie, wchodzę, a babka patrzy na mnie i się śmieje. No to pytam o co chodzi, a ona do mnie, że była u niej Dorota, poprosiła o butelkę czerwonego Fresco. Potem, mówi, była taka wysoka blondynka, chyba też od was? Wzięła czerwone Fresco. Potem wchodzisz ty, więc zakładam, że ty pewnie też chcesz czerwone Fresco. – i tu stanowczym ruchem postawiła na stole butelkę tegoż wspaniałego trunku.

    Było miło, jak w poście powyżej, wszystko się zgadza. No i Fresco się skończyło (przypis autora: czasy dawne, coś koło początku liceum, więc nie przebierało się wtedy w ą-ę przysmakach). Impreza odbywała się na wiosce, więc jedynym miejscem, gdzie można było uzupełnić zapasy była pobliska stacja. Idziemy!

    Mission completed, po łyku, coby nie wytrzeźwiło nas świeże powietrze, i z powrotem. Ja obsrana, świecę telefonem, trochę za siebie, trochę przed siebie – POZ, te sprawy, Dorota na podwójnej ciągłej. Jedzie coś! Słychać dramenbejsy. Wszystkie na bok, prawie w rowie. Zwalnia. Sunie, dotrzymując nam kroku.
    Uchyla się szybka, dudnienie cichnie:
    – Cześć dziewczyny, może przeżyjemy razem jakąś przygodę… miłosną?

    Serca stanęły, gęsi skór przybrany, coś odszczekałyśmy, zbaczamy – przez rów, przez pole, przecież jesteśmy sprytne, znamy tę dzielnię. Spieprzamy, chciałabym teraz zobaczyć jak to wyglądało. I tylko ta złowróżbna muzyka w tle. To cichnie, to się podgłasza. Nagle światła – oni też znają tę dzielnię!

    To do lasu!
    Stąd już blisko!

    Skulone, czekamy.

    – Ada, masz białą, odblaskową kurtkę…

    SRUUU!!! Przez drogę, stukot martensów, już prawie, już jesteśmy. Pogaś światła, bo nas znajdą! Jezu, a jak oni mnie znają i wiedzą, gdzie szukać? Bożeeee! Strach, panika, rozpacz i łzy.

    I tylko taka skulona Dorotka:
    – Oby nie przyszli. Mariolka (mama) mnie zajebie.

    PS: aczkolwiek po latach, nic nas chyba tak nie śmieszy, jak ten wieczór :)

  • panna

    a mój babski wieczór z moją przyjaciółką (ma dwie, ale one ze sobą nie stykają) wygląda tak: Pijemy-jasna sprawa, oglądamy zdjęcia byłych dziewczyn naszych chłopaków i mówimy, że tak w życiu byśmy się nie ubrały ( a propos czego nigdy nie założę, znalazły się bluzki w panterkę), potem muzyka i tańce i nagrywańce… Z drugą wygląda tak, idziemy do baru, pijemy i gadamy, babskie wieczore w domowym zaciszu nam nie wychodzą, więc idziemy na miasto i łobuzujemy.

  • Ruda

    Babski wieczor u mnie na chacie , cydry sie leja dupy szaleja do polnocy , ciuchy fruwaja a potem balet i ruda, blondi i czarna tancza jak szalone :D

  • Lara

    Mój najlepszy babski wieczór jest połączony z babskim wypadem.
    Jednej nocy złamałyśmy wszelkie możliwe zasady jakich miałyśmy się 3mać a jakies zostały ustalone.
    Po 1:
    Nie rozmawiać z obcymi!!! (wystarczylo nam 10 min na złamanie tej zasady).

    Po 2:
    Nie dać sobie stawiać drinków przez obcych meżczyzn (nie biezcie z nas przykladu, bo nie zawsze moze sie skonczyc dobrze, na szczescie nam sie udalo)
    Po 3:
    Nie rozlaczac sie. Cóż. Staralysmy sie ale sie zgubilysmy…
    Po 4:
    NIe wsiadac do auta z nieznajomym (tego bron bozie nie probujcie).

    Suma sumarum.
    Stracilysmy telefon komórkowy, 500 EUR ktore mialysmy na CAŁY wyjazd i ledwo sie doczlapalysmy do domu.
    Ale mimo ze wiekszosc wieczoru spedzilysmy osobno to po dzis dzien ten wypad i ten wieczór jest naszym babskim odpowiednikiem KAC VEGAS.
    Reszty zdradzic nie moge :)

  • babka

    Babski wieczór? Klasyka. Gadamy o facetach, seksie, pracy, jedzeniu, kupie i bąkach. Samo życie. Może czasami używamy bardziej wyrafinowanych określeń, jak na przykład w mrożącej krew w żyłach historii „Jak straciłam swój WIANEK” ;P ale takie historie to tylko w wąskim babskim gronie ;)

  • zauroczona

    Rok 2013, ciepłe lato. Lipiec, a może to już był sierpień – nie ważne. Słońce ogrzewające skórę, ciepły powiew wiatru, śpiewające ptaki, wszystko kwitnie, pachnie.. żyje. Ja i moja przyjaciółka, nazwijmy ją Petra – wyzwolone po długich, nieudanych związkach z mężczyznami, którzy nie spełnili naszych oczekiwań. Zaczynamy chwytać chwilę, cieszyć się z wolności, poznawać, odkrywać na nowo. Jeden weekend, jedna sobota, a została w pamięci do dziś dnia. Wódka z zatopionym w niej kłosem (że też nie pamiętamy nazwy..) przywieziona zza południowej granicy chłodziła się już od popołudnia. A my co? zakupki, ciuszki, świńskie żarcie, kąpiele, depilacje.. oleje bogów.. Tak, szykowało się wyjście w miasto. Ba! nawet dziś by się takie marzyło.
    Oczywiście zaczynamy standardowo od befora w mieszkaniu. Trzeba przygotować jadło – koreczki, paluszki, kanapeczki, nawet gyros wyrósł na stole. Rozpusta na całego. Ale kto pije bez zagrychy? no kto? Toć to jak strzał w kolano :D
    My dwie, 0,7 nabiera mocy, preferujemy „drinkowo”, więc kaktus do tego (słodki czort, ale dobrze wchodzi), no i bananowy – a tak, żeby się przy okazji mineralnie podbudować (choć nektar zapewne nawet przy bananie nie leżał – taka ironia).
    Zaczynamy niewinnie, po jednym, żeby lepiej nam pindrzenie wychodziło. Rewia mody – standard, „cholera nie wiem, czy ta dobrze leży, a może jednak ta – obróć się słyszę – nie nooo.. ta niebieska jest świetna, pasuje Ci do oczu – dobra, biere”, no i takie tam.. potem jedzenie, kolejne drinki, podkład, maskara.. „połóż więcej cienia”.. a tu już na zegarku 22.00. Jak zawsze.. my do rosołu. Bo zamiast się odpicować od razu siedzimy, pijemy, chichramy się, opowiadamy o przeszłości, potok słów. Nie przeszkadza już nawet nierówna kreska, włosy które zdarzyły delikatnie oklapnąć, czy czoło które niefortunnie zostało „przypalone” prostownicą. Dobra! wypite, zjedzone. Zwarte i gotowe ruszamy. F** już 23.00, trzeba się bujnąć. Ale gdzie buty, a gdzie torebka.. w końcu wychodzimy, około północy. Śmiejemy się i płaczemy, bo to tyle wspomnień, pojawiają się pytania „a czemu mam to na sobie, kiedy to założyłam” itp. Tak, urwane filmy – śmieszne, ale i przerażające. Wbijamy na parkiet, pełne pozytywnej energii baunsujęmy w rytmach muzyki, szczęśliwe, bez żadnych trosk, podrywamy, flirtujemy, cieszymy się tą chwilą. Wracamy na pieszo, zmęczone, miastem, z butami w dłoniach. Wymiętolone zabawą, zmęczone. Ale z ogromnym uśmiechem na ustach, opowiadamy sobie co było (bo przez urywane scenki nie wszystko pamiętamy po równo) i znów śmiejemy się do rozpuku.

    Zapytacie czemu akurat ten wieczór zapadł w pamięci? Już odpowiadam – bo potem zaczęło się znów to nędzne życie, praca, nauka.. brak czasu, brak okazji. I z sentymentem wspominamy podczas rozmów te chwile, kiedy razem szalałyśmy, rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.
    Obiecuję, że gdy wygramy jedną z tych butelczyn pokażę Petrze ten post i będzie on pretekstem do spotkania i wspólnej degustacji. W końcu!
    Buziaki

  • Depeszyca

    Całkiem niedawno wpadły do mnie w poniedziałkowy wieczór trzy koleżanki z pracy, czwarta miała dojechać. Już tydzień wcześniej wiedziałyśmy, że będzie się lała żołądkowa ruda z pomarańczą, więc flaszka wylądowała na taborecie razem z niezbędnym szkłem i pomarańczą. Wszystko ładnie, pięknie, siedzimy, pierdolimy głupoty, o moich kotach, o planach na przyszłość, o wyjeździe jednej, o chłopaku drugiej… Wchodzi czwarta koleżanka z butelką rudej. No to ciach, robimy drugą. Nie wiem, kiedy, ale zaproponowałam dziewczynom, żeby się przebrać w moje stroje z teatru i pójść sobie pozwiedzać osiedle, a przy okazji kupić trzecią flaszkę, bo już leciałyśmy na oparach. Jedna przebrana za bawarską dziewkę, druga za zakonnicę, trzecia za jakąś średniowieczną wdowę, czwarta za chujwiekogo, ja za czarownicę, biegniemy, jakby nas ktoś gonił, do monopolowego, rżymy jak nienormalne, nagle przypomina mi się, że niedługo koło mojej chaty otwarcie nowej Biedronki, więc może zrobimy sobie zdjęcie z Biedronką. Wisi wielki napis: 26.09. Zwinęłyśmy cyfry (bo były na rzepy), uciekłyśmy za winkiel, połowa obsługi wypadła na zewnątrz, ale braku nie zauważyli, więc, gdy wrócili do środka, odwiesiłyśmy cyfraki z powrotem. 62.06 – to była nowa data otwarcia sklepu :D Bardzo nas to ubawiło, poszłyśmy do monopola, kupiłyśmy trzecią rudą i wróciłyśmy do domu. Potańczyć, bo bardzo nam się chciało. Tańczyłyśmy tak bardzo, że radio w końcu spadło na podłogę i się rozjebało, więc postanowiłyśmy iść po czwartą flaszkę na stację. Z czarownicy przebrałam się w takiego śpiocha do spania w zebrowy wzór, z suwakiem z przodu. Dziewczyny kupowały wódkę, a ja z daleka wołałam pana kasjera i rozpinałam suwak, pokazując mu cycki, a do domu wracałam na czworakach i wołałam, że jestem puma. Wypiłyśmy czwartą flachę i… więcej grzechów nie pamiętam xD

  • Małgorzata Herbus

    Wpadli do mojego akademika dwaj koledzy z grupy. Tak posiedzieć razem przed czekajacą nas rozłąką spowodowaną feriami. Siedzieliśmy cały wieczór przy paczce chipsów, jak to z facetami, oglądając kapitana Bombę i moje koleżanki na Facebooku. Trochę się zasiedzieli, a ja o 5 rano mialam samolot do UK. Wiedziałam, że jak pójdę spać na godzinkę to już nie wstanę, dlatego wręcz zarzadziłam, że mają zostać ze mną. Spakowalam się w podręczną torbę i pobiegłam na autobus. Z Londynu przestałam im najbrzydsze pocztowki z Queen Elizabeth. Niestety teraz każdy z nich się zakochał i nie pamiętają o starej dobrej kumpeli z studenckiej ławki. Ale i tak ich uwielbiam. Nie tylko za tamten wieczór :-)

  • Monika Krasnokucka

    Mój ulubiony babski wieczór ever, to taki gdzie akcja totalnie wymknęła się spod kontroli. Było nas 7 dziewczyn, czasy liceum.Po kilku drinkach jedna z dziewczyn pobiegla do kuchni, wziela kilka jajek i na boso wybiegla na zewnatrz, my w 4 za nią, a 2 dziewczyny zostaly aby przypilnowac mieszkania. Okazalo się ze dziewczyna ta bardzo chiala rzucic tymi jajkami w okno sasiadki, jednak jajka juz na klatce sie rozwalily, więc wybiegla na zewnatrz cala uśmiana. Gdy wróciłysmy do srodka dwie pozostałye dobrze sie bawiły i mimo, ze nigdy nie pala papierosów to wtedy akurat zapalily. Właścicielka mieszkania ( jedna z dziewczyn) uznała ze wodka sie skonczyla i ona stawia nowa ( na drugi dzien tego nie pamietala xd), skulila się w dzdzownice i zaczela narzekać ze pojutrze nie zda egzaminu na prawo jazdy. Po 15 minutach wraz z kolezanka poszła do sklepu po wódkę, a my w tym czasie zrobiłyśmy boczek na grillu elektrycznym ;) po ich powrocie i ponownej konsumpcji zaczęłysmy gre w butelke…
    Więcej szczegółów nie zdradzę,bo to tajemnica ;))

  • Ojj jakie to piękne, że miałam już kilka takich nieprzewidywalnych wieczorków z moimi przyjaciółkami <3

  • Bażi

    Aż muszę opowiedzieć swój ostatni babski wieczór, bo na pewno jest nietypowy :)

    Znamy się z pracy, wszystkie robimy bądź robiłyśmy w monopolowych (właściciel ma trzy sklepy), każda jest koło 20 i jeszcze kończymy naukę. Urodziny M, więc zebrałyśmy się w sklepie, przyszedł mój zmiennik. No to pijemy. Gdzie? Na zapleczu! Skrzynka odwrócona, na to karton, cztery kubki, cztery kieliszki zdjęte z butelek z wódką, muzyka z telefonu przez głośnik przenośny. Po prostu organizacja i pomysły mistrzowskie. Wysłałyśmy MMS’a do szefa, a że szef w porządku, to tylko prosił żebyśmy za głośno nie były i sam wpadł na urodzinowego. Sklep w mieście, ale ruch zerowy, sami stali klienci, normalnie jak na wsi. Poleciała jedna flaszka, druga, następna, muzyka jakoś zrobiła się głośniejsza i zaczęłyśmy tańczyć. Na nogach za bardzo się nie trzymałyśmy, solenizantka dorwała się do maszyny i grała, druga musiała się oprzeć… O cały słupek zgrzewek z piwem. Co się stało – oczywiste, wszystko się wypieprzyło, A wypieprzyła się na to, po prostu tragedia. Nie wiem jakim cudem, ale obyło się bez strat – zarówno w ludziach jak i towarze. Później kierunek – pub. Była dopiero dziewiętnasta i to środek tygodnia, więc ludzi mało siedziało. Rozkręciłyśmy tam taką imprezę, że przyszło pół osiedla, nie wiedziałam, że jestem w stanie tak się nachlać i bawić dalej. Jak poszłyśmy do mnie to zaczęły się zwierzenia, płacz, przytulanie, rozmowy na wszystkie tematy, wiadomo jak to jest. W końcu została tylko M, kładziemy się, a ona rano do pracy na 6. :) Poszłam z nią, kawa, mega kac i wspominamy sobie, że miałyśmy kurwa tylko wypić spokojnie urodzinową flaszkę!

  • Konkretną historię ciężko mi przywołać z pamięci, ale najlepsze wieczorki były za czasów gimbazy. Zwane również „pidżama party”. Bo miało być na luzie, bez żadnego skrępowania i z atmosferą skrojoną tak, by czuć się w towarzystwie tak wygodnie… Jak w łapciach i pidżamce :)

  • Konkretną historię ciężko mi przywołać z pamięci, ale najlepsze wieczorki były za czasów gimbazy. Zwane również „pidżama party”. Bo miało być na luzie, bez żadnego skrępowania i z atmosferą skrojoną tak, by czuć się w towarzystwie tak wygodnie… Jak w łapciach i pidżamce :)

  • Nox

    Dziękuję bardzo! Na pewno dobrze spożytkuję nagrodę :D

  • Dzięki za zaproszenie do konkursu :)
    Zaczynam blogowanie i szperam po blogach, i tak trafiłam na Twój. Nie jestem teraz „gotowa”, żeby opowiedzieć tę historię (a działo się ;) ale kto wie, może tu znów niedługo wpadnę?