Pukam. Cisza. Pukam mocniej. Słyszę jakiś brzdęk, jakieś „kurwa!” brzmiące na takie bardziej bólowe niż nerwowe, miauk kota, lekkie szuranie, cisza. Patrzę w wizjer, ona też patrzy. Uśmiecham się.
Zu uchyla drzwi w stanie rozmemłania. Ma oczy pandy i wczorajszy wiatr we włosach, a na sobie coś noszące znamiona piżamy. Wygląda kiepsko, ale postanawiam oszczędzić jej tej informacji. Jeśli miała dziś ze sobą kontakt wzrokowy, to wie.
Wchodzę do pięknego, dużego mieszkania, które Zu odziedziczyła po babci i od razu rozwalam się na mojej ulubionej brudnozielonej kanapie. Mieszkanie jest tak ogromne, że można by jeździć po nim gokartem, tymczasem stoi praktycznie puste. Jakaś szafa, komoda, kilka krzeseł, mały stół, dwie kanapy, łóżko w części sypialnianej i – uwaga – najprawdziwszy manekin z lat 30-tych ubiegłego wieku, total wintydż. Dużo bym dała, żeby mieć taką chatę. Kontempluję otoczenie i dopiero teraz zauważam, jaki tu syf. Na stoliku przy kanapie w przeciwległym kącie salonu stoją dwie opróżnione butelki – jedna po białym, druga po czerwonym winie. Do tego popielniczka pełna kiepów, jakieś rozlane coś na parkiecie, zrolowany dywan, paprochy, opakowania po chipsach, resztki bliżej niezidentyfikowanego jedzenia na podłodze…
– Pretendujesz do tytułu Żula Roku? – pytam Zu, bo to nie w jej stylu jakoś tak, syfić.
– A weź… – odpowiada markotnie i zwala się obok mnie na kanapie. Kręci głową, wzdycha.
– Chcesz mi coś powiedzieć? – pytam najżyczliwiej jak tylko potrafię.
– Przespałam się z Adamem. Tym, z którym byłam na randce ostatnio. Mówiłam ci o nim.
Rzeczywiście, Zu wspominała, że poznała jakiegoś typa, ale że nie zaskoczyło.
– Czyli jednak zaskoczyło? – pytam.
– Nie – odpowiada Zu. – Ale stwierdziłam, że umówię się z nim jeszcze raz, tak na wszelki wypadek, żeby mieć pewność, że to nie to. Poszliśmy na drinka. Po drugim chciałam już wrócić do domu, ale namówił mnie, żebyśmy skoczyli jeszcze gdzieś. Stwierdziłam, że w sumie dobra, co mi tam. Błąkaliśmy się trochę po mieście i ostatecznie wróciliśmy do mnie z butelką wina. No i jakoś tak… Zaczął mnie całować. No to go odcałowałam. Nie podobało mi się za bardzo, ale zaczął mnie już rozbierać, to stwierdziłam, że więcej zachodu będzie z wypraszaniem go w środku nocy niż… no wiesz. No i jakoś tak wyszło…
Jakoś. Tak. Wyszło.
Milczę. Bo jakoś tak nie bardzo wiem, co powiedzieć.
UPRZEJMIE DAM DUPY
– Milczysz. Oczywiście, że milczysz, sama bym milczała… Wiesz, od kilku dni nie wychodzę z domu – mówi Zu.
Wiem – milczę.
– W pracy myślą, że mam grypę żołądkową, a ja po prostu siedzę i przypominam sobie wszystkich gości, z którymi spałam do tej pory. Bo coś we mnie pękło po tym Adamie. I jestem, kurwa, lekko przerażona, bo dociera do mnie, że w większości przypadków było mi wszystko jedno, czy któryś mnie bzyknie czy nie. Szłam z nimi do łóżka, bo mi się wydawało, że skoro zajęłam im już tyle czasu, to tak jakoś nie po dżentelmeńsku byłoby odprawić ich z kwitkiem. Rozumiesz? Z większością typów w swoim życiu spałam, „bo tak wyszło”, dla świętego spokoju. Żeby uniknąć tłumaczenia. Albo żeby po prostu mieć to już z głowy.
Bardziej milczeć już chyba nie mogę.
– To normalne? – kontynuuje Zu. – Powiedz mi, czy to normalne? – patrzy na mnie swoimi dużymi oczami małego dziecka, a mnie zalewa bezgraniczny smutek i poczucie bezsilności.
Przytulam ją bardzo bardzo mocno.
BURDEL W GŁOWIE – BURDEL W ŻYCIU
Widzicie, człowiek to cholernie skomplikowana maszyna. Niekończące się kanały naczyń krwionośnych, korytarze połączeń nerwowych, tryliony synaps, miliardy neuronów, biliardy komórek… Żeby mógł sprawnie funkcjonować, wszystkie te elementy muszą działać bez zarzutu, komunikując się ze sobą i tworząc spójny system. Zabawne, że czasami po prostu boli Cię ręka, a okazuje się, że masz chorą wątrobę…
Tak samo działa ludzka głowa – żeby człowiek potrafił w pełni, świadomie samostanowić o sobie, jego podświadomość musi być wolna od traum i nieprzepracowanych tematów. Jego świadomość musi być w pełni skoncentrowana na tym, co TU i TERAZ, gotowa na zmierzenie się z różnymi emocjami, również tymi trudnymi, jak złość, smutek, żal, tęsknota, wściekłość, bo od nich nie uciekniesz, a jeśli uciekasz, to znaczy, że UCIEKASZ generalnie, w życiu. Superego, a więc Twoja moralność i zasady, powinny być stabilne, unormowane i obecne w sposób naturalny, niepodlegający dyskusji, wyznaczający Twoją ścieżkę. Tak działa zdrowa jednostka.
Sęk w tym, że zdecydowana większość z nas ma w dyńce burdel. Niektórzy bardziej zdają sobie z tego sprawę, inni mniej, ale prawda wygląda tak, że większość z nas ucieka: w jedzenie, alkohol, seks… Zresztą, już o tym pisałam ostatnio.
Jeśli pójdziemy krok dalej, otrzemy się o różne formy AUTOAGRESJI: ćwiczenie ponad własne możliwości; samookaleczanie, w tym też różnego rodzaju skaryfikacje; nałogi: alkoholizm, seksoholizm, zakupoholizm, pracoholizm, narkomanię; zaburzenia odżywiania: bulimię, anoreksję, otyłość, ale też o depresję i próby samobójcze…
Ktoś, kto nie ma podstawowej wiedzy psychologicznej i lubi pochopnie wydawać ocenę na temat innych, stwierdzi, że Zu jest zwykłą szmatą. Zblazowaną dziunią, która daje dupy z podziękowaniem ręki. Naiwną, tępą dzidą, która sama nie wie, czego chce od życia. Ja powiem, że człowiek, który tak mówi, prawdopodobnie sam nadaje się na terapię.
Gdyby się nie nadawał, to by rozumiał, że Zu po prostu nikt nigdy nie nauczył być dla siebie dobrą. Nikt nie nauczył jej o siebie dbać. Kochać siebie.
Co najśmieszniejsze, ci którzy szybko i bez zastanowienia wydają opinie na temat innych, nie mając o nich szczątkowej wiedzy, też zwykle są niedokochani, niedopieszczeni, niedoopiekowani…
KOCHAĆ, JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
– Zu, wiesz, że bardzo Cię kocham? – szeptam jej do ucha i wycieram rękawem łzę, która spływa po bladym policzku. – Też powinnaś tego spróbować.
– Pokochać ciebie?
– Nie, głuptasie. Siebie pokochać. Siebie.
Zu milczy. Patrzy na mnie swoimi wielkimi, niebieskimi oczami dziecka.
– A co tu kochać, Malw?
*
Bo widzicie, człowiek to cholernie skomplikowana maszyna.
fot. ADRIANNA ELK PHOTOGRAPHY, pexels.com