Wchodzę na jego profil. Zmienił zdjęcie. Ile to już czasu minęło? Ponad dwa lata. Usiłuję ustalić, czy po amputacji pozostał jakikolwiek ból fantomowy. Ze zdziwieniem odkrywam, że nie. Przeglądam wszystkie zdjęcia i czekam, aż mi wykręci serce na drugą stronę, ale nic takiego się nie dzieje. A więc mieli rację, kiedy mówili, że czas leczy rany.
Grażyna prosiła, żebyśmy nie uciekali od własnych emocji. No więc patrzę na tę jego mordę, twarz, którą kiedyś gładziłam opuszkami palców, z której spijałam łzy i która była mi najbliższą na świecie i zastanawiam się, co czuję. Tęsknotę za nim? Nieee. Chyba nie. Na pewno nie. Tęsknotę za człowiekiem, który rozumiał mnie bez słów i czuł zakończeniami połączeń nerwowych? Tak. Chyba tak. Bardzo tak.
Przecież już go nie znam.
Ciężko mi.
Widzę, że jest szczęśliwy. To dobrze.
Nie ze mną. To źle. Źle?
Chyba tak, bo oznacza, że gdzieś, w którymś momencie, zawiodłam. Jako kobieta. Jako przyjaciel. Jako człowiek.
I tak, wiem, że związek to dwójka ludzi i oboje popełniają błędy i to nigdy nie jest tak, że tylko jedna strona bla bla bla. Ale nic nie poradzę na to, że czuję porażkę spływającą gdzieś z okolic przysadki mózgowej po gardle aż do serca.
Wciskam krzyżyk w prawym górnym rogu.
*
Ten sam eksperyment z Nie-Ważne-Jest-Imię.
Wchodzę na profil, czekam aż mną jebnie o ścianę, ale znowu nic, pustka, null, zero. Włączają się uczucia typowej fanki serialu nadawanego w niedzielne popołudnie: sympatia, życzliwość, proszę usiąść, ja-tu-pani-naleję, całuję rączki, uszanowanko.
No kurwa, co z tobą?! – pytam siebie kurtuazyjnie i wtedy zauważam. Zdjęcie. On. Bardzo szczęśliwy. Znów nie ze mną.
I znów pytanie, które dziś nie pozwoli mi zasnąć.
*
Dlaczego nie jesteś z człowiekiem, dla którego byłabyś wystarczająco dobra?
*
Dlaczego nie jesteś człowiekiem, dla którego byłabyś wystarczająco dobra?
*
No i proszę.
Mamy odpowiedź.