Kobiece piersi są obiektem męskiego pożądania od wieków. Pisał już o nich Owidiusz w „Sztuce kochania”, malował je z uporem maniaka Modigliani, Johnny Depp zachwycił się ich „ponadczasowym, klasycznym pięknem”, a Starowieyski twierdził, że „cyc nie kutas, stać nie musi”.
Od współczesnego cycka wymaga się, żeby był jędrny i sterczący, zwieńczony niewielkim, różowym sutkiem. Rozmiar? Wiadomo, 75 C. Kształt? Dorodne jabłko. Cycki nie mogą się rozchodzić na boki, sutek nie powinien być duży i ciemny, a w ogóle najlepiej by było, gdyby końcówka cycka idealnie dopasowywała się do kształtu męskiej dłoni.
Wieje nudą. A co z cyckami obwisłymi? Albo takimi jak moje, w rozmiarze B? Co z tymi skierowanymi na Wschód i Zachód? Niesymetrycznymi? I w kształcie stożka? No co, ja się pytam? I pytam poważnie, bo kobiece piersi to w dzisiejszych czasach poważna broń biologiczna. Po pierwsze – karmią przyszłe pokolenia. Po drugie – Femen. Po trzecie szczują, dzięki czemu coraz więcej sklepów militarnych, gospodarstw rolnych i firm typu poldrut sprzedaje swoje produkty.
Źródło: Press.pl
Nie wiem, czy wiecie, ale jeszcze parę tysięcy lat temu mężczyźni mieli kompletnie inne zdanie na temat kobiecych piersi niż teraz. Na przykład w starożytności duże piersi były obiektem drwin. Panował kult ciała – tak męskie, jak kobiece, miało być perfekcyjnie wyrzeźbione. W czasach, kiedy o stanikach biegowych nikt jeszcze nie słyszał, małe jędrne piersi ułatwiały uprawianie sportu i pracę nad sylwetką, stając się tym samym synonimem kobiecego piękna.
Źródło: Visualphotos.com
Średniowiecze przyniosło zmiany obyczajowe wynikające z teocentryzmu. Seksualność człowieka została zredukowana do poziomu zero, a dotychczasowe orgietki w rzymskich pałacach zastąpiła asceza i umartwianie się na słupach. Kobiece piękno zaczęto utożsamiać z bladą cerą, zapadniętymi policzkami, ogólnym wychudzeniem organizmu i zanikiem piersi. Wypisz wymaluj to, co dzieje się dziś na największych światowych wybiegach mody, tyle że już nie pod zwojami sukien sięgających ziemi, ale pod skrawkami materiału wg projektu Yves Saint Laurent czy innej Prady.
Po okresie oświecenia, w którym powrócono do antycznych wzorców, nastąpiła epoka baroku i prawdziwy bum na gloryfikację życia i cielesności. W cenie były rozlewające się niczym Grycanki kobiety, które lubiły pojeść, popić i pobaraszkować. Piersi miały być pełne, obfite, wyeksponowane. Takie trochę „rozlazłe”.
Źródło: wisdomportal.com
W XX wieku wielcy malarze, rzeźbiarze i poeci przestali wyznaczać standardy dotyczące kobiecego piękna. Zaczęli to za nich robić ludzie filmu, a później media. Bezsprzecznym przełomem było pojawienie się Normy Jeane Mortenson, czyli Marylin Monroe – mokrego snu większości facetów na kuli ziemskiej od lat 40-tych do późnych lat 60-tych XX wieku. To ona pojawiła się na okładce pierwszego „Playboya” i, jak pisze „Newsweek”, jako pierwsza uczyniła swoje piersi (a zaraz po nich resztę ciała) atrybutem od którego uzależnili się mężczyźni na całym świecie. Co ciekawe, jej pełne kształty nie szły w parze z dużym biustem. Podobno Monroe nosiła specjalny dwuwarstwowy biustonosz, dzięki któremu jej biust wyglądał, jakby był o rozmiar większy.
Źródło: Flickr.com
Biust Sophii Loren, który swego czasu też ujrzał światło dzienne i doprowadzał mężczyzn na całym świecie do białej gorączki, dziś nie wzbudza w męskiej części populacji aż tak wielkich emocji. Lekko spłaszczony, umiejscowiony dość wysoko wygląda, jakby (cyt. za kolegą) „żył własnym życiem i kontemplował niebo”.
Źródło: altervista.org
Komentarz znajomego sprawił, że zaczęłam się poważnie zastanawiać, jaki biust – zdaniem mężczyzn XXI wieku – jest biustem perfekcyjnym?
Obserwując Was, Drodzy Panowie, widząc Wasze reakcje i czytając komentarze na innych, męskich blogach, dochodzę do wniosku, że współczesny facet szuka cycka silikonowego. Miseczka C, jędrny i nieopadający, krągły, dopasowany do dłoni, mięciutki jak kaczuszka… Cóż. Takie cuda w naturze występują rzadko. Piękne krągłe piersi, które oglądacie na rozkładówkach magazynów, w reklamach albo filmach porno (do których osobiście nic nie mam), bardzo często są dziełem współpracy chirurga, skalpela i żelowej wkładki. Nie krytykuję tego. Nie twierdzę, że silikonowe cycki są złe. Twierdzę natomiast, że silikonowe cycki są silikonowe. I że żadna kobieta niestety się z takimi nie rodzi. Jeśli więc nie chcecie zasypiać co noc z głową na polidimetylopolisiloksanie, otwórzcie oczy i dostrzeżcie piękno kobiecych cycków. Tych małych i dużych, sterczących i opadających, stożkowych, walcowych i okrąglutkich niczym jonagored. Nimi wszystkimi da się bawić. Serio ;)