Zróbmy mały test. Poznajesz faceta. Zaliczacie parę spotkań. Jakaś kawa, jakieś kino, kolacja. W końcu zaprasza Cię do siebie. Ma gotować, więc zakładasz najlepszą kieckę, najwyższe szpilki, samonośne pończochy i stringi, w których Twój tyłek wygląda na taki w sam raz do gryzienia. Umówmy się – dziś wieczorem nie idziesz do niego jeść.
Pukasz, obciągasz sukienkę, przejeżdżasz nerwowo językiem po zębach. Poprawiasz włosy, ale kiedy słyszysz kroki w przedpokoju, szybko opuszczasz dłoń. Wypinasz cycki, czujesz zapach własnych perfum. Podnieca cię to. Trochę.
Co nas kręci, co nas podnieca
Otwiera drzwi.
Ciało. Koszula. Spodnie. Przez moment zatrzymujesz wzrok na rozporku, zupełnie bezwiednie, bo przecież wszystkie tak robimy, tylko oni o tym nie wiedzą. Podjeżdżasz wzrokiem do góry, łapiesz go na tym, jak gapi się tam, gdzie powinien. Prawy kącik ust Ci drży, ale nie dajesz nic po sobie poznać. Wchodzisz, cześć cześć, buzi buzi. Bierze od Ciebie torebkę, pomaga zdjąć płaszcz, czujesz bazylię i czosnek. Faceci lubią przed pierwszym bzykaniem serwować makaron. To takie proste, włoskie i seksowne. Zawiera parmezan i pasuje do wina. Tak, makaron się sprawdza. No i ciężko o danie, które trudniej spieprzyć.
Podaje Ci wino. Czerwone wytrawne. Pyta, czy ok. Kiwasz głową, wino delikatnie drażni język. On wraca do gotowania, a Ty wiesz, że robi to celowo. Bo on wie, że Ty wiesz, że on wie, że Ciebie to kręci. Czosnek rumieni się na rozgrzanej oliwie, jego dłonie kroją pomidory. Ma idealne palce – smukłe, długie, zadbane. Zastanawiasz się, jak daleko będzie w stanie nimi sięgnąć.
Podnosi wzrok znad deski, patrzy na Ciebie, uśmiecha się tak, żebyś miała 100% pewności: ta noc nie skończy się szybko. Jest mokro i lepko.
Pytasz o toaletę, po drodze zgarniasz kosmetyczkę, w końcu trzeba zrobić check-in w lustrze. Tykasz włącznik światła, wchodzisz i…
Nie tego się spodziewałaś
Krem pod oczy. Krem na zmarszczki. Krem na odciski. Krem na dzień i krem na noc. Krem do skóry naczynkowej. Żel do włosów, guma do włosów, lakier do włosów. Odżywka do skórek. Odżywka do stóp. Płyn micelarny (seriously?). Co najmniej 20 różnych flakoników z wodami po goleniu i perfumami. Peeling, pumeks, pomadka do ust zniszczonych.
Siadasz na brzegu bidetu (on ma bidet) i zapłakujesz rzewnymi łzami jak bohaterki książek Coelho. Czujesz się dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy miałaś 5 lat, a rodzice obiecali, że kupią Ci coś dobrego. I przynieśli, kurwa, ciepłe lody.
Siedzisz na tym kiblo-bidecie świadoma, że nie pozostało Ci zbyt wiele czasu. Albo wyjdziesz (ale co z seksem?) albo zostaniesz tu i pozwolisz sobie na dobre rżnięcie z pełną świadomością, że przez cały czas będziesz widzieć jego płyn micelarny przed oczami.
Co robisz?
A czego oczekiwałaś? Że zadbany facet będzie miał na półce krem Nivea i brzytwę? Kochana, ten gatunek wymarł razem z Rhettem Butlerem. Wzorce, które wpajali nam nasi dziadkowie i rodzice, dziś są, delikatnie rzec ujmując, o kant dupy rozbić. Bo dziś, bardziej niż mądrość, liczy się młodość. Bardziej niż to, co „męskie” i „kobiece”, liczy się to, co unikalne, jedyne w swoim rodzaju. Płciowość odgrywa coraz mniejszą rolę. Unifikujemy się, znajdujemy sposób na zaistnienie poza przypisanymi nam rolami. Sztywne ramy i dotychczasowe wzorce kulturowe przestają obowiązywać. Chcemy po prostu być wiecznie młodzi, wiecznie piękni. A kiedy dostrzegamy u siebie pierwsze oznaki starzenia… Cóż, świrujemy. Tylko że dziś to świrowanie nie jest już zarezerwowane wyłącznie dla kobiet.
Czy to złe? Nie. To znak naszych czasów. Czy mężczyzna, który używa większej ilości kosmetyków od przeciętnej kobiety jest „jakiś inny”? Nie. To znak naszych czasów. Czy to powód, żeby takiego faceta skreślać? Zanim odpowiesz sobie na to pytanie…
Cofnij się w czasie
Tak o parę godzin. Co robisz? Prysznic. Golisz/woskujesz. Wklepujesz krem. Wcierasz odżywkę. Spłukujesz odżywkę. Smarujesz balsamem. Regulujesz brwi. Malujesz paznokcie. Godzina. Układasz włosy. Robisz makijaż. Dwie godziny. Wychylasz dwie lampki wina. Dwie i pół godziny. Zastanawiasz się, co założyć. Trzy godziny. Odrywasz metki od ubrań. Nowe gacie, nowe pończochy, nowy stanik. Nowa sukienka. Przecież wcale się nie starałaś. Cztery godziny. Zmieniasz koncepcję. Raz. Drugi. Trzeci. Cztery i pół godziny. Wybierasz perfumy, dopasowujesz biżuterię. Pięć godzin.
Ktoś złośliwy zapytałby, czy aż tak bardzo chciałaś poruchać? Ja tylo zapytam: skoro my mamy przyzwolenie na to, żeby niuniać się ze sobą godzinami, dlaczego chcemy tę przyjemność odebrać facetom? A niech sobie mają te swoje kremy pod oczy, swoje maseczki i peelingi do stóp. W końcu lepiej tak, niż jakby mieli straszyć zrogowaciałym naskórkiem, włosami na plecach i odorem potu.
Zacznijmy od nowa
Pytasz o toaletę, po drodze zgarniasz kosmetyczkę, w końcu trzeba zrobić check-in w lustrze. Tykasz włącznik światła, wchodzisz i…
Odpowiedz sobie sama.